Spis treści
Czym więcej lat, tym więcej chęci poszukiwania czegoś innego niż cotygodniowe starty na 5,10 czy 21,095 km. Takim czymś był Festiwal Biegów Polski Północnej we Wdzydzach Kiszewskich – taka mała odskocznia od codzienności i rutyny. Tym bardziej, że w dobie pandemii, gdzie uziemiono nas biegaczy na długie miesiące, a więc chęci biegania były ogromne.
Autorem tekstu jest Biegający Dietetyk Łukasz Mielewczyk – rekomendowany dietetyk serwisu TreningBiegacza.pl.
Po co i na co?
Głód startów to mało powiedziane. Pierwsze starty w roku 2021 zaliczyłem dopiero w maju jako małe przetarcie pod Wdzydzki Festiwal. Do samego festiwalu nie przygotowywałem się w jakiś szczególny sposób. Chciałem przede wszystkim sprawdzić, jak na taki wysiłek zareaguje mój organizm, a druga sprawa, chciałem sprawdzić pewne teorie żywieniowe w praktyce.
Dodatkową zaletą tego wyjazdu było towarzystwo mojej żony i synka. Także było dużo sportu, trochę wypoczynku, ale też chwila na zwiedzanie się znalazła. Wszystko w jednym, żeby każdy był zadowolony. Wyjazd ten wykorzystaliśmy na każdy możliwy sposób.
Przed samym wyjazdem na Facebook-u napisałem taki oto post:
„Do odważnych świat należy! Będzie pot, będzie ból, będzie duże zmęczenie, ale chcę tego! Jak nie spróbuję, nigdy się nie dowiem, jak to jest. Jadę po doświadczenia, rywalizację, ale również zabawę i spotkanie z biegową rodziną, chcę znowu poczuć klimat biegowego święta. Do dzieła!!!”
Nic się nie pomyliłem, było wszystko (oprócz krwi 😉 ).
Czym właściwie jest ten Festiwal?
Jest to 5 startów na dystansach od mili do półmaratonu. Co wyróżnia tę imprezę od innych? Fakt zaliczenia 5 startów w 3 dni (piątek – niedziela), a właściwe w 42,5 godziny, bo tyle mniej więcej minęło od pierwszego wystrzału, do przekroczenia linii mety po ostatnim biegu.
Prawie 43 godziny i zaliczenie wraz z rozgrzewkami około 70km, w tym 52km w tempie prawie maksymalnym. Lekko nie było. Musicie mi uwierzyć na słowo. W skrócie: bieganie, jedzenie i spanie, i tak w kółko.
Zaczęło się od 15km w piątkowy wieczór o godzinie 19.30, a następnie sobota 10.00 i start na 10km, godzina 17.00 start na 5km, niedziela 9.00 – półmaraton i zakończenie milą o 14.00.
No to po kolei – wyjazd i kwestie techniczno- żywieniowe
Wybraliśmy się do Wdzydz w czwartek (Boże Ciało). Chcieliśmy być na miejscu wcześniej, żeby mieć czas na zwiedzanie, spacery, oswojenie się z miejscem, gdzie nocowaliśmy. Pogoda na weekendowy Festiwal zapowiadała się typowo wakacyjnie, a więc doszedł kolejny aspekt trudności – temperatura. Tylko po co się nią przejmować, skoro planowałem tam tylko pojechać i się sprawdzić, bez nastawienia na cele czasowe czy też miejsca? Miała być zabawa i dobrze spędzony czas z rodziną. Jednak w praktyce nie zawsze się to sprawdza, ze względu na moje podejście. Zawsze do tematu podchodzę, że albo robię coś na maksa, albo lepiej się za to nie zabierać (nie potrafię inaczej). Jedno powiedziałem żonie, drugie siedziało w głowie (nie wiem, po co zawsze się tak oszukuję…). Zawsze wiadomą kwestią jest brak odpuszczania. Tak już mam.
