Spis treści
Gdyby zrobić sondę wśród przypadkowo spotkanych biegaczy, pytając ich o wymienienie pierwszej marki zegarków dla sportowców, która przychodzi im do głowy, najczęściej usłyszymy jedno – Garmin. Amerykańska firma, która swoje pierwsze produkty wypuszczała na rynek, gdy Polska ponownie otwierała się na Zachód, już od dłuższego czasu ma wyrobioną renomę nie tylko wśród polskich użytkowników. Ich oferta obejmuje modele bardzo proste oraz przeznaczone dla najbardziej wymagających. Wśród dostępnych produktów znajdziemy także takie, które trafią w gust nie tylko biegaczy, ale również sportowców bardziej wszechstronnych. Jednym z nich jest Garmin Forerunner 310XT, którego mam okazję testować już blisko miesiąc.
Skupmy się na bieganiu
Nie będę ukrywał, że w recenzji skupię się na tych zaletach i wadach 310XT, które mają znaczenie z punktu widzenia biegacza, bo wykorzystuję go na razie wyłącznie przy treningach biegowych. Garmin Forerunner 310XT to dość sporych rozmiarów zegarek z odbiornikiem GPS, który pozwala w czasie rzeczywistym monitorować czynniki najważniejsze dla wszystkich potrzebujących kompleksowej analizy treningu. Dzięki niemu poznamy czas, tempo i dystans biegu, a także (po zakupie dedykowanego paska bądź zestawu 310XT HRM) nasze tętno.
To jednak potrafi wiele innych, znacznie tańszych, zegarków. Tym, co wyróżnia 310XT, jest możliwość śledzenia na bieżąco aż 16 różnych informacji dotyczących naszego treningu. Monitor zegarka dzieli się na cztery ekrany, które możemy podzielić na cztery dowolnie zaprogramowane pola danych.
Co zobaczymy?
Jeżeli wystarczy nam po jednej informacji na danym ekranie, to możemy na jeden wrzucić informacje o tętnie, na drugi o tempie, trzeci ekran zajmie czas biegu, a czwarty dystans. Jeżeli potrzebujemy bardziej szczegółowych informacji, możemy ich uzyskać aż 16, a jest z czego wybierać (wśród opcji znajdują się m.in. tempo średnie, tempo okrążęnia, tętno maksymalne, wysokość, wschód i zachód słońca, aktualny czas, całkowity spadek i wzniesienie, kalorie, dokładność GPS i wiele, wiele innych).
Wspomniane pola danych najlepiej ustawić sobie w domu, przed biegiem, a dojście do tego, ile rzeczywiście informacji używamy podczas biegu, może nam zająć wiele treningów. Wygodą tego rozwiązania jest możliwość zaprogramowania ekranów pod konkretne treningi – innego na biegi tempowe, innego na trailowe itp.
Klik, klik, klik
Gdy już wybiegniemy z domu podstawową sprawą jest wygoda użytkowania zegarka. Na nic zdadzą się wszystkie zaprogramowane ekrany, jeżeli nie będzie łatwo się między nimi poruszać. Na szczęście Garmin 310XT posiada dobrze przemyślane przyciski, których na pierwszy rzut oka jest dość sporo, bo aż 7:
- przycisk zasilania pozwala także w trakcie biegu w nocy podświetlić ekran,
- mode odpowiada za przejście do Menu zegarka oraz cofnięcie do poprzedniego ekranu. Przytrzymanie go pozwala zmienić dyscyplinę sportu (także w trakcie treningu),
- lap/reset – dzięki niemu „nabijamy” kolejne okrążenia oraz – po przytrzymaniu – zapisujemy zakończony trening i resetujemy zegarek,
- start/stop – zatrzymuje i wznawia działanie stopera,
- strzałki – dwa przyciski pozwalające poruszać się po menu,
- enter – zatwierdza wybraną opcję.
Choć na pierwszy rzut oka wydaje się tego sporo, to w trakcie biegu – jeżeli nie planujemy zmieniać dyscypliny – korzystamy właściwie wyłącznie ze strzałek, którymi przełączamy ekrany, oraz z przycisku start/stop, gdy chcemy zatrzymać stoper.
Mamy sprzęt, mamy gjepeesa, wiemy gdzie pan jesteś…
Znany cytat ze starego dzwonka do telefonu dokładnie opisuje to, co zapewnia nam Forerunner 310XT. Po włączeniu zegarka stara się on od razu złapać sygnał GPS, a w Menu znajdziemy informacje dotyczące dokładności wskazań odbiornika i satelitów. Po naciśnięciu przycisku mode przejdziemy także do symbolicznej mapy, która pokaże nam trasę naszego biegu oraz – odpukać – pomoże nam znaleźć drogę do domu, gdy się zgubimy.
Jeżeli staniemy na chwilę w miejscu, odbiornik nie ma problemu ze złapaniem sygnału i niekoniecznie musimy w tym celu przybierać pozę „na Statuę Wolności”. Nie zdarzyło mi się także, by zegarek gubił sygnał w trakcie biegu (a był testowany również w lasach i górach).
Czas na trening!
Z Garminem 310XT możemy biegać intuicyjnie i po prostu analizować, co z tego wyszło, albo przejść do zakładki „Trening” i zaprogramować bardzo dokładny i planowy bieg. 310XT pozwala nam zapomnieć o tabelach i rozpiskach z naszym treningiem – po jego zaprogramowaniu zegarek zrobi to dla nas. Liczba możliwości jest niemal nieograniczona – od prostych interwałów przez treningi oparte na konkretnych tempach, tętnie czy międzyczasach. Dla mniej wymagających pozostają alerty, które będą nas informować, kiedy zbaczamy z wybranego tempa czy tętna albo osiągamy dany wynik.
