Spis treści
Swoim piorunującym finiszem na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie zaimponował samemu Hitlerowi. Przez katastrofę lotniczą dryfował 47 dni na środku oceanu. Potem był więźniem najgorszych japońskich obozów jenieckich, gdzie stał się ofiarą niewyobrażalnych katuszy. Dziś 95-letni Louis Zamperini jest inspiracją dla wielu ludzi na świecie i żywym symbolem niezłomności. Poznajcie historię biegacza, który poruszył miliony serc na świecie…
Louis miał być pierwszym biegaczem w historii, który pokona barierę 4 minut na milę, (czyli utrzyma przez 1609m średnie tempo poniżej 2’29”/km). Tak przynajmniej twierdzili eksperci w okresie, kiedy Louis był w swojej życiowej formie. Do tego momentu upłynęło jednak sporo czasu i warto wspomnieć o latach dzieciństwa Zamperiniego, który wcale nie zapowiadał się na wschodzącą gwiazdę biegów długodystansowych. Wręcz przeciwnie.
Niesforny, Niezłomny
Louis był sztandarowym przykładem trudnego dziecka z ponadprzeciętną życiową energią. Ognisty temperament nie pozwalał mu długo usiedzieć w jednym miejscu. W wieku pięciu lat zaczął palić papierosy, mając osiem sięgnął po pierwszy kieliszek wina. Początkowo swoje wrodzone nadwyżki energii zostawiał w szkole, gdzie chuliganił i budził postrach rówieśników. Na domiar złego, młody Zamperini sprawiał ogromne problemy wychowawcze, nie tylko w szkole. Owiane złą sławą historie można było usłyszeć również na mieście. Głównym powodem były kradzieże. Trudno powiedzieć, jaki los spotkałby Zamperiniego, gdyby nie pomoc jego brata – Pete, który nie mógł dłużej znieść takiej sytuacji. Dzięki niemu, nieokiełznany Louis rozpoczął przygodę ze sportem i rozpoczął skuteczną (jak się później okazało) ścieżkę resocjalizacji.
Początki nie były łatwe. Na jednym ze swoim pierwszych biegów Zamperini finiszował, jako ostatni ponosząc sromotną klęskę w biegu na 600 jardów. Poczucie porażki podziałało na jego ambicje, co zaowocowało postanowieniem rozpoczęcia ciężkich treningów, przy których towarzyszył mu Pete. Po około roku regularnych treningów, Zamperini zaczął brylować na rodzimym podwórku. Ustanawiał coraz bardziej wyśrubowane rekordy w biegu na jedną milę. Lokalne gazety nie przestawały publikować tekstów, których głównym tematem był talent Louisa. W głowie biegacza zaczęły pojawiać się myśli o wystartowaniu w Igrzyskach Olimpijskich.
Dokładna analiza konkurencji nie pozostawiła mu złudzeń. Ze względu na młody wiek, Zamperini mógł tylko pomarzyć o rywalizacji ramię w ramię z krajową czołówką. Tylko starcie z takimi zawodnikami gwarantowało miejsce w drużynie olimpijskiej. Zamperiniemu brakowało doświadczenia treningowego w starciu z bardziej wytrenowanymi rywalami. W tej sytuacji ponownie na ratunek przyszedł brat. Głównie za jego namową Louis zdecydował się na spróbowanie swoich sił w biegu trzy razy dłuższym, niż zazwyczaj startował. Padło na 5000m, gdzie konkurencja nie była aż tak mocna jak na dystansie mili.
Czas pokazał, że to był dobry wybór. Abstrakcyjny z początku pomysł stał się strzałem w dziesiątkę. Zamperini pomimo braku dużego doświadczenia zajął 2 miejsce w finałach zawodów krajowych w Nowym Jorku i mógł zacząć myśleć o przygotowaniach do Igrzysk Olimpijskich w Berlinie.
Upragnione Igrzyska
Rok 1936, Stadion Olimpijski w Berlinie. Tysiące kibiców, w tym Hitler, dopingują biegaczy startujących w finale biegu na 5000m. Na początku stawki karty rozdają Finowie, wyraźnie dominując nad resztą zawodników. Wśród nich znajduje się w Louis, który nie ma większych szans na zajęcie czołowego miejsca. Niemożność uplasowania się na medalowym miejscu, nie przekreśliła jego szans na zapisanie się w kartach historii światowej lekkoatletyki. Skrajnie wyczerpany Louis, na okrążenie do mety, zbiera się w sobie i wykonuje piorunujący finisz, którym emocjonuje się cały stadion. Podczas ostatniego kółka, Amerykanin nadrobił do czołówki niespełna 50 metrów, dzięki czemu zdobył serca niemieckiej publiczności i zyskał szacunek samego Führer’a.
