Test skarpet kompresyjnych firmy CEP.
Nie mogę się powstrzymać, aby nie zacząć od znalezienia rozwiązania zagadki – dlaczego skarpety, które przyszło mi testować nazywają się CEP? Za głupią się nie uważam, a nazwa na prawej i lewej łydce na to wskazuje. Kolor, jaki przyszło mi pokazać światu to róż, a to w połączeniu z blondem moich włosów daje skojarzenie jednoznaczne. Na szczęście blond jest ciemnym, a kolor, jak kolor – każdemu należy się szacunek. Gdy pierwsze koty uciekły za płoty błyskawicznie pojawiły się kolejne. Cep – narzędzie rolnicze do ręcznego młócenia zboża. Znana jest również odmiana cepa używana, jako broń – cep bojowy. W porządku. Rozumiem. Czyli jakby nie było przekaz jest jasny – mam młócić kilometry zachowując postawę bojową i udowodnić, że choć cepem znakowana, to tępa nie jestem i biegać potrafię. Ok – wyzwanie przyjęte.
Teraz należało znaleźć miejsce testowania. Na zewnątrz smutno i pochmurno. Chłodem zawiewa i panuje ogólny marazm. Serce jednak się raduje, bo obrałam cel. 8. Półmaraton Warszawski, to była idealna okazja, aby wypróbować jak kompresja wpływa na mój organizm. Dodatkowo róż miał pokolorować szaro-brudny, miejski krajobraz.
Na początku należy wspomnieć, że nigdy nie miałam do czynienia z tego typu wynalazkami i choć czytałam i nasłuchałam się opowieści o ich cudownych właściwościach, sama nie miałam szansy ich doświadczyć. Nadszedł dzień próby. Po wstępnej obróbce cielesnej, czyli kąpieli i śniadaniu, przyszedł czas na ubranie przygotowanego uniformu biegowego. Skarpety biły swoim różem po oczach, ale ponieważ nastawienie do nich miałam bardzo przyjazne, to z dumą wzięłam się za ich nakładanie. Gimnastyka nie okazała się aż tak ciężka, bo choć trochę wysiłku wymagało wciągnięcie ich na łydki, to uczucie, jakie nastało później wszystko szybko zrekompensowało. Zgodnie z informacjami producenta materiał to w 85% poliamid i w 15% elastan.
Na marginesie, nie mogę ominąć tej prywatnej dygresji – jeszcze będąc uczennicą szkoły podstawowej i uczęszczając na lekcje techniki, Pani Gęga kazała uczyć się nam o włóknach. Po co i na co – do dziś nie wiem. Zaczęła się lekcja i wzywanie do odpowiedzi. Zimny pot oblewał biedne dzieci, a że jestem Nowak, czyli „tak czy owak zawsze Nowak” – byłam zdecydowanie za często na muszce. Otworzyłam zeszyt i naprędce nauczyłam się nazw włókien syntetycznych, które pamiętam do dziś! Oczywiście wezwano mnie do tablicy, a odpowiedź na zadane pytanie brzmiała: „Nie wiem, ale mogę wymienić włókna syntetyczne”. Dostałam „6” i odtąd moja wiedza i świąteczne opowieści przy rodzinnym stole bogatsze są o: włókna poliestrowe, poliamidowe, polichlorowinylowe, poliakrylonitrylowe.
Także owy poliamid 20 lat później znalazł się właśnie na moich łydkach i zgrabnie je opinał. Czy przyjemny ciężko stwierdzić, bo nie jest to miękki plusz, jednak zwarł on moje mięśnie i miałam wrażenie gotowości do boju, a to było dla mnie najważniejsze. Rozmiar był idealny i tu należy się chwila uwagi, ponieważ dla niewtajemniczonych, aby dobrać odpowiednią wielkość skarpet, należy najpierw poznać obwód swojej łydki w jej najszerszym miejscu. Stopka dopasuje się sama. Te informacje zagwarantują nam prawidłowe działanie sprzętu. Delikatny ucisk praktycznie po chwili jest już nieodczuwalny.
