🏃Zacznij mądrze biegać🏃‍♀️ -20% z kodem "WIOSNA20". Do końca promocji:
00 d
00 h
00 m
Przemyślenia

My źli biegacze

Zwróciliście uwagę na to, jak często pewne wydarzenia, oceniane na początku pozytywnie, z czasem zaczyna się krytykować? To właściwie pewien cykl, który rozpoczyna fascynacja, potem następują...
my zli biegacze

Zwróciliście uwagę na to, jak często pewne wydarzenia, oceniane na początku pozytywnie, z czasem zaczyna się krytykować? To właściwie pewien cykl, który rozpoczyna fascynacja, potem następują pytania o odpowiedzialnych za dane zjawisko, a ostatecznie całkowita zmiana perspektywy i oskarżanie ich o najgorsze. Pewnie w teorii nie brzmi to zbyt jasno, więc od razu przejdę do przykładu, a będzie nim oczywiście bieganie i szeroko rozumiany zdrowy styl życia.

Moda na bycie „fit”

Zaczęło się od wspomnianej fascynacji. Pewnie pamiętacie jeszcze artykuły sprzed kilku lat, w których zachwycano się faktem, że Polacy w końcu zaczynają się ruszać. Wówczas nie mówiło się jeszcze tak dużo o bieganiu, ale oklaski czekały na każdego, kto porzucił tramwaj na rzecz roweru, zaopatrzył się w karnet na basen czy – a może przede wszystkim – zaczął chodzić na siłownię. Powoli rozpoczynała się także wielka moda na fitness i wszelkie jego wariacje, a ostatecznie do całej tej paczki dołączyło bieganie i triatlon.

Co się wówczas działo? Największe miejskie maratony każdego roku poprawiały rekordy frekwencji, co z radością odnotowywały media. Na rynku zaczęły pojawiać się książki i nagrania DVD, dzięki którym trenerki fitness stały się gwiazdami i celebrytkami. Zaczęło się od nazwisk zza oceanu, ale Polki nie pozostawały w tyle. Liczba siłowni rosła w zastraszającym tempie, a ich charakter zaczął się zmieniać – od klasycznych, osiedlowych mordowni, które doskonale wpisywały się w klimat lat 90., do wielkich kompleksów siłowni-fitness, które często oferowały także zabiegi SPA i masaże.

Cała Polska była zachwycona.

Są ludzie, jest kasa

W pewnym momencie, zgodnie z przedstawionym wcześniej modelem, zaczęły pojawiać się pytania o to, kto za tym wszystkim stoi. Kim są ci trenerzy, właściciele siłowni i sklepów sportowych, a przede wszystkim, ile oni na tym zarabiają? Jasne było, że moda na sportowy styl życia zaczyna zmieniać się w biznes i do środowiska, które tworzyli ludzie autentycznie połączeni pasją, przenikają ci, którym w głowie tylko dolary. Tych drugich przedstawiano oczywiście w złym świetle, jako mącicieli wspaniałego, oddolnego ruchu sportowców-amatorów.

Środowisko zostało więc podzielone na dwie grupy: ludzi autentycznie zainteresowanych amatorskim uprawianiem sportu i poprawą stanu swojego zdrowia oraz tych, którzy zaczęli to wykorzystywać, otwierając kolejne biznesy.

Do tego momentu sprawy nie przybrały jeszcze złego obrotu. Nie widzę nic gorszącego w patrzeniu na ręce tym, którzy robią kasę na sporcie. Do pewnego stopnia sami się o to prosili, gdy ceny karnetów na fitness i siłownie rosły z dnia na dzień, a rozliczanie się co miesiąc zastąpiły roczne abonamenty. O firmach produkujących sprzęt do ćwiczeń nie trzeba nawet wspominać, w końcu sami doskonale wiemy, ile kosztują ubrania i buty z najnowszych kolekcji wiodących producentów.

Wszyscy do jednego wora

Gdy jednak zaczęto pisać o tym więcej i częściej, rosła też liczba autorów stosujących rażące uogólnienia. Skoro mieli napisać tekst o tym, że sport to biznes, bo to temat na czasie i na pewno się sprzeda, to komu zależało na tym, by sięgnąć do sedna? Dość szybko przestano stosować wyżej wskazane rozróżnienie i wrzucono nas do jednego worka z tymi, którzy zamiast hantla mają w ręce portfel. Widać to doskonale na przykładzie najbardziej znanych trenerek fitness. W ich przypadku początkowa fascynacja dość szybko zmieniła się w pytania: a po co to robi? Ile na tym zarabia? Kto ją sponsoruje? Wówczas nie było już odwrotu – jakakolwiek odpowiedź by padła, wiadomo było, że to nie trenerka, ale bizneswoman i wszystkich nas robi w balona. Nabrało to kuriozalnych form, gdy zaczęto się doszukiwać konfliktów pomiędzy trenerkami, które podobno biją się o nasze pieniądze i szczerze się nienawidzą.

