Spis treści
Marcina Świerca naszym czytelnikom nie trzeba przedstawiać. Mistrz Polski w Długodystansowym Biegu Górskim (2014), Skyrunningu (2012), Ultradystansowym Biegu Górskim (2014), zdobywca drugiego miejsce na CCC (2017) i niespodziewany zwycięzca biegu TDS w ramach UTMB 2018. A to tylko kilka z jego najświeższych i najważniejszych osiągnięć. Marcin to również wielokrotny reprezentant Polski, trener, a od niedawna również autor książki “Czas na ultra. Biegi górskie metodą Marcina Świerca”.
Spontaniczne spotkanie ze świeżo upieczonym mistrzem trasy TDS (skrót od “Sur les Traces des Ducs de Savoie”) 2018 w warszawskim Sklepie Biegacza. 100km, 6100m przewyższenia, oczywiście pierwsze miejsce na podium, coś koło doby na przetrawienie tego, czego właśnie dokonał, następnie kilkanaście godzin w podróży z Chamonix do Warszawy, po drodze już jakieś wywiady, telefony. Właściwie jeszcze brak prawdziwego odpoczynku i chwili na regenerację. Marcin wchodzi jednak pewnym krokiem, uśmiechnięty, bez znaku zakwasów, bólu czy chociażby dyskomfortu. Każdy, kto choć ma jedno ultra za sobą (nawet takie dużo mniejszego kalibru), wie, że taka kondycja to niesamowita sprawa. Po prostu Mistrz.
Czas na ultra
Karierę Marcina śledzę już od dłuższego czasu i bardzo się ucieszyłam, że będzie okazja zobaczyć go “na żywo”, zadać kilka pytań, posłuchać relacji z TDS-a, którego z pewnością jeszcze sam nie zdążył przetrawić. Spotkanie było bardzo ciekawe i pełne opowieści, żartów i inspiracji. W trakcie spotkania nasz gość specjalny zdradził również, że jest na końcowym etapie… pisania książki o biegach ultra. Takie niespodzianki biegacze lubią najbardziej!
Marcin poza własnymi sukcesami, współpracą z wieloma trenerami, od dłuższego czasu może się też poszczycić grupą zawodników, których trenuje. Biegacze Ci wykazują postępy i pną się w wynikach biegów górskich.
Miałam nadzieję zatem, że książka od Marcina Świerca będzie swego rodzaju podręcznikiem dla ultrasów, pełnym przydatnych informacji, wskazówek, planów treningowych, tajemnic i trików. Czy to właśnie przygotował dla nas Mistrz?
Czas na ultra – jaka to książka?
Książka w końcu wpadła w moje ręce. Pięknie wydana, kolorowa, sporo ilustracji i fotografii. Na okładce czytamy, że w książce znajdziemy odpowiedzi na pytania: “jak odpowiednio przygotować się do biegów górskich, z jakich środków treningowych korzystać, jak ułożyć swój plan treningowy, jak skomponować odpowiedni jadłospis, na co zwrócić uwagę podczas zawodów”.
Zanim jednak dojdziemy do powyższych aspektów, mamy szansę nieco bliżej poznać samego autora. Od chłystka biegającego po podwórku w Lisowicach, przez przygodę z piłką nożną w lokalnym klubie, rozmaite doświadczenia z trenerami, do powoli kiełkującej kariery biegacza. Następnie pierwsze ważniejsze podia, pierwszy znaczący kontrakt sponsorski z Salomonem i Suunto, objęcie opieką własnych zawodników, przejście do stajni BUFFa oraz najświeższe spektakularne zwycięstwo na trasie słynnego TDSa.
Nasza uwaga następnie kierowana jest na historię biegów górskich, formaty zawodów i czołowych organizacji kształtujących obraz ultra światka jak WMRA czy ITRA, o której punkty tak zawzięcie walczy wielu z nas.
