Spis treści
Koniec roku to zazwyczaj czas podsumowywania sezonu, własnych osiągnięć oraz snucia planów na kolejny rok. To również dobra okazja, aby zastanowić się, jak ten nowy rok będzie wyglądać. Oczywiście, trudno przewidywać przyszłość, jednak na horyzoncie zawsze wizualizują się pewne trendy i o tym dziś słów kilka. Rozsiądź się wygodnie przed lekturą, a później koniecznie dodaj coś od siebie w komentarzu. Jak będzie wyglądać Twoje bieganie w 2024 roku? Tylko pamiętaj – robimy to z przymrużeniem oka! 😉
Limit, którego nie da się przekroczyć
Kiedy zaczynałam biegać kilka lat temu, najdroższe buty kosztowały około 300 zł, ale spokojnie można było kupić dobre modele po 150 zł. Dziś za tyle można zaopatrzyć się co najwyżej w skarpetki. Rozumiem – inflacja, kryzys, wojna, jednak są to zaledwie strzępki elementów, które już od dawna mają wpływ na cenę obuwia. A ta zdaje się rosnąć całkowicie w oderwaniu od rozsądku.Zupełnie, jakby ktoś w kuluarach zastanawiał się, jak wysoką cenę można zaproponować za 200 g plastiku i czy jest gdzieś granica, za którą biegacze powiedzą w końcu “nie, tyle to w życiu nie dam za buty!”. Historia jednak pokazuje, że te słowa raczej nie przejdą nam przez gardło.
Najpierw nastąpił przeskok z około 300, 400 zł za dobre buty, do ceny 900 zł rzuconej przez Nike, i o dziwo, buty zeszły na pniu. Oczywistym było, że wkrótce każda marka będzie mieć w swojej stajni ekskluzywny model w okolicy tysiaka. Ale gdy na początku tego roku pułapu sięgnęły Saucony Endorphin Elite za około 1400 zł, wówczas pomyślałam sobie, że to już naprawdę sporo.
Tymczasem kilka tygodni temu Adidas wyprzedał swój najnowszy model kosztujący blisko 2500 zł! Co prawda mówi się, że w większości nie kupili go biegacze, tylko “ambitni przedsiębiorcy”, dzięki którym można go nabyć obecnie o wiele drożej na przeróżnych aukcjach. Fakt jest jednak faktem – 2500 zł za 136 gramów obuwia przerasta moje pojmowanie świata.
Rozumiem, że większość cen określa się w dolarach czy euro, dlatego zaokrąglanie do 50 w górę to dla międzynarodowych firm żaden problem, nawet jeśli dla nas jest to już niemal 250 zł. Ale czy to znaczy, że w 2024 r. będziemy musieli płacić za buty jeszcze więcej? Z przymrużeniem oka często śmieję się, że najdroższa szafa w moim domu to nie ta, gdzie chowam laptopy czy biżuterię, ale ta z butami do biegania. Zastanawiam się więc, kiedy w końcu pęknie ta bańka? Kiedy biegacze się zbuntują? Czy nastąpi to w 2024 roku? Szczerze – wątpię, a nawet uważam, że nowy rok przyniesie jeszcze droższe buty! I wcale nie będą one zalegać na półkach sklepowych.
Wszystko, co niezbędne, czyli wszystko jest niezbędne
Co więcej – będą jeszcze droższe buty i o jeszcze węższym zastosowaniu.
Wielu znajomych często pyta mnie – jakie buty kupić, jakie polecasz? Zawsze wtedy dopytuję – do czego te buty? Na starty? Treningi? Na szybkie treningi czy na długie? Z płytką czy bez? Z karbonową czy inną? Może z prętami? Najczęściej słyszę: “Eeee…. startowo-treningowe do wszystkiego”. Tymczasem dziś już takich butów nie ma.
Każda para jest do czegoś innego. Więc jeśli tysiak za buty to dużo, to pomyśl, że takich butów trzeba kupić kilka par – bo w sztywnych, twardych, z płytką, nie zrobisz rozbiegań po 20 km, a w tych do rozbiegań nie opędzlujesz setek w 20 sekund, natomiast w tych najdroższych, które dostałeś pod choinkę (i na które zrzucała się cała rodzina, włącznie z ciocią babci), szkoda biegać codziennie, więc zostawiasz je tylko na wielkie wyścigi. Co więcej, szał specjalizacji ogarnia także trail – kiedyś liczył się tylko bieżnik, a dziś można mieć osobny model na każdy trening, zawody i podłoże.
