Tak, jak ryba jest stworzona, by pływać, ptaki, by latać, tak samo człowiek został stworzony do poruszania się, chodzenia i przebierania nogami niezależnie od prędkości. Jest to nasz naturalny mechanizm, nad którym nie musimy się specjalnie zastanawiać. Ruchy wychodzą same z siebie. Z naszego centrum. Czym jest centrum? Naszym naturalnym źródłem ruchu.
Droga Mleczna to centrum galaktyki, wokół której krążą wszystkie gwiazdy. Centrum naszego Układu Słonecznego jest Słońce. Wokół niego krążą planety. Ziemia również ma centralny punkt. Obraca się wokół osi, która przez niego przebiega. My również posiadamy swój środek, który wprawia w luźny i harmonijny ruch nasze ręce i nogi. Brzmi jak regułka z fizyki, ale ma ona pełne uzasadnienie w życiu codziennym. I nie tylko! Jest również główna zasadą Chi Running’u – techniki biegu, która nie wymaga od nas większych pokładów siły. Daje za to mnóstwo radości i satysfakcji. Jej podstaw należy szukać w biomechanice naszego organizmu, za której stan sami jesteśmy odpowiedzialni. Wróćmy na chwilę do dzieciństwa. Beztroskich chwil, podczas których bieganie po podwórku, zabawy w berka czy zwyczajna zabawa w ganianego wymagały odrobinę wysiłku. Nie zastanawialiśmy się wtedy nad istotą wykonywanych ruchów. Po prostu biegaliśmy. Luźno, bez zbędnych napięć, co powodowało, że ruchy były płynne i naturalne. Z biegiem czasu nasze ciało ulegało zmianom. Podczas całego okresu dorastania przyzwyczajamy organizm do pewnych nawyków. Niekoniecznie prawidłowych. Wiecznie zgięci nad biurkiem, spięci w nerwowych sytuacjach, wykrzywieni w fotelu… te z pozoru nic nieznaczące postawy mają ogromny wpływ na biomechanikę organizmu. Siedząc w mało komfortowej pozycji spinając mięśnie, przyzwyczajamy daną partię ciała do nieprawidłowej pracy. To z kolei ma wpływa na pracę innych mięśni. Tak działa nasz naturalny mechanizm. Jeżeli zaniedbamy ten proces, prędzej czy później, nasze ciało odezwie się podczas treningu. Mając „defekt” w budowie, nie będzie w stanie prawidłowo funkcjonować i będzie się buntować. To tak w skrócie o podstawach, które pozwolą zrozumieć pracę naszych mięśni. Łatwo wywnioskować, że wszelkie kontuzje biorą się właśnie z tego typu problemów. Pomijam złamania czy skręcenia stawów, które są wynikiem nieuwagi lub zwyczajnego pecha. Jednak, jeśli chodzi o mikrourazy włókien mięśniowych, to przyczyna jest prosta. Zła postawa, nadmierne napięcie mięśni, czy chociażby słabe mięśnie nieutrzymujące więzadeł i powięzi w odpowiednim stanie. Metoda Chi Running zakłada bieg luźny, bez napięć, a więc i bez kontuzji i nadmiernego zmęczenia.
Czym dokładnie jest Chi Running?
Autor książki „Bieganie bez wysiłku” pisze, że to tango tańczone przez ciało i umysł. To symbioza pozwalająca nam poznać swój organizm i jego możliwości. Jeśli odpowiednio je wykorzystamy, pozwoli nam to na czerpanie większych przyjemności z biegania. Chi Running przede wszystkim wyklucza bieganie siłowe. Wydaje się to być niemożliwe. Przecież już sam bieg pod wiatr powoduje, że się spinamy. Generalnie, aby mieć lepsze efekty na trasie musimy dbać o siłę nóg. Takie jest ogólne założenie planów treningowych.
Chi to bieg luźny, podczas którego nasze ciało samo biegnie, własnym i naturalnym rytmem. Rytm ten wyznacza oś, która wprawia nas w ruch. Kojarzy się to raczej ze spokojnym wybieganiem, w którym czas pokonania trasy jest nieistotny. Autor zapewnia, że dzięki tej technice osiąga szczytowe wyniki na mecie. Nie tylko w maratonach, również w ultramaratonach. Patrząc na to logicznie – zastosowanie tej metody może się sprawdzić na długich dystansach, w których musimy oszczędzać energię. Na krótszych będzie to trudniejsze, bo wymagają znacznej szybkości (jeżeli zależy nam na wyniku).
