Dla biegaczy nie tylko Nowy Rok jest okazją do podejmowania nowych zobowiązań czy stawiania przed sobą nowych celów do osiągnięcia. My robimy to nieustannie, co sezon, co miesiąc oraz po każdym ciastku. Wówczas mówimy wszystkim naokoło, a nawet umieszczamy posty w social mediach – “od jutra dieta, tym razem już naprawdę” albo “zacznę chodzić na wtorkowe treningi regularnie”, czy też “zobaczysz, że na wiosnę przebiegnę ten maraton”. Tymczasem okazuje się, że jeśli chcemy swoje cele osiągnąć, to powinniśmy siedzieć cicho.
Mówienie wszystkim o swoich celach wydaje się wywodzić z założenia, że wówczas będzie nam wstyd odpuścić, poddać się czy ich nie zrealizować. Ten wstyd ma dla nas stanowić dodatkową motywację w wytrwaniu dążenia do celu. Okazuje się jednak, że to założenie jest błędne. A wszystkiemu winny jest twój mózg.
Metoda kija nie działa
Po pierwsze, wstyd nie jest do końca idealnym motywatorem, zasadza się on na obawie o tym, co ludzie o nas pomyślą lub powiedzą. Kiedy do działania stymulują nas czynniki związane z odbiorem naszych działań przez inne osoby, mówimy o motywacji zewnętrznej. Ten rodzaj motywacji może być pozytywny, gdy spodziewamy się nagrody oraz negatywny, gdy obawiamy się kary, jest to klasyczny kij i marchewka. Wadą tego rodzaju motywacji jest jej krótkotrwałe działanie, najczęściej sprawdza się ona co najwyżej jako “starter” – wymyślasz sobie karę lub nagrodę i przystępujesz do działania. Na przykład, jeśli dzisiaj przebiegnę 5 km, to kupię sobie najdroższe buty do biegania. Ale jeśli po drodze nie znajdziesz motywacji wewnętrznej, kiedy robienie czegoś po prostu sprawia ci radość, to w tym działaniu nie wytrwasz. Najdroższe buty do biegania będą się kurzyć w szafie.
Dlatego ogłaszanie wszem i wobec, że schudniesz 10 kilogramów do świąt albo że na wiosnę przebiegniesz maraton, to może być co najwyżej starter. Gdy usłyszą to twoi znajomi, to z tyłu głowy będziesz miał przez kilka dni, co pomyślą o tobie, gdy ci się nie uda. Ale ten kij wkrótce przestanie działać, znajomi wkrótce o tobie zapomną, a Instagram zaleje kolejna fala postanowień. Zresztą, kto z nas jest skłonny robić coś przez kilka miesięcy ze strachu przed kijem? Może w styczniu pobiegasz kilka razy w obawie przed społecznym napiętnowaniem, ale w marcu najwyżej wymyślisz kontuzję, nadgodziny w pracy czy konieczność opieki nad chorą babcią. A ciastko zawsze można zjeść po kryjomu, tak, żeby nikt się nie dowiedział, że już nie trzymasz diety. Motywacja zewnętrzna negatywna między innymi z tych powodów już dawno została odrzucona w środowisku pracowniczym (zauważ, że np. pracodawca oferuje premię od sprzedaży, ale raczej nie grozi obcięciem wynagrodzenia, jeśli zadania nie wykonasz). Kij po prostu nie działa. Może chwilowo zmienić twoje zachowanie, ale aby wytrwać w postanowieniu, konieczne jest odnalezienie motywacji wewnętrznej.
Nagroda przed działaniem
Po drugie okazuje się, że kiedy coś postanawiasz osiągnąć i dzielisz się swoim postanowieniem z innymi, wówczas czujesz się… jakbyś już to zrobił. Po części wynika to z faktu, że samo podejmowanie wiążących decyzji zmiany swojego życia na lepsze lub zrobienia czegoś niesamowitego, wzbudza u innych podziw i wówczas wszyscy zaczynają klepać cię po plecach i mówić “brawo, jesteś super”, “dasz radę, przecież jesteś gość”, “nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych” oraz wszystkie inne piękne hasła, które sprawiają, że czujesz się fantastycznie. Raczej nikt nie powie “świetnie, w takim razie poczekam pięć miesięcy i dopiero wówczas ocenię, czy twoje słowo jest coś warte”, a już na pewno nikt nie powie “przecież tobie nic się w życiu nie udaje” (no chyba, że twoja wredna siostra).
Dlatego, choć w sumie jeszcze nic nie zrobiłeś, to już jesteś niesamowity. Dopiero co skończyłeś jeść ciastko mające pięćset kalorii, ale już teraz twój mózg dostał nagrodę w postaci wielu pozytywnych emocji od najbliższych albo od znajomych na Instagramie. Czy naprawdę musi się dalej starać? Ty sam czujesz się zresztą teraz niesamowicie dowartościowany i wówczas maleje chęć do “zmiany na lepsze”. Hej, przecież jesteś niesamowity, co nie? Powiedzenie komuś o swoim wielkim pomyśle jest prawie tak samo emocjonalnie satysfakcjonujące, jak jego realizacja.
Mówisz – odpuszczasz
Poza tym nawet jeśli niewiele osób poklepie cię po pleckach, to samo wypowiadanie głośno ambitnych postanowień sprawia, że czujemy się, jakbyśmy już je zrealizowali. Wow, powiedziałem to na głos, maraton! Hura. Twój mózg odczyta to jako osiągnięcie jeszcze zanim nałożysz buty do biegania przed pierwszym treningiem. W głowie już przecież praktycznie widzisz się na mecie w blasku chwały, a twój mózg zalewa fala endorfin, jakby to wyobrażenie właśnie stało się rzeczywistością. Dlatego, gdy opowiadasz komuś o swoim kolejnym wielkim pomyśle, mentalny proces wizualizacji przyszłego sukcesu przekonuje twój nieświadomy umysł, że to już się stało. Nie wypełnia twojego ciała niepokojem przed zwycięstwem, tylko świętowaniem po wygranej. Nic dziwnego, że masz wówczas mniejszą motywację do podejmowania jakichkolwiek działań.
Jak widzisz, dzielenie się swoimi postanowieniami może raczej zmniejszać motywację, niż ją wzmacniać. Już od 1933 roku wiele badań wykazało, że ludzie, którzy dzielą się swoimi planami i celami są bardziej narażeni na porażkę. Dlatego czasami o wiele lepiej jest poczekać z rozgłaszaniem swoich celów do momentu, kiedy rzeczywiście uda się je osiągnąć.
Źródła:
https://www.artofmanliness.com/character/advice/stay-quiet-and-get-to-work-why-you-shouldnt-share-your-goals/
https://www.marcellagerwerf.com/why-you-should-never-share-your-goals-with-others/
https://www.petershallard.com/why-telling-people-your-goals-is-a-fatal-mistake/
https://www.neverproductive.com/sharing-your-goals/
https://lifehacker.com/shhh-keeping-quiet-may-help-you-achieve-your-goals-5921478
https://www.corazlepszafirma.pl/blog/kij-marchewka-motywowanie