Jakby tego było mało – buty to nie wszystko, więc pod choinką na pewno każdy biegacz znajdzie odżywki, żele czy witaminy. Nie od dziś wiadomo, że wszystko trzeba łykać garściami – BCAA, EAA, HMB, glutamina, kreatyna, karnityna, omega-3, ashwagandha, B12, elektrolity, kolagen, izotoniki, napoje przedtreningowe, napoje regeneracyjne, izolaty.
Do tego przyda się bengaj, voltaren, wazelina, rolka twarda, rolka miękka, piłeczka, ciężarki, taśmy, kettle, mata, opaski kompresyjne, skarpetki kompresyjne, rękawki, flaski, plecak do biegania, pas do biegania, pas do pomiaru tętna, czujnik pomiaru mocy, słuchawki bezprzewodowe, pistolet do masażu, zegarek za cztery tysiaki oraz oczywiście nogawki regeneracyjne za tyle samo. Wróć. Zapomniałam o własnej bieżni mechanicznej. Czy dopiszesz do tej listy coś jeszcze, bez czego dziś żaden biegacz nie potrafi wykonać ani jednego treningu?
Oczywiście, nie będę z rozrzewnieniem wspominać czasów, gdy biegało się w tenisówkach i bawełnianych koszulkach, jednak gdy ostatnio weszłam do jednej galerii handlowej i w każdym sklepie z odzieżą zauważyłam niemal dokładnie to samo, i to niemal dokładnie to samo co rok czy dwa lata temu, zaczęłam się zastanawiać, jak wielkim geniuszem trzeba być, żeby wmówić ludziom, że co roku, co sezon, potrzebują kolejnej (takiej samej) rzeczy, jak np. biały sweterek?
Przemysł sportowy ewidentnie cechuje ten sam geniusz, który potrafi przekonać wszystkich biegaczy, że bez …………. (wpisz cokolwiek) nigdy nie będziesz (dobrym/lepszym) biegaczem! Więc może to my powinniśmy zastanowić się, czy naprawdę potrzebujemy wszystkiego, co nam wmawiają, że potrzebujemy?
Rynek technologii sportowych został wyceniony na prawie 9 mld dolarów w 2018 roku i przewiduje się, że osiągnie ponad 31 miliardów dolarów do 2024 roku. Może lepiej w przyszłym roku przejść na drugą stronę barykady biegania i wymyślić gadżet, którego żaden biegacz nie potrzebuje, ale w pogoni za urwaniem pięciu sekund i tak go kupi?
Po drugiej stronie lustra
Z drugiej strony, żaden biegacz nie może sobie dziś pozwolić na brak pogoni za urwaniem pięciu sekund. Amatorskie bieganie poszło tak bardzo do przodu, że brak progresu jest absolutnym regresem.
Weźmy za przykład jeden z odbywających się w Poznaniu biegów na 10 km – w 2014 roku wynik poniżej 35 minuty osiągnęło 55 osób, cztery lata później już 69 osób, a w 2023 roku – aż 136 biegaczy! W 2014 roku najszybszy 50-latek miał wynik 35:22, w 2023 taki wynik dawał dopiero piąte miejsce w kategorii. Półmaraton warszawski w 2014 roku zanotował 123 osoby z czasem poniżej 1:20:00, w 2023 takich osób było już 201. W 2014 roku pierwsza w K40 ukończyła półmaraton z wynikiem 1:26:11, a w tym roku z wynikiem 1:22:01.
I może jeszcze jeden przykład – w 2015 roku dystans pełnego Ironmana podczas Castle Triathlon Malbork jedynie 6 osób ukończyło w czasie poniżej 10 godzin, w 2023 roku takich osób było już 46.
Bo widzisz, tutaj musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu, a jak chcesz się dostać w inne miejsce, musisz biec dwa razy szybciej. Jednak pierwszy napisał to Lewis Carroll w “Po drugiej stronie lustra i co tam Alicja znalazła”, i to ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Być może właśnie z tego powodu przestałam się dziwić, dlaczego coraz więcej wydajemy na buty i wszystkie inne gadżety?
Jednak choć prawdą jest, że nowinki technologiczne wzniosły bieganie na nowy poziom, co doskonale widzimy po rekordach świata pobijanych z roku na rok czy z biegu na bieg, to po części stwierdzenie to umniejsza biegaczom, którzy przecież ciężko pracują na swoje wyniki. Dziś amatorzy trenują niemal równie mocno, jak zawodowcy, a czasami nawet mocniej.
Dlatego, jeśli lubisz biegać dwa razy w tygodniu po 30 minut ciągle tą samą trasą i tym samym tempem, to super, ale możesz być pewna i pewny, że będziesz zajmować coraz odleglejsze miejsce w swojej kategorii wiekowej.
Ale nie tylko amatorzy biegają coraz szybciej, dotyczy to przecież także profesjonalnych biegaczy, co oczywiście sprowadza się do kluczowego pytania – czy w 2024 roku w końcu padnie magiczna bariera 2 godzin w maratonie? Ja obstawiam, że bez wątpienia.
