O automasażu, rozluźnianiu obolałych i spiętych mięśni za pomocą piankowej rolki (ang. foam roller) słyszał już zapewne każdy biegacz, który z ciekawością zagląda na branżowe strony internetowe. Niejeden też widział wspomniany przyrząd, obwołany mianem narzedzia tortur lub miał okazję ze łzami w oczach spróbować „jak to działa” na własnej skórze. Czytanie kolejnego artykułu na ten temat mogłoby nie być pasjonujące, gdyby był to kolejny standardowy test rolki Blackroll. Tak jednak nie będzie, bo wałek, który przyszło mi sprawdzać przez ostatnie 6 miesięcy jest nie tylko STANDARD (to stopień twardości), ale także GROOVE (ang. wyżłobienie). Nie mylić z GRAVE (ang. grób) – choć rolowanie nim ma coś wspólnego z żałobą.
Wyżłobienia na powierzchni roller’a mają służyć większej stymulacji tkanki mięśniowej, lepszej cyrkulacji krwi i dawać efekt silnego masażu. Tyle teorii i tytułem wstępu. Kto ma chęć na więcej informacji o możliwościach i zaletach rolowania, tego odsyłam na stronę http://www.blackroll.com.pl/, gdzie znajdzie wyczerpujące informacje. To był półroczny test na żywym organizmie, więc skupimy się na tym, jak wypadł w nim tenże organizm i rolka Blackroll Groove Standard.
Po otrzymaniu rolki postanowiłem używać jej systematycznie i dość intensywnie. Dla całości obrazu opiszę po krótce mój trening z ostatniego półrocza i miejsce jakie znalazł w nim żłobiony wałek od Blackroll’a. Średni kilometraż miesięczny oscylował w okolicy 280km, co daje 70 km tygodniowo, rozłożone zazwyczaj na 5 treningów. Dodatkowo w ostatnich 2 miesiącach dołożyłem treningi ukierunkowane pod triathlon (rower i pływanie po 2 razy w tygodniu). Rolowanie stosowałem po każdym treningu biegowym, skupiając się na wszystkich partiach mięśniowych w obrębie kończyn dolnych. Spokojne rolowanie po kilkanaście razy każdej parti, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc wybitnie obolałych. I tutaj istotna uwaga. Taka systematyczność stosowania pozwala na rolowanie bez bólu, uniknięcie całej nieprzyjemności, na jaką natrafiamy na początku przygody z tym sprzętem. Już po tygodniu sumiennie wykonywanego masażu kolejne dawki stymulacji potreningowej przynoszą tylko ukojenie spiętym mięśniom, pozostawiając wrażenie rozluźnienia i lepszego krążenia krwi. Po około miesiącu takiego stosowania rozciąganie się zaczęło być dla mnie łatwiejsze i bardziej efektywne (pogłębienie zakresów ruchu). Przez cały ten okres nie skarżyłem się na żadne dolegliwości bólowe, kontuzje, urazy (choć trzeba przyznać, że w ćwiczeniach stabilizujacych i wzmacniających jestem równie sumienny).
Zanim w moim magazynie sprzętu sportowego pojawiła się wspomniana rolka, używałem wykonanego samodzielnie (z rurki PCV oklejonej karimatą) wałka. Porównanie tych dwóch „modeli” pokazuje tylko ogromne różnice w użytkowaniu i ukazuje niewielki sens stosowania takich rozwiązań jak rurka PCV czy butelka z wodą. Z moich obserwacji wynika, że takie „wałki” domowej roboty nie są w stanie zapewnić nawet kilku procent stymulacji, jaką daje rolka Blackroll. Nie wspominając już o wygodzie użytkowania i wyglądzie, które jednoznacznie przemawiają za Groove Standard. Rolka jest lekka, poręczna, o szerokości w sam raz na jedno solidnej wielkości udo lub dwie łydki. W trakcie testu nie straciła nic ze swoich właściwości, w żaden sposób się nie odkształciła i nie starła. Wnioski z powyższego nasuwają się jednoznaczne. Dla mnie rolowanie Blackroll Groove Standard stało się nieodłącznym elementem treningu, który znacznie podnosi jego jakość.