Spis treści
Nie od dziś wiadomo, że nasze możliwości treningowe, a tym samym ewentualne wyniki na zawodach, zależą od bardzo wielu czynników. Wśród najbardziej ogólnych można wymienić: plan, zgodnie z którym trenujemy, dietę, która towarzyszy nam na co dzień oraz – wypadkową tych dwu – prawidłową regenerację. Obecnie część z nas wchodzi w okres mniej lub bardziej intensywnych przygotowań do wiosennych startów, zatem wypada przyjrzeć się tym czynnikom uważniej. Dzisiaj na tapetę pójdzie regeneracja.
Od ogółu do szczegółu
Jak wspomniałem, regenerację można traktować jako wypadkową planu treningowego i diety. Ten pierwszy powinien zakładać określoną liczbę dni wolnych od treningu bądź znacznie lżejsze jednostki treningowe, które przeplatałyby się z tymi intensywniejszymi. W rachubę wchodzi także ilość i jakość snu. Z drugiej strony, odpowiednio zbilansowana dieta zapewni organizmowi wystarczającą liczbę składników odżywczych w okresie okołotreningowym i w ciągu całego dnia. Tak wygląda to na papierze i… niestety tylko na nim.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę przeciętnego amatora (nie o przeciętnych wynikach, ale tzw. „szarego Kowalskiego” w świecie biegaczy), na pierwszy rzut oka dojrzymy, że ilość odpoczynku w jego planie treningowym jest ułudą w obliczu kilkudziesięciu godzin pracy w tygodniu. Dieta bardzo często zależy od knajpy, którą akurat mamy za rogiem bądź od czasu, którego wiecznie brakuje. Z kolei treningi nie przewidują „brania jeńców” – lecimy na maksa, bo życiówki same się nie wybiegają.
Mamy w tym momencie dwie drogi – albo kontunuujemy swój bieg w objęcia kontuzji, która najprawdopodobniej już zaciera ręce, albo zrewidujemy nieco nasze podejście do kwestii regeneracji.
Aminokwasy – z siłowni na biegowe ścieżki
Bardzo długo podstawowym produktem polecanym biegaczom w celu poprawy zdolności regeneracyjnych były odżywki węglowodanowe. Popularne „węgle” zalecane były przede wszystkim w okolicach treningu: przed, by zapewnić energię do działania, bezpośrednio po, by możliwie szybko odbudować źródła energii. Węglowodany to jednak nie wszystko, bowiem długotrwały wysiłek (szczególnie intensywny, z którym mamy do czynienia w sezonie startowym) prowadzi do mikrourazów mięśniowych, którym nie sposób zapobiec wyłącznie cukrami. Te niewielkie zniszczenia bardzo często objawiają się pod postacią bólów pourazowych, mylnie nazywanych zakwasami. Ich eliminacja w dużej mierze zależeć będzie od wystarczającej podaży podstawowego budulca mięśni, czyli białka.
Zależności te początkowo intrygowały głównie bywalców siłowni, tam bowiem na mięśniach skupia się całą uwagę (w naszym przypadku oprócz siły czy masy, liczy się także wydolność, wytrzymałość i dynamika). Zaprocentowało to licznymi badaniami i – co oczywiste – popytem na produkty zawierające łatwo przyswajalne białka, łączące dobre efekty i wygodę stosowania. Na popyt ten momentalnie zareagował rynek i obszar sportów siłowych zdominowały odżywki białkowe. Od niedawna ten trend trafia także do biegowego światka, choć w znacznie okrojonej formie.
Squeezy 100% Pure Amino
Markę Squeezy na pewno kojarzycie z odżywkami węglowodanowymi, których testy pojawiały się na naszym portalu. To także pierwszy producent żeli energetycznych w takiej formie, jaką znamy. Obecnie w Squeezy postanowili rozszerzyć swoją linię produktów o rodzinę odżywek regeneracyjnych, w tym o tabletki aminokwasowe 100% Pure Amino. Dlaczego zdecydowali się na właśnie taką formę? Aminokwasy od pełnych białek wyróżnia dużo sprawniejsza przyswajalność. Podobny zabieg zauważymy w przypadku odżywek węglowodanowych – tam także stawia się na szybkość wchłaniania. Pozwala to także dowolnie manipulować liczbą aminokwasów (które mają przypisane różne funkcje) oraz ilością każdego z nich.
100% Pure Amino występuje w postaci tabletek. Każda saszetka, odpowiadająca jednej dawce produktu, zawiera ich 5 (po 1 gram każda). W środku znajdziemy osiem aminokwasów:
- L-leucynę (19,6%),
- L-walinę (16,6%),
- L-izoleucynę (14,8%),
- Chlorowodorek L-lizyny (14,3%),
- L-fenyloalaninę (12,9%),
- L-treoninę (11,1%),
- L-metioninę (7%)
- oraz L-tryptofan (3,7%).
