Spis treści
“Tlenowa przewaga” Patricka McKeowna przykuła moją uwagę, sugerując, że oto w wyniku lektury poznam narzędzie, dzięki któremu poprawię jakość swoich treningów (patrz: okładkowe „trenuj efektywnie”), zwiększę swoją wydolność i kondycję fizyczną, a gdyby tego było mało, to także wzmocnię zdrowie (to wszystko na okładce). Moim rozczarowaniom nie było jednak końca, gdy brnąłem przez kolejne rozdziały tej książki i dlatego postanowiłem, że przygotuję dla Was nie tyle recenzję, co szereg uwag na marginesie.
Skąd się biorą złe nawyki oddechowe?
„Kiedyś to było, nie to, co teraz…” – tak można w skrócie oddać myśl, która przyświeca wielu współczesnym poradnikom zdrowego stylu życia. Na swój sposób powtarzają ją eksperci od aktywności fizycznej, specjaliści od zdrowego żywienia i samozwańczy znawcy, którzy najczęściej na własnym doświadczeniu opierają rady, mające służyć ludzkości. Nie inaczej jest z autorem „Tlenowej przewagi”, który już we wstępie mówi, co następuje:
Proces oddychania i wydychania powietrza został całkowicie wypaczony przez stres, siedzący tryb życia, niezdrowe odżywianie, przegrzewanie domu i zanikającą sprawność fizyczną. Wszystkie te czynniki przyczyniają się do powstawania złych nawyków oddechowych, a te z kolei stanowią pierwszy krok ku apatii, otyłości, problemom ze spaniem, dolegliwościom układu oddechowego czy chorobom serca.
Wniosek jest zatem prosty – wszystkie czynniki, które definiują to, co powszechnie uznaje się za „współczesny styl życia”, sprawiają przy okazji, że świat dręczą plagi, takie jak otyłość czy choroby serca. “Robią to” z kolei wpływając na… sposób, w jaki ludzie oddychają.
Mogłoby się więc wydawać, że wspomniane czynniki należy wyeliminować, tym samym pozytywnie (choć pośrednio) wpływając na to, w jaki sposób oddychamy i plagi współczesności odeszłyby w niepamięć, ale nie – autor rozumuje odwrotnie: to oddychanie należy skorygować, co wpłynie na czynniki „plago-twórcze” i wybawi świat ode złego.
Ta pokrętna logika to jednak nie wszystko, bo po tej chwili utyskiwania na niebezpieczne czynniki współczesnego świata otrzymujemy taką oto idylliczną wizję:
Nasi przodkowie prowadzili życie sprzyjające utrzymaniu efektywnego sposobu oddychania – jedli same zdrowe i naturalne rzeczy, nie musieli ciągle rywalizować i ciężko pracowali.
Pomyślicie, że autor tych słów to z pewnością szalenie zaangażowany w rozwój nauki antropolog i kulturoznawca, który ma szereg dowodów na ich poparcie, ale nie. Patrick McKeown studiował nauki społeczne, a potem poznał metodę dr. Konstantyna Butejki, której popularyzacją zajmuje się do tej pory. Te wizje zostały z kolei najprawdopodobniej wyciągnięte z tego samego worka co podstawy, na których oparto diety paleo i tym podobne trendy.
Oddychanie to klucz do zdrowego życia
Tak można w skrócie oddać tezy, które przedstawione są w kolejnych rozdziałach książki. Mamy tam, m.in. takie twierdzenia jak:
Co ciekawe, zmiana techniki oddychania sprawia też, że zaczynamy odczuwać większą chęć do picia wody i jedzenia jak najmniej przetworzonych rzeczy.
Poglądy te są z kolei ilustrowane przykładami, których faktyczności nie sposób potwierdzić. Autor „Tlenowej przewagi” podaje po prostu kolejne imiona osób, z którymi rzekomo się spotkał i których stan zdrowia rzekomo poprawił, ale nie ma tam żadnych konkretów, żadnego imienia czy nazwiska, które można byłoby odszukać i potwierdzić, że historia, którą do niego dopisano, faktycznie miała miejsce.
