fbpx
Przemyślenia

Przetrenowane osły, czyli kiedy dopada kontuzja…

„Sky is the limit” mawiała moja nauczycielka. „Umysł wyznacza granice Twojej możliwości” mawia Ola z TreninguBiegacza.pl.
przetrenowane osly czyli kiedy dopada kontuzja

„Sky is the limit” mawiała moja nauczycielka. „Umysł wyznacza granice Twojej możliwości” mawia Ola z TreninguBiegacza.pl. „Wyjdź ze strefy komfortu, tylko wtedy masz szansę doświadczać” pisze Jacek Walkiewicz IKHAKIMA.

Wszystko pięknie, wszystko prawda, ale co zrobić, gdy jako ludzie z żelaza okazujemy się powstałymi z prochu? Gdy jako biegacze z mięśniami ze stali, okazujemy się słabi wobec matki natury? Gdy biegamy jak gepard, a jesteśmy zwykłymi upartymi osłami…

…gdy jesteśmy Przetrenowani.

Czasami nawet ludzie inteligentni okazują się głupcami, a głupcy głupimi pozostają. Trochę prowokacyjnie, trochę zawadiacko, a trochę, aby się zastanowić – atakuję tych z nas, którzy na szali wygranej stawiają własne zdrowie. Tych, którzy dopiero po czasie orientują się, że przetrenowanie, jakiego doświadczają, jest wynikiem ich silnego charakteru, perfekcjonizmu, dążenia do doskonałości i zaślepienia na sygnały, jakimi bombarduje ich organizm. Pozytywne, silne, mocne cechy, których znaczenie może nabrać innego wymiaru, zupełnie z odwrotnym rezultatem działań.

Krzysztof Dołęgowski, doskonały biegacz, podsumowując składowe wyniku biegu ultra rozdziela je w proporcji: 50% wytrenowanie + 25% taktyka + 25% psychika.

Sytuacja myślę dotyczy nie tylko „ultrasów’, ale i biegaczy pokonujących mniejsze dystanse.

Zewsząd docierają do nas sygnały motywacyjne, zachęcające i podtrzymujące ogień walki w drodze od szafki z butami biegowymi do wycieraczki po zakończonym treningu. Niezłomna psychika, ukierunkowane nastawienie na sukces, wola walki i wytrwałość godna największych – rzeźbią charakter każdego biegacza, który stawia przed sobą cele i do nich skrupulatnie dąży.

Zaplanowana taktyka, pieczołowicie przygotowany plan działania i doprecyzowanie wszystkich niezbędnych szczegółów – wyróżniają biegacza myślącego.

Godziny spędzone na treningu, wielozadaniowość i świadomy, wielkopłaszczyznowy rozwój organizmu – wskazują na zawodnika wytrenowanego.

Idealny zestaw trzech filarów sukcesu: praca, praca, praca.

Zdawałoby się, że właśnie znaleźliśmy przepis na podium, receptę na wygraną, jednak co się okazuje – wielu z biegaczy przecenia swoje możliwości. Nadambicja, brak cierpliwości w podążaniu małymi krokami w kierunku rozwoju, upartość myślenia w kategoriach więcej i wyżej, chęć dorównania lepszym i widzenie samych siebie pędzących niczym Kubica na torze F1, to droga tak, ale do wykolejenia i koniec-końców zderzenia z barierką otaczającą nasze ograniczone widzenie.

Cudownie, że mamy ambicje, że przesyceni jesteśmy pasją i wręcz promieniujemy energią pochodzenia biegowego. Zarzucani jesteśmy informacjami z zewnątrz o sile umysłu i ze skrupulatną wręcz dokładnością realizujemy ich założenia. Wbijamy sobie młotkiem do głowy „przeskoczę ból”, „muszę pocierpieć, aby potem cieszyć się sukcesem”, „im więcej pracy włożę w trening, im bardziej teraz wytarzam się w błocie i pocie, tym później większe żniwo radości zbierać będę na zawodach”…

Biegacze pasyjni, a do tego wychowani w duchu idealności i wykonujący plany treningowe od A do Z łącznie z Ą, Ę i całym cyferblatem – skazani są… na kontuzje. Niestety.

Bycie perfekcjonistą nie zawsze musi równać się z nadprogramowym wykonywaniem założeń.

Bycie mistrzem nie zawsze stawia znak równości w ślepej realizacji narzuconych planów.

Bycie wielkim oznacza bycie inteligentnym, analizującym, czującym i reagującym na każdy, nawet najdrobniejszy i najsubtelniejszy sygnał ze swojego wnętrza. Ponadwymiarowa integracja z własnym ja – tak, ale rozumiana jako wiedza o sobie na wylot, komunikacja swoich myśli, duszy i ciała, która odbywa się z niezachwianą wręcz dokładnością. Odrzucenie pędu życia korporacji, pędu milionów aut na autostradzie, kolejek w supermarketach, tysięcy kanałów w TV, smartfonów i lokomotywy z wyrwanymi od pędu hamulcami.

Nie znamy siebie.

Nie czujemy siebie.