Po biegu Louis usiadł na trybunach w pobliżu loży Hitlera, chcąc zrobić sobie zdjęcie z wodzem. Chciał w wyjątkowy sposób udokumentować swój wyczyn. Podał swój aparat ówczesnemu szefowi propagandy Goebbelsowi. Goebbels wypytał Zamperiniego o tożsamość i oddalił się do Führer’a. Po kilku chwilach wrócił z wieścią: „Hitler chce cię widzieć”. „Oniemiałem z wrażenia” – wspominał w autobiografii Zamperini.
Führer podał mu dłoń i powiedział: – „Ach, to ty jesteś tym młodym człowiekiem z szybkim finiszem” – i uśmiechnął się. W tej chwili Louis jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że stojący przed nim dyktator przeszkodzi mu w przygotowaniach do kolejnych Igrzysk. Marzenia o następnych zwycięstwach legły w gruzach. Podczas ataku na Pearl Harbor, Louis zgodnie z kierunkiem swojego przeszkolenia wojskowego, trafił do korpusu powietrznego.
Szpony wojny
W marcu 1941, gdy sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta, Zamperini wkracza do szeregów Amerykańskich Sił Powietrznych i to pomimo tego, że panicznie boi się latać. Zostaje przydzielony do załogi samolotu “Super Man”, zwanego również “Latającą trumną”. W maju 1943 załoga jego statku powietrznego bierze udział w akcji ratunkowej, która kończy się katastrofą. Mimo przeglądu i rzekomej sprawności samolotu, którym leciał Louis, silnik psuje się, a samolot spada w sam środek Pacyfiku.
Najgorsze dopiero się zaczyna.
Zamperini dryfuje przez 47 dni i nocy na środku oceanu wraz ze swoimi trzema kolegami z załogi. Cud? Raczej coś ponad cudem.
47 dni bez jedzenia, na środku oceanu.
Brak nadziei na ratunek.
Bez jakichkolwiek warunków do życia, w człowieku budzą się instynkty, które trudno okiełznać rozumem i zdrowym rozsądkiem. Zamperini nie jest sam. Cierpi wspólnie ze swoimi kumplami z załogi, którzy przeżyli. Towarzystwa dotrzymują mu głodne, spragnione ludzkiej krwi rekiny ludojady. Bezlitosne krążą wokół tratwy jak hieny nad padliną. Palące słońce nie daje chwili wytchnienia, parzy skórę, obdziera z reszty sił. Wyobraź sobie prawie 7 tygodni bez normalnego posiłku, na kilku metrach kwadratowych, gdzie każda minuta jest walką o przetrwanie…
Nieprawdopodobne, nieludzkie, ale prawdziwe.
Mimo wszystko Zamperiniemu udaje się przetrwać oceaniczną odyseję. W ciągu 47 dni na tratwie jego olimpijskie ciało, jak czytamy w książce „Niezłomny”, „zmarniało do niecałych czterdziestu pięciu kilogramów, a słynne nogi już go nie utrzymywały”.
Kiedy rozbitkowie dryfowali w coraz bardziej niedostępne rejony, świat oficjalnie żegnał się z ich istnieniem. Odpowiednie organy państwowe, wysłały ostatnie listy do rodzin rozbitków, w których informowały o zaginięciu. Po tygodniu od zniknięcia „Green Horneta” i intensywnych poszukiwaniach członków załogi, oficjalnie uznano ich za zaginionych. W Waszyngtonie uruchomiono procedurę powiadamiania najbliższych krewnych. Większość uznała Zamperiniego za zmarłego, wszyscy stracili nadzieję. Wszyscy oprócz niego. W nim, tliła się nieprawdopodobna chęć życia.
Wyspy Marshalla
Wycieńczony dociera do Wysp Marshalla okupowanych przez Japończyków. Gdy słyszy o miejscu, do którego trafia, przeszywa go dreszcz. Kwajalein – Wyspa Straceń. To, co działo się na wyspie, jest nieludzkie i ciężkie do wyobrażenia. Kwajalein przypomina pandemonium, miejsce katuszy i nieprawdopodobnego upodlenia. Louis po nadludzkim wysiłku w skrajnych warunkach, trafia w jeszcze gorsze miejsce. Jego dusza powoli odłącza się od ciała, tworząc niespójną, przepełnioną cierpieniem całość.
Kwajalein było miejscem, które zapoczątkowało cały etap cierpienia, przez który musiał przejść Zamperini. Od tego momentu rozpoczęła się jego kilkuletnia „wędrówka” po różnych obozach. W każdym z nich towarzyszył jemu głód, przemoc fizyczna, wyniszczające choroby, a przede wszystkim upokorzenie.
