Dzieci potrafią przewartościować świat. Są wspaniałe (zazwyczaj), ale bywają mocno angażujące – zawsze. Szczególnie