Paulina Krawczak to dziewczyna przekozak, która całą swoją osobą emanuje dobrą energią i wielką pasją do gór. Od kilku lat zajmuje czołowe miejsca w licznych biegach ultra organizowanych od Bieszczad po włoskie Dolomity. Niewiele jednak wciąż o niej wiemy… Zamiast w Internetach, spotkamy Paulinę biegnącą gdzieś na górskich szlakach, pokonującą szalone przewyższenia na szosie, czy po prostu śmiejącą się w sympatycznym gronie klubu Biegusiem.pl.
Spotykam się z Pauliną na vege lunch w Warszawie niedługo po jej zwycięstwie w Biegu Ultra Granią Tatr. Między jednym kęsem naleśnika ze szpinakiem, a drugim – pytam, czy może nie poświęcimy dłuższej chwili na rozmowę o niej, aby przybliżyć jej historię Czytelnikom Treningbiegacza.pl. Paulina przełyka z trudnością naleśnika i peszy się, mówiąc, że jak to o niej … przecież ona po prostu biega, bo to kocha. No właśnie. Dlatego bardzo mi zależało, by porozmawiać z Pauliną na temat jej pasji do aktywności fizycznej, bo uważam, że historia ta może zainspirować niejedną osobę i przybliżyć sylwetkę Pauliny, którą znam prywatnie od wielu lat i sądzę, że świat powinien usłyszeć o niej nieco więcej.
Marta Dębska: Porozmawiajmy o Twoim ostatnim sukcesie na Biegu Ultra Granią Tatr. Wbiegasz na metę jednego z najtrudniejszych biegów w Polsce – 71 km i 5 000 m przewyższenia. Zajęło Ci to 10h13m … coś niesamowitego! Jakie to uczucie być pierwszą kobietą, która przekracza metę?
Paulina Krawczak: Przekraczając metę, czuję jednocześnie ogromne szczęście i mega zaskoczenie….Należę do osób, które nie analizują profilu trasy, nie patrzą na listy startowe … Wiesz, nic sobie nie zakładam. Chcę po prostu cieszyć się bieganiem! Dlatego też, nie miałam pojęcia, w jakiej dyspozycji jestem i jak mój organizm poradzi sobie w tak trudnym terenie. Uwielbiam bieganie po Tatrach ze względu na ich magię, niezwykłe przyciąganie – wiesz, o co mi chodzi? Czuję się tak naturalnie i swobodnie na tatrzańskich ścieżkach, że czasami zapominam, że nie jestem górską kozicą (śmiech)! Czysta przyjemność z biegu.
Tym samym, biegnąc, nie myślałam w ogóle o wyniku, chciałam po prostu dobiec do mety z uśmiechem na buzi. Nie fundować sobie wysiłku, który doprowadziłby do kryzysów, nie zarzynać się. Bez względu na to czy byłabym pierwsza, druga, czy pięćdziesiąta – to kompletnie nie miało znaczenia. Szeroki uśmiech na mecie, radość przeogromna, totalny kosmos, petarda, ideolo… Po prostu pozwoliłam ponieść się chwili i zanim się obejrzałam, byłam na mecie!
M.D.: Dlaczego właśnie Bieg Ultra Granią Tatr?
P.K.: Od kiedy moje stopy (i serce!) poczuły tatrzańskie ścieżki i kiedy dowiedziałam się o tym kultowym biegu, zapragnęłam przetestować swoje możliwości na trasie. Lubię biegi wymagające technicznie, a Tatry właśnie takie są. Często przyjeżdżam do Zakopanego treningowo, dlatego też, poznając te tereny, chciałam zmierzyć się z nimi podczas zawodów. W 2019 „totalizator BUGTowy” nie wylosował mojego numeru startowego (nie ukrywam, byłam zawiedziona) i w tym roku szczęściu trzeba było pomóc, aby w końcu stanąć na starcie wymarzonego biegu.
M.D.: Co było dla Ciebie największym wyzwaniem na trasie?
