Sumienne przygotowałem się na nadejście zimy, z lat poprzednich wiedziałem jak reaguje mój organizm na trening w mrozie i jakiego ubioru mi potrzeba. Braki w szafie uzupełniłem jeszcze w październiku i spokojnie czekałem na nadejście wielkiego zimna.
Za kilka dni styczeń a ja nadal czekam… Oczywiście „piękna jesień” tej zimy ma i swoje dobre strony. Ale kto nie lubi słyszeć tego charakterystycznego chrzęstu śniegu pod butami?
Nogi
Przez ostatnie 2 miesiące wychodząc na treningi regularnie spoglądałem na termometr za oknem, chciałem znaleźć idealny zestaw ciuchów na każdą pogodę. Zacznijmy od tego, że przez ten czas temperatura wahała się mniej więcej od 5 – 7 stopni na plusie do – 5 poniżej zera. Deszcz padał okazyjnie, a śniegu nie uświadczyłem prawie w ogóle. Jeśli chodzi o bieganie to zmieniałem w zasadzie tylko „górę”. W Dobsomach biega się naprawdę komfortowo nawet przy – 5, zwykle zanim zacznę bieg muszę poświęcić kilka minut na dojście do miejsca startu – nie czuję zimna podczas marszu. Podczas biegu jest w sam raz, ani za ciepło ani za zimno. Skarpetki albo zwyczajne, albo jakieś sportowe – coolmax itp. I te i te cienkie. Nie biegałem w śniegu, po deszczu, nie miałem gdzie zmoczyć stóp, a w suchym przy takich temperaturach nie czułem zimna, nawet w cienkiej skarpecie. Tyle o nogach.
Góra
Do dyspozycji mam: koszulkę z długim rękawem Crafta (model Pro Zero, niedługo recenzja), bluzę The North Face (zamienne golf z jakiegoś oddychającego materiału firmy noname) i kurtkę z gore-texu, również TNF. Koszulka przeznaczona jest do użytku w temperaturach poniżej 10 stopni. Ja pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet poniżej 5 stopni. Zestaw koszulka + bluza w temperaturze od 0 do 5 stopni sprawdza się idealnie, podczas marszu odczuwam lekki chłód, za to już kilka chwil po rozpoczęciu biegu robi się cieplutko. Gdy temperatura spada poniżej zera zanim rozpocznę bieg jest zimno, a nawet bardzo zimno. Natomiast podczas intensywnego wysiłku koszulka pokazuje swoją moc, zupełnie nie czuć, że biegamy w kilkustopniowym mrozie. Raz tylko dołożyłem do tego zestawu kurtkę, było -5 i wiał silny wiatr. Już po chwili biegu było mi bardzo ciepło. Żałowałem nawet, że ją nałożyłem, bo i bez niej byłoby ok. Na szczęście 3 oddychające warstwy świetnie ze sobą współpracują i całość oddycha wzorowo. Kurtkę nakładam czasami jedynie na koszulkę, ale to zdarza się tylko w wyjątkowo wietrzne dni. Osobiście zamieniłbym w tym zestawieniu bluzę na jakiegoś lekkiego windstoppera (softshella itp.). Tak zrobię na przyszły rok i będę miał idealny ubiór na zimę 😉 .
Głowa
Na głowę nakładam zwykłą czapkę. Przydałoby się coś lepszego, ale mam to, co mam i da się przeżyć. Choć przy okolicach 5 stopni nakładam buffa. Buff może również służyć jako ochrona gardła przed mocnym wiatrem, osłaniamy twarz i oddychamy przez rękaw. Na czapkę jest po prostu za gorąco. Rękawiczki albo takie zwyczajne czarne bawełniane (wcześniej), albo cienkie narciarskie z „lekko śliskiego” materiału. Te drugie są dość „zimne”, tzn. nawet przy kilku stopniach powyżej zera podczas marszu jest w nich zimno. Przy -5 zanim się rozgrzeje musi minąć 10-15 minut, a w tym czasie mam przemarznięte dłonie. Później jednak rękawiczki pokazują swoją wartość. Nie czuję, że je mam na sobie, ani nie jest mi za gorąco, ani za zimno. W tych bawełnianych po jakimś czasie było mi za gorąco i musiałem je zdejmować, ale one kosztują parę złotych, natomiast Barts’y – 50 zł.
Rower
Na rowerze mój ubiór nie różni się wiele od tego opisu powyżej. Oczywiście zawsze nakładam kurtkę, albo tą gore, albo rowerową. Ta druga jest grubsza, ale nie ma tak świetnie zaprojektowanego kaptura jak TNF (a to się przydaje na rowerze) i stójka jest trochę lipna. Rękawiczki. Cieplej – krótkie rowerowe a na nie polarowe, powiedzmy do 0 stopni, zimniej – rękawice narciarskie, poniżej zera. Może nie są super ergonomiczne, ale podczas asfaltowych treningów to nie jest jakiś wielki problem. W tym roku moja „najzimniejsza” jazda to – 5 stopni, na początku było trochę zimno, po 10 minutach rączki się rozgrzały i do końca treningu (1,5h) było komfortowo. Gdy jest naprawdę zimno i wietrznie na twarz nakładam kominiarkę (polarowa Jaxa), można użyć również buffa. Ze stopami jest mały problem. Jeżdżę w spodniach. No i cholera ciągnie od tych bloków. Do 0 stopni zestaw cienka skarpeta + letni but + ochraniacz z materiału na but sprawdzał się super. Ale podczas jazd w temperaturach rzędu -5 robi się problem. Po 1,5 godzinie jazdy stopy miałem przemarznięte. Czułem, że zimno idzie z metalu pod butem. W tym wypadku nie pomoże chyba grubszy ochraniacz z neoprenu? Macie jakieś pomysły? Ja myślałem o jakichś wkładkach, może z kawałka alumaty albo folii nrc? Zdam relację jak sprawdzą się kawałki alumaty i neopren.
To byłoby na tyle moich doświadczeń z trenowania zimą, mam nadzieje, że komuś się przyda ten opis. Generalnie jak ma się w szafie techniczne ubrania to nie ma problemu, zima nie będzie nam straszna. A pomyśleć, że kiedyś biegałem w zwyczajnych dresowych spodniach i bawełnianej koszulce i bluzie? A Wy jak sobie radzicie z treningiem zimą? Może ktoś ma jakieś ciekawe patenty