Doniesienia angielskiej gazety „The Sunday Times” oraz niemieckiej stacji telewizyjnej ARD wywołały prawdziwą burzę w środowisku lekkoatletycznym. Media dotarły do wyników badań krwi sportowców, które wskazują na to, że jedna trzecia medali w konkurencjach wytrzymałościowych w latach 2001-2012 została zdobyta przez lekkoatletów podejrzanych o stosowanie dopingu. Trzeba przyznać, że to największy tego typu wyciek w historii sportu. Dokąd zmierza ten sport?
Sukces w cieniu dopingu
Wymienione wyżej media poinformowały jakiś czas temu, ze udało im się dotrzeć do 12359 próbek z badań antydopingowych bardzo pokaźnej liczby zawodników. Są wśród nich medaliści olimpijscy i mistrzowie świata. Stanowi to w sumie ponad 5000 osób w przeciągu 11 lat. Okazuje się, ze testy nie pozostawiają złudzeń. Ponad 800 sportowców uzyskało wyniki, które można określić jako te „bardzo podejrzane” lub „nienaturalne”.
Wyniki te analizowali oczywiście eksperci. Potwierdzono, że 146 medali zdobytych przez 76 osób (55 złotych medalistów) w konkurencjach wytrzymałościowych, należy do zawodników o podejrzanych parametrach krwi. Co więcej, żaden z tych zawodników nie został pozbawiony medalu.
Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) postanowiła dokładnie przeanalizować film dokumentalny „Doping – Top Secret: The Shadowy World of Athletics”, który został wyemitowany przez niemiecką stację. Z dokumentu możemy się także dowiedzieć, że tylko na igrzyskach w Londynie podejrzani o stosowanie dopingu sportowcy zdobyli aż 10 medali. Okazuje się, że w niektórych konkurencjach zajmowali wszystkie miejsca na podium.
Na celowniku ponownie jest Rosja (odkryto 415 podejrzanych próbek), dla której aż 80 procent medali zdobyli zawodnicy, u których wykazano nieprawidłowości. Nie lepiej jest na Ukrainie – aż 102 podejrzane próbki. Jeśli chodzi o dopingowe wpadki obywateli tych państw, to robi się z tego prawdziwy absurd. Okazuje się, że nadal nie istnieje tam sprawny system antydopingowy. Bywa wręcz odwrotnie – sztuczne wspomaganie wydolności jest elementem systemu treningowego. Dużo zdradza nam także historia. Kraje byłego Związku Radzieckiego chciały za wszelką cenę pokazać wyższość socjalistycznego systemu politycznego nad zachodnim i usilnie dążyły do zwiększenia swojej popularności przez sport. W latach 70. większość sportowców trenujących w tych państwach sięgała po doping. Działo się tak, bo nie było żadnych procedur kontrolnych. No i jaki mamy efekt? Rekord świata Marity Koch na 400 m – 47,60s – od 1985 nie został pobity. Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że zawodniczka sięgnęła po podejrzane środki.
W tym niechlubnym rankingu „dopalaczy” w czołówce pojawia się także Kenia, której podejrzani o doping zawodnicy mieli zdobyć aż 18 krążków. Jak wynika z pięciostronicowego artykułu opublikowanego na łamach The Sunday Times, sporo podejrzanych próbek zarejestrowano także w Maroku (82), Hiszpanii (81), Turcji (52), Grecji (42), na Białorusi (42), w Rumunii (32), Portugalii (32), a także w Stanach Zjednoczonych (32).
Są to z pewnością bardzo niepokojące wyniki. Dowodzi to, że wielu sportowców czuje się całkowicie bezkarnie. Wydaje się, że doprowadziła do tego bezczynność IAAF. Musimy jednak poczekać na dalszy rozwój tej sprawy. Wyniki badań są bardzo niepokojące, ale potrzebne są jeszcze bardziej szczegółowe dane. Oczywiście IAAF odpowiada, że rewelacje opublikowane przez Sunday Times są nieprawdziwe, bo otrzymane wyniki mogą być spowodowane zupełnie innymi czynnikami. Trzeba także podkreślić, że na razie zawodnikom jednoznacznie nie udowodniono stosowanie zakazanych środków. Nadal więc są niewinni…
Tego rodzaju publikacje nie są oczywiście jednoznacznym dowodem na doping, ale stawiają bardzo ważne pytanie, czy organizacje sportowe robią wystarczająco dużo, aby walczyć z rozmaitymi nadużyciami i oszustwami. Właśnie zakończyły się mistrzostwa świata w lekkoatletyce w Pekinie, a ARD donosi, że sportowcy coraz częściej poddają się transfuzji krwi i przyjmują EPO (erytropoetyna – glikoproteinowy hormon peptydowy) w celu zwiększenia liczby czerwonych krwinek…
Afera za aferą
Głośne afery dopingowe nie są oczywiście czymś nowym. Ciemna strona sportu już od wielu lat ma się całkiem dobrze. W naszym biegowym światku jest sporo nazwisk owianych najgorszą sławą. Mowa na przykład o Benie Johnsonie, tak samo Marion Jones stosowała doping. Nie można tutaj nie wspomnieć o słynnym Aptekarzu (przezwisko nie wzięło się znikąd) – Charlie Francis, który przez lata podawał Johnsonowi stanozolol (steryd anaboliczny). Został zdyskwalifikowany w 1988 roku, jednak wrócił na bieżnię i nadal faszerował się niedozwolonymi substancjami, aż w 1993 roku dożywotnio wykluczono go ze sportu.
Nie tak dawno przecież wybuchła afera z Alberto Salazarem i Nike Oregon Project (pretenduje do największego skandalu w bieganiu długodystansowym). Salazar jest dla milionów symbolem ciężkiej, wręcz katorżniczej pracy i absolutnej perfekcji w dążeniu do celu. Jest wzorem dla wielu ludzi, może więc zapłacić za to największą cenę…
Wróćmy jednak do historii. Amerykanka Marion Jones była mistrzynią świata i mistrzynią olimpijską na dystansach 100 i 200 m. Okazuje się też, że spore sukcesy odniosła także w wstrzykiwaniu sobie EPO. W 2007 roku światło dzienne ujrzała jej prywatna korespondencja, w której przyznała się do sztucznego wspomagania. Odebrano jej oczywiście wszystkie zdobyte medale i nagrody. W 2010 roku wróciła, tym razem próbuje swoich sił w koszykówce. Ciekawe, czy nadal stosuje doping?
Walka z dopingiem
W 2011 roku IAAF wprowadziło paszport biologiczny, który ma zawierać informacje dotyczące parametrów krwi zawodnika. Dzięki niemu można szybciej udowodnić stosowanie dopingu u sportowców za sprawą zmian w obrazie krwi, do których dochodzi po stosowaniu specyfików. Metoda ta przyniosła już sporo wymiernych korzyści. Na razie na jej podstawie dyskwalifikowani są lekkoatleci.
IAAF pinformowało, że na walkę z dopingiem wydało w 2014 roku ponad 2 miliony dolarów. W komunikacie podkreślono, że to prawie dwa razy więcej niż wydał na ten sam cel Międzynarodowa Unia Kolarska 2013 r. Czy faktycznie jest lepiej?
Trzeba wziąć pod uwagę to, że głównym problemem działań antydopingowych jest brak pieniędzy. Nie ma środków na edukację, na zwiększenie liczby testów i kontroli. Miejmy jednak nadzieję, że głośne afery przyczynią się do dostrzeżenia realnego zagrożenia i wprowadzenia fundamentalnych zmian w systemie.