P.K.: Można powiedzieć, że cały bieg jest wyzwaniem dla każdego ultra biegacza górskiego. Kto zna Tatry, wie, że trasy są bardzo wymagające – długie podejścia oraz techniczne zbiegi. Dla mnie najtrudniejszym etapem biegu było zejście z Krzyżnego. Zejście, bo tam się fizycznie nie dało zbiegać – a wierz mi, że jestem szaleńcem na zbiegach, uwielbiam je! Tutaj jednak, to było absolutnie niemożliwe. Na szczęście nie był to długi odcinek trasy, ale trzeba tam było bardzo uważać, jak chciało się szybko pokonywać to zejście. Poza tym, każdy mały kryzys na trasie rekompensują widoki. Nie ma wątpliwości, że pomagają dzielnie radzić sobie z pokonywaniem trasy.
M.D.: Uchylisz rąbka tajemnicy na temat swojego treningu? Czy masz opiekę trenerską? Jak wygląda Twoja dieta?
Jasne, to żadna tajemnica (śmiech)! Moim trenerem jest mój organizm. To on mówi mi, na co ma ochotę (śmiech). Generalnie, trenuję sama. Z racji tego, iż nie mam normowanego czasu pracy, ciężko o współpracę z trenerami. Wiadomo, można wszystko pogodzić, ale ja jednak lubię biegać dla siebie, dla zabawy… Bez presji, bez założeń. Takie bieganie sprawia mi największą radość.
W planie treningowym opieram się na bieganiu zadaniowym i swobodnym. Dodatkowo, dość dużo czasu spędzam na moim rowerze szosowym (według mnie pomaga w biegach górskich), czasami też zakładam na nogi rolki, jako trening uzupełniający (aby coś czasami zmienić). Jednak podstawą, jak dla mnie, w treningu do biegów górskich jest trening funkcjonalny w domu (stability, mobility, itp…). Staram się też od czasu do czasu wyjeżdżać w góry, aby złapać troszkę górskiego powietrza i wysokości.
Jeśli chodzi o moja dietę, nie mam żadnej. Jestem wegetarianką, dlatego też posiłki przygotowuję sama – wtedy wiem, co jem, a świadome jedzenie to duży plus dla ludzi, którzy czynnie uprawiają sport.
Foto5; Największe szczęście w życiu to robić to, co się kocha. Źródło: Ultra Lovers (Jacek Deneka)
M.D.: Twoje największe sukcesy biegowe? 🙂
P.K.: Wiesz co… Moment, kiedy odkryłam górskie biegi ultra (śmiech!). Jest wiele biegów, które są dla mnie szczególne, ciężko wybrać te najlepsze, bo każdy ukończony bieg to dla mnie sukces. Zacznę może od początku: Korona maratonów to była moja pierwsza przygoda biegowa, która dostarczyła mi wielu emocji i wspomnień, dlatego zawsze będę ją wyjątkowo wspominać.
Pierwszy bieg górski, który przebiegłam spontanicznie, będąc nieopodal na wakacjach z rodziną i przyjaciółmi – Rzeźniczek w Bieszczadach-28km. Wystartowałam, „mega” przygotowana w „butach trailowych” (różowe buty asfaltowe) z plecakiem, który składa się w kostkę, a bardziej przypominał reklamówkę na zakupy niż plecak biegowy. Z jedną półlitrową wodą i zaciśniętymi sznurkami mojego „górskiego plecaka” przebiegłam całą trasę z uśmiechem na buzi i ku mojemu zdziwieniu z super rezultatem (wtedy zrodziła się moja miłość do biegania w górach).
Na pewno utkwił w mojej pamięci bieg Rzeźnika (z Adamem Banaszkiem: mix – 3 miejsce),bo było to moje pierwsze podium w tak prestiżowych zawodach. Ponadto przebiegłam mnóstwo wspaniałych biegów, które dostarczyły mi wielu pozytywnych, ale i też negatywnych odczuć – które też fajnie kształtują osobowość biegacza, m.in. Rzeżnik Ultra, ultramaraton Bieszczadzki 90km, Niepokorny Mnich, Ultramaraton Podkarpacki, GUT 84km, Tatra Fest Bieg.