Na czym polega Chi Running?
Jej fundamentalne zasady to:
- Doskonała postawa
- Rozluźnione kończyny
- Luźne stawy
- Zaangażowane w ruch mięśnie tułowia
- Skupiony umysł
- Spokojny i miarowy oddech
Każdy element wpływa na całość. Dodatkowo całą siłę biegu wykonuje za nas grawitacja, która ciągnie nas do przodu. Dzięki umiejętności całkowitego rozluźnienia nabieramy szybkości. Jest to tzw. sprytny wysiłek. Zamiast mięśni trenujemy umysł. Po wysiłku nie odczuwamy dużego zmęczenia, a co za tym idzie – jest szybsza regeneracja. Chi Running uczy, jak stać się panem własnego ciała i osobistym trenerem.
Skąd się wziął Chi Running?
To jedna z głównych zasad tai-chi, która uważana jest za główną podstawę wszystkich ruchów ciała. Jeżeli skierujesz energię chi do środka ciała, twoje nogi i ręce staną się jak wata. Nie będzie w nich napięcia. Tułów jest źródłem całej siły, która wprawia nas w ruch. To by wyjaśniało sytuację, w której znalazłam się na maratonie. W momencie, gdy nogi odmówiły mi współpracy – stanęłam w miejscu. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Chciałam ruszyć, a nogi stały. ERROR! Nie chciałam zejść z trasy… nigdy w życiu! Zawsze walczę do końca. 36 km – tak niewiele zostało do mety. Energii miałam mnóstwo, ale nogi zostały odłączone od reszty organizmu. Nieświadoma techniki, jaką zastosowałam zaczęłam napędzać nogi tułowiem. Ruch rąk i tułowia rozkołysał resztę ciała. Sprawiłam, że nogi bezwładnie, ale posłusznie człapały za moim ciałem. Przez te 8 km rozkręciłam je na tyle, że na metę mogłam już wbiec. To była heroiczna walka, którą wygrałam. Teraz, czytając „Bieganie bez wysiłku” zaczynam rozumieć, co zrobiłam z własnym ciałem! Jaką siłę i potęgę ma umysł, że potrafi zmusić ciało do ruchu. To była idealna współpraca. Do dziś mam ciary na plecach, jak o tym myślę.
Na pierwszy rzut oka metoda ta wydaje się być niemożliwa do wykonania. Luźny bieg niczym sarenka hasająca na polu nie kojarzy się w żaden sposób z biciem rekordów. Na chłopski rozum… żeby biec szybciej – spinam się i zasuwam! Chi Running burzy całkowicie tą logikę. Wydaje się być kontrowersyjna. Jednak z perspektywy mojego incydentu podczas maratonu, jestem skłonna uwierzyć, że da się tak biec. Czy wygrywać?
W technice Chi Running zawsze stosujemy zasadę stopniowego rozwoju. Nieważne, czy jest to pojedynczy bieg, czy program treningowy. Podczas biegu należy wystartować spokojnie i zwiększać szybkość, w miarę jak ciało oswaja się z ruchem. Gdybyś na światłach chciał ruszyć na czwartym biegu, samochodowi nie wyszłoby to na dobre. Zamiast tego przyspieszasz, kolejno zmieniając biegi, aż osiągniesz pożądaną prędkość. Ciało potraktuj w ten sam sposób. Brzmi tak idealistycznie, że aż ma się ochotę wyjść na trening i poczuć jak ptak na wietrze. Próbowałam przetestować ową technikę – bez powodzenia. Skupiając się na rozluźnieniu automatycznie spinałam się jeszcze bardziej. Tego nauczyło nas codzienne życie. Mięsień spięty to mięsień gotowy do walki/wysiłku. Ocena realności Chi nie leży w moich kompetencjach. Jako amatorka i pasjonatka próbuję przedstawić wam to „odkrycie” jako nowe doświadczenie. Mnie zachwyciło i będę próbować dalej się rozluźniać. Podobno zaczynamy biec wtedy, gdy zapominamy o tym, że biegniemy. Może komuś z was udało się tego dokonać? Pochwalcie się efektami!
Fajny artykuł, pierwszy raz czytam o tej technice. Co do zapomnienia, że się biegnie, to fakt. Kilka razy tak miałem, aczkolwiek było to spowodowane tym, że w trakcie biegania uwielbiam słuchać podkasty i audiobooki. Jeśli audiobook jest naprawdę ciekawy, to zapomina się o tym, że się biegnine. Polecam wypróbować na sobie 🙂