Co budziło moje największe obawy, to fakt testowania skarpet po raz pierwszy na zawodach i niewiadoma, jak będą się zachowywały przez 21km. Wiadomym jest bowiem, że nie ma nic gorszego, jak uczucie uwierania, rolowania czy zsuwania się skarpet podczas biegu. Na szczęście nic a nic nie zakładało porażki, wręcz przeciwnie – konkret, stabilizacja i wygoda. Miałam wrażenie stopienia się ich z moim ciałem. Stopka nie miała żadnych szwów, więc dodatkowo miałam komfort, że nic mnie nie obetrze, a po boju wrócę bez krwawych ran. Ściągacz tuż pod kolanem delikatnie opinał, ale nie wpijał się w ciało.
Te cechy są namacalnymi, które mogę opisać.
Cała reszta założeń producenta o ich zbawiennym wpływie na ciało biegacza dotyka już przestrzeni, których ciężko mi doświadczyć, zmierzyć i poczuć. Postaram się, zatem odnieść do informacji technicznych i głośno zastanowić, co myślę na ich temat.
Zacznę od tego, że sam fakt działania skarpet opiera się na zjawisku kompresji. Jest to nic innego, jak ucisk, który powoduje zmniejszenie średnicy żył. Dzięki temu wzmożone zostaje działanie pompy mięśniowej, ogranicza się zastój żylny, co zapobiega obrzękom kończyn.
Kompresja ma powodować:
- aktywację mięśni przed wysiłkiem (czułam ich zwarcie i gotowość do boju),
- poprawę krążenia krwi (możliwe),
- zwiększenie ilości tlenu dostarczanego do mięśni (nie wiem),
- więcej energii podczas długotrwałego wysiłku (hmm… energia była, ale czy to zasługa skarpet?),
- szybsze usuwanie resztek przemiany materii podczas oraz po wysiłku (nie wiem),
- zmniejszenie ryzyka występowania skurczy mięśni oraz zabezpieczenie przez tzw. shin splints (nic mnie nie bolało, nic mnie nie złapało, jednak nigdy nie miałam tego typu problemów),
- stabilizację wiązadeł i ścięgien (zgadzam się),
- przyspieszoną regenerację po treningu/ zawodach (eliminując uczucie odrętwiałych mięśni) (zgadzam się – uczucie, jakie towarzyszyło mi po biegu, to lekkość nóg, a i w późniejszym czasie brak jakichkolwiek efektów związanych z przemierzeniem dystansu 21km),
- minimalizację ryzyka zakrzepicy, będącej konsekwencją długotrwałego siedzenia w trakcie jazdy samochodem, czy lotu samolotem (brak efektu opuchniętych, ociężałych, zmęczonych nóg) (nie ta historia),
- mniejsze ryzyko pojawienia się żylaków (oby).
Skarpety kompresyjne CEP według producenta dają gwarancję osiągania lepszych wyników, ale przede wszystkim mają istotnie przyspieszać proces regeneracji przed i po wysiłku. Do poprawy rezultatów podeszłabym z przymrużeniem oka, dlatego zdanie to podzieliłabym na dwie części – prawdziwą i dyskusyjną.
Podsumowując:
Dziś już wiem, że sezonem 2013 rządzić będzie barwny świat mojego kolorowego wnętrza i moich różowych cepów. Choć szafa ugina się od czarnych, sportowych ciuchów, których nie mogę się pozbyć, bo jakość technicznych ubrań jest na tyle trwała i dobra, że pewnie jeszcze dobre parę lat w nich pobiegam – to jednak obiecuję, że kolejne nabywane rzeczy będą mieniły się barwami tęczy. Może i będę ustrojoną choinką rzucającą się z daleka w oczy, ale:
- będę czuła się bezpieczniej, bo nie wkomponuję się w krajobraz i kierowcy będą mogli już z daleka zlokalizować obiekt biegnący poboczem,
- będę bardziej widoczna dla aparatów fotomaratonu, tym samym będę mogła szybciej zlokalizować się na zdjęciach z zawodów i przez to dłużej cieszyć się wspomnieniami,
- będę szczęśliwsza, radośniejsza, bo bieganie to wulkan kolorowych endorfin,
- co najważniejsze, dzięki skarpetom kompresyjnym będę biegała zwarta i gotowa do boju, z lekkością nóg, a także ze świadomością szybszej regeneracji mięśni, bo po testach uważam, że te cechy cepów są jak najbardziej słuszne i prawdziwe.