Bieganie to sport, o którym myślimy jako o dyscyplinie wybitnie indywidualnej. Podczas zawodów i na treningu zmagamy się przede wszystkim z własnym ciałem i samopoczuciem. Tak też jest na zawodach. Jednak często tak bywa, że obecność innych zawodników powoduje, że albo wewnętrznie się spinamy, co rzutuje negatywnie na jakość naszego biegu, albo wręcz przeciwnie, biegniemy lepiej i szybciej dodatkowo się mobilizując.
Jeśli ktoś towarzyszy nam podczas treningu, to może być on inny jakościowo od samotnego biegu. Mam tak wielokrotnie, że kiedy jestem sam, to nie narzucam sobie zbyt dużego tempa. Dlaczego? Czasami czuję w nogach poprzedni trening albo jestem zmęczony całym dniem i po prostu nie mam ochoty biec szybciej. Jednak gdy biegnę z innymi, to dostosowuję się, a potem zdaję sobie sprawę, że dałem spokojnie radę. Wychodzi mi to później na dobre, bo mój organizm przyzwyczaja się do szybszego biegu, co potem ma swoje pozytywne konsekwencje podczas zawodów. Tak więc można wysnuć wniosek, że bieganie z kimś powoduje stłumienie naszego ,,wewnętrznego lenia”.
Bywa tak, że w okolicy nie ma zbyt wielu trenujących. Nie zawsze też możemy dopasować terminy swoich treningów z biegowymi planami innych osób. Co zrobić? Może warto namówić swoją drugą połówkę do wspólnego biegania?
Trening z żoną, mężem ma inny wymiar, niż ćwiczenie z koleżanką, kolegą lub całkowicie obcą osobą. Nie musimy się specjalnie umawiać na konkretna godzinę, bo przecież możemy to wszystko dopasować na bieżąco. Poza tym, jak nam się nie chce biegać, to właśnie druga połówka może najbardziej nas zmobilizować do wspólnego wyjścia. To działa w dwie strony.
Trening z drugą osobą pozwala też na to, aby skorygować błędy techniczne, jakie popełniamy podczas biegu. Sami przecież mamy ograniczone pole manewru i nie widzimy własnych niedoskonałości. We dwoje czujemy się też bezpieczniej. Jest raźniej, łatwiej się obronić przed jakimś zagrożeniem ze strony potencjalnych napastników, a poza tym w przypadku zranienia, nagłej kontuzji, czy zasłabnięcia, to drugie może wezwać pomoc. Zwłaszcza wtedy, gdy udajemy się na długie wybieganie w odludne, leśne tereny.
Trening we dwoje czasami przybiera formę zabawy. Możemy się ścigać, wymyślać różne śmieszne propozycje biegowe. Małżonkowie dobrze się znają, więc doskonale wiedzą, na ile mogą sobie pozwolić. Każdy może też wymyślać nowe ćwiczenia i zestawy treningowe. Wtedy nie trzeba głowić się, by trafić w gust tej drugiej osoby, ale razem coś wymyślać. Jeśli macie gotowy plan treningowy i jedno z was zapomni, co mieliście w danym dniu ćwiczyć, to jest szansa, że to drugie będzie pamiętało. Co dwie głowy…
Wspólny trening warto prowadzić w taki sposób, żeby nie był nudny i zawierał elementy zabawy oraz rywalizacji. Oto kilka propozycji:
Fartlek. Podczas tego treningu partnerzy na zmianę decydują, kiedy ma nastąpić przyspieszenie i jak długo będzie trwało. Ta osoba, która w danym momencie nie dyktuje tempa, będzie musiała dostosować się do prędkości partnera. Oczywiście należy mieć na uwadze jej predyspozycje i możliwości. Należy wcześniej ustalić, jaki mniej więcej dystans będziemy pokonywać w szybszym tempie.
Gonitwa. W tej zabawie wprowadzamy element rywalizacji. Jedna osoba ucieka, a druga ma za zadanie dogonić ją na danym, wcześniej określonym dystansie. Oczywiście goni zawsze ten szybszy. Partnerzy ustawiają się w ustalonej odległości od siebie. Goniący wygrywa, jeśli przed umowną metą dogoni uciekającego. Jeśli to nie nastąpi, wtedy zwycięzcą jest ten drugi. Taki trening ma formę sprintu i może być traktowany jako interwałowy.
Zabawa sztafetowa. Do wykonania na stadionie lub niewielkiej np. 400 metrowej pętli.
- Trenujący stoją w odległości 100 metrów od siebie. Na dany znak zaczynają biec. Ta osoba, która stoi dalej, biegnie w szybkim tempie na ok. 70-80% swojego tętna maksymalnego. Druga osoba w tym momencie porusza się w truchcie. Gdy ta pierwsza do niej dobiegnie, wtedy klepie ją w ramię i przechodzi w trucht. Ta druga osoba w tym momencie zaczyna szybko biec w taki sposób jak partner na początku. Po zrobieniu okrążenia i dobiegnięcia do swojej drugiej połówki klepie ją w ramię i wszystko toczy się od nowa. Przed treningiem należy ustalić, ile takich powtórzeń mamy wykonać. Dzięki tej metodzie każdy wykona bieg w odpowiedniej dla siebie szybkości. Ważne jest to, że jedna osoba nie musi na drugą czekać, jeśli ktoś jest szybszy.
- Zamiast truchtać, czekamy w miejscu na partnera i po wykonaniu przez niego okrążenia zaczynamy szybki bieg.
- Odmiana dla zaawansowanych szybkościowo biegaczy. To intensywny trening, który potrafi zmęczyć zawodników. Na 400 metrowym stadionie czekamy na partnera w połowie dystansu czyli na 200 metrach. Kiedy on dobiegnie do nas robimy sprint, a partner musi przebiec boisko w poprzek i czekać na nas po jego drugiej stronie. Po przebiegnięciu 200 metrów klepiemy go w ramię i on biegnie dalej, a my teraz biegniemy w poprzek na umówione miejsce, zanim pojawi się tam nasz towarzysz.
Dogoń mnie. Biegniemy np. po parku lub w miejscu, gdzie zwykle można spotkać przechodniów, w równym rytmie, oddaleni od siebie np. o 50, 100 metrów. Należy trzymać się ściśle ustalonego tempa. Jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś człowiek, inny biegacz lub rowerzysta, to jest to znak dla partnera z tyłu, że w tym momencie może przyspieszyć. Jego zadaniem będzie dogonić swoją drugą połówkę, która stara się pierwsza dobiec do ,,ruchomego obiektu”. Jeśli jej się to uda, wtedy znów przechodzimy do wcześniejszego równego tempa. W innym przypadku następuje zamiana ról. Ustalamy wcześniej, że biegniemy tak przez konkretną liczbę kilometrów.
Rób to, co ja. Zaczynacie biec w tempie konwersacyjnym. Następnie po wcześniejszym ustaleniu, jedno z Was podaje tempo, w którym biegniecie na dystansie 1 kilometra. Oczywiście należy pamiętać, aby partner mógł temu podołać. Następnie przechodzicie do truchtu przez następne 1000 metrów. Potem druga osoba nadaje tempo. Robicie tyle powtórzeń, ile wcześniej ustaliliście.