Wyjazd na 4 dni, a walizek i toreb jak na dwutygodniowy urlop. Połowa rzeczy to ciuchy z myślą o startach, różne buty, odżywki, suplementy, jedzenie (ryże, makarony, sprawdzone wcześniej sosy pomidorowe – Barella), sporo wody, żeby nie biegać po sklepach i nie dźwigać. No i najlepsze… Mała kuchenka elektryczna. Było to najlepsze rozwiązanie techniczne. Przerwy między zawodami niewielkie, a trzeba było mieć w pogotowiu szybko zrobione jedzonko, bez szukania po Wdzydzach restauracji i posiłków, które nie zaburzą mojego schematu żywienia w trakcie tej imprezy.
Co zabrałem z odżywek i suplementów?
– Białko (do uzupełnienia między startami i na noc przed snem dla lepszej regeneracji).
– Beta-alanina – przed i po startach w ilości 3-5g (szybsza regeneracja mięśni poprzez hamujące działanie na zmiany pH związane z tworzeniem się podczas wysiłku fizycznego w mięśniach kwasu mlekowego). Ogólnie beta-alanina ma na celu zwiększenie wydolności, wytrzymałości oraz ma sprzyjać budowie masy mięśniowej. Często beta-alaninę stosuję podczas treningów interwałowych oraz tempowych, czyli np. do takich jednostek jak 10-16 x 200/200, 10-12×400/300, 5-8×1 km/400m, 3x2km, 2x3km. Beta-alanina ma wpłynąć na lepszą jakość treningu poprzez efektywność i czas jego trwania oraz na redukcję uczucia zmęczenia i bolesności mięśni.
– Odżywki węglowodanowe, izotoniki (przed startem i po starcie oraz w ciągu dnia) – szybsza regeneracja między startami, głównie jeżeli chodzi o uzupełnienie glikogenu mięśniowego, szczególnie z myślą o niedzielnym półmaratonie. Po dwóch dniach zmagań byłem pewny, że będę wypłukany z glikogenu.
– Żele energetyczne (czasami po starcie i w trakcie półmaratonu).
– Sole mineralne (po startach, w ciągu dnia i na półmaratonie).
– Ashwagandha – na noc (lepsza jakość snu + regeneracja) – na każdego różnie może wpływać, na mnie sprawdza się świetnie, dużo lepszy sen, brak natłoku myśli, przesypiam całe noce, gdzie wcześniej bywało z tym różnie.
Jak to wszystko sprawdzało się w rzeczywistości?
Energetycznie było naprawdę bardzo dobrze, każdy start zaliczałem wedle założeń, no może oprócz 10km i wolniejszej końcówki w półmaratonie (ale tutaj była kontrola miejsca, bez szarżowania i ewentualnego wystąpienia skurczów).
Sobotnia „dyszka” była zdecydowanie poniżej oczekiwań, ale co ciekawe po kilku kolejnych godzinach był start na 5km, który był dużo lepszy niż oczekiwałem (pomiędzy tymi dwoma startami szybki powrót do domu, izotonik, białko w formie odżywki (około 25g), obiad w postaci makaronu z sosem, Ashwagandha i do spania – to wszystko razem było zbawienne dla samopoczucia w biegu na 5km). Po biegu na 5km już nie tolerowałem żadnych żeli, totalnie miałem dość słodkiego smaku (ciągłe mdłości i obrzydzenie na widok czegoś, co miało słodki smak). Dużo lepiej sprawdzały się zwykłe stałe pokarmy lub zupy (ratunek ze strony pomidorowej 😉 ).
Niedzielny półmaraton był nastawiony na bieganie w II zakresie (w progu), bez szarpania, co wyszło idealnie. Pełna kontrola tętna i miejsca (bo liczyłem się w walce o pierwszą trójkę w generalce i nie chciałem tego zepsuć głupimi decyzjami).
