Nie ma to jak świąteczny artykuł od dietetyka. Tekst pełen dobrych rad „jak nie przytyć w święta” raczej nie będzie hitem w okresie kręcenia bigosu w garze.
Swoją drogą, sama bym go raczej nie przeczytała. W tym momencie oddam wszystko za paszteciki drożdżowe babci, połyskujące od kąpieli w tłuszczu, delikatny makowiec cioci i własną porzeczkówkę z goździkami, której moc powolnie zakrzywia rzeczywistość. Jako że przykładem do naśladowania powinnam być, nie namawiam do zachowania rygorystycznej diety przy wigilijnym stole. Zdrowie psychiczne przecież jest równie ważne jak fizyczne, a te kilka dni rozpusty kontrolowanej nikomu jeszcze bardzo nie zaszkodziło. Czymże przecież jest brzuch rozdęty od kapuchy, rozstrój żołądka powstały na skutek zmieszania sałatki wielowarzywnej z karpiem w galarecie i wielgachna zgaga, próbująca się wydostać na zewnątrz w obliczu pyszności pojawiających się tylko raz w roku na stole!?
Jak uniknąć cichacza?
No dobra, żartowałam. Skutki uboczne świątecznego obżarstwa to największy mankament Bożego Narodzenia. Oczywiście obietnice dotyczące zaprzestania „wchłaniania” znikają wraz z ostatnim dźwiękiem spłuczki. Dalszy rozwój tej historii jest prosty. Idziemy do lodówki, bo coś burczy w brzuchu i domaga się klusek z makiem. Są jednak sposoby na to, by uniknąć nieprzyjemnych dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego bez zakazu spróbowania wszystkich 12 potraw. Oto kilka moich strategii na ten trudny czas:
- nie głódź się przed uroczystym posiłkiem „zostawiając sobie więcej miejsca na pyszności”. Tak to niestety nie działa. Nim informacja zwrotna o nasyceniu jedzeniem trafi do naszego mózgu, zdążymy napakować się jak prosiaki, żałując tego bardziej niż za grzechy,
- nie rzucaj się na jedzenie. Czasy koczowniczego życia i walki o pożywienie już dawno za nami. Nakładaj na talerz małe ilości, a jeśli po zjedzeniu stwierdzisz, że masz jeszcze na to ochotę, weź dokładkę,
- tłuste i niskobłonnikowe potrawy świąteczne zalegają dłużej w układzie pokarmowym. Rozkładający się pokarm w jelitach powoduje nadmierne wydzielanie gazów, gwarantując wygląd ciążowy. Jeśli chcesz uniknąć przemiany w bańkę – wstańkę, ruszaj się, choćby miałby to być maraton wokół stołu, albo brzuszki robione w ukryciu. Oczywiście najrozsądniejszym wyjściem będzie rodzinny spacer,
- zamień komunistyczne specjały w postaci coli i oranżady na rzecz wody, kompotu z suszu lub innych owoców albo zielonej herbaty. Dodatkowa, wysoka dawka cukru ze słodzonych napoi wzmagać może powstawanie biegunek.
Tradycyjnie tłuste polskie dania to narzędzia tortur dla ludzkiej wątroby. Pomysły na to, jak przetrwać te kilka nadchodzących dni mają oczywiście koncerny farmaceutyczne. Początkowo sceptycznie podchodziłam do produktów z reklam – „napychaj się do woli tortem z kremem i tak będziesz zdrów! Zjedz pastylkę, to golonkę też wciągniesz!”. Zły sposób przekazu sugeruje, że jest to remedium dla nieprawidłowej codziennej diety. Prawdą jednak jest to, że reklamowane produkty ziołowe wspomagają w działaniu wątrobę, stymulując jej szybszą odbudowę i odtruwanie. Stosować je powinniśmy okazjonalnie, bądź profilaktycznie. W okresie świąt idealny okazać się może wyciąg z ostropestu plamistego, zwanego popularnie sylimaryną.
Biegaczu, jeżeli zamierzasz trenować w te kilka wolnych dni, unikając sensacji żołądkowych, pamiętaj o słoikach! To właśnie w nie zapakować możesz to, co chcesz zjeść oczami, ale paszczą już nie dajesz rady. Słoiki wyparz i dobrze zakręć. Zgromadzone zapasy zamroź, dzięki czemu smak świąt trwać będzie przez kilka następnych tygodni, aż będziesz miał go dosyć!