A co z biegaczami? Nie lepsi! To już nie są te same osoby, które w starych dresach truchtały wieczorem po osiedlowych uliczkach. Dzisiejszy biegacz to kolekcjoner maratonów i nadęty chwalipięta, który każdego zamęczy opowieściami o kolejnych treningach. Masz lekką nadwagę i do pracy dojeżdżasz firmowym autem? Tylko poczekaj, aż spotka cię przenikliwy wzrok firmowego supermana, który w strugach deszczu jechał do pracy wypasionym rowerem, bo za miesiąc startuje w kolejnym triatlonie. Media zupełnie przekręciły dotychczasowy podział na tych, którzy w końcu wzięli się za siebie i dbają o zdrowie oraz tych, którzy wciąż siedzą przed komputerem. Powstał nowy podział – Polacy wysportowani, którzy samym swoim jestestwem dyskryminują resztę rodaków.

Obecnie zdrowy styl życia nie jest już rozpatrywany jako droga do poprawy swojego samopoczucia, ale jako karta przetargowa w rozmowach o pracę. Chcesz dostać dobrą posadę? Musisz mieć na koncie przynajmniej maraton i stosować dietę paleo. Jeżeli masz oponkę i od czasu do czasu sięgniesz po pizzę – jesteś stracony.

Sukces przyciąga nie tylko przyjaciół, ale i wrogów

Jak się do tego wszystkiego odnieść? Na początku, gdy zacząłem zauważać tę zmianę postrzegania sportowców-amatorów, byłem oczywiście zły. Nie rozumiałem, dlaczego ludzi, którzy powinni stanowić wzór, zaczyna się odbierać jako zwykłych bufonów, zarozumialców, narcyzów. W końcu jednak doszedłem do tego, że to (niestety) dość często spotykana reakcja na cudzy sukces. Gdy zaczyna nam się powodzić, wokół pojawiają się nie tylko przyjaciele, ale i wrogowie, którzy zrobią wszystko, by zmieszać nas z błotem. Gdy sportowcy zostali wzięci na warsztat przez wielki biznes, ich także zaczęto utożsamiać wyłącznie z pieniędzmi. Gdy wśród nas pojawili się tacy, którzy trenują nie dla siebie, ale na popis, zrównano ich z całą resztą i śmiało odtrąbiono, że jedyne czym biegacz może się pochwalić to liczba odcisków i kilometrów na Endomondo.

Proponuję więc, byśmy przyjęli wspólną taktykę wobec tej sytuacji. Nasze zadanie będzie proste, bo jedyne, co musimy zrobić, to trwać w tym, co sprawia nam przyjemność.  Robić swoje, choćby inni patrzyli na nas krzywo, bo to my – dbając o własne zdrowie i samopoczucie – mamy w tym przypadku rację i nikt nam jej nie odbierze. Wychodźmy na kolejne treningi, nie bójmy się pokazać innym, ile radości przynosi nam sport i udowadniajmy na każdym kroku, że choć biznes odejdzie i moda się skończy, to my pozostaniemy sobą – pozostaniemy sportowcami.

Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

Razem
0
Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis
AMBEREXPO Półmaraton Gdańsk z atestem PZLA!
Następny wpis
Ćwiczenia z beretem
Opinie

Dołącz do takich jak Ty!

Dołącz do ludzi takich jak Ty, którzy już nam zaufali i zostali biegaczami!

