fbpx
Relacje

Wrocławski maraton kontrastów – relacja

Nigdzie nie ma tylu ładnych dziewczyn, co na Dolnym Śląsku i nigdzie liczba uczestników maratonu nie rośnie tak szybko, jak we Wrocławiu (w ostatnich czterech latach).
wroclawski maraton kontrastow relacja

Nigdzie nie ma tylu ładnych dziewczyn, co na Dolnym Śląsku i nigdzie liczba uczestników maratonu nie rośnie tak szybko, jak we Wrocławiu (w ostatnich czterech latach). Ale nigdzie też, nie ma tak mało kibiców na trasie. Wrocławski maraton to maraton kontrastów.

W 2008 roku wychodząc z biura maratonu w Atenach usłyszałem jak dwaj panowie w średnim wieku mówią po polsku, więc z wrodzoną sympatią do ojczystego języka powiedziałem ‘dzień dobry’. Panowie grzecznie odpowiedzieli i po kilu minutach sympatycznej rozmowy pożegnaliśmy się. Z tamtego spotkania została mi wizytówka i zaproszenie na wrocławski maraton, który właśnie wtedy stał się Hasco-Lek Maratonem. Po niespełna czterech latach, zawitałem do stolicy Dolnego Śląska ze służbowym zleceniem pokonania dystansu maratońskiego.

Już na samym wstępie okazało się, że będzie to ciekawe doświadczenie. Biuro zawodów mieściło się w jednej z hal sportowych na terenie wrocławskiego AWF-u. Z kolei tradycyjne EXPO znajdowało się pod chmurką na zewnątrz tej hali. Bardzo sympatyczni wolontariusze, skromnie, ale bardzo dobrze zorganizowane i funkcjonujące biuro zawodów i jednocześnie to EXPO. Były CEP-y, był Brooks, i kilka sklepów multibrandowych, które wyprzedawały stare modele butów. Mniej wystawców widziałem tylko w Dębnie. W niedzielę kolejne kontrasty. Depozyt na kolejnej hali i znów skromnie, ale bardzo sprawnie i ogromne gratulacje dla wolontariuszy. Depozyt i na start. Strefy startu według zakładanych czasów dobrze oznaczone, pacemakerzy z balonikami, nagłośnienie lepsze niż na Stadionie Narodowym i wszędobylscy wolontariusze, a wśród nich dyrektor maratonu. Pan dyrektor, niczym ojciec rodziny, do ostatniej chwili czuwał, czy wszystko jest w porządku i nikomu nic nie brakuje. Kibice za barierkami, media gotowe z wycelowanymi obiektywami i panujący nad wszystkimi starter zawodów. To tyle na temat startu, bo przecież pobiegliśmy przed siebie. „Pobiegliśmy” to trochę za dużo powiedziane, bo pobiegli Kenijczycy i kilku ich naśladowców, a cała reszta to prostu ruszyła na trasę maratonu.

Dla wielu osób trasa maratonu to mordercze wyzwanie, dla innych bieg, jak każdy inny. Bieganie to wspaniały sport. Nierówny, niesprawiedliwy, ale wspaniały. Dystans maratonu to dla większości abstrakcja. Niektórym nie chce jechać się samochodem, czy autobusem czterdziestu dwóch kilometrów, a co dopiero przebiec. Nawet zaprawieni biegacze mają czasem chwile słabości. Ale wrocławski maraton, w skromnej ocenie autora niniejszego tekstu, nie pozwala się nudzić. Czy jest to urok miasta, czy uroda spotykanych na trasie Wrocławianek (no cóż, jestem zdrowym mężczyzną), czy wspaniała atmosfera, jaką stworzyły mi moje gospodynie podczas pobytu we Wrocławiu. Nie wiem, ale muszę przyznać, że mimo wielu przeciwności losu, to przez cały dystans banan nie schodził z mojej twarzy, a przecież o to w bieganiu chodzi. Prawda? I tu znowu trzeba pochwalić wolontariuszy, którzy perfekcyjnie obsługiwali dość skromne punkty nawadniania i żywieniowe, służby mundurowe we wszystkich kolorach, które dbały o to, by nikt nie przeszkadzał biegaczom, a jednocześnie starały się, by kierowcom i mieszkańcom miasta zminimalizować utrudnienia w ruchu. Na szczególne podziękowania i wyrazy uznania zasłużyli studentki i studenci wrocławskiej Wyższej Szkoły Fizjoterapii, którzy wraz ze służbami medycznymi dbali o to, by każdy dobiegł w jak najlepszym stanie.