Część z tych historii brzmi w dodatku bardzo nieautentycznie. Gdy czytam np. o Alison, która przez niemal 20 lat „była całkowicie pochłonięta jazdą na rowerze”, co przekładało się na to, że „trenowała dwa, trzy razy w tygodniu, nie robiąc żadnych dłuższych przerw i przejeżdżając do 60 kilometrów podczas jednej sesji” (sic!), to nie mogę wyjść z wrażenia, że autor tej książki nie ma zielonego pojęcia, co to znaczy, że ktoś jest pochłonięty przez sport.
Jak osoba, która 2-3 treningi w tygodniu uważa za „pochłonięcie przez sport”, może bez cienia żenady sugerować sportowcom, co powinni robić?
Te nieautentyczne historie momentami nie mają nawet przypisanych imion. Dostajemy za to coś w tym rodzaju:
Przez ponad 10 lat spotykałem setki ludzi, którym dzięki zmniejszeniu ilości wdychanego powietrza udało się w bezpieczny sposób stłumić apetyt, a tym samym doprowadzić do stałej i efektywnej utraty masy ciała […] W dodatku utrata masy ciała, jak i nabranie lepszych nawyków żywieniowych przyszły im z łatwością i bez większego wysiłku.
Gdzie są ci ludzie? Tego nie wie nikt.
Co robić, by oddychać lepiej?
Tu niestety moje rozczarowanie sięgnęło zenitu. Okazało się bowiem, że za dziesiątkami stron żywcem wyrwanych z działów poradnikowych “Claudii” czy innej “Tiny”, otrzymujemy w zasadzie 3 ćwiczenia, które w dużej mierze opierają się na wstrzymywaniu oddechu. Mówiąc w skrócie – logika „Tlenowej przewagi” opiera się na założeniu, że im bardziej ograniczymy wdychanie tlenu, tym mocniej wyczulimy te mechanizmy organizmu, które odpowiadają za jego przechwytywanie (to nazwane jest symulacją aklimatyzacji wysokogórskiej). Gdy z kolei mechanizmy te będą wyczulone, a my weźmiemy normalny wdech, dostarczymy mięśniom więcej tlenu, który wykorzystają do produkcji energii.
Po przeczytaniu tej teorii zacząłem się zastanawiać, czy autor tej książki przypadkiem nie zacznie nam zaraz sprzedawać niemodnych już „masek treningowych” utrudniających oddychanie i jakże trafne były te domysły – Patrick McKeown faktycznie takie maski sprzedaje za pośrednictwem własnej strony.
Żeby więc przekonać się, czy techniki zaprezentowane w „Tlenowej przewadze” rzeczywiście sprawdzą się u sportowców, wystarczy, że poszukacie badań, w których tego typu maski były wykorzystywane podczas wysiłku fizycznego. Powinno być ich sporo, biorąc pod uwagę, że jeszcze parę lat temu przeżywaliśmy kolejny nawrót trendu na ich używanie.
Czy polecam lekturę „Tlenowej przewagi”?
Oczywiście! I piszę to bez ironii. Nie jestem bowiem alfą i omegą sportowych poradników i może się okazać, że Wam ta książka przypadnie do gustu znacznie bardziej niż mnie.
Z reguły, jak trafiam gdzieś na artykuł z recenzją książki to są tam same ochy i achy, ciesze się, że tutaj jest bardziej krytycznie. Gdybym tylko wczytała się w jedną z Waszych recenzji wcześniej, to bym nie kupiła Ruchu naturalnego w praktyce, bo jakoś zachęcona nagłówkiem uznałam, ze skoro o tym piszecie to musi być wspaniałą lekturą, a tymczasem to książka kompletnie nie dla mnie,c o faktycznie później w treści recenzji było objaśnione. Oszczędziłabym ponad stówę, bo Empik nałożył taką marżę, że tylko włosy z głowy rwać… Od tamtej pory czytam dokładnie Wasze recenzje. Dawajcie ich więcej. Pozdrawiam!
W każdym przypadku dokładamy starań, aby recenzje oddawały rzeczywistość. Cieszę się, że doceniasz naszą pracę 🙂
Dawno nie czytałam tak dobrej recenzji książki. Zwykle książki wydane przez Galaktykę są bardziej zachęcające…
Dziękuję bardzo!