To zatem bogatszy skład od popularnych w różnych dyscyplinach sportu aminokwasów BCAA.
W świecie pięknych teorii i idealnie zbilansowanych diet, składniki te powinniśmy dostarczać do organizmu wraz z pożywieniem. Jak jednak zauważyliśmy, ideały takie można włożyć między bajki, a suplementacja aminokwasami może w przypadku części z nas wspomóc procesy regeneracyjne. Jak podaje producent, liczba aminokwasów w każdej porcji odpowiada tej, którą spożylibyśmy w 175 gramach mięsa, ryby czy drobiu, trudno zatem odmówić tym tabletkom wygody. Warto przy okazji wspomnieć, że produkt ten jest odpowiedni dla wegetarian i wegan.
Squeezy Protein Energy Drink
Druga propozycja Squeezy ma bardziej klasyczny charakter. To napój węglowodanowo-proteinowy, którego nie powstydziłyby się firmy kojarzone z kulturystyką, trafiający zarazem w zapotrzebowanie sportowców wytrzymałościowych. W 100 gramach produktu otrzymujemy: 376 kcal, 30 g białka, 60 g węglowodanów i nieco ponad gram tłuszczu. Poza tym błonnik oraz mikroelementy: sód, potas, wapń, fosfor, magnez, mangan, miedź, żelazo, cynk, jod, chrom, selen i witaminy (m.in. D, E, C, B6, B12). W jednym opakowaniu produktu otrzymujemy osiem 50-gramowych porcji, które rozpuścić można w wodzie lub mleku.
O ile pierwszy z wymienionych produktów można śmiało stosować zarówno przed, jak i po treningu, to Protein Energy Drink polecałbym spożywać po zakończeniu wysiłku. Jego skład sprawia zarazem, że może on pełnić funkcję zamiennika posiłku w sytuacjach kryzysowych bądź wówczas, gdy nie mamy siły przyjąć zwykłego posiłku (często dzieje się tak po bardzo dużym wysiłku, np. po biegu maratońskim).
Nowości Squeezy w praktyce
Ocena działania suplementów obarczona jest wieloma problemami, które często wytyka się tego typu recenzjom. Nie ukrywam, że i w tym przypadku mam pewne problemy, by ocenić działanie regeneracyjnej linii Squeezy. By odrobinę naświetlić sytuację, opiszę pokrótce, jak wyglądały moje ostatnie tygodnie treningowe, a następnie przejdę do kwestii regeneracji.
Produkty Squeezy trafiły do mnie niedługo po zakończeniu trzeciego ultramaratonu w tym roku (Zamieć w styczniu, Ultramaraton Hrabstwa Kłodzkiego w lutym i Zimowy Ultramaraton Karkonoski w marcu), zatem miałem za sobą dość intensywny okres biegania. Tygodniowo przebiegałem ok. 100 km, przy czym przynajmniej dwa dni w tygodniu odpoczywałem. Do tego dochodziła siłownia (3-4 razy w tygodniu) i rekreacyjnie ścianka wspinaczkowa (totalna amatorka). Okres, w którym przyjmowałem suplementy, był wolny od zawodów i obejmował zmianę planu – w marcu treningi biegowe odbywały się ok. 6 dni w tygodniu i zawierały dużo więcej elementów szybkościowych. Kilometraż pozostał na poziomie 100 km, nie zmieniła się także liczba wizyt na siłowni. Można zatem powiedzieć, że mimo braku zawodów, moja regeneracja zamiast zakładać zwolnienie obrotów, po prostu przeniosła akcenty z dłuższych na szybsze i częstsze treningi.
Jak zatem ocenić produkty Squeezy na tym tle? Najlepszą laurką będzie dla nich fakt, że nie czuję się fizycznie zamęczony utrzymywaniem dużej – jak na mnie – intensywności treningów. Dokładając do tego brak jakiejkolwiek sensownej diety, można odnieść wrażenie, że te suplementy muszą mieć coś w sobie, skoro czuję się tak dobrze. Bardzo pozytywnie oceniam także formę, w jaką są opakowane: saszetki pozwalają na łatwy transport poszczególnych porcji aminokwasów (jeżeli np. ktoś chciałby z nich skorzystać w trakcie biegów ultra, o czym czasami słyszę), a niewielka puszka odżywki energetyczno-białkowej miło kontrastuje z wielkimi bryłami ze sklepów kulturystycznych.
Mówiąc krótko – zarówno badania nad pozytywnym wpływem białka i aminokwasów na regenerację sportowców, jak i moje doświadczenia, wskazują na to, że warto solidnie przemyśleć zakup tego typu suplementów w okresie intensywnego wysiłku. Doskonały, czekoladowy smak czy wygodna forma jedynie uprzyjemnią ich spożywanie.