Wszystko jest możliwe
A co jeśli masz to wszystko gdzieś? Te życiówki, karbony, BCAA i miejsca w kategorii? Jeśli lubisz swoje stałe tempo przez 30 minut wokół bloku? Dobra wiadomość jest taka, że znajdzie się miejsce i dla ciebie. Coraz częściej bieganie i sam sport to coś tylko więcej niż tylko nieustanna pogoń za formą i PB. Ludzie biegają także dla przyjemności, dla zdrowia, w tym (może nawet zwłaszcza) zdrowia psychicznego, turystycznie, dla towarzystwa oraz dla tysiąca innych powodów, które nie mają z życiówkami nic wspólnego.
Dziś możesz robić maraton w sześć godzin i być z siebie dumnym, możesz pokonywać wszelkie dystanse na drugim końcu świata, a nie tylko w pobliskim mieście, nie musisz identyfikować się z konkretną płcią, a co więcej – nawet nie musisz biegać, żeby wziąć udział w maratonie! Na wielu wielkich imprezach możesz pokonywać ten sam dystans na rolkach, tak jest np. w Berlinie i co ciekawe, jeśli od wielu lat nie masz szczęścia w losowaniu na Berlin Marathon, udział w maratonie na rolkach gwarantuje ci start w kolejnym roku.
Dodatkowo dziś ludzie nie ograniczają się tylko do bycia biegaczem. Niektórzy biegają po asfalcie, po górach, jeżdżą na rowerze, pływają i uprawiają multum innych dyscyplin, a wszystko to udaje im się z powodzeniem połączyć. Wielu z nas jest biegaczami, kolarzami, triathlonistami, ultrasami i wszystkim innym, co można wrzucić do sportowego worka. Patrz Martyna Kantor – w jednym roku została Mistrzynią Polski w biegu górskim na długim dystansie i Mistrzynią Polski Ironman.
I ty w 2024 roku możesz być, kim chcesz! Możesz startować w biegach ulicznych i górskich i nikt już nie powie, że tych dwóch dyscyplin nie da się połączyć – na przykład nasz najbardziej eksportowy “góral” Bartek Przedwojewski dwa miesiące temu odhaczył 30:45 na 10 km, przybiegając tylko 28 sekund za Arkadiuszem Gardzielewskim, natomiast Andrzej Witek to tegoroczny Mistrz Polski w biegu górskim na długim dystansie z życiówką 2:19:12 w płaskim maratonie, co jest siódmym najlepszym wynikiem w tym roku wśród Polaków, jedynie niecałe trzy minuty gorszym od rezultatu Krystiana Zalewskiego.
Podziały i sztucznie kreowane ograniczenia zdają się znikać. Co za czasy! W 2024 roku wszystko będzie możliwe!
Ale może kilka rzeczy w końcu przestanie być możliwych – na przykład śmiecenie na trasie biegów ulicznych. Co prawda, już od dawna wiele wielkich biegów jest eco – friendly, stosując takie rozwiązania, jak darmowa komunikacja, drukowanie numerów startowych tylko na życzenie, zamawianie koszulek tylko na życzenie i wykonywanie ich z materiałów pochodzących z recyklingu, podobnie jak torebek z pakietem startowym, wstążek do medali, kubeczków i butelek, ale może zwłaszcza te ostatnie w końcu znikną z ulic biegów masowych.
Jakiś czas temu w Londynie oferowano jadalne pojemniki z wodą i izotonikiem (projekt ten na dłuższą metę jednak nie wypalił, bo te nie-plastikowe “pojemniki” były tak delikatne, że sprzedawanie ich w sklepie wymagałoby opakowania – czyli zapewne jakiegoś plastiku, a to było sprzeczne z samą ideą ich powstania).
Być może wkrótce znajdzie się jakieś lepsze rozwiązanie? Być może organizatorzy biegów ulicznych ostatecznie zdecydują się pójść śladem organizatorów biegów górskich, którzy już od dawna wymagają od swoich biegaczy posiadania własnych pojemników na napoje (a nawet posiadania minimalnej ilości płynów na trasie)? A być może, wraz z rozwojem niezbędnych dla biegaczy bajerów, w końcu ktoś wymyśli taki gadżet, który będzie działał na biegaczy, jak nawadniacz do roślin? Jakiś nasączony plaster, który sekunda po sekundzie idealnie odmierzy potrzebną ilość wody i elektrolitów? To by było coś! Ale czy zdarzy się w 2024? Nawet jeśli, to pewnie będzie kosztował z tysiaka.
I na pewno biegacze wykupią to w przedsprzedaży.