A mila, no cóż, rywalizacja miała się odbyć na totalnie zmęczonych nogach. Dodatkowo miałem już trochę obolały żołądek i praktycznie nie miałem ochoty na nic do zjedzenia. W grę wchodziły tylko płyny. Tętno spoczynkowe przed biegiem ponad 100, gdzie normalnie mam około 60. Także zmęczenie było już naprawdę duże. Na rozgrzewce myślałem, że biegnę żywo. Jednak i myślenie mnie zawodziło, bo tempo było ponad 6min/km (normalnie około 5min/km). Cel był, do odcinki, bo to, że nogi przestaną współpracować to było pewne. Dużo mi dało doświadczenie zebrane z rywalizacji na stadionie w latach młodości. Po prostu wiedziałem jak się biega takie dystanse i byłem przygotowany na tą odcinkę. Ruszyliśmy fajnie, bo na tempo wyraźnie poniżej 3min/km. Czym dalej w las (dosłownie), tym gorzej. Tylko spoglądałem jak z każdymi metrami tempo siada. Ale udało się, utrzymałem 3 miejsce, które dało mi finalnie 2 miejsce w klasyfikacji generalnej całego Festiwalu.
Biorąc pod uwagę wyniki na poszczególnych dystansach (przełaj) wyglądało to następująco:
- piątek: 15 km 55:42 (4 miejsce)
- sobota rano: 10 km 38:28 (10 miejsce)
- sobota popołudnie : 5km 18:19 (5 miejsce)
- niedziela rano: 21,1km 1:27:13 (4 miejsce)
- niedziela popołudnie: 1,5 km 5:25 (3 miejsce)
Podsumowując była to dla mnie naprawdę duża dawka zdobytego doświadczenia. Po tych kilku dniach wiem, że trzeba cały czas testować na sobie różne produkty spożywcze i zobaczyć, jaką mamy na te produkty tolerancję. To, co się sprawdzi na tradycyjnym starcie na „dyszkę”, niekoniecznie będzie przydatne w takiej kilkudniowej rywalizacji.
Ważny jest trening układu pokarmowego (trening żywieniowy), który jest raczej mało popularny u biegaczy amatorów. Szczególnie on jest istotny przy startach na długich biegach, jakimi są biegi ultra czy maraton albo właśnie podczas rywalizacji etapowej (kilka dni). Nie da się podejść do żywienia w sporcie zero-jedynkowo. To, co jest zapisane w teorii, nie zawsze sprawdzi się w praktyce, dlatego zawsze będę to powtarzał, przetestujmy wszystko na sobie podczas treningów i sprawdźmy czy na nas działa. Czasami lepsze jest wrogiem dobrego i może lepiej sprawdzą się najprostsze rozwiązania.
Po tej imprezie wiem jedno, ciężko jest funkcjonować dłuższy czas na żelach, odżywkach i suplementach. One się sprawdzają na krótką metę (pojedyncze imprezy/jeden dzień startowy), podczas długich wysiłków trzeba szukać alternatywnych produktów spożywczych. Start w tym Festiwalu to była przede wszystkim fajna przygoda i możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi, którzy z każdym kolejnym startem wyglądali na coraz bardziej zmęczonych ;-). Każdy z nas przeżywał to samo, każdy cierpiał tak samo. I to było coś pięknego w tym wszystkim. Przyjechaliśmy zmagać się z własnymi słabościami i ograniczeniami, bez względu na wiek, płeć czy stopień wytrenowania. Po prostu, ludzie, zabawa bieganiem, a na koniec satysfakcja z ukończenia rywalizacji i statuetka Hard Runnera w rękach.
Na pewno była to dla mnie duża dawka zdobytych informacji, które mogę wykorzystać w docelowym starcie planowanym na jesień 2022 r. oraz w praktyce dietetycznej, na co dzień.
Do tego czasu chcę wrócić na stadion (po 16 latach przerwy) i porywalizować w kategorii Masters, a przy okazji może wykręcić nowe życiówki, bo forma rośnie (ostatni trening w postaci biegu na 10km w II zakresie (w progu) w czasie 36.59 na dość dużym komforcie). Także jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Rozsądnie prowadzony trening, odpowiednie odżywianie wsparte suplementacją plus regeneracja i można podążać za marzeniami.
Do zobaczenia na biegowych ścieżkach – Biegający Dietetyk (Łukasz Mielewczyk)