Nie potrafimy odczytać zdań wypowiadanych przez nas samych. Nie rozumiemy języka swojego serca, duszy, organizmu. Ślepaki z wypranymi mózgami przez otaczający nas świat.

Tak mało chwil poświęcamy na samorozwój, na bycie sam na sam ze sobą, że nawet pozorny indywidualny trening i zaplanowana godzina-dwie truchtu, to tylko przykrywka, bo ucieczka od wyżej wymienionych zabijaczy. Słuchawki w uszach i wio! Tu radyjko, tu muzyczka. Tu zegarek, tu tempo, tu czas. Pędzące myśli, analiza, rozwiązywanie problemów, płacz, złość, walka z bólem. Zero czasu na wyciszenie, wsłuchanie, reset. Destrukcyjne myśli o skostniałych mięśniach, o bólu w kolanie, o wyjątkowo dziś nierównym oddechu, o czymś, co wlazło w plecy czy kostkę. A to rwie tu, a to czuję coś tam. Pęd. Pęd donikąd.

STOP!

Jestem głupia.

Gdy biegałam pasyjnie, to znaczy śpiewałam do ptaków, cieszyłam rosą poranka, chłonęłam wiatr każdym kosmykiem włosów – byłam biegaczem szczęśliwym. Nie imały się mnie przeciążenia, przykurcze czy bóle tu i ówdzie. Gdy przekroczyłam barierę półamator/półprofesjonalista, jak to mawia w „Trzech mądrych małpach” Łukasz Grass, zaczęło się ze mną dziać coś z granicy walki dobra ze złem. I proszę odebrać moje słowa z pełnym, jak najbardziej pozytywnym odbiorem całej sytuacji. Kocham biegać i przeskoczenie owej bariery biegacza weekendowego na biegacza trenującego według określonego planu, było niczym wyrwanie się z kokonu i zachłyśnięcie świeżym powietrzem. Było jak pierwszy oddech narodzonego właśnie w tej sekundzie dziecka. Było i jest – cudowne.

Po kilkunastu latach zamulenia mięśni jednostajnością pokonywanych kilometrów czuję się jak wolny ptak. Problem polega jednak na owej perfekcji i ślepym zakochaniu, które jak miłość między dwojgiem ludzi – potrafi czasem zakończyć się śmiercią. Destrukcyjna i wykańczająca miłość z miłości. Wręcz pożeranie i pochłanianie w całości swojego partnera nie dające mu szansy na złapanie tlenu. Wchodzenie z buciorami w jego małe poletko, które resztkami sił próbuje on obronić.

Nic dziwnego – kiedyś musi paść magiczne – Stop!

Mam kontuzję.

Mam uraz przez własną nadambicję. Przez wykonywanie założeń na ich granicy.

Gdzie ona była – ciężko określić, gdy widziało się samą siebie w niebie, bo sky is the limit.

Gdy w trakcie biegu na wysokich obrotach cisnęło się mocniej, szybciej, bo przecież ograniczenia siedzą w moim umyśle.

Gdy chciało się wyjść poza siebie i stanąć obok, aby dotknąć złota.

To musiało się tak skończyć i choć przyznanie się do własnej niedoskonałości i głupoty boli równie mocno co kontuzja, to mam nauczkę i daję przestrogę wszystkim tym, którzy mają piękne myśli o najpiękniejszym ze sportów – o bieganiu. Dbajmy o siebie i nauczmy się odczytywać pukanie organizmu od środka. Wyciszmy się, nauczmy medytować i poczujmy każdy szmer rozmowy siebie z sobą. Może już dawno jest to krzyk i wrzask, ale wypierany i odrzucany do kosza z brudnymi rzeczami po bieganiu? Może świadomie ignorowany sygnał, bo przecież kto nie da rady, jak nie ja.

Powtarzam – to cudowne mieć cele i pragnienia i kolosalną wolę walki, ale nawet najlepsi mają czas na regenerację, na suplementację, na odpoczynek i relaks. Nie zaniedbują ćwiczeń wzmacniających, rozciągają się i dopieszczają swoje ciała, aby wszystko stykało jak należy i kręciło się idealnie naoliwione.

Nawet najlepsi stopowani są przez trenerów, bo więcej wcale nie oznacza lepiej, bo to, że wyrwiesz na początku maratonu w zawrotnym tempie, wcale nie oznacza, że ukończysz go z tarczą. Wielu wraca na tarczy niesionych przez własną głupotę.

Nie jestem guru biegowym, do którego należy się modlić, ale apeluję o modlitwę do własnego rozsądku, bo nic nie boli tak bardzo, jak widok suchej bieżni, odsłoniętej przez roztopiony w końcu śnieg, na której nie możesz się rozpędzić, bo jesteś osłem.

Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

Total
0
Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis
Bieganie boso i przygoda z biegowymi... sandałami
Następny wpis
„TRZY MĄDRE MAŁPY” – Recenzja
Opinie

Dołącz do takich jak Ty!

Dołącz do ludzi takich jak Ty, którzy już nam zaufali i zostali biegaczami!

