Motywacja

Odnaleźć wartość w niepowodzeniu

Nikt nie lubi przegrywać, choć czasem przegrywa każdy. Czy w porażce w ogóle kryje się jakaś wartość? Jak ją dostrzec? W jaki sposób traktować mniejsze lub większe niepowodzenia?
fotolia 120685794 subscription monthly mp

Nikt nie lubi przegrywać, choć czasem przegrywa każdy. Czy w porażce w ogóle kryje się jakaś wartość? Jak ją dostrzec? W jaki sposób traktować mniejsze lub większe niepowodzenia, aby wytrwać w dążeniu do zamierzonych celów?

Przeciwieństwo sukcesu

Pracując z grupami, lubię zadawać pytanie: „Jak myślisz, co jest przeciwieństwem sukcesu?” Prawie zawsze przytłaczająca większość stwierdza: niepowodzenie albo porażka. Kiedy upewniam się czy na pewno tak sądzą, na sali panuje konsternacja. Potęguję ją mówiąc, że dla mnie przeciwieństwem sukcesu jest przeciętność albo bezczynność. Tak, tak! Dobrze przeczytaliście – przeciętność i bezczynność dla mnie są wyznacznikami braku sukcesu w niemalże każdej dyscyplinie sportowej. W życiu zresztą również.

Mottem mojego liceum były słowa Konfucjusza – „porażek nie ponosi jedynie ten, kto nie podejmuje żadnych działań”. Działania natomiast nieodłącznie wiążą się z ryzykiem. Z jednej strony można tu wiele ugrać – jest chwała, zwycięstwo i euforia związana z osiągnięciem celu czy spełnienia swojego marzenia. Druga strona medalu to porażka, być może nawet klęska, pośmiewisko. Samo działanie niestety nigdy nie zagwarantuje sukcesu, ale jest konieczne, aby w ogóle można o nim pomyśleć. Działanie będzie prowadzić zarówno do wielkich i małych zwycięstw, jak i wielkich i małych niepowodzeń. Tak to już jest, kiedy podejmuje się ryzyko działania. Bo porażek nie ponosi jedynie ten, co nie robi nic.

Podam przykład, w jaki sposób działa ten mechanizm. Nie można nauczyć się jeździć na łyżwach czy nartach, nie lądując kilka lub kilkanaście razy na godzinę na swoich czterech literach. Górale mawiają: „jak się nie wywrócis, to się nie naucys”. Dlatego dobrze jest się wywracać! Dobrze jest „przegrywać”, ponieważ z każdą wywrotką stajemy się bardziej doświadczeni i świadomi. Rozwijamy umiejętności i coraz lepiej wiemy, co działa, a co nie. Posiadamy lepszą kontrolę nad własnym ciałem i pomimo upadków chcemy dalej jeździć! Najfajniej widać to u dzieci – one uczą się najszybciej i to nie tylko z racji swoich psychofizycznych predyspozycji. Owszem, jest to jakiś czynnik, ale w moim przekonaniu dużo ważniejsze jest to, że one nie boją się upadać. Dzieci próbują, ponoszą porażki, podnoszą się i znowu próbują, aż do skutku. Aż odniosą zamierzony cel, czyli w tym przypadku nauka umiejętności, takich jak jazda na nartach czy łyżwach. Jak upadną, to wstaną i pojadą dalej. Niestraszne im siniaki czy nawet złamania, bo o tym w ogóle nie myślą. Po prostu to robią jak w sloganie Nike – Just do it! Dorośli też tak by mogli, ale się boją. Dorosły natomiast przesadnie używa swojego umysłu – rozważa ryzyko, kalkuluje, analizuje, porównuje do swoich wcześniejszych doświadczeń i zanim się w końcu zdecyduje spróbować, to się rozmyśli, bo znajdzie w sobie tysiąc powodów i wymówek, dla których jednak nie warto ryzykować. Obawiając się konsekwencji – bólu, niepowodzenia, wyśmiania itd. Te obawy paraliżują ich działania, przez co nie próbują i nie stają się coraz lepsi.

Kręta droga na szczyt

Droga na szczyt rzadko kiedy jest funkcją liniową usłaną pasmem sukcesów. Ma w sobie wiele zakrętów. Ludzie sukcesu – zarówno w sporcie, nauce, biznesie, jak i polityce – wiedzą, że wytrwałość jest najważniejszą cechu charakteru mistrza. Wytrwałość pomaga bowiem podnieść się i biec dalej. Wytrwałość pomaga przeskoczyć kłody rzucane pod nogi i biec dalej. Wytrwałość pomaga znaleźć alternatywę, wtedy, kiedy wydaje się wszystkim, że sytuacja jest bez wyjścia. Ludzie sukcesu wiedzą, że droga na szczyt usłana jest wieloma porażkami, niepowodzeniami, czasami nawet znaczącymi klęskami. Doceniają te doświadczenia jako wartościowe, wyciągają z nich naukę i dalej robią swoje, bogatsi o tę wiedzę.

