Sport to jedna z niewielu dziedzin, w której można stać się legendą jeszcze za życia. Do takich niekwestionowanych legend z pewnością zalicza się Kilian Jornet. Przez wielu podziwiany, przez setki naśladowany, dla wielu sportowców jest źródłem inspiracji i niedoścignionym wzorem. Nie bez powodu uważany jest za najlepszego biegacza górskiego w historii. Na polskim rynku właśnie ukazała się jego kolejna książka pod tytułem “Niemożliwe nie istnieje”, czyli “jak przekroczyłem granice ludzkiej wytrzymałości i wbiegłem na Mount Everest dwukrotnie w ciągu kilku dni”.
Summits of my life
Każdy chciałby być jak Kilian, ale cóż, nie każdy zdobył pierwszy czterotysięcznik w wieku zaledwie sześciu lat. Wychowywany w górach, od dziecka prezentował ponadprzeciętne umiejętności sportowe, których szlifowaniu podporządkował całe życie. Wygrał wiele prestiżowych biegów górskich oraz wyścigów narciarskich, których lista jest ambitna, długa i imponująca, dodatkowo jest wielokrotnym mistrzem świata w skyrunningu i skialpinizmie, ale w życiu ściga się nie tylko na trasie zawodów. W ramach projektu Summits of my life, Kilian postanowił zdobywać najbardziej znane szczyty na swój własny sposób, na lekko i szybciej niż ktokolwiek wcześniej.
Realizowanie projektu zaczął w 2012 roku, a już rok później ustanowił nowy rekord w dotarciu na Mont Blanc i z powrotem do Chamonix, którą to trasę pokonał w 4 godziny i 57 minut. Miesiąc później wbiegł z Cervinia na Matterhorn i z powrotem w 2 godziny 52 minuty, bijąc uprzednio ustanowiony przez włocha Bruno Brunoda rekord o 22 minuty. W 2014 roku zdobył najwyższy szczyt Ameryki Północnej, Denali (6190 m n.p.m.), co wraz z zejściem zajęło mu 11 godzin i 48 minut, o pięć godzin szybciej niż poprzedni rekordzista. Tego samego roku zdobył szczyt Aconcagua w 12 godzin i 49 minut (6960 m n.p.m). W 2013 roku podjął również próbę najszybszego pokonania trasy na górę Elbrus podczas Elbrus Race (ówczesny rekord należał do Andrzeja Bargiela), jednak wyścig został przerwany z powodu trudnych warunków pogodowych. Kilianowi pozostał już tylko Everest i pokonanie niesamowitego rekordu Hansa Kammerlandera z 1996 roku, który wszedł na najwyższą górę od północy w 16 godzin i 45 minut.
Kilian planował zdobyć Everest w 2015 roku, ale ostatecznie udało mu się to dopiero za trzecim podejściem, w 2017 roku. Wydawałoby się, że książka “Niemożliwe nie istnieje” będzie właśnie o tym, o pokonywaniu własnych słabości w drodze na najwyższą górę przez jednego z najszybszych na świecie biegaczy górskich. Dowiemy się, jak Kilian radził sobie z chłodem, wysokością, jaki trenował przed wyprawą i jakiego sprzętu używał w trakcie wspinaczki. Następnie książka ta trafi do działu “himalaizm” lub “wspinanie” i będzie kolejną ciekawą historią spod Everestu, których ostatnio wiele. Nic bardziej mylnego.
Pamiętnik Kiliana
Zapiski o Evereście stanowią tylko tło, i to dość rozmyte, dla wielu historii oraz przemyśleń Kiliana na temat sportu, rywalizacji i samego życia. Są one wręcz nostalgicznie, miejscami smutne, choć autor nie daje czytelnikowi odczuć, że się w jakiś sposób żali czy tłumaczy. Pomiędzy te przemyślenia wplecione są historie z przeróżnych wydarzeń w życiu Kiliana, biegów czy wspinaczek, których nawet nie stara się dookreślić poprzez podanie dokładnej daty. Ot, takie dygresje. Miejscami wydaje się, że nie mają ani początku, ani końca, ani nawet puenty. Autor nie stara się zachować ani chronologii wydarzeń, ani chronologii myśli i czasami przeskakuje z tematu na temat, nie próbując ich nawet wzajemnie powiązać. To prawie tak, jakby pamiętnik Kiliana rozpadł się, a on zebrał wszystkie rozsypane kartki razem nie bacząc na to, w jakiej kolejności się ułożą.
Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że książka jest chaotyczna. Opis kilku startów autor przerywa bowiem zabawną opowiastką, jak bieg wygląda z punktu widzenia kibica czy pacemakera, po czym ponownie wraca do opisu zawodów. Przyznam szczerze, że trochę mnie to zmęczyło, kiedy sama już nie wiedziałam, o czym czytam, o kim czytam i kiedy te wydarzenia miały miejsce? Lubię poukładane rzeczy, a co do zasady, książki do nich należą. W rzadko której można przeskoczyć dwa rozdziały do przodu bez żadnej “straty”, tego jednak nie można powiedzieć o “Niemożliwe nie istnieje”. Tę książkę można czytać wyrywkowo, według upodobania i wyjdzie praktycznie tak samo, jakby ją czytać rozdział po rozdziale, kartka po kartce. W pewnym momencie przyzwyczaiłam się więc do tej koncepcji, a nawet pomyślałam sobie, że w sumie nie wiem, co jest na kolejnej stronie, jaka myśl Kiliana pojawi się za chwilę, jaką opowiastką mnie uraczy. A to wzbudziło we mnie taką ciekawość, że od połowy książki nie mogłam się już zatrzymać i skończyłam ją czytać jednym tchem.
Poznaj Kiliana
Ostatecznie, o “Niemożliwe nie istnieje” można by powiedzieć, że tekst jest chaotyczny i kompletnie nie na temat, i byłoby to zgodne z prawdą. Ale kryje się w tym drugie dno. Jeśli bowiem chcieliście się czegoś dowiedzieć o autorze, to myślę, że już bliżej Kiliana nigdy się nie znajdziecie. Jest to bowiem książka o nim samym. Nie o jego historii, ani o treningu, ani tym bardziej o jego wyczynach. Nawet wtrącenia autora na temat swoich dość okrutnych i kontrowersyjnych metod, które na sobie stosował, nie stanowią pomysłu na plan treningowy, a są wyłącznie opisem samego siebie, swojego charakteru, swojego podejścia do sportu i do życia. Z tej książki dowiecie się, że nigdy nie poznacie Kiliana słuchając wywiadów, których udziela na mecie. Nie dowiecie się o nim niczego istotnego przeglądając jego profil na Instagramie. Naprawdę, nigdy nie będziecie bliżej Kiliana niż dzięki tej książce, w której dzieli się wyjątkowo osobistymi przemyśleniami.
“Na starość będę nie do zniesienia – pisze – Skoro już jestem taki, mając trzydziestkę, to z pewnością za kilka lat będę jak jeden z tych dziadków, którzy widząc, że przed ich domem przechodzi jakiś nieznajomy, odsuwają nieco firankę, żeby przesunąć do okna podejrzliwe oko; albo kiedy kolega puka do drzwi, nieruchomieją, mając nadzieję, że sobie pomyśli, że nikogo nie ma w domu. O rany, nikt ze mną nie wytrzyma!”
Jednocześnie nie jest ona zbiorem pustych haseł, które mają czytelnika zmotywować do biegania czy zdobywania gór. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w “Niemożliwe nie istnieje” nie znajdziecie żadnej gloryfikacji biegania ani wygrywania. Wręcz odwrotnie.
“Czuję się źle z samym sobą. Dziś zarobiłem pieniądze za zrobienie czegoś bezużytecznego. Skupiłem na sobie uwagę i wzbudziłem podziw dzieciaków i dorosłych, a przecież jedyne, co zrobiłem, to stawiałem jedną nogę za drugą trochę szybciej niż inni. Wewnętrzne bieganie jest dla mnie wszystkim. Na zewnątrz natomiast przyznaję, że to zajęcie daremne […] Dziś wygrałem i dostanę kilka tysięcy euro, a dzięki zwycięstwom są też marki, które chcą mnie sponsorować. Natomiast tamta nauczycielka i tamten murarz [którzy również biegli] nigdy nie pojawią się w wiadomościach telewizyjnych ani nie dadzą żadnego autografu. W gruncie rzeczy jest to paradoks, ponieważ bez biegaczy świat funkcjonowałby tak samo dobrze, ale bez nauczycielek, które uczą nas pisać i liczyć, i bez murarzy, którzy stawiają ściany domów, w których mieszkamy, życie byłoby trudne”.