A na mecie… Meta 30. Hasco-Lek Maratonu we Wrocławiu, usytuowana w tym samym miejscu co start, to bardzo malownicze miejsce. Ostatnie metry przed i kawałek za metą wyłożony specjalnymi wykładzinami, strefa mety oddzielona od kibiców, zaraz za nią strefa masażu – i znowu studentki i studenci WSF. Przy okazji odrobina prywaty – ogromne podziękowania dla Bianki i Klaudii oraz ich kolegi za naprawienie mnie na trasie i uzdrowienie na mecie. Pewnym mankamentem okazała się serwowana przez organizatorów herbata miętowa. Nie wszyscy lubią miętę, a od czasu maratonu w Rzymie bardzo chwalę sobie łyk ciepłej herbaty na mecie, niezależnie od pogody. Za to żurek, palce lizać! Duża kolejka, tłok, ale znowu trudy osładza bardzo sympatyczna obsługa – wychodzi na to, że gościnność jest znakiem firmowym zarówno Wrocławia, jak i całego Dolnego Śląska!

Coraz więcej imprez biegowych, w tym maratony, kończą się losowaniem nagród ufundowanych przez sponsora. Nigdy nie byłem na imprezie biegowej, na której sponsor przekazał tyle nagród, ile Hasco-Lek w tym roku. No może na Biegu Raszyńskim, ale tam nagrody pochodziły od różnych sponsorów i ich wartość była mniejsza. iPody, kina domowe, iPady, iPhone’y, aparaty fotograficzne i samochód osobowy – szczęśliwcy mieli naprawdę udaną niedzielę. Nie dość, że przebiegli czterdzieści dwa kilometry, to jeszcze wrócili do domu z prezentami. Takie zakończenie maratonu, to nie tylko zatrzymanie setek ludzi godzinę, dwie po biegu (co pozwala sprzedać więcej kiełbasek, piwa i gofrów, ale przede wszystkim budowanie więzi i wizerunku. Najwyraźniej to działa, ponieważ ponad cztery tysiące siedemset zapisanych i trzy tysiące osiemset dziewięćdziesiąt sześć osób, które przebiegły linię mety to doskonały wynik. Popularność maratonu w stolicy Dolnego Śląska rośnie od czterech lat i wszystko wskazuje na to, że rosnąć będzie.

Jubileuszowy, 30. Hasco-Lek Maraton we Wrocławiu wygrał Edwin Kirui z Kenii, który na pokonanie całej trasy potrzebował dwie godziny, piętnaście minut i trzydzieści dwie sekundy. Ostatni zmierzony czas to niewiele ponad sześć godzin i dziesięć minut. Nie ma to jednak żadnego znaczenia – każdy, kto ukończy maraton jest zwycięzcą. Wrocławski maraton trafi na moją prywatną listę maratonów, które kiedyś chciałbym przebiec raz jeszcze. Dla mnie, zwycięzcą jest Wrocław i życzę organizatorom, by w przyszłym roku było więcej kibiców na trasie.

Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

Total
0
Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis
Jak ich przekonać? Choroby cywilizacyjne
Następny wpis
I Nocny Bieg Uliczny w Czerwionce-Leszczynach

Powiązane artykuły

Opinie

Dołącz do takich jak Ty!

Dołącz do ludzi takich jak Ty, którzy już nam zaufali i zostali biegaczami!

  • Podczas 10 tygodni udało mi się poprawić bazę tlenową z 32 do 35, znaleźć swoją odskocznię od trudności życia codziennego bez szwanku dla zdrowia  i jestem przekonana, że nie zrobiłabym tego bez programu Od zera do runnera przy nieocenionym wsparciu naszej grupy na Discordzie.
    Urszula - od zera do runnera

    Urszula

    Suwałki
  • Już miałem rzucić bieganie. Chciałem dać sobie z nim spokój, ale trafiłem do Was. Powiedziałem sobie spróbuję jeszcze raz od zera i okazało się, że to strzał  w dziesiątkę. Po marszach  bóle minęły, a co najważniejsze czuję w tych miejscach  włożoną pracę na treningach.
    IMG 20241026 230234 scaled e1730212654169

    Edward

    Ryczywół (wielkopolskie)
  • Program bardzo mi się podoba. Zachęciło mnie to że trwa 52 tygodnie (przerobiłam już kilka programów typu “przebiegnij 5 km w 5 tygodni” i zawsze na początkowych etapach się wypalałam – po prostu to była zbyt intensywna aktywność niedostosowana do moich możliwości). A w tym przypadku to rozłożenie intensywności wydaje mi się kluczowe.
    Marta OZDR

    Marta

    Warszawa
plany treningowe

Masz pytania? Mamy odpowiedzi.

Poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące biegania.

Ile biega amator?

Wyjdźmy od tego, aby ustalić, kto to jest amator.

Amator to każda biegająca osoba, która nie żyje z biegania. A więc i ta, która dopiero zaczyna, jak i ta, która biega 2:30 maraton. Różne również będą treningi tych osób. Ten, który zaczyna biegać, będzie 10-15 kilometrów tygodniowo, a bardzo zaawansowany biegacz może przekraczać i 150 na tydzień.

Ile powinno się biegać na początku?

W pierwszych tygodniach staraj się nie biegać więcej niż od około 8 do 15 kilometrów tygodniowo z podziałem na 3 lub 4 jednostki treningowe. Z czasem, gdy poczujesz się silniejszy i sprawniejszy stopniowo wydłużaj kilometraż.

Jak oddychać w czasie biegu?

Polecam Ci książkę Tlenowa przewaga, gdzie jest bardzo dobrze udokumentowane, dlaczego powinno oddychać się nosem w trakcie biegania, spania i dowolnej innej aktywności fizycznej.

Więcej przeczytasz także w naszym artykule “Jak oddychać podczas biegania?

Jak przebiec swoje pierwsze 5 km?

Gorąco Cię zachęcam do wybrania planu treningowego dla początkujących i trenowania zgodnie z jego wytycznymi. Może sprawdzić się plan https://treningbiegacza.pl/artykul/plany-treningowe-na-5km-z-dodatkowa-aktywnoscia-i-silownia

    Ile powinno się biegać na początku?

    Zakładam, że jeszcze nie biegasz i dopiero chcesz zacząć. Gorąco polecam Ci zapisanie się do naszego newslettera, aby otrzymać roczny plan treningowy dla początkujących.

    Link do zapisu.

    Jak zacząć biegać od zera?

    Na początku oceń swój stan. Podejdź do tego bardzo świadomie i odpowiedzialnie, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedy ostatnio podejmowałeś ostatnią aktywność fizyczną, ile ważych i ile masz wzrostu. Czy Twoje BMI jest w normie, czy raczej mocno odbiega od normy.

    Gdy będziesz w stanie określić swój stan, łatwiej Ci przyjdzie wybór odpowiedniego planu treningowego. W zależności od swojej obecnej formy wybierz taki, który będzie delikatnym wyzwaniem, ale nie będzie sprawiać, że po każdym treningu będziesz wracać do domu półprzytomny. Link do planów treningowych.

    Jak zacząć biegać, gdy się nie ma kondycji?

    Powoli i bez pośpiechu. Kondycja przyjdzie sama, pod warunkiem, że nie będziesz przeciążać swojego organizmu, który ma swoje limity.

    Zacznij od marszobiegu. Minutę idź, minutę biegnij. Powtórz to 7-10 razy na jednym treningu i wykonaj taki trening 3 razy w tygodniu przez najbliższe 5 tygodni. Bardzo szybko dostrzeżesz pozytywne objawy poprawy kondycji.

    Jakie tempo biegu dla początkujących?

    Adekwatne do Twojej obecnej kondycji. Jeśli nie jesteś w stanie biec bez przystanku i zaczerpnięcia tchu przez minutę, to bez sensu jest gnanie na łeb na szyję. Obierz takie tempo, aby swobodnie przy tym móc rozmawiać. Nazywa się to tzw. tempem konwersacyjnym. Jesteś w stanie biec i coś tam przy okazji mówić. Jeśli od razu brakuje Ci tchu w płucach, zwalniasz.

    Na początku nawet nie przejmuj się jednostkami typu 5 min/km, czy 25 sekund na 100 metrów. Na to przyjdzie czas.

    Masz pytania?

    Napisz do nas

      Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

      Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

      Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

      Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

      Rozpocznij przemianę od Zera do Runnera w drodze po zdrowe życie.
      Dołączam do programu