Spis treści
W mojej recenzji nie znajdziecie marketingowej papki. Nigdy nie napiszę również pieśni pochwalnej na temat jakichkolwiek butów z prostej przyczyny – buty to buty – mają biegać, a nie obrastać w piórka dzięki pięknym słówkom.
Nie jestem również zwolennikiem używania w testach sprzętu, pięknego środka stylistycznego jakim jest animizacja. Drapieżny charakter cholewki, agresywna podeszwa, charyzmatyczny design – litości! Ja rozumiem, że tester w ramach wdzięczności hojnemu sponsorowi, wspina się na wyżyny swoich intelektualnych możliwości i sięga do najgłębszych rezerw swojego banku słów, ale bez przesady…
Limeryki, panegiryki, fraszki i inne wiersze zostawię na później, bo teraz zwyczajnie bym się ośmieszył. Może na starość? Pan Mickiewicz i tak non stop przekręca się w grobie – choć w sumie może to dobrze, bo obejdzie się bez odleżyn… Przejdźmy zatem do konkretów i weźmy pod lupę obiekt, nad którym znęcałem się ostatnich kilka tygodni, albo inaczej… Ostatnich pięćset kilometrów. Tutaj możecie zobaczyć jak prezentuje się PUMA FAAS 500 w trakcie treningu.
Pewnego dnia testując PUMA FAAS 500
PUMA FAAS 500
Bez wątpienia czymś co wyróżnia Faas’y na tle innych butów to estetyka. Buty są naprawdę ładne i przykuwają wzrok – przez pierwsze dni użytkowania, nauczony doświadczeniem najpierw postanowiłem je rozchodzić. Bywałem w nich na uczelni, w metrze i innych tego rodzaju miejscach publicznych. Uwierzcie mi, że nie było osoby, która choć przez chwilę by na nie nie spojrzała. Miałem to szczęście testować Faaski stosunkowo wcześnie, zaraz po tym jak pokazały się na rynku i jestem pewny, że ludzie patrzyli na moje buty a nie jak to bywało zazwyczaj, na piękne, umięśnione, drapieżne, charyzmatyczne nogi biegacza, którym staram się być.
To, że PUMA FAAS 500 są ładne, wiedzą/widzą prawie wszyscy. But cieszy oko, ale zadajmy sobie fundamentalne pytanie: Czy FAAS’y cieszą stopę? Czy stopa włożona w ten but staje się radosna i wypełniona po same brzegi endorfinami? Odpowiedź brzmi TAK.
Jedna z kilku zalet tego modelu – wygląd buta idzie w parze z wygodą. W życiu już trochę butów wybiegałem/wychodziłem, a FAAS’y były moimi drugimi butami w karierze, w których mogłem od samego początku zacząć biegać bez obtarć, pęcherzy, ran otwartych i innych przykrych incydentów. Możecie więc śmiało po zakupie wkładać i biegać. Bez marnowania czasu na rozchodzenie.
Buty rekomendowane przez moją Mamę
Nie żartuję. Niestety nie należę do grupy wysokich i przystojnych. Jak rozdawali hormon wzrostu, ja stałem w innej kolejce. Komizm tej sytuacji polega na tym, że nie wiem w końcu po co stałem.
Moja kochana rodzicielka ma świra na punkcie butów. Kiedy ujrzała mnie w oknie, kiedy z szyderczym uśmiechem na twarzy dzierżyłem w dłoniach pudełko z nowiutkimi Pumkami, czule przywitała mnie słowami: Co znów kupiłeś synusiu?!
Ostentacyjnie oświadczyłem mamie, że nie kupiłem, TYLKO dostałem. Trafiło się ślepej kurze ziarno. Oczywiście nie chciała mi uwierzyć, no ale z zaciekawieniem otworzyła pudełko. Zobaczyłem u niej coś co nazywam licem rumianym. Znając mamę już tyle lat, bez słów zrozumiałem, że buty po prostu jej się spodobały. Stópka mojej mamy jest niewiele mniejsza od mojej, i mama od zawsze wykorzystuje ten fakt przymierzając moje buty, zanim zrobię to ja. Mogę ją nazwać moją osobistą testerką… Bez jej atestu produkt traci na wartości. Mama założyła czerwone PUMY, przeszła się po pokoju i ze spokojem i nadzieją w głosie zapytała:
– Dasz radę załatwić dwa rozmiary mniejsze?
Niestety mama nie biega. Więc musiałem jej odmówić.
Biegałem w nich wszędzie
W FAAS 500 biegałem wszędzie – po górach, po mokrym asfalcie, po szutrowych nawierzchniach, po mule i glinie, przez parę kilometrów po plaży, na bieżni żużlowej i tartanowej. Nie biegałem w nich chyba tylko po lodzie. W każdej nawierzchni spisywały się znakomicie, a po nawierzchni przełajowej paradoksalnie biegało mi się w nich najlepiej. Paradoksalnie bo but teoretycznie jest przeznaczony do biegania po twardych nawierzchniach.
Pomimo tego, że moje FAAS 500 mają już na liczniku ponad 500km i zostały przechrzczone na każdej nawierzchni, nie widać u nich oznak zmęczenia i przetrenowania. Trzymają się naprawdę solidnie, siateczka nie jest wyblakła i wygląda na nienaruszoną. Podeszwa o dziwo nie jest mocno wytarta, co miałem zawsze w zwyczaju robić moją cudowną techniką. Myślę, że jeszcze wspólnie przemierzymy razem kilka ładnych ‘hektarów’.
Ostatnia uwaga i ocena końcowa
Buty (przynajmniej w moim wypadku) zmuszały mnie do wkładania dużego wysiłku w odbicie się od ziemi (a to dobrze). I tutaj faktycznie można polecić te buty biegaczom, którzy chcą poprawić swoją technikę i zacząć biegać ze śródstopia. FAAS’y naprawdę w tym pomagają…
W skali 1 do 6 buty oceniam na 4. Dlaczego? Otóż na na najwyższą notę zasługuje bosa stopa. Idealnie buty na pięć, byłby w stanie wyprodukować tylko sam Bóg, stąd daję soczystą czwórkę.
Gdybym mógł to, PUMA FAAS 500 streściłbym w jednym słowie… Ale zabraniają konwenanse. W każdym razie są fajne i polecam z ręką na sercu.
Ze stopą w bucie też.
I tym narcystycznym akcentem…