  • Podczas 10 tygodni udało mi się poprawić bazę tlenową z 32 do 35, znaleźć swoją odskocznię od trudności życia codziennego bez szwanku dla zdrowia  i jestem przekonana, że nie zrobiłabym tego bez programu Od zera do runnera przy nieocenionym wsparciu naszej grupy na Discordzie.
    Urszula - od zera do runnera

    Urszula

    Suwałki
  • Już miałem rzucić bieganie. Chciałem dać sobie z nim spokój, ale trafiłem do Was. Powiedziałem sobie spróbuję jeszcze raz od zera i okazało się, że to strzał  w dziesiątkę. Po marszach  bóle minęły, a co najważniejsze czuję w tych miejscach  włożoną pracę na treningach.
    IMG 20241026 230234 scaled e1730212654169

    Edward

    Ryczywół (wielkopolskie)
  • Program bardzo mi się podoba. Zachęciło mnie to że trwa 52 tygodnie (przerobiłam już kilka programów typu “przebiegnij 5 km w 5 tygodni” i zawsze na początkowych etapach się wypalałam – po prostu to była zbyt intensywna aktywność niedostosowana do moich możliwości). A w tym przypadku to rozłożenie intensywności wydaje mi się kluczowe.
    Marta OZDR

    Marta

    Warszawa
plany treningowe

Masz pytania? Mamy odpowiedzi.

Poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące biegania.

Ile biega amator?

Wyjdźmy od tego, aby ustalić, kto to jest amator.

Amator to każda biegająca osoba, która nie żyje z biegania. A więc i ta, która dopiero zaczyna, jak i ta, która biega 2:30 maraton. Różne również będą treningi tych osób. Ten, który zaczyna biegać, będzie 10-15 kilometrów tygodniowo, a bardzo zaawansowany biegacz może przekraczać i 150 na tydzień.

Ile powinno się biegać na początku?

W pierwszych tygodniach staraj się nie biegać więcej niż od około 8 do 15 kilometrów tygodniowo z podziałem na 3 lub 4 jednostki treningowe. Z czasem, gdy poczujesz się silniejszy i sprawniejszy stopniowo wydłużaj kilometraż.

Jak oddychać w czasie biegu?

Polecam Ci książkę Tlenowa przewaga, gdzie jest bardzo dobrze udokumentowane, dlaczego powinno oddychać się nosem w trakcie biegania, spania i dowolnej innej aktywności fizycznej.

Więcej przeczytasz także w naszym artykule “Jak oddychać podczas biegania?

Jak przebiec swoje pierwsze 5 km?

Gorąco Cię zachęcam do wybrania planu treningowego dla początkujących i trenowania zgodnie z jego wytycznymi. Może sprawdzić się plan https://treningbiegacza.pl/artykul/plany-treningowe-na-5km-z-dodatkowa-aktywnoscia-i-silownia

    Ile powinno się biegać na początku?

    Zakładam, że jeszcze nie biegasz i dopiero chcesz zacząć. Gorąco polecam Ci zapisanie się do naszego newslettera, aby otrzymać roczny plan treningowy dla początkujących.

    Link do zapisu.

    Jak zacząć biegać od zera?

    Na początku oceń swój stan. Podejdź do tego bardzo świadomie i odpowiedzialnie, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedy ostatnio podejmowałeś ostatnią aktywność fizyczną, ile ważych i ile masz wzrostu. Czy Twoje BMI jest w normie, czy raczej mocno odbiega od normy.

    Gdy będziesz w stanie określić swój stan, łatwiej Ci przyjdzie wybór odpowiedniego planu treningowego. W zależności od swojej obecnej formy wybierz taki, który będzie delikatnym wyzwaniem, ale nie będzie sprawiać, że po każdym treningu będziesz wracać do domu półprzytomny. Link do planów treningowych.

    Jak zacząć biegać, gdy się nie ma kondycji?

    Powoli i bez pośpiechu. Kondycja przyjdzie sama, pod warunkiem, że nie będziesz przeciążać swojego organizmu, który ma swoje limity.

    Zacznij od marszobiegu. Minutę idź, minutę biegnij. Powtórz to 7-10 razy na jednym treningu i wykonaj taki trening 3 razy w tygodniu przez najbliższe 5 tygodni. Bardzo szybko dostrzeżesz pozytywne objawy poprawy kondycji.

    Jakie tempo biegu dla początkujących?

    Adekwatne do Twojej obecnej kondycji. Jeśli nie jesteś w stanie biec bez przystanku i zaczerpnięcia tchu przez minutę, to bez sensu jest gnanie na łeb na szyję. Obierz takie tempo, aby swobodnie przy tym móc rozmawiać. Nazywa się to tzw. tempem konwersacyjnym. Jesteś w stanie biec i coś tam przy okazji mówić. Jeśli od razu brakuje Ci tchu w płucach, zwalniasz.

    Na początku nawet nie przejmuj się jednostkami typu 5 min/km, czy 25 sekund na 100 metrów. Na to przyjdzie czas.

    Masz pytania?

    Napisz do nas

      Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

      Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

      Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

      Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

      Rozpocznij przemianę od Zera do Runnera w drodze po zdrowe życie.
      Dołączam do programu