Jeszcze w latach 80-tych Iten było zwykłym, biednym kenijskim miasteczkiem. Dziś nie sposób nie zrobić sobie zdjęcia przy bramie wjazdowej „WELCOME TO THE HOME OF CHAMPIONS” i ciężko jest znaleźć biegacza (także amatora), który nie marzyłby, żeby tu przyjechać. W końcu stąd pochodzą najszybsi średnio- i długodystansowcy. Mary Keitany, Wilson Kipketer, David Rudisha, Florence Kiplagat, Eliud Kipchoge, Peter Rono, Wilson Kipsang… to nazwiska tylko niektórych mistrzów, których kariera zaczęła się od Iten.
Dominika Stelmach o trenowaniu w Kenii – część 1 – przygotowania i podróż
Żeby zrozumieć kenijski fenomen trzeba zapoznać się z historią szkoły Św. Patryka.
Szkoła została założona w 1961 roku przez Irlandzkiego misjonarza, jako katolickie liceum tylko dla chłopców (Kenia odzyskała niepodległość w 1963r.). Dość szybko zyskała status jednej z lepszych w regionie (bynajmniej nie jako szkoła sportowa). Bieganie pojawiło się w Iten dopiero wraz z bratem Colmem i to też nie tak od razu. Brat Colm O’Connell przybył do miasteczka w 1976 uczyć geografii, a dekadę później został głównym nauczycielem w szkole. Ale znany jest przede wszystkim z tego, że stworzył potęgę kenijskich biegów. Choć nie miał pojęcia o sporcie wyczynowym(!), zauważył potencjał i sprawił, że podczas pierwszych juniorskich Mistrzostw Świata w lekkiej atletyce, 9-osobowa kenijska drużyna zdobyła 9 medali. Stworzył system treningowy, który z niewielkimi zmianami jest praktykowany do dziś przez większość miejscowych biegaczy (od momentu, gdy powstały tu grupy jak NIKE, czy też trenujące z europejskimi trenerami, nastąpiło jednak wiele zmian, ale o tym w innym tekście).
Ogólnie wiadomo, że we wtorek rano wszyscy biegają tempo na stadionie (oczywiście różne jednostki, ale jeśli nie chcecie tłoku na bieżni, to lepiej omijać wtorki). W środy rano duże grupy spotykają się na spokojnie „easy run’y”. Czwartek to fartlek, czyli zabawa biegowa (mój ulubiony trening), a dokładnie ze szwedzkiego „zabawa (z) prędkością”. Tutaj biegana po asfalcie.
- Poniedziałek: Hills/ górki, podbiegi
- Wtorek: Stadion/tempo
- Środa: Easy run
- Czwartek: Fartlek/ road speed
- Piątek: Easy run
- Sobota: Long/ drugi zakres
- Niedziela: Wolne
Recz jasna, poza wspomnianymi treningami porannymi, codziennie biegane są spokojne popołudniowe wybiegania (zazwyczaj około godziny). To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że Kenijczycy potrafią biegać naprawdę wolno. Często zaczynają swoje rozbiegania od prędkości 6,0! Później się rozkręcają. Na easy runach można zaobserwować, że większość biegaczy nie zabiera ze sobą zegarków (po co się denerwować tempem, skoro bieganie ma być po prostu „spokojne”?).
Doskonałość na każdym kroku
Wracając jeszcze do Szkoły Św. Patryka, jej motto to „Doskonałość na każdym kroku”. Całe życie ma być podporządkowane stawaniu się coraz lepszym. W sporcie oznacza to skrupulatne wykonywanie treningu. Często jest to posunięte do absurdu, bo choroba czy kontuzja nie mogą być wymówką. Takie jest przekonanie wśród aspirujących biegaczy. Żeby wybić się na tle innych, trzeba być po prostu najlepszym. Trzeba trenować niezależnie od okoliczności. A konkurencja jest ogromna, bo bieganie to tutaj jedyny sposób na dostatnie życie. Każde małe dziecko chce biegać (jakoś fenomen piłkarski tu nie dotarł). Wystarczy wspomnieć, że w lokalnych biegach przełajowych startuje ponad tysiąc zawodników! Szansę na wyjazd do Europy ma tylko kilku, kilkunastu.
