Kobiety tylko w spódnicach i sukienkach (chyba, że akurat biegają) . Dominują kolory obecne na fladze Kenii oraz żółty (charakterystyczny dla państw panafrykańskich). Co jakiś czas tradycyjne masajskie stroje. Jaskrawo ubarwione motory, stare samochody. Ulica żyje, mocno rzuca się w oczy. Gdy dodamy do tego wszędobylskie owce, kury, kozy i krowy… mamy pełen obraz. Tak wygląda w Kenii każde miasteczko, takie też jest Iten.
Dominika Stelmach o trenowaniu w Kenii – część 1- przygotowania i podróż
Dominika Stelmach o trenowaniu w Kenii – część 2 – Iten od podszewki
Pierwsze wrażenie nieco inne od tego, czego się spodziewałam. Jak tu „domowo”, „sielsko”!
Wciąż jednak słyszę „uważaj na siebie, nie wszędzie jest tak bezpiecznie”. Ale w Iten, wśród setek biegaczy nie odczuwam żadnego zagrożenia. W nocy nie wychodzę. Tryb obozowy i wczesne wstawanie sprawiają, że o dwudziestej jestem gotowa do spania (a przynajmniej czytania do poduszki). Zresztą tutaj słońce wyznacza tryb życia. Energia jest droga, nie wszędzie obecna. A o świcie zwierzęta zaczynają swój koncert (budził Was kiedyś osioł i małpy? Jednocześnie?).
Grudzień-marzec to najcieplejsze miesiące w Kenii, także w Eldoret/Iten. Zdecydowanie to najlepsza pora na odwiedziny tego kraju (od kwietnia zaczyna się pora deszczowa, która prawie nieprzerwanie trwa do października). Dla przykładu w styczniu mamy średnio „0” dni deszczowych, a w maju „28”). W Iten, pomimo lata, noce są chłodne (10-14 stopni). Umożliwia to regenerację i dobry sen. Sprawia też, że do godziny ósmej rano można biegać w bardzo komfortowych (idealnych?) warunkach. Komarów się nie spotyka raczej na tej wysokości, mimo to w każdym hotelu czy pensjonacie znajdziemy moskitierę na wyposażeniu. Miejscowi nie używają siatek, po kilku dniach większość turystów też przestaje. Przez dwa tygodnie nie zauważyłam ani jednego komara, dopiero po przeprowadzce w inne miejsce Iten pojawiło się kilka. Ogólnie jest bardzo mało owadów, choć przestrzegano mnie, żeby w przypadku jakiegokolwiek ukąszenia, udać się do lekarza, bo nawet z pozoru drobne bąble potrafią goić się bardzo długo i kłopotliwie. Często potrzebny jest antybiotyk. Odpukać, póki co, nic takiego się nie zdarzyło.
Mam natomiast za sobą pierwsze zatrucie. Wymioty, nieprzespana noc. Staram się uważać na to, co jem, ale nie da się wyeliminować wszystkich zagrożeń. Co i rusz ktoś „choruje na brzuch”, bo europejska flora bakteryjna jest jakby z innej planety. Bezpiecznie jest wybierać potrawy gotowane, unikać świeżych owoców – ale one tak pięknie uśmiechają się do mnie. Najlepsze mango, jakie kiedykolwiek jadłam… ananas rozpływający się w ustach… banany, co to dojrzewają na drzewach obok… Ciężko się pohamować, a tak naprawdę zaszkodzić może nam cokolwiek. Dużo tu much, zwierząt i ich odchodów. Oczywiście obowiązkowe jest picie wody butelkowanej, albo dwukrotnie przegotowanej.
Nie przemawia do mnie „Kenian Tea”, czyli nasza poczciwa bawarka. Kenijczycy praktycznie nie podają herbaty w inny sposób jak tylko z mlekiem i dużą ilością cukru. Nie pijają kawy, choć mają dużo plantacji tej rośliny. Nie ma co liczyć na pyszne espresso. Słodycze też do mnie nie przemawiają, chyba że ciasta własnej roboty, które są bardzo podobne do polskich babek piaskowych (typowa biedna kuchnia).
Jak już jesteśmy przy kuchni to kilka ciekawostek. Po pierwsze UGALI. Tradycyjna potrawa z mąki kukurydzianej lub manioku i wody. Niesolona, niesłodzona. Dla mnie pycha! Wiem, że mało któremu Europejczykowi smakuje, ale naprawdę nie rozumiem dlaczego. Zostałam wychowana na kaszy jaglanej, a ugali ma bardzo podobny smak i konsystencję. Można je jeść sote, na słodko, słono, z mięsem, rano, na obiad i wieczorem. Biedniejsi Kenijczycy jedzą na okrągło ugali, a i bogatsi się w nim rozsmakowują. Ugali to coś więcej niż pożywienie, wspólne jedzenie ugali urasta do rytuału, jednoczy rodzinę i wspólnotę. Rzecz jasna je się rękoma.
Wielu Kenijczyków twierdzi, że ich sukcesy biegowe są związane właśnie z ugali. Niestety coraz więcej afer dopingowych z udziałem kenijskich biegaczy, dowodzi, że nie tylko ugali jest tu grane. Smutne to. W 2014 r. zdyskwalifikowana za doping została Rita Jeptoo, zwyciężczyni maratonów, m.in. w Bostonie i w Chicago. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się o dyskwalifikacji Sarah Chepchirchir, która wygrała Maraton w Tokio. Niedawno na osiem lat zdyskwalifikowano Jemim Sumgong, zwyciężczynię maratonu olimpijskiego w Rio de Janeiro (2016). Przez ostatnie lata złapanych na dopingu zostało 136 kenijskich biegaczy. Kiedy zapytasz w Iten o doping, każdy odpowie, że jest czysty, ale że w innej grupie to na pewno doping stosują. Od niedawna w Kenii doping jest ścigany karnie.
Dominka Stelmach>>>INSTAGRAM
CDN