Spis treści
Nawet biegacz amator z kilkuletnim stażem, mogący poszczycić się występem na maratońskim dystansie, najprawdopodobniej o biegowym treningu wie jeszcze niewiele. I choć czerpiemy wzorce z najlepszych, starając się śledzić poczynania naszych biegowych idoli, nie do końca jesteśmy świadomi tego, jak praktyczny może być trening, kiedy poznamy go naprawdę od środka. Taką wiedzę możemy nabyć na obozie biegowym, gdzie kilka, a czasami nawet kilkanaście dni jesteśmy pod opieką specjalistów – trenerów, dietetyków, fizjoterapeutów. To najcenniejsza dawka wiedzy, którą tak naprawdę nabywamy w niedługim czasie, acz bardzo intensywnie. Ta wiedza, połączona z cenną praktyką pod okiem fachowców zaprocentuje w Twoim biegowym progresie. I choć niestety nadal niewielu biegaczy korzysta z tej formy „szkolenia”, coraz więcej pasjonatów biegania ma świadomość wartości szkoleniowej takiego obozu. Żaden bowiem czas nie przełoży się tak intensywnie na doskonalenie biegowej wiedzy (zarówno teoretycznej jak i praktycznej) z zakresu jakże koniecznych, podstawowych dyscyplin – treningu, diety, świadomości fizjoterapii – jak uczestnictwo w obozie biegowym. Jak zapatrują się na to biegowi specjaliści – doświadczeni trenerzy, a jakie doświadczenia wynoszą sami uczestnicy? W czym obóz może nam – biegaczom amatorom pomóc, jak skorzystać z takiej wiedzy, a także gdzie zgłosić się, by móc w nim uczestniczyć? Spróbujemy przybliżyć Wam ten temat.
Biegam od kilku lat, mam za sobą kilka maratonów (w tym: 3. miejsce na Wielkim Murze Chińskim, życiówkę z OWM 2016 2:40:01), z kolei w tym roku byłem najszybszym Polakiem na maratonie bostońskim. Obecnie szykuję się do maratonu w Chicago. Przebiegłem też kilkanaście półmaratonów (w tym 1. miejsce w Mongolii Wewnętrznej w Chinach i tegoroczna życiówka z Warszawy, 1:15:09). I jak do tej pory, udało mi się pojechać na obóz biegowy trzy razy. Co ważne, za każdym razem notowałem po tych wyjazdach rekordy życiowe i mogłem chociaż przez tydzień poczuć się jak zawodowiec: trenować, spać i jeść. Profesjonalni biegacze potrafią spędzać na obozach sporą część roku i jest to nieodzowna część ich życia i budowania sportowej formy. Amatorom pozostaje połączenie takiego wyjazdu z urlopem. Tylko czy aby powinniśmy, my jako amatorzy, naśladować profesjonalistów?
Ambitny amator – po co jechać na obóz biegowy?
Na jednym z obozów biegowych, w którym brałem udział, poznałem Przemka Piątkowskiego (biegacz amator z życiówkę 2:54 w maratonie.) Zapytałem go, czy według niego obóz sportowy dla biegacza amatora ma sens?
Pierwsze co zrobił Przemek, to zaraz po otrzymaniu zaproszenia na obóz zadał sobie podobne pytanie. Czy to aby nie jest zarezerwowane dla zawodowych biegaczy? Obaw i wątpliwości miał wiele, niemniej zwyciężyła ciekawość i zdecydował się pojechać. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja.
