Patrząc na ostatnie popularne metody odchudzania oraz rozmawiając z początkującymi biegaczami, dochodzę do wniosku, że ten świat zmierza do samozniszczenia. Zdaję sobie sprawę, że trzeba schudnąć szybko – bo ślub jest za 2 tygodnie, a „kaloryfer“ sam się nie rozbuduje przed wakacjami. Dlaczego tylko wszyscy z uporem twierdzą, że jedynym słusznym sposobem na efektywną utratę wagi i ochronę mięśni, jest suplementacja białkiem, albo zwyczajna dieta bogatobiałkowa?!
Nie będę się tutaj rozpisywać o lobby producentów suplementów dla sportowców, o procentach ze sprzedaży, które dostają trenerzy albo inni magicy na osiedlowej siłowni i obwoźnych straganach. Nie będę również wspominać o wielkim zamieszaniu stworzonym przez niejakiego pana Dukana. W telegraficznym skrócie pragnę Was uświadomić, dlaczego staropolskie „co za dużo to nie zdrowo“ ma przejrzyste odzwierciedlenie w tym temacie.
Każdy z Was doskonale wie, że spożywanie zbyt dużej ilości różnych produktów prowadzić może do problemów zdrowotnych. Te, które widzimy „gołym okiem“ to na przykład zwyczajne przybieranie na wadze. Nie dzieje się to po jednym chipsie czy jednym kawałku ciasta. Jest to proces, nad którym pracujemy przez dłuższy czas. To samo dotyczy przyjmowania poszczególnych składników odżywczych i przekraczania granic wytrzymałości ludzkiego organizmu. W przypadku węglowodanów prostych – ich przewaga w diecie prowadzi najczęściej do powstawania cukrzycy, zaś tłuszczu – do miażdżycy, udaru, wylewu oraz zawału serca. Nie rozumiem zatem jaką racjonalną myślą przewodnią kierują się ludzie, namawiający do spożywania ogromnych ilości białka w diecie oraz jego dodatkowej suplementacji, skoro i jego nadmierna ilość prowadzi do znacznych uszczerbków na zdrowiu.
Prawda jest taka, że około 80% z Was po przejrzeniu swojego codziennego jadłospisu dojdzie do wniosku, że przekracza swoje dzienne zapotrzebowanie na białko (łatwo to przeliczyć – osoba mało aktywna potrzebuje około 0,8 g białka na każdy kilogram swojego ciała, sportowcy uprawiający sport wytrzymałościowy 1,2-1,4 g/kg masy ciała, kulturyści natomiast nie powinni przekraczać dawki 2 g/kg m.c.). Dorzucając kolejną pulę aminokwasów pochodzących z napojów białkowych oraz batoników, dodatkowo obciążacie już przytłoczony ilością białka organizm. Efektów nie poczujecie w dniu następnym. Nie będzie to również tydzień, ani miesiąc (oczywiście tylko wtedy jeśli jesteście zdrowi na samym początku. Osoby z chorobami bądź ukrytymi defektami nerek szybciej się przekonają, że przekraczanie limitów nie było dobrym pomysłem, a przeszczep to nie to o czym marzyli). W tym wypadku Carpe diem należy odsunąć na bok i pomyśleć o swojej przyszłości. Oto jak zakończyć się może taka cudotwórcza terapia białkowa:
- w przypadku kobiet należy spodziewać się zwiększonej łamliwości kości (osteopenii oraz osteoporozy). Nadmiar białka wypłukuje z kości jego główny budulec – wapń, przez co w ich strukturze pojawiają się zwyczajne dziury,
- nerki i wątroba biorące udział w metabolizmie białka są dodatkowo obciążone jego zwiększoną ilością – czyli zwyczajnie zużywają się szybciej,
- dieta wysokobiałkowa zazwyczaj uboga jest w błonnik, który naturalnie przeciwdziała zaparciom. Trudności z wypróżnianiem są czynnikiem zwiększającym ryzyko rozwoju nowotworu jelita grubego,
- wraz z białkiem w produktach będących jego źródłem zwiększa się również ilość spożywanych puryn odpowiedzialnych za rozwój dny moczanowej i artretyzmu,
- podnosi się prawdopodobieństwo rozwoju miażdżycy, która nie jest jedynie wypadkową diety bogatej w tłuszcze,
- człowiek narażony jest na niedobory innych, wypieranych przez białko, składników pokarmowych potrzebnych mu do przeżycia i aktywności fizycznej.
Mam nadzieję, że po uświadomieniu sobie konsekwencji ślepej wiary w wątpliwego pochodzenia artykuły w internecie oraz w dobre intencje pana namawiającego na zakup pięciu kilogramów waniliowego proszku, będziecie podchodzić do wszystkiego z rezerwą.