Przygotowania do biegów ultra
Środkowa część Czas na ultra jest dla mnie jej esencją. Marcin prowadzi nas przez podstawy – czyli obowiązkowe dla każdej aktywnej (i nie tylko) osoby badania, poprzez opis środków treningowych (czym jest wycieczka biegowa, na czym polega fartlek, jak zaplanować interwały), aż po objaśnienie dyscyplin doskonale uzupełniających bieganie.


Mając powyższe podwaliny przechodzimy do planowania rocznej struktury treningu. Klasyczny podział na okres przygotowawczy, transformacji, bezpośredniego przygotowania startowego i roztrenowania poznajemy nieco bliżej. Dlaczego każdy z nich jest istotny w całym cyklu, ile powinien trwać, co się na niego składa?
W końcu dostajemy przykładowe plany treningowe. Ta część została podzielona na biegi krótsze niż maraton, dystanse długie/maratońskie i biegi ultra. W zależności od typu biegu, do którego się przygotowujemy, autor przedstawia nam propozycję treningu w podziale na wspomniane okresy przygotowawcze (oczywiście z pominięciem roztrenowania).
Jak sama wykorzystałam Czas na ultra?
Ponieważ sama stoję przed nie lada wyzwaniem, postanowiłam rozpisać sobie trening zgodnie z zaleceniami Marcina. Ba! Poza rozpisaniem zamierzam nawet go realizować!
Mój start to Niepokorny Mnich. 97 długich kilometrów, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć 25 kwietnia 2020. Przygotowania podzieliłam zatem na:
- okres przygotowawczy – który już trwa i powoli musi się rozkręcać,
- okres transformacji – od 3 lutego,
- okres bezpośredniego przygotowania startowego, który rozpocznie się 23 marca,
- start!
Ponieważ maraton przebiegłam najszybciej w nieco ponad 4h, od docelowych dystansów w pierwszym okresie odejmuję po 20%, ale dążyć będę do ich zwiększenia według wskazań Marcina.
Moje zmagania z realizacją wybranego planu śledzić będziecie mogli na moim blogu, ale moje wnioski po jego rozpisaniu “na sucho”:
- Marcin stawia na duże objętości i wysoką częstotliwość, właściwie możemy mówić o braku dnia wolnego – dzień wolny oznacza tu inną aktywność,
- na próżno szukać tu sugerowanego tempa bądź przedziałów tętna, na których często opierają się inny trenerzy. Z jednej strony jest to duże uproszczenie, z drugiej może być problematyczne w realizacji treningu i ocenie treningu,
- do biegów ultra o dystansie nieznacznie ponad-maratońskim wskazane objętości nie są niezbędne – czytelnik będący na początku swej drogi z ultra może nie być w stanie tego ocenić,
- duża objętość to spore obciążenia oraz czas konieczny do wykonania treningów,
- same propozycje planów nie kładą nacisku na rozciąganie i regenerację – trzeba o to zadbać samemu,
- jeśli przygotowujesz się do startu wiosną, liczyć się musisz z wieloma godzinami treningu na śniegu/w ciemności/na bieżni.
Nie samym bieganiem…
No właśnie. W proponowanym planie pod bieg ultra, przy zawodniku osiągającym przeciętne prędkości, trzeba liczyć się z codziennym treningiem zajmującym od godziny (w dni “wolne”) aż do ok. 3-4h w dni wycieczkowe. Do tego należałoby doliczyć jeszcze rozciąganie, regenerację, porządną dawkę snu, no i oczywiście przygotowywanie posiłków. Rośnie mój podziw dla ultrasów mających dzieci…
A mówiąc o ćwiczeniach i diecie – Marcin nie zapomina o nich na łamach “Czasu na ultra”. Ćwiczenia sprawności i stabilizacji są całkiem zgrabnie opisane i co nawet bardziej wartościowe – zilustrowane zdjęciami. Dostajemy też dosyć szeroki opis różnych składników odżywczych, które biegacz powinien znać i uwzględniać w swoim jadłospisie. Następnie serwowana jest nam garść ciekawych przepisów – niestety bez odniesienia do wcześniejszej listy i samodzielnie trzeba ocenić, jakich elementów jest najwięcej w danej potrawie.


