Polski kryminał ma się świetnie. Katarzyna Bonda, Marek Krajewski, Zbigniew Zborowski, Remigiusz Mróz, kto nie zna tych nazwisk? Pośród tego wszystkiego pojawia się nagle Tomasz Duszyński, scenarzysta gier komputerowych, autor kilku książek oraz wielu opowiadań z gatunku fantasy. Teraz postanowił zabrać nas do przestępczego półświatka, którego akcja rozgrywa się w miejscach osobiście mu bliskich: w Strzelinie, gdzie się urodził oraz we Wrocławiu, gdzie obecnie mieszka.
Książka „Toksyczni” opowiedziana jest niejako dwutorowo – z perspektywy kibola i drobnego gangstera działającego we Wrocławiu, Seby, oraz z perspektywy emerytowanego komisarza Nowickiego, który próbuje odnaleźć spokój mieszkając samotnie w domku w Strzelinie. Pozornie tych dwóch bohaterów nic nie łączy, ale jak to bywa w kryminałach, akcja dość szybko się zapętla. Brutalne przestępstwo, młodzi ambitni policjanci, prokuratorzy z tajemnicami, a przez to wszystko przeplata się wątek sportowy. Nie tylko poprzez kibicowskie zacięcie Seby i jego obecność na siłowni, ale także pod postacią Nowickiego, który lubi sobie pobiegać i który ma również biegową zagadkę do rozwiązania. Wątek ten w ogóle nie dziwi, skoro autor przebiegł w swoim życiu niejeden maraton (w tym w Moskwie czy z Maratonu do Aten).
Muszę przyznać, że wielowątkowość książki nie pozwala się od niej oderwać. Fabuła jest zbudowana genialne, co chwila pojawia się niespodzianka i kiedy myślisz, że już wszystko wiesz, to okazuje się, że nie wiesz nic. Postaci jest wiele i są zilustrowane bardzo ciekawie. Wcale nie jest tak, że gangster Seba jest tą wyłącznie negatywną, a emerytowany, doświadczony przez życie Nowicki – tylko pozytywną. Świat nie jest czarno – biały i „Toksyczni” doskonale to obrazuje. Kibol też może mieć uczucia, a stróż prawa sporo za uszami. Co prawda, na początku nieco raził mnie przerysowany „gangsterski” język, jakim posługuje się Seba i jego koledzy, ponieważ brzmi sztucznie. Tak samo sztuczne i nieprawdziwe wydaje się przedstawienie życia policjanta na emeryturze, jako samotnej bezcelowej egzystencji zgorzkniałej osoby. Przez to powielenie typowych schematów, miałam wrażenie, że książkę „Toksyczni” musiałam czytać już wcześniej. Jednakże nie da się ukryć, że wciągnął mnie ten gangsterski świat Duszyńskiego, nawet jeśli został przerysowany.
Można więc powiedzieć, że widać, iż autor gangsterem nie jest, ale na pewno jest biegaczem. Wprowadzone do książki wątki biegowe są precyzyjne i ciekawie poprowadzone. Nie brzmią przy tym, jakby autor chciał popisać się swoją obszerną wiedzą, o co najważniejsze, jakby wcisnął je na siłę. “Kordek wybiegł z domu kwadrans przed dwudziestą pierwszą, wrócił za pięć dwudziesta druga. Godzina i dziesięć minut biegu. Dystans czternaście kilometrów. Średnie tempo: pięć minut na kilometr, średni puls sto trzydzieści na minutę. Zaskakująco niski, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że ostatnie trzy kilometry miał szybsze […] Średnia uderzeń serca na przestrzeni ostatniego roku wyraźnie się obniżała. Facet dobrze opracował trening. Widać było efekty”. Pojawiają się również porównania, takie jak: “był spięty, musiał rozluźnić mięśnie, głębiej odetchnąć, on tymczasem zachowywał się, jakby czekał w blokach startowych na sygnał wystrzału”, na opisanie Seby czekającego, aby ruszyć do “akcji”.
Te biegowe wstawki oraz znane mi okolice sprawiają, że “Toksyczni” wydaje się być mi bliższą książką niż inne kryminały. Dodatkowo fabuła jest ciekawa i dobrze zbudowana, nie mogłam się od niej oderwać. Jeśli lubicie akcję, tajemnice i dosadny język, to wam ta książka również się spodoba.