I dodaje “My, sportowcy, ostatecznie uwierzyliśmy, że jeśli wygramy jakiś wyścig, to jesteśmy lepsi od tego, kto zajął drugie miejsce, ponieważ wszyscy nas oklaskują i gratulują, możemy podpisać kontrakty i żyć iluzją względnej sławy. W tym kontekście sport porzuca swoją esencję i zapuszcza się na inny teren, teren związany z obsesją na punkcie wygrywania za wszelką cenę […] sport zawodowy jest przeceniany i coraz częściej wydobywa na światło dzienne ciemna naturę ludzi […] sława jest tak łakomym kąskiem, a pieniądze są tak nęcące, że ludzie na całym świecie mogą stracić z oczu powód, dla którego biegają”.
Takich rzeczy nie dowiesz się z Instagrama Kiliana, ale skoro niemożliwe nie istnieje, to bardzo możliwe, że prawdziwego, tego prywatnego Kiliana, poznasz dzięki tej książce.
A co z Everestem?
Na koniec dodam małą ciekawostkę. Kilian miał zdobyć Everest po raz pierwszy około północy na przełomie 21 i 22 maja, wyruszając z bazy na wysokości 5.100 m n.p.m. i stanąć na szczycie po około 26 godzinach wspinaczki. Ze względu na skurcze żołądka, nie udało mu się pokonać trasy w zaplanowany szybki sposób, więc postanowił spróbować raz jeszcze. Drugi raz miał zdobyć Everest dnia 27 maja około 21:30, po 17 godzinach wspinaczki z bazy położonej na wysokości 6.400 m n.p.m. Obydwa wejścia miały być prowadzone bez użycia tlenu z butli i bez lin poręczowych.
Te wejścia zostały jednak przez niektórych zakwestionowane, ponieważ żadne z nich nie zostało udokumentowane w podobny, skrupulatny sposób, co pozostałe jego rekordy. Zarzuty w stosunku do Kiliana podniósł głównie Dan Howitt, twierdząc między innymi, że nie ma zdjęć szczytowych umożliwiających identyfikację, a jedyne zdjęcia Kiliana pochodzą z wysokości 7.650 m. Dodatkowo, ślad GPS na jego Suunto Movescount pokazuje dwie osiągnięte w kolejnych próbach wysokości 8593 m i 8678 m, nie widać w nim śladu po 8848m; przy czym ślady GPS Jorneta z wejść na inne góry są idealne, tzn. pokrywają się z deklarowanymi etapami wejścia. Natomiast wideo, które Kilian pokazał ze szczytu, udostępnił blisko dwa lata później i nie widać na nim żadnych punktów charakterystycznych, aby można jednoznacznie potwierdzić miejsce położenia autora nagrania (to tylko kilka z zarzutów, ponieważ Dan Howitt napisał o tym cały 60-stronicowy raport).
Niezależnie od powyższych podnoszonych przez niektórych wątpliwości, bez wątpienia Kilianowi mimo wszystko nie udało się pobić rekordu wejścia i w 2019 roku ponownie wrócił pod Everest. Tym razem dotarł jednak tylko do wysokości 8300 m i musiał zawrócić z uwagi na ryzyko lawinowe. Czy podejmie jeszcze jedna próbę? Na stronie projektu Summits of my life, Everest oznaczony jest jako zaliczony (“achieved challaneges”), a jedynie Elbrus widnieje jako “upcoming challange”. Po lekturze książki “Niemożliwe nie istnieje” z pewnością zrozumiecie, dlaczego.
Źródła:
https://athleticsillustrated.com/kilian-jornets-claimed-double-ascent-of-mount-everest-in-doubt/
https://www.thebmc.co.uk/kilian-jornet-sets-speed-record-on-everest
Kilian Jornet znowu na Mount Everest. Może tym razem uda się… wejść | wspinanie.pl
Kilian Jornet – dziecko gór – MagazynBieganie.pl
Jak zwykle trafna i ciekawa recenzja 🙂
Dzięki szefie 🙂