W książce znajdziemy ponadto opisy sprzętu przydatnego w biegach ultra, ubioru, wskazówki przydatne w trakcie przygotowań do biegu i samego startu. Marcin dzieli się też listą najciekawszych biegów, które przebiegł bądź które ma w planach.
Czy to mój “Czas na ultra”?
I tak, i nie. Zdecydowałam się skorzystać z porad treningowych Marcina, żeby podnieść sobie poprzeczkę. Wierzę również, że choć to będzie ekstremalnie trudne zadanie, autor opiera propozycje o doświadczenia swoje oraz swoich zawodników i może dla mnie to być droga do sukcesu – czyli ukończenia Niepokornego Mnicha w limicie czasowym.
ALE – no właśnie, niezależnie od powyższego, na temat samej książki “Czas na ultra” mam sporo “ale”.
Moim największym zarzutem jest to, że ani przed, ani po przeczytaniu książki nie umiem właściwie odpowiedzieć na pytanie: dla kogo ona została napisana? Znajdziemy w niej zarówno dosyć zaawansowane plany treningowe, z którymi początkujący biegacz będzie miał problemy, jak i opis po co jest biegaczowi czołówka. Dowiemy się, jak zrobić plank i jak autorowi biegło się w Tromso SkyRace (w którym, umówmy się, przeciętniak raczej nigdy nie wystartuje). Ponieważ układ jest tutaj tematyczny, trudno jest czytelnikowi odsiać w jakiś sposób wiadomości adekwatne do swojej wiedzy/poziomu.
Książka stara się być kompendium wiedzy o biegach ultra. Osobiście wolałabym jednak, żeby niektóre wątki były bardziej rozwinięte, jak przykładowo plany treningowe – chętnie zapoznałabym się z większą liczbą przykładów, modeli, opcji, objaśnień. Niepotrzebnie natomiast autor wchodzi w dywagacje o diecie i zapełnia strony przepisami, które owszem – mogą być smakowite, ale są pozycje pogłębiające temat i traktujące go z większą troską.
Czy zatem książka dla każdego biegacza i o wszystkim jest dobrą drogą? Uważam, że nie. Choć pełna pożytecznej wiedzy i wskazówek, mogłaby być dużo lepsza, gdyby od początku była pisana dla bardziej skonkretyzowanego profilu odbiorcy i adekwatnie promowana.
Podsumowanie
Książka “Czas na ultra. Biegi górskie metodą Marcina Świerca” jest cenną, ale nie pozbawioną wad pozycją dla biegaczy. Wiele elementów aż prosi się o pogłębienie, zwłaszcza biorąc pod uwagę kaliber autora. Bardziej doświadczeni biegacze zainteresują się propozycjami planów treningowych oraz opisem tego, jak poszczególne jednostki wykonuje sam Marcin. Początkujący biegacze mogą momentami poczuć się nieco zagubieni, ale jednocześnie znajdą tu wiele przydatnych porad i wskazówek. Osobiście uważam (zaznaczam, że nie jestem trenerem, a jedynie biegaczem z długim stażem), że przed realizacją planów treningowych zasięgnęłabym jeszcze dodatkowej opinii.
“Czas na ultra” to wynik marzenia i celu, jaki postawił sobie Marcin. Jest to kolejny przejaw tego, że ciężka praca nie jest mu obca i należy mu się za to ogromne uznanie. Mam nadzieję jednak, że o ile w przyszłości myśli nad kolejnym tytułem, wydawca bądź recenzenci będą nieco bardziej krytyczni i pomogą mu lepiej sprofilować bądź chociaż lepiej uporządkować wiedzę Mistrza.
Recenzowany produkt: książka “Czas na ultra. Biegi górskie metodą Marcina Świerca”, autor: Marcin Świerc, Wydawnictwo Bezdroża, 2019.