Po pierwszym swoim obozie biegowym dostrzegam dwa najważniejsze (w mojej ocenie) aspekty takiej przygody. Po pierwsze, integracja z grupą ludzi z takim samym hobby. Nowe znajomości oraz wymiana doświadczeń związanych z uprawianym sportem. Dzięki temu, że spotykają się ludzie reprezentujący zupełnie różny poziom sportowy, płaszczyzn wymiany informacji jest bez liku. Po drugie, w związku z tym, że stajesz się częścią małej społeczności, motywacja do treningu zdecydowanie rośnie. Obóz biegowy to nie spacer po deptaku w Ciechocinku. Dwie jednostki treningowe dziennie sprawiają, że po 3 dniach już mocno odczuwasz zmęczenie. Samemu niezwykle trudno byłoby się zmotywować i pomimo zmęczenia wyjść na kolejny trening. Na obozie działa psychologia grupy i skoro wszyscy idą, to ja też idę. Każdy cierpi, każdy ma w nogach dziesiątki kilometrów i każdy odczuwa zmęczenie, ale wszyscy wychodzą na kolejny trening.” – Przemysław Piątkowski, doświadczony biegacz amator, uczestnik kilku obozów biegowych
To nie wszystko. Wspólne posiłki oraz regeneracja scalają grupę i sprawiają, że oprócz formy buduje się relacje społeczne w drużynie. Po powrocie z obozu zdecydowanie łatwiej zmobilizować się do cięższej pracy na treningu. Bo skoro dałeś radę na obozie, to doskonale poradzisz sobie z dyscypliną w codziennym treningu – jesteś o wiele silniejszy motywacyjnie, bogatszy o cenną wiedzę, zaczynają dominować cechy charakteru (determinacja, siła), które w Tobie są, choć wcześniej trudniej było im „przemówić”.
Z „życiówką” w okolicach 2:50 w maratonie i apetytem na więcej Przemek jest, jak to niektórzy nazywają, „ambitnym amatorem”. Zastanawiam się więc, czy obozy biegowe mają sens dla każdego biegacza? Spróbujmy nieco przybliżyć wątek.
Rekreacyjne podejście do biegania – tak, obóz biegowy jest również dla Ciebie
Udaję się z podobnym pytaniem do Marka Szopy, zwycięzcy VII Biegu Rzeźnika (w parze z Krzyśkiem Lisakiem), który ostatnimi czasy postanowił traktować bieganie bardziej rekreacyjnie. Marka również poznałem na obozie. Marek chętnie opowiada o tym, czego doświadczył jako uczestnik obozu biegowego i jak te kilka dni wypełnionych konkretną i rzeczową wiedzą, a także treningiem praktycznym, sprawiło, że stał się bardziej świadomym biegaczem. Zmieniło całkowicie pogląd o biegowym treningu – in plus. Z korzyścią dla biegowego rozwoju, wyników sportowych, ale i motywacji.
Otóż przedstawię – i tu będę raczej w mniejszości – punkt widzenia, który zanadto nie będzie gloryfikował takich przedsięwzięć. Uważam, że na takie obozy powinni się zdecydować ci, którzy planują w nadchodzącym sezonie znacząco poprawić swoje wyniki na różnych dystansach, a to oznacza, że powinni, choćby dzięki obozowi, dostarczyć organizmowi nowe bodźce treningowe, które przygotują organizm do jeszcze większego wysiłku na zawodach. Nie bez znaczenia jest fakt, że do takiego obozu trzeba się przygotować – zarówno fizycznie, a więc już ze stabilnym poziomem wytrenowania – jak i mentalnie, by móc radzić sobie, gdy organizm jest już obolały i przemęczony. Natomiast dla osób, które nie mają ambicji śrubować wyników, systematyczny trening w miejscu zamieszkania powinien wystarczyć, chyba że wyjazd na obóz potraktujemy na pół gwizdka i położymy na nim także nacisk na aspekt integracyjny. – Marek Szopa, biegacz amator, uczestnik obozu biegowego
Oczami trenera
Rozumiem punkt widzenia Marka, ale postanowiłem o sprawie porozmawiać z Aleksandrem Senkiem, który jest organizatorem jednych z pierwszych i największych obozów biegowych dla amatorów. Zaczynał wraz z żoną (byłą wyczynową gimnastyczką, trójboistką i fizjoterapeutką), w lutym 2010 roku. Od tamtej pory zorganizował i przeprowadził kilkadziesiąt obozów biegowych, w których wzięło udział tysiące uczestników. Olek jest prawdziwą skarbnicą wiedzy, jeśli chodzi o obozy biegowe.