W naszej kulturze porażka jest demonizowana i uznawana za coś strasznego. Ponadto można być albo zwycięzcą, albo przegranym. Ale to wcale nie jest takie zerojedynkowe. Jeśli popatrzeć na ludzi, którzy odnieśli sukces, to z boku może się wydawać, że taki ktoś od dawna spija tylko śmietankę. Nic bardziej mylnego! Rzadko kiedy jednak ilustruje się ich ciężką pracę, drogę którą przebyli, przeciwności, z jakimi się zmierzyli. O tym niewielu chce wiedzieć, bo jest to jakieś mało medialne i atrakcyjne. Jednak właśnie ta ciężka droga, którą przebyli, jest bardzo często kluczem do odniesionych później sukcesów. Przykładów takiej tendencji jest naprawdę wiele, niektóre obrosły już w legendy. Przytoczę kilka z nich…

Ludzie sukcesu z porażką na karku

Podobno Albert Einstein nie był w stanie mówić do czwartego roku życia, a jego nauczyciele nie przewidywali mu świetlanej przyszłości. Walt Disney został wyrzucony z pierwszego wydawnictwa, dla którego pracował przez brak kreatywności i oryginalnych pomysłów! W wieku 30 lat Steve Jobs został wyrzucony z firmy, którą sam założył. Decca Recording Studios odmówiła nagrania płyty brytyjskiemu zespołowi muzycznemu zwanemu The Beatles. W uzasadnieniu napisano: „nie podoba nam się ich brzmienie … nie mają żadnej przyszłości w show biznesie” (sic!).

W sporcie takich przykładów jest szczególnie wiele. Michael Jordan nie dostał się do szkolnej drużyny koszykówki. Leo Messi przez lata borykał się z karłowatością. Asafa Powell, bijący rekord życiowy w sprincie na 100 m na igrzyskach w Atenach, również pojawił się znikąd. Na naszym sportowym podwórku mamy Roberta Korzeniowskiego, Roberta Lewandowskiego, Maję Włoszczowską czy Justynę Kowalczyk. To postacie sportu, które teraz są dla nas uosobieniem sukcesu. Jednak wbrew temu, co podpowiada nam intuicja, nie zawsze tak było. To są sportowcy, którzy doświadczali w swoim życiu różnego rodzaju niepowodzenia i porażki. Klucz w tym, że podnosili się po nich, uczyli się na popełnionych błędach i przez to stawali się coraz lepsi w swoich dyscyplinach. To właśnie siła wytrwałości. Najlepiej tę postawę ilustruje Michael Jordan, który pisze w swojej biografii:

Mam na koncie ponad 9 tysięcy nieudanych rzutów, prawie 300 przegranych meczów. 26 razy koledzy zaufali mi, że trafię do kosza, zdobywając zwycięstwo, a ja zawiodłem. Ale za każdym razem wracałem na boisko i setki razy powtarzałem pechowy rzut.

To jest oczywiście filozofia rozwoju, która będzie procentować przez całe życie. Może natomiast także zaprocentować w dniu zawodów. Pisałem już o inspirującym przykładzie Lassego Virena, który mimo upadku wybiegał złoto olimpijskie w Monachium. Upadłem? Wstaję! I biegnę dalej! A jak nie wstanę od razu, to sobie odpocznę i pobiegnę dalej, jak tylko nabiorę sił. Takie nastawienie może tylko wyjść wszystkim na dobre!

Porażka jako sygnał

A więc czym jest porażka? Porażka może być sygnałem, informacją zwrotną, co należy poprawić i następnym razem zrobić lepiej lub inaczej. Porażka może być też motorem napędowym, motywacją do zrobienia koniecznych zmian, aby się poprawić. Dlatego niepowodzenia są dobre, a nawet konieczne dla każdego, kto jest zaangażowany w sport – nieważne czy zawodowy, czy amatorski. Z perspektywy pracy psychologa odpowiednie zarządzanie porażką jest trudnym, ale ważnym elementem treningu mentalnego. Nikt nie lubi przegrywać, nikt nie przystępuje do rywalizacji po to, aby przegrać. Nawet najlepsze przygotowanie do realizacji swoich celów oraz wiara w swój sukces mogą czasami nie wystarczyć. Nie zawsze mamy na wszystko wpływ. Dlatego niepowodzenia zdarzają się i będą się zdarzać nawet najlepszym, niezależnie od stażu czy poziomu zaawansowania. Grunt, aby wyciągnąć z tego jakąś lekcję i pójść (pobiec!) dalej do przodu. Niech niepowodzenia nie definiują, ale będą sygnałem do zrobienia odpowiednich poprawek. 

Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

Razem
0
Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis
Biegnę, aby schudnąć
Następny wpis
Triatlon - biblia treningu - recenzja książki

Powiązane artykuły

Opinie

Dołącz do takich jak Ty!

Dołącz do ludzi takich jak Ty, którzy już nam zaufali i zostali biegaczami!

