Trening to proces niszczenia, demolowania własnego organizmu, który podczas snu (naturalnej odnowy biologicznej) naprawia szereg wyrządzonych szkód. Wszystko, co zostanie zreperowane podczas tego skomplikowanego procesu, staje się mocniejsze, silniejsze, lepsze.
Tak sportowiec podnosi stopniowo swój poziom, nie zważając przy tym na ból i zmęczenie. W pogoni za sukcesem wyczynowcy balansują na granicy ludzkiej wytrzymałości. Światowy sport jest już na tak wysokim poziomie, że zawodnicy muszą stale poddawać swój organizm coraz cięższym próbom, niekiedy płacąc za to bardzo wysoką cenę. Odłóżmy na bok doping, który bez wątpienia zagościł w zawodowym sporcie na dobre, zajmijmy się jednak samym wysiłkiem, ponieważ bez katorżniczych i systematycznych ćwiczeń nikt niczego na zawodach nie osiągnie.
Spartańskie 400 metrów
Gdy zacząłem „bawić się w sport” na poważnie trener powiedział mi żebym zaprzyjaźnił się z pewnym kolegą, który ma na imię kwas mlekowy. ,,Nie możesz się go pozbyć, to się z nim zaprzyjaźnij, przyzwyczaisz się” – mawiał szkoleniowiec. Szybko zrozumiałem, że trzeba polubić to ustrojstwo, ponieważ będzie mi bardzo często towarzyszyć. W treningu czterystumetrowca do bólu należy się przyzwyczaić, ponieważ bardzo często się pojawia. Ta specyficzna konkurencja wymaga od zawodnika połączenia dwóch sprzecznych cech motorycznych ,czyli szybkości i wytrzymałości. Często bywa tak, że skupiając się na jednej tracimy drugą i trening idzie na marne.
Wracając do bólu… pojawia się podczas wytrzymałości tempowej, nie dość, że płuca prawie się wypluwa to jeszcze na ostatnich odcinkach nogi są kilkadziesiąt kilogramów cięższe, a ręce odmawiają posłuszeństwa, w naszym żargonie mówi się, że kogoś „ zalało”, kwas mlekowy przypomniał o sobie. Trening siły biegowej obfituje w podobne wrażenia, ponieważ ilości skipów robią wrażenie… a wszystko po to ,aby na ostatniej prostej można było jeszcze szybko biec. Czterysta metrów to wciąż sprint, więc siłownia również odgrywa tu ważną rolę, mięśnie muszą być przygotowane do ciężkiej pracy podczas szybkiego biegu… zatem trzeba przerzucić kilka ton, a po treningu nogi jak z waty, brzuch piecze niemiłosiernie… rano pojawiają się zakwasy (zwłaszcza gdy zwiększa się obciążenia).
Gdy zbliża się sezon czas na wytrzymałość szybkościową i tutaj szczególnie daje o sobie znać nasz kochany kwas. Jego poziom we krwi, który czasem sprawdza się po bieganiu często jest bardzo wysoki, człowiek nie jest w stanie podnieść się z tartanu, lecz jednocześnie cieszy się, że już po wszystkim. Ból jednak nie mija tak szybko jak wbiegamy na metę… nic bardziej mylnego. Nogi twardnieją jeszcze bardziej gdy się położymy, żadna pozycja nie pomaga, a ulga przychodzi po jakichś 10 -15 minutach. Potem jeszcze przez jakąś godzinę jest się troszkę osłabionym, lecz satysfakcja z wykonanej pracy wydaje się być większa od cierpienia. Nie mówiąc już o zawodach… smak zwycięstwa, radość z uzyskanego rezultatu to wypłata za ciężką pracę wykonaną na treningach.