Klątwa Igrzysk
Po Kwajalein, przesłuchania kontynuowano w obozie Ofuna. Po ponad roku Zamperini został skierowany do Omuri niedaleko Tokio. Tam spotkał swego prześladowcę, kaprala Mutsuhiro Watanabe, zwanego przez więźniów „Ptakiem”. „Krzywdzenie jeńców sprawiało mu przyjemność. Zaspokajał swoje seksualne pożądanie, krzywdząc ich” – tak opisywał „Ptaka”, obozowy księgowy Yuichi Hatto.
W obozie dość szybko wyszło na jaw, że jednym z jeńców jest 8. na Igrzyskach Olimpijskich biegacz długodystansowy. „Ptak” usłyszawszy tą wieść, niemal natychmiast zlokalizował Zamperininiego, który od tego momentu stał się jego obozową zabawką. „Ptak” ze zwierzęcą premedytacją, znęcał się i koncentrował swoje bestialstwo nad Louisem.
Zamperini nie mógł dłużej znieść cierpienia, którego doświadczał. Dopadła go chwila zwątpienia, przy życiu utrzymuje go powrót do normalności. Louis wierzy w ocalenie, choć nie ma ku temu żadnych podstaw. Po tysiącach godzin przebywania w gehennie, ostatecznie wygrywa walkę na śmierć i życie. Wygrywa dzięki niezłomnej wierze i nadziei, choć od początku wydawało się, że jest skazany na porażkę.
Po powrocie do kraju staje się bohaterem amerykańskich mediów. Niestety, piętno, które odcisnęła na nim wojna i przebyte cierpienia, popychają go w stronę alkoholizmu. W międzyczasie Louis podejmuje próbę powrotu na bieżnię, ale jego wyeksploatowany organizm nie jest w stanie podołać obciążeniom treningowym. Kontuzja, której nabawił się w niewoli, definitywnie przekreśliła jego szansę na powrót na sportowy szczyt.
Czego uczy historia Louisa? Interpretacja własna
Ten, kto powiedział, że życie jest piękne, zapomniał dodać, że jest ono równie bezlitosne. Nieważne czy jesteś Królową angielską czy utrzymujesz rodzinę z głodowej pensji z pracy, której nienawidzisz – poczucie bezsilności jest wpisane w naszą egzystencję i tylko od nas zależy jak sobie z nią poradzimy.
Bezduszność codzienności ma swój cel. To naturalna metoda selekcji, która zostawia słabe jednostki z niczym, tylko po to, by te silniejsze mogły spijać życiową śmietankę. Nie zagłębiając się zbytnio w meandry istnienia, tylko niezłomne charaktery mają szansę na niezależne i szczęśliwe życie. Historia wielkich osobowości w większości przypadków ma jeden wspólny mianownik – dotknięcie życiowego bagna było dla nich jedynie etapem w życiu, który umacniał ich, jako ludzi i czynił jeszcze silniejszymi.
Każdy z nas papla się w jakimś życiowym szambie.
Słabe jednostki tkwią w bagnie i nie walczą o wyjście na powierzchnie.
Wmawiają sobie, że do smrodu da się przyzwyczaić, a jedzenie fekaliów może z czasem stać się przyjemnością. Po pewnym czasie słabi tkwią w bagnie nie po uszy, ale są w nim całkowicie zanurzeni. W końcu sami stają się bagnem.
Silne jednostki, nie pozwalają sobie na dotknięcie bagna. Nawet jeśli dotknięcie jest nieuniknione, szukają wszelkich możliwych rozwiązań, by nie dać się wciągnąć głębiej. Dotknięcie dna jest dla nich jedynie lekcją, z której należy wyciągnąć wnioski.
Kiedy ogarnia mnie poczucie bezsilności i beznadziei, przypominam sobie historię amerykańskiego biegacza, Louisa Zamperiniego. Moje problemy w obliczu tego, co przeszedł Louis, stają się niewielkimi przeszkodami. Nie jest tak, że pocieszam się tragicznymi przeżyciami innych. Nieszczęścia wielkich jednostek, które dosięgnęły dna i w ogólnym rozrachunku wygrały życie, inspirują mnie do działania. Takie momenty pokazują mi, że nawet z najgorszej sytuacji jest wyjście, porażki budują sukces. Nie ryzykując, ryzykujemy jeszcze bardziej.
***
Artykuł napisano na podstawie książki Niezłomny autorstwa Laury Hillenbrand oraz artykułu w serwisie DailyNews.