Spis treści
Wielkie boom! Wielkie przebudzenie polskiego społeczeństwa, które w końcu dostrzegło zbawienny wpływ maksymy w ”zdrowym ciele, zdrowy duch”. Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu, biegający „dziwak” w lycrach, czy też mamuśki spacerujące z kijkami, były typowymi obiektami szyderstwa tych, którzy do swojego łba mają dalej niż uczestnicy Spartahtlonu – zawodów biegowych ze startem w Atenach i metą w Sparcie (w sumie ponad 246km).
Wielkie boom! Wielkie przebudzenie polskiego społeczeństwa, które w końcu dostrzegło zbawienny wpływ maksymy w ”zdrowym ciele, zdrowy duch”. Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu, biegający „dziwak” w lycrach, czy też mamuśki spacerujące z kijkami, były typowymi obiektami szyderstwa tych, którzy do swojego łba mają dalej niż uczestnicy Spartahtlonu – zawodów biegowych ze startem w Atenach i metą w Sparcie (w sumie ponad 246km).
Dziś jest już inaczej – nordic walking to nie szybki spacer o kulach, a przejaw dbałości o zdrowie. Bieganie jest kojarzone nie tylko z panem Forrestem Gumpem i okrzykiem „Run Forest!” – od pewnego czasu biegający szaleńcy to ludzie, którzy wzbudzają powszechny szacunek, a niejednokrotnie zachwyt. Polskie społeczeństwo się bogaci i nie mam tutaj na myśli wzrostu PKB – bogacimy się przede wszystkim intelektualnie, jesteśmy bardziej otwarci na wszelkie formy aktywności ruchowej, zaczynamy dbać o swoje ciało, zwracamy uwagę na to co jemy. Świadomość kultury fizycznej systematycznie wzrasta, co mnie niezwykle cieszy, bo w końcu nie czuję się jak wynaturzony skrzat rodem z Mordoru – moją pasję zaczyna podzielać coraz więcej osób.
ChoDZIARSKIE perypetie
Trenowałem kiedyś chód sportowy i pomimo tego, że panowała wtedy hegemonia Roberta Korzeniowskiego, opinie ludzi na temat tego co robię nie były przychylne. Non stop spotykałem się z falą krytyki, co i rusz ktoś rzucał we mnie pomyjami, które z pewnością nie działały motywująco tym bardziej, że byłem jeszcze dzieckiem (nadal jestem z tą różnicą, że muszę się już golić). Jak wiadomo w tym okresie bardzo łatwo jest skrzywdzić wrażliwego, małego człeka. Mimo wszystko to były piękne czasy – żyłem w paranoicznych urojeniach, pokonywałem kolejne kilometry, przyjmowałem na klatę kolejne szyderstwa, a to wszystko w imię tego, aby kiedyś być jak Pan Robert. Marzenia, aby kiedyś móc wejść na ostatnią okrężną, jako pierwszy zawodnik spośród stawki najlepszych na świecie, minąć linię mety, pocałować tartan i zrobić rundę honorową z biało-czerwoną flagą ekh… Świat widziany oczami z trzepaka był tak piękny!
Dzień Świra i życie w bunkrze
Wszystko brałem zbyt dosłownie, zamiast olać szyderstwa, zapętlałem się coraz bardziej w swojej ”tragicznej” sytuacji. Rezygnacja z treningów nie wchodziła w grę, bo chód sportowy to było coś, co zwyczajnie kochałem robić, z drugiej strony byłem typem dzieciaczka, które musiało mieć poczucie, że to co robi jest doceniane i społecznie akceptowane. Nie wiedziałem co robić, ale znalazłem rozwiązanie – bunkrowanie. Brzmi to okropnie, ale nie było aż tak źle. Wychodziłem na treningi, jak zawsze, z tą samą regularnością z tym, że w godzinach mocno wieczornych tj. 21-22. Wówczas wszystkie nikczemne stwory już dawno delektowały się jakimś głupawym tasiemcem, a ja mogłem dzielnie zmagać się ze swoimi słabościami, nie nękany już więcej przez anty-sportowych głąbów. To kuriozum, które powtarzało się codziennie, jak w scena z „Dnia Świra” na złe mi nie wyszła. Nabrałem dystansu do siebie, do tego co robię, a codziennie szybkie ”spacery” w towarzystwie migających latarni, dawały mi poczucie sensu i co najważniejsze, zrozumiałem, że jeśli lubisz coś robić, to zwyczajnie rób to, bez względu na to, czy komuś się to podoba, czy nie. Teraz oczywiście śmieje się ze swojego podejścia do sprawy, ale gówniarski wiek rządzi się swoimi prawami. Podejrzewam, że gdybym zaczynał dziś, byłoby mi dużo łatwiej. Ludzie się zmieniają. Na lepsze. Niestety, to co za mną minęło – chód to przeszłość i ciekawe wspomnienia. Znalazłem sobie nową miłość i żyje nam się szczególnie dobrze. Mówię na nią Bieganie.
Precz dziwaku!
Jeśli Twoja pasja odbierana jest jako dziwaczna, albo co gorsza oryginalna i podoba się tylko Tobie, a przez innych odbierana jest jako szaleństwo, po prostu olej to i poświęcaj się jej jeszcze mocniej. Obecnie panuje wszechobecna moda na konformizm – podążamy za telewizją i trendami, okrutne macki globalizacji docierają do najbardziej intymnych miejsc. W telewizji tańczą z gwiazdami, a w zimę nawet na lodzie, w podstawówce wśród dzieci najpopularniejsze są zajęcia tańca nowoczesnego. W telewizji smarują chlebek ”Manuelem”, w domach „Manuel” gości na stole. W telewizji Kasia Cichopek dumnie prezentuje się w lateksowym lycrach z sex shopu, na ulicach lateksowe lycry stają się wyznacznikiem mody. Czy wtapiając się w tłum, czy aby nie stajemy się tacy sami? Tacy sami bezbarwni i bez osobowości? Moda nie jest jednak do końca zła. Otóż, wychodzę z całkiem obiektywnego założenia, że moda na bieganie pociąga za sobą szereg dobroci i nie piszę tego tylko dlatego, że sam owe bieganie trenuję i zależy mi na popularyzacji mojej małej ojczyzny.
Nie tylko poślady ze skały
Różne są motywacje i pobudki, dla których zaczynamy biegać. Jedni chcą zwyczajnie schudnąć, drudzy odnaleźli w bieganiu swoją życiową pasję i cel. Ile ludzi, tyle powodów i co najlepsze każdy powód jest słuszny. Analizując moje osobiste statystyki, wśród najpopularniejszych pobudek dominuje chęć poprawy swojej aparycji. W kolejnej części postaram się przedstawić, że skutkiem ubocznym biegania są nie tylko jędrne uda i poślady ze skały. Pozytywne aspekty biegania sięgają głębiej i nie wchodzą tylko w du…