Możemy także wybrać trening na danym „Kursie” – czyli zaprogramowanej trasie, którą np. często pokonujemy. Dzięki temu możemy dokładnie porównać nasze kolejne biegi, a dzięki opcji Virtual Partner, w czasie rzeczywistym sprawdzać, jak nasz bieg ma się do naszego najlepszego na tej trasie.
Po biegu pora na analizę
I tu pojawia się główny problem tego zegarka, który z samym zegarkiem nie ma właściwie nic wspólnego. Garmin Connent – aplikacja, dzięki której możemy na komputerze szczegółowo analizować nasze treningi to duży niewypał. Być może moja reakcja jest przesadzona, ale przez ostatni rok biegałem z zegarkiem Nike Sportwatch i aplikacja Nike+ wypada w takim porównaniu znacznie lepiej.
Do gniazda USB podłączamy wtyczkę ANT+, a następnie włączamy zegarek. W kilka chwil możemy już obserwować swoje wyniki po zalogowaniu się do serwisu Garmin Connect. Logujemy się i… widzimy same tabelki. Portal jest, by użyć wyjątkowo wyważonych słów, bardzo minimalistyczny i oprócz mapy dostajemy na nim wyłącznie konkretne informacje.
Informacji jest mnóstwo i możemy utonąć, próbując na wszystkie sposoby sprawdzić, jak wyglądał nasz ostatni bieg. Poza tym możemy analizować treningi z określonego okresu, porównywać je między sobą, sprawdzać nasz kalendarz treningowy czy postęp w ustalonych celach. Aplikacja zawiera również element społeczny – możemy zapraszać swoich garminowych znajomych i wspólnie świętować swoje sukcesy.
Wadą jest także sama wtyczka ANT+, która gabarytami przypomina gruby paznokieć. Najpewniej jej minimalizm jest wielką zaletą, gdy podłączamy ją do sprzętu rowerowego (który trzeba dokupić), ale ja tylko czekam, aż ją zgubię…
Serce mocne jak dzwon!
Jak wspominałem, do 310XT można dokupić dedykowany pasek do mierzenia tętna lub kupić od razu wersję 310XT HRM, która ów pasek posiada. Pasek jest podwójnie regulowany i nie powoduje obtarć nawet przy długich treningach. Czujnik możemy bez problemu od niego odpiąć i pasek wyprać, co poleca sam producent (po 7 użyciach).
Obecnie nie mam większych problemów z tym elementem, choć na pierwszych treningach – szczególnie tych z plecakiem – zdarzało się, że pasek się przemieszczał, co musiało wpłynąć na rzetelność pomiaru, ale przede wszystkim było bardzo denerwujące. Z czasem problem zniknął, choć nie regulowałem paska ani razu.
By pomiar tętna był odpowiedni, musimy najpierw na Garmin Connect lub w samym zegarku zapisać nasze tętno maksymalne i ewentualnie konkretne strefy (jeżeli mieliśmy wcześniej wykonywane badanie wydolnościowe, jesteśmy w stanie zrobić to dość dokładnie). Dzięki temu wskazania zegarka będą najbliższe prawdzie, a nasze treningi skuteczniejsze.
Dodatki
Co trochę dziwi, już sam pasek do mierzenia tętna jest elementem dodatkowym, choć przy takiej cenie mogłoby się wydawać, że powinien być w każdym komplecie. Ponadto do Garmina 310XT można dokupić czujnik do buta, który pozwoli nam analizować treningi w pomieszczeniach (np. na siłowniach), a także sprzęt, dzięki któremu przyjrzymy się naszym treningom na rowerze (musi być kompatybilny z ANT+).
Czy warto?
To pytanie zazwyczaj sprawia najwięcej problemów. Nie ma sensu zastanawianie się, co taki zegarek może dać początkującemu biegaczowi. Jego cena skutecznie go odstraszy, a po ewentualnej próbie biegania z takim sprzętem może być zdziwiony ilością informacji, które pewnie niewiele mu powiedzą. Ja czasami nadal gubię się w potoku liczb, które produkuje Garmin i często nie mam nawet czasu, by porządnie usiąść do analizy treningu.
Sprawa zmienia się w przypadku osób zaawansowanych lub podchodzących bardzo rygorystycznie do swoich treningów. Ci pierwsi dostaną wszystkie informacje, jakie mogą się przydać biegaczowi, ci drudzy będą mogli trochę odetchnąć, gdyż część pracy przejmie za nich Garmin. Wodoodporność do 50 m oraz możliwość przeprowadzania treningów rowerowych sprawiają, że jest to bardzo dobry wybór dla trenujących triathlon – szybka zmiana dyscypliny sportu w trakcie użytkowania zegarka daje możliwość wykorzystywania 310XT nawet podczas zawodów. Jego zaletą jest także liczba danych, które można wykorzystywać w treningu górskim. To może przekonać rosnącą w Polsce liczbę biegaczy ultra i trail.
Jeżeli dane dotyczące treningów można rzeczywiście eksportować do serwisów innych niż Garmin Connect, to blednie też główny minus tego zegarka. Wówczas staje się jasne, że to świetny wybór dla wymagających biegaczy.
Gorąco zalecam uzuepłenienie wiedzy na temat wykorzystania pulsometra o następujące artykuły: