Spis treści
Przez ponad dwa miesiące, sześćset kilometrów biegania po lasach, ulicach i nawet bieżni lekkoatletycznej, biegałem z klasykiem wśród sporttesterów Garmina, czyli Forerunner’em 210. Zapraszam do lektury recenzji sprzętu.
Pierwszy trening
Nigdy nie lubię pierwszego kontaktu z jakimkolwiek sprzętem elektronicznym. Powód jest prozaiczny – często gubię się w obsłudze sprzętu a czytanie bełkotu technicznego w różnego rodzaju instrukcjach sprawia, że wpadam we frustrację. Ku mojemu zdziwieniu, z FR210 nie było najgorzej – intuicyjne grzebanie przez pół godziny w czasie powrotu do domu pociągiem, wystarczyło aby opanować tajemną sztukę rozpracowania tego popularnego gadżetu dla biegaczy. Pierwsze wrażenie wypadło jak najbardziej na plus. Intuicyjna obsługa to podstawa…
GPS – zrywa, czy nie zrywa?
Obawiałem się, że łączenie z satelitą FR210 przed treningiem będzie zajmowało sporo czasu, a ja zwyczajnie jestem niecierpliwy. Poza tym, dlaczego wychodząc na trening miałbym marnować kilka minut na to, żeby mój biegowy towarzysz był łaskaw połączyć się z centrum dowodzenia? Często bywa tak, że nawet pięć minut w perspektywie treningu może być kluczowe, jeśli cierpimy na syndrom doby za krótkiej o dwanaście godzin…(chroniczny brak czasu). Przecież w ciągu pięciu minut można spokojnie przemierzyć prawie kilometr!
Moje obawy na szczęście się nie sprawdziły. Średnio czekałem na sygnał ok. jednej minuty, dwa razy w ciągu prawie 70 treningów musiałem czekać na sygnał GPS dłużej niż dwie. Być może w tym czasie wytwarzałem złą energię, która wydobywała się z czeluści mojego organizmu co skutkowało zaburzeniami w połączeniach. Jednak w ogólnej ocenie, trzeba przyznać, że Garmin w tym względzie spisał się na ocenę bardzo dobrą.
Warto dodać, że biegałem po różnym terenie, w różnych miejscach i warunkach atmosferycznych. Były góry, jeden trening nad morzem i kilka na wsi, gdzie psy szczekają wiadomo czym. Co ciekawe te dwa razy, kiedy czekałem dłużej na sygnał miały miejsce w Warszawie, w punktach w których teoretycznie nie powinienem mieć żądnych problemów tej natury… Dziwne!
Autolapy
Funkcją, która podobała mi się najbardziej był autolap. Równo co 1000m, Garmin informował mnie o tempie odcinka. Jestem maniakiem liczb, lubię wiedzieć z jaką prędkością biegam. Było to przyjemne urozmaicenie moich dotychczasowych treningów, gdzie wcześniej biegając tylko z samym stoperem mogłem się domyślać, z jaką prędkością śmigam. Oczywiście funkcją autolap, mogłem żonglować dowolnie – odmierzany dystans zależał od mojej fantazji, międzyczasy mogłem odmierzać również sam.
Ekran
Nowe Garminy tj. model 305, są wg mnie stanowczo za duże. Na mojej lichej rączce, ten model wygląda wręcz komicznie… Wielkość FR210 jest w sam raz, nie za duża i nie za mała i co najważniejsze, ekran jest czytelny i przejrzysty, a cyfry wystarczająco duże. Na zdjęciu wyżej, widzimy widok ekranu w trakcie treningu.
Na samej górze, w tym wypadku są to liczby 6.57, Garmin pokazuje nam obecnie pokonany dystans. Muszę przyznać, że sprzęt mierzy odległość z aptekarską dokładnością a ewentualne błędy w pomiarze są minimalne.
Środkowy widok to ogólny czas treningu, natomiast widok na samym dole pokazuje nam prędkość biegu w kilometrach na godzinę, lub minutach na kilometr. Ja korzystałem z drugiej opcji, bo jednostka kilometrów na godzinę w bieganiu mało się sprawdza… Ale do jazdy na rowerze? Czemu nie. Wyświetlana prędkość nie zawsze pokrywała się z rzeczywistością, czasami zegarek wariował pokazując szaleńcze tempo w trakcie truchtu i na odwrót.
Dodatkowo w trakcie treningu możemy przełączać ekran na tryb godziny, tętna i łącznego czasu.
Historia treningów
Aby dostać się do historii ostatnich treningów (jak i innych ustawie) należy przycisnąć trzy sekundy przycisk menu. Widok konkretnego treningu bardzo mi się spodobał ze względu na dostępność do najważniejszych danych tj. średnie tempo, tętno, czas odcinka, bez konieczności ciągłego przewijania i uciążliwej grzebaniny. Przyczepić można się do możliwości powrotu do historii treningów. Kiedy skończymy przeglądanie jednego treningu, aby wejść w historię kolejnego trzeba ponownie przez trzy sekundy przytrzymać przycisk MENU i cała procedura zaczyna się od nowa… Z drugiej strony, wydaje mi się, że skoro decydujemy się na taką inwestycję to przeglądanie swoich dokonań treningowych w samym zegarku jest bez sensu… Garmin oferuje przecież bezpłatny dostęp do rewelacyjnego panelu treningowego Garmin Traning Center, zarówno w wersji online jak i aplikacji do pobrania. Prawdziwa gratka dla miłośników wykresów i wszelkiego rodzaju analiz.
Żywotność baterii
O długość „trzymania’ baterii pyta prawie każdy. Producent zapewniał, że zegarek po naładowaniu jest w stanie wytrzymać ok. 8 godzin ciągłej pracy. I tak faktycznie było, choć czasami zauważyłem, że bateria siadała już po 6 godzinach. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Ładować baterię możemy na dwa sposoby – poprzez podłączenie zegarka do komputera (kabel USB), albo dzięki ładowarki podłączanej do klasycznego gniazdka.
Pasek do pomiaru tętna
Na szczęście powoli odchodzi się od klasycznych sztywnych pasków, które łatwo odłączały się od klatki piersiowej. Garmin już jakiś czas temu poszedł ślady konkurencji i stworzył nadajnik na wzór WearLinka firmy Polar. Zmiana jak najbardziej na duży plus, pasek jest wygodny, bardzo dobrze trzyma się klatki piersiowej i o problemach z łącznością nie ma absolutnie mowy.
Żeby nie było tak pięknie – minus
Ogólnie moją współpracę z FR210 oceniam bardzo pozytywnie, jedyne co bardzo uprzykrzyło mi życie w trakcie szybszych treningów to brak informacji wyświetlania czasu bieżącego odcinka. Z drugiej strony jeśli biegamy trening typu 10 x 1km to już po drugim odcinku nie dość, że wspinamy się na wyżyny naszych fizycznych możliwości starając się utrzymać zakładane tempo, to jednocześnie ćwiczymy nasze zwoje mózgowe poprzez rachunki w pamięci…
Każdą wadę obróć w zaletę i świat staje się piękniejszy.