Granica
Aż trudno sobie wyobrazić jak ćwiczą mistrzowie, do jakiego stanu doprowadzili swoje organizmy skoro po przebiegnięciu 400, 800, czy 10000 metrów potrafią rozmawiać, mają siłę na rundę honorową, to wprost niewiarygodne. Ich tolerancja na ból jest znacznie większa niż zwykłego śmiertelnika, nauczyli się go ignorować, walcząc z nim każdego dnia. Czy ktoś się zastanawia gdzie znajduje się granica, której już nie da się przekroczyć? Jak daleko może posunąć się człowiek aby zwyciężyć? Trening wyczynowca to ciągła walka z własnym ciałem. Ono nie chcę, wysyła sygnały, mówi DOŚĆ już nie mogę, nie dam rady!!! A nasza głowa krzyczy DALEJ jeszcze trochę… MUSZĘ, MUSZĘ to zrobić! Sportowcy często nie zważają na ostrzeżenia organizmu, trenują z urazami , ponieważ sezon tuż tuż i nie można teraz odpuścić. Albo: „ pracowałem całą zimę po to aby teraz startować, pobiegnę… wygram potem będę się leczyć”. W ten sposób można nabawić się przewlekłej kontuzji, której bez operacji nie da się usunąć lub co gorsza trzeba przedwcześnie zakończyć karierę. „Człowiek jest mocny” tak pisała Zofia Nałkowska w „Medalionach”, każdy jednak ma swoją „Granicę”, nawet sportowiec.
Niewdzięcznicy
Nadchodzi porażka nieodłączny element sportowej rywalizacji. Jak reaguje kibic śledzący zmagania swoich rodaków przed ekranem telewizora? Z reguły wygląda to tak: „Czwarte miejsce znów bez medalu… ostatni, co za dziad po co go wysłali tylko wstyd przynosi”. A czy ktoś zastanawiał się nad tym ile wysiłku, pracy, bólu i cierpienia kosztowały jego/ją przygotowania do startu? Zawodnik nie chce przegrywać, walczy z samym sobą by uzyskać jak najlepszy rezultat. Porażka jest dla niego ogromnym ciosem, a kibice swoimi uszczypliwymi komentarzami tylko pogarszają stan psychiczny sportowca. Znów pojawia się ból, lecz tym razem w sercu. Na szczęście każdy profesjonalny zawodnik podnosi się po upadku i staje się jeszcze silniejszy. Wyczynowi sportowcy to współcześni gladiatorzy, rycerze 21 wieku, prawdziwi twardziele. Pamiętajmy , że to jednak też ludzie i jako kibice pomagajmy, wspierajmy a nie podłamujmy.
Zapewne czytają nas również bardzo młodzi ludzie, żyjący sportowymi marzeniami. Każda opowieść powinna zakończyć się optymistycznym akcentem. Czy warto tak ciężko „tyrać”, samemu zadawać sobie ból, przełamując ciągle kolejne bariery? Odpowiedź brzmi TAK! Dlaczego? Nie dla pieniędzy, (bo lekka atletyka to wcale nie jest dochodowy sport) lecz dla satysfakcji i przygody. Jeżdżąc na zawody i obozy poznajemy ciekawych ludzi, odwiedzamy różne miejsca, uciekamy od szarej rzeczywistości, problemów itp. Królowa sportu to raj dla indywidualności, nie trzeba do nikogo podawać, ustalać taktyki, liczyć na kogokolwiek prócz siebie. Smaku zwycięstwa na zawodach nie da się porównać z niczym innym. Usłyszeć hymn narodowy …o tym już nie wspomnę. Raz w życiu dostąpiłem zaszczytu reprezentowania kraju i aż po jego kres będę odczuwał ogromną satysfakcję, że udało mi się tego dokonać. Pamiętam każdą sekundę biegu z Orłem na piersi, wrażenia są bezcenne. Warto znosić te wszystkie straszne treningi, wylewać pot, płakać z bólu, aby na stare lata usiąść w fotelu i z sentymentem wspominać sportową przygodę jak ze snu. Wszystko jednak z rozwagą i rozumem żeby w zdrowiu dotrwać tych „starych lat”.