Rok 2021 jest dla mnie przełomowy, bardzo fajnie mi się biega. Znalazłam sposób na siebie pod kątem rozwoju biegowego i to zaprocentowało. Bardzo dumna jestem z występu na Lavaredo Ultra Trail 120km (6 miejsce) – mój pierwszy zagraniczny start zakończony w dość dobrym stylu, z biegu Bieg Ultra Granią Tatr (1 miejsce) – największy chyba mój sukces, bo pobiłam rekord trasy w moich ukochanych Tatrach oraz ze spontanicznego udziału w Biegu 7 Dolin 100km (2 miejsce).
Jednak dla mnie nie tak ważny jest wynik, jak uśmiech i radość na mecie, dlatego najbardziej będę wspominać Maraton Warszawski, który pobiegłyśmy z Anią jako support naszego przyjaciela Kamcia, spełniając jego marzenie o ukończeniu maratońskiego dystansu. Radość na mecie nieoceniona, widząc jego euforię i łzy szczęścia.
M.D.: Za co kochasz bieganie dystansów ultra?
P.K.: Przede wszystkim, za atmosferę, jaka panuje podczas biegów ultra. Tam każdy czuje się zwycięzcą. Niezależnie od tego, czy ktoś przekracza metę jako pierwszy czy jako ostatni, każdy zawodnik dostaje tak samo gromkie brawa. I to jest piękne! Bo przecież każdy z nas przekracza swoje bariery i każdy z nas zasługuje na chwałę. Mega fajna rodzinna atmosfera, której nie poczujemy na ulicznych biegach.
Ponadto, kiedy jak nie na takim biegu mamy szansę podziwiać tak wspaniałe widoki i to przez wiele godzin. Robisz to, co kochasz – biegniesz, a w bonusie dostajesz przepiękne góry.
Ach, dodajmy jeszcze niesamowitych kibiców, petarda!!! Oni niosą podwójnie. Wspaniałe jest to, że z respektem podchodzą do biegaczy – biją brawa, krzyczą, dopingują, ustępują miejsca, czasami jakąś fotkę zrobią, czy też poczęstują wodą – po prostu czad.
M.D.: Co zawsze znajduje się w Twoim biegowym plecaku na trasie zawodów?
P.K.: Bułka z serem (śmiech). Jest to obowiązkowe wyposażenie mojego plecaka. Pomaga mi ona mentalnie. Lubię na trasie po nią sięgnąć, kiedy już zaczynają przejadać mi się żele energetyczne. Reszta to zalecane wyposażenie organizatora biegu.
M.D.: W jaki sposób radzisz sobie z mentalnymi kryzysami na długich dystansach?
P.K.: Staram się biegać w strefie komfortu, aby unikać takich sytuacji, ale wiadomo, nie zawsze to się udaje. Nie mam jakiegoś konkretnego sposobu na taką ewentualność. Wiesz, w takich momentach myślę o najbliższych i znajomych, którzy zawsze mi kibicują. Skupiam uwagę na widokach – podziwiam bezkres gór. Dostaję ogromne wsparcie od mojego supportu, który zawsze ładuje mnie dobrym słowem, gestem i swoją energią.
M.D.: Paulina, podziel się z nami trzema złotymi radami dla osób, które dopiero zaczynają biegać ultra dystanse w górach 🙂
- Baw się bieganiem.
- Pamiętaj – samo bieganie to za mało. Trzeba pracować nad wzmocnieniem całego ciała dla lepszych rezultatów oraz uniknięcia kontuzji.
- Małymi krokami do obranych celów. Musisz czuć, że jesteś gotów na ultra, wtedy radość na mecie będzie jeszcze większa!
M.D.: Na zakończenie, powiedz proszę, jakie masz plany biegowe na najbliższą przyszłość?
P.K.: W tym roku chciałabym się zmierzyć z większym dystansem niż 100km. Biorę pod uwagę Łemkowynę 150. Moim marzeniem jest UTMB… Właśnie Łemko potraktowałabym jako sprawdzian przed tym wyzwaniem. Ponadto, może uda się jeszcze gdzieś jakoś spontanicznie wystartować, u mnie nic nie wiadomo… Zobaczymy, co serce podpowie.
M.D.: Paulina, dziękuję Ci bardzo za tak radosną, sympatyczną i inspirującą rozmowę. To była prawdziwa przyjemność przesiąknąć Twoją dobrą energią.
P.K.: Nie ma sprawy, zmykam na trening. Wszystkiego dobrego!