  • Podczas 10 tygodni udało mi się poprawić bazę tlenową z 32 do 35, znaleźć swoją odskocznię od trudności życia codziennego bez szwanku dla zdrowia  i jestem przekonana, że nie zrobiłabym tego bez programu Od zera do runnera przy nieocenionym wsparciu naszej grupy na Discordzie.
    Urszula - od zera do runnera

    Urszula

    Suwałki
  • Już miałem rzucić bieganie. Chciałem dać sobie z nim spokój, ale trafiłem do Was. Powiedziałem sobie spróbuję jeszcze raz od zera i okazało się, że to strzał  w dziesiątkę. Po marszach  bóle minęły, a co najważniejsze czuję w tych miejscach  włożoną pracę na treningach.
    IMG 20241026 230234 scaled e1730212654169

    Edward

    Ryczywół (wielkopolskie)
  • Program bardzo mi się podoba. Zachęciło mnie to że trwa 52 tygodnie (przerobiłam już kilka programów typu „przebiegnij 5 km w 5 tygodni” i zawsze na początkowych etapach się wypalałam – po prostu to była zbyt intensywna aktywność niedostosowana do moich możliwości). A w tym przypadku to rozłożenie intensywności wydaje mi się kluczowe.
    Marta OZDR

    Marta

    Warszawa
plany treningowe

Masz pytania? Mamy odpowiedzi.

Poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące biegania.

Ile biega amator?

Wyjdźmy od tego, aby ustalić, kto to jest amator.

Amator to każda biegająca osoba, która nie żyje z biegania. A więc i ta, która dopiero zaczyna, jak i ta, która biega 2:30 maraton. Różne również będą treningi tych osób. Ten, który zaczyna biegać, będzie 10-15 kilometrów tygodniowo, a bardzo zaawansowany biegacz może przekraczać i 150 na tydzień.

Ile powinno się biegać na początku?

W pierwszych tygodniach staraj się nie biegać więcej niż od około 8 do 15 kilometrów tygodniowo z podziałem na 3 lub 4 jednostki treningowe. Z czasem, gdy poczujesz się silniejszy i sprawniejszy stopniowo wydłużaj kilometraż.

Jak oddychać w czasie biegu?

Polecam Ci książkę Tlenowa przewaga, gdzie jest bardzo dobrze udokumentowane, dlaczego powinno oddychać się nosem w trakcie biegania, spania i dowolnej innej aktywności fizycznej.

Więcej przeczytasz także w naszym artykule „Jak oddychać podczas biegania?

Jak przebiec swoje pierwsze 5 km?

Gorąco Cię zachęcam do wybrania planu treningowego dla początkujących i trenowania zgodnie z jego wytycznymi. Może sprawdzić się plan https://treningbiegacza.pl/artykul/plany-treningowe-na-5km-z-dodatkowa-aktywnoscia-i-silownia

    Ile powinno się biegać na początku?

    Zakładam, że jeszcze nie biegasz i dopiero chcesz zacząć. Gorąco polecam Ci zapisanie się do naszego newslettera, aby otrzymać roczny plan treningowy dla początkujących.

    Link do zapisu.

    Jak zacząć biegać od zera?

    Na początku oceń swój stan. Podejdź do tego bardzo świadomie i odpowiedzialnie, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedy ostatnio podejmowałeś ostatnią aktywność fizyczną, ile ważych i ile masz wzrostu. Czy Twoje BMI jest w normie, czy raczej mocno odbiega od normy.

    Gdy będziesz w stanie określić swój stan, łatwiej Ci przyjdzie wybór odpowiedniego planu treningowego. W zależności od swojej obecnej formy wybierz taki, który będzie delikatnym wyzwaniem, ale nie będzie sprawiać, że po każdym treningu będziesz wracać do domu półprzytomny. Link do planów treningowych.

    Jak zacząć biegać, gdy się nie ma kondycji?

    Powoli i bez pośpiechu. Kondycja przyjdzie sama, pod warunkiem, że nie będziesz przeciążać swojego organizmu, który ma swoje limity.

    Zacznij od marszobiegu. Minutę idź, minutę biegnij. Powtórz to 7-10 razy na jednym treningu i wykonaj taki trening 3 razy w tygodniu przez najbliższe 5 tygodni. Bardzo szybko dostrzeżesz pozytywne objawy poprawy kondycji.

    Jakie tempo biegu dla początkujących?

    Adekwatne do Twojej obecnej kondycji. Jeśli nie jesteś w stanie biec bez przystanku i zaczerpnięcia tchu przez minutę, to bez sensu jest gnanie na łeb na szyję. Obierz takie tempo, aby swobodnie przy tym móc rozmawiać. Nazywa się to tzw. tempem konwersacyjnym. Jesteś w stanie biec i coś tam przy okazji mówić. Jeśli od razu brakuje Ci tchu w płucach, zwalniasz.

    Na początku nawet nie przejmuj się jednostkami typu 5 min/km, czy 25 sekund na 100 metrów. Na to przyjdzie czas.

    Masz pytania?

    Napisz do nas

      Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

      Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

      Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

      Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

      Rozpocznij przemianę od Zera do Runnera w drodze po zdrowe życie.
      Dołączam do programu