Aleksander spotykał się już wcześniej wiele razy z opiniami, że obozy dla amatorów mają swoje zalety, ale największą wydaje się aspekt towarzyski. Że jeżeli nie zależy nam na motywacji ani przyjemności, a jedynie na poprawie wyniku – nie ma większego znaczenia, czy trenuje się w domu, czy na obozie. Mało tego. Dodaje, że w biegowym światku krąży wiele innych zdecydowanie bardziej negatywnych opinii, m.in. że znacznie większe jest ryzyko przetrenowania niż wzrostu dyspozycji biegowej.
Według Aleksandra, to tylko przykłady na to, że wiele obozów jest źle zaplanowanych lub źle prowadzonych.
Niestety – jest rynek, jest biznes, więc jest i konieczność uważnego zapoznania się z ofertą i krytycznego podchodzenia do wszystkich “ach i och”, które organizatorzy na temat swój i swojego obozu piszą. – Aleksander Senk, doświadczony biegacz, trener, organizator obozów biegowych ObozyBiegowe.pl
„Crash Training”
Po rozmowie z Aleksandrem uświadamiam sobie, że obozy, na które miałem okazję jeździć to tzw. „Crash training” – koncepcja niektórych edycji obozów biegowych – mocne przesunięcie granic tego, co biegacz robi na co dzień.
Jeżeli ktoś podchodzi bardzo ambitnie, to pokazanie (zarówno jego organizmowi, i jego psychice), granic możliwości. – Aleksander Senk
Potem bardzo istotne jest oddanie się mocnej regeneracji, po której przychodzą świetne efekty, bardzo duża zwyżka formy.
Życiówki naszych obozowiczów po obozie traktujemy jako coś zupełnie normalnego i chyba zaczniemy wpisywać ich gwarancję w ofertę. Jeżeli jakimiś bardziej się chwalimy, to tylko naprawdę spektakularnymi, przekraczającymi spodziewane efekty. Czy są one zasługą pracy na obozie? Bez wątpliwości mówię: w dużej mierze tak. Choć oczywiście bez pracy poza obozem szansa na nie byłaby znacznie mniejsza. – kontynuuje w naszej rozmowie Aleksander
Inaczej niż do tej pory, a nie więcej
Według Aleksandra Senka do treningu amatorów nie można przenosić wprost rozwiązań, technik i podejścia, znanych z treningu wyczynowców. Wymaga on dużej kreatywności i interdyscyplinarności. Dlatego też obozy biegowe dla amatorów organizowane przez Aleksandra z Obozybiegowe.pl nie są i nie mogą być kopią obozów dla zawodników. Aleksander dodaje, że amatorzy jeżdżą na obozy po to, by w sprzyjających okolicznościach i pod okiem doświadczonej kadry trenować inaczej niż do tej pory, a nie więcej.
Przejdźmy do konkretów – co możesz zyskać jako biegacz?
Zapytałem Aleksandra Senka jak to wygląda w praktyce? Oto najważniejsze według niego zagadnienia:
- doświadczasz zupełnie innych bodźców – nie przypadkiem większość obozów odbywa się w górach, a jeżeli wyjeżdżamy w góry, to nie po to, by – ekscytując się wysokością 600-900 m. n.p.m. i „alpejskim klimatem” – biegać codziennie po bieżni, Reglach, Zakręcie Śmierci, płaskich Izerach, odcinku Szrenica-Śnieżne Kotły czy tym podobnych. W górach możliwie często biegajmy po górach. Długa wycieczka biegowa, np. takie odpowiednio podane 20-25 km i 800-1000 metrów przewyższenia (z modyfikacjami w zależności od stopnia zaawansowania), ze zróżnicowanym i miejscami wymagającym podłożem to bardzo dobry, wszechstronny bodziec, z którym rzadko może się spotkać zdecydowana większość polskich biegaczy.