Brat O’Connell, który spędził tu większość swojego życia (i nawet doczekał się ulicy na swoją część), sceptycznie podchodzi do rewelacji o różnicach genetycznych kenijskich biegaczy, o magicznym klimacie, jedzeniu czy wodzie w Iten: „People come here to Iten to find the secret, but you know what the secret is? That you think there’s a secret. There is no secret.” Ciężka praca i tyle! Koncentracja na celu, asceza.
Nie oznacza to, że nowinki technologiczne tutaj nie dotarły. Gdy dojechałam do Iten 27 stycznia w niedzielę, to pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to reklamy internetu i telefonów komórkowych. Wymalowane dosłownie wszędzie, na płotach, na domach. Do tego aplikacja M-PESA, która sprawiła, że praktycznie wszystkie transakcje dokonywane są bezgotówkowo (za pomocą telefonu). Rozmawiając z Kenijczykami, słyszę, że ostatnie 5 lat całkowicie odmieniły Iten. W sklepach dostaniesz już prawie wszystko (jak się postarasz, to nawet czekoladę, która nie wiedzieć czemu nie jest tu popularna!). Marki światowe powoli wypierają lokalne. Zamiast miejscowej sody pije się sprite’a czy fantę. Globalizacja wkracza pod strzechy. Na szczęście dużo pozostało jeszcze lokalnych smaczków i kolorytu.
Kenia to 42 plemiona
Kenia to 42 plemiona. Okolice Iten i Rift Valley zamieszkują przede wszystkim Kalenjini (ich populacje szacuje się na blisko 6 milionów, także niemało). Mieszkają od urodzenia na wysokości około 2 tys. m n.p.m., do szkół chodzą pieszo (w dalszym ciągu można zauważyć bose dzieci). Lekcje zaczynają się o 7 rano i trwają do 17:00 (nawet u najmłodszych dzieci). Rok szkolny ma początek w styczniu, a kończy w grudniu. Szkoły państwowe są płatne (szkoły średnie, zawodowe, studia). Im lepsza placówka, tym więcej trzeba zapłacić, zazwyczaj jest to 25 000 szylingów (około 1000 zł za rok). To dużo, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę rodziny wielodzietne, a większość tu jest taka. Szkoły podstawowe są bezpłatne dopiero od 2003 roku. Dane statystyczne z 2015r. pokazują, że do szkół podstawowych uczęszcza już 85% dzieci (2 razy więcej niż w 2003r.)
Bardzo duży nacisk stawiany jest na język angielski. I naprawdę dogadać można się tu prawie z każdym poniżej 40 roku życia. Dzieciaki same zagadują do ciebie po angielsku, chętnie wchodzą w dyskusję (choć zazwyczaj pierwsze pytanie brzmi, czy masz pieniądze, drugie czy masz słodycze, a trzecie czy zrobisz sobie z nimi zdjęcie). Często chcą się z tobą ścigać i potrafią nawet bez butów utrzymywać żwawe tempo. Czas spędzają na dworze, ponieważ domki są malutkie (lepianki kryte blachą falistą, zazwyczaj z jedną sypialnią i kuchnią). Prawie wszędzie widać jednak dbałość o czystość i porządek (bardzo pozytywne zaskoczenie, gdy porównam do RPA). W Iten nie ma skrajnej biedy. Wraz z popularnością miasteczka i napływem biegaczy z zagranicy poziom życia się podniósł. Co za tym idzie, podniosły się też ceny (już nie przeżyjecie tutaj za 2-3 dolary dziennie).
Kenijczycy są niezwykle przyjaźni, służą pomocą na każdym kroku, ale na końcu… zawsze chcą za to pieniądze. I trzeba to zaakceptować, najlepiej od razu pogodzić się z tym faktem. Tutaj po prostu tak jest. Dlatego dobrze negocjować wszystkie stawki przed wykonaniem usługi.
Dominika Stelmach>>>INSTAGRAM
CDN.