  • Podczas 10 tygodni udało mi się poprawić bazę tlenową z 32 do 35, znaleźć swoją odskocznię od trudności życia codziennego bez szwanku dla zdrowia  i jestem przekonana, że nie zrobiłabym tego bez programu Od zera do runnera przy nieocenionym wsparciu naszej grupy na Discordzie.
    Rozwiń
    Urszula - od zera do runnera

    Urszula

    Suwałki
  • Już miałem rzucić bieganie. Chciałem dać sobie z nim spokój, ale trafiłem do Was. Powiedziałem sobie spróbuję jeszcze raz od zera i okazało się, że to strzał  w dziesiątkę. Po marszach  bóle minęły, a co najważniejsze czuję w tych miejscach  włożoną pracę na treningach.
    Rozwiń
    IMG 20241026 230234 scaled e1730212654169

    Edward

    Ryczywół (wielkopolskie)
  • Program bardzo mi się podoba. Zachęciło mnie to że trwa 52 tygodnie (przerobiłam już kilka programów typu „przebiegnij 5 km w 5 tygodni” i zawsze na początkowych etapach się wypalałam – po prostu to była zbyt intensywna aktywność niedostosowana do moich możliwości). A w tym przypadku to rozłożenie intensywności wydaje mi się kluczowe.
    Rozwiń
    Marta OZDR

    Marta

    Warszawa
plany treningowe

Masz pytania? Mamy odpowiedzi.

Poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące biegania.

Ile biega amator?

Wyjdźmy od tego, aby ustalić, kto to jest amator.

Amator to każda biegająca osoba, która nie żyje z biegania. A więc i ta, która dopiero zaczyna, jak i ta, która biega 2:30 maraton. Różne również będą treningi tych osób. Ten, który zaczyna biegać, będzie 10-15 kilometrów tygodniowo, a bardzo zaawansowany biegacz może przekraczać i 150 na tydzień.

Ile powinno się biegać na początku?

W pierwszych tygodniach staraj się nie biegać więcej niż od około 8 do 15 kilometrów tygodniowo z podziałem na 3 lub 4 jednostki treningowe. Z czasem, gdy poczujesz się silniejszy i sprawniejszy stopniowo wydłużaj kilometraż.

Jak oddychać w czasie biegu?

Polecam Ci książkę Tlenowa przewaga, gdzie jest bardzo dobrze udokumentowane, dlaczego powinno oddychać się nosem w trakcie biegania, spania i dowolnej innej aktywności fizycznej.

Więcej przeczytasz także w naszym artykule „Jak oddychać podczas biegania?

Jak przebiec swoje pierwsze 5 km?

Gorąco Cię zachęcam do wybrania planu treningowego dla początkujących i trenowania zgodnie z jego wytycznymi. Może sprawdzić się plan https://treningbiegacza.pl/artykul/plany-treningowe-na-5km-z-dodatkowa-aktywnoscia-i-silownia

    Ile powinno się biegać na początku?

    Zakładam, że jeszcze nie biegasz i dopiero chcesz zacząć. Gorąco polecam Ci zapisanie się do naszego newslettera, aby otrzymać roczny plan treningowy dla początkujących.

    Link do zapisu.

    Jak zacząć biegać od zera?

    Na początku oceń swój stan. Podejdź do tego bardzo świadomie i odpowiedzialnie, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedy ostatnio podejmowałeś ostatnią aktywność fizyczną, ile ważych i ile masz wzrostu. Czy Twoje BMI jest w normie, czy raczej mocno odbiega od normy.

    Gdy będziesz w stanie określić swój stan, łatwiej Ci przyjdzie wybór odpowiedniego planu treningowego. W zależności od swojej obecnej formy wybierz taki, który będzie delikatnym wyzwaniem, ale nie będzie sprawiać, że po każdym treningu będziesz wracać do domu półprzytomny. Link do planów treningowych.

    Jak zacząć biegać, gdy się nie ma kondycji?

    Powoli i bez pośpiechu. Kondycja przyjdzie sama, pod warunkiem, że nie będziesz przeciążać swojego organizmu, który ma swoje limity.

    Zacznij od marszobiegu. Minutę idź, minutę biegnij. Powtórz to 7-10 razy na jednym treningu i wykonaj taki trening 3 razy w tygodniu przez najbliższe 5 tygodni. Bardzo szybko dostrzeżesz pozytywne objawy poprawy kondycji.

    Jakie tempo biegu dla początkujących?

    Adekwatne do Twojej obecnej kondycji. Jeśli nie jesteś w stanie biec bez przystanku i zaczerpnięcia tchu przez minutę, to bez sensu jest gnanie na łeb na szyję. Obierz takie tempo, aby swobodnie przy tym móc rozmawiać. Nazywa się to tzw. tempem konwersacyjnym. Jesteś w stanie biec i coś tam przy okazji mówić. Jeśli od razu brakuje Ci tchu w płucach, zwalniasz.

    Na początku nawet nie przejmuj się jednostkami typu 5 min/km, czy 25 sekund na 100 metrów. Na to przyjdzie czas.

    Masz pytania?

    Napisz do nas

      Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

      Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

      Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

      Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.