- będąc na urlopie masz możliwość poświęcić się treningowi i regeneracji. Czynią więc swoją pracę efektywniejszą. Uczą się też regenerować, rozluźniać, odpoczywać. To także sztuka!
- trening uzupełniający – to temat rzeka. Poprawne pozycje, poprawna sekwencja ruchów i ich tempo, dobrze dobierane obciążenia. Tego wszystkiego można nauczyć się dzięki obozowi. I tak – dobry trener może nie tylko dobrze pokazać ćwiczenie, ale i podejść do każdego indywidualnie, odpowiednio ustawiając czy dobierając obciążenie. Trening stabilizacji – jeżeli na obozie ograniczy się do różnych podporów na bazie planka to może rzeczywiście szkoda czasu. Ale jeżeli wykorzystamy fitballe, berety, BOSU, jeżeli trener będzie umiał dobrze poprowadzić podopiecznych – to wtedy efekty będą zadziwiająco szybkie. Technika biegowa – w internecie mnóstwo filmów pokazujących pięknie wykonane skipy i cudownie płynne ruchy wyczynowych zawodników. Czy nie wystarczyłoby pooglądać, a potem naśladować? Po co za to płacić amatorowi, który może jest niezły, ale ma swoje ograniczenia? Ludzie płacą i ćwiczą. Bo widzą różnicę. Bo cenią sobie szybką informację zwrotną. Bo dzięki rozkładaniu ruchu na czynniki pierwsze i stopniowaniu złożoności są w stanie wykonać ćwiczenia, nad którymi wcześniej bezskutecznie się męczyli. Bo rozumieją sens tych ćwiczeń i zaczynają dostrzegać, jak przekładają się na ich krok biegowy. Ani obejrzane filmiki, ani konsultacje – zwłaszcza przez internet – tego nie dadzą.
- codzienne sesje rozciągania (solidne 40-60 minut) – pozwalają pokazać wiele ćwiczeń, różnorodnych pozycji. Nauczyć jak je w praktyce wykonywać. Jak się ustawiać, bo często drobne zmiany pozycji znacznie redukują efektywność stretchingu. Rozciągając się regularnie i poprawnie, można utrzymać zakresy ruchomości w stawach, pomimo tego że mięśnie ciągle poddawane są mocnym bodźcom. Ba, rozciąganie to jedyny sposób na to, by te mocne bodźce przyjąć i nie ulec kontuzji. Uczestnicy to widzą i w końcu zaczynają w to wierzyć, a po powrocie do domu – rozciągać się. To kolejny sukces, który mogą zanotować organizatorzy (i uczestnicy) obozu.
- spotkania indywidualne z kadrą – bez tego nie wyobrażam sobie dobrego obozu. Ileż to ludzi ma możliwość spotkania się z doświadczonymi praktykami, którzy ich realnie poznali? Ile osób ma możliwość obejrzenia siebie w kilku rodzajach biegu i porozmawiać o tym z kadrą, która ma różne specjalności i od różnych stron do biegania podchodzi? Ile osób może mieć przeprowadzone porządne badanie ortopedyczne, a potem przez kilka-kilkanaście dni w razie potrzeby konsultować się z fizjoterapeutą? Uwierzcie – niewielu. Bo mało który trener ma szerszą, interdyscyplinarną wiedzę i praktykę. Bo mało kto ma dostęp do trenera!
- wiedza teoretyczna – są obozy, na których codziennie odbywa się wykład i dyskusja na tematy związane z fizjologią, regeneracją, żywieniem, programowaniem treningu. Na spotkaniach rozwiewane są mity czy rzetelnie analizowane wszelkie nowe mody i teorie. To cenna wiedza i rzadka możliwość swobodnego porozmawiania ze specjalistami, do których bardzo wielu biegaczy nie ma dostępu.
Aleksander długo jeszcze wymienia. O programach profilowanych obozów – dla zupełnie początkujących. Dla tych, którzy chcą kształtować technikę i szybkość. Dla tych, których interesują głównie biegi górskie itp. itd. Jak sam zauważa, rynek obozów biegowych bardzo się rozrósł i można znaleźć wiele różnorodnych propozycji – dobierając sobie atrakcyjny wyjazd pod kątem różnych preferencji i potrzeb.
Każdy taki obóz – mając inny program – może przekazywać inne treści i kształtować inne umiejętności, których biegacze-amatorzy nie mają i tym samym pomagać im w osiąganiu ich celów. Nie tylko nawiązywaniu nowych znajomości.
„Wystarczą trzy dni” – o czym mowa?
Aleksander mówi, że nawet po trzydniowym obozie biegowym (nie ograniczającym się do biegania, rzecz jasna) uczestniczący w obozie wyjeżdżają z lepszą techniką, nabuzowani wiedzą, motywacją, pewnością siebie i lepszą znajomością swojego organizmu. Po tygodniu obozu tej wiedzy, energii, motywacji i pewności siebie jest znacznie więcej, zapewnia. Więcej jest bardzo szeroko rozumianej siły, sprawności, gibkości, wytrzymałości. Tego wszystkiego, czego amatorom najbardziej brakuje i z czym z mojego biegowego doświadczenia jak najbardziej się zgadzam.
Czy to już wszystko? Podsumujmy
Jedno jest pewne – obozy działają tym lepiej, im bardziej odpowiadają na czyjeś potrzeby i im lepiej są wkomponowane w plan treningowy. W moim przypadku, z „życiówką” w okolicach 2:40 w maratonie obóz biegowy wygląda inaczej niż u kogoś, kto bieganie traktuje bardziej rekreacyjnie jak Marek czy przykładowo chce złamać 4 godziny.
DLACZEGO WARTO? Obozy biegowe dla amatorów mają sens, ba, co więcej – są wręcz wskazane, jeśli masz w planach życiówki czy po prostu chcesz być bardziej świadomym biegaczem, nabyć praktyczną wiedzę nie tylko w aspekcie biegowego treningu, ale i właściwej biegaczowi diety czy też uniknąć niepotrzebnej kontuzji. Tej wiedzy nie zastąpi żadna teoria, jako uczestnik obozu biegowego „dotykasz” biegania od środka. Co więcej – poznajesz i odgrywasz biegową pasję w zupełnie innym wymiarze, niżeli dotąd znałeś. Pod opieką biegowych specjalistów, ale co równie istotne – w grupie innych biegaczy. Łatwiej zaobserwować nam błędy, dopracować niedociągnięcia biegowej techniki, ale i poczuć niesamowity klimat i atmosferę. Spędzić intensywny, a zarazem fajny czas z ludźmi, którzy potrafią pają się dzielić.
Przekonało się o tym już tysiące biegaczy i z każdym rokiem przekonują kolejne setki. Przy okazji poznajesz też ciekawą miejscówkę do biegania, gdyż obozy organizowane są zwykle w najpiękniejszych zakątkach czy to kraju, czy zagranicy.
GDZIE NA OBÓZ BIEGOWY? Już na przełomie lipca i sierpnia startuje Obóz Biegowy organizowany przez TreningBiegacza.pl wraz z ObozyBiegowe.pl. Osobiście będziecie mogli przekonać się, jak wygląda to w praktyce. A warto! Widzimy się w Szklarskiej Porębie w terminie 29.07-05.08.2017. Przepiękne biegowe trasy, intensywny czas pod opieką trenerów i wśród pasjonatów biegania. Do tego nowe znajomości i świetna miejscówka w trzygwiazdkowym hotelu SPA. Więcej informacji i szczegóły dotyczące zapisów znajdziesz w tym linku. Masz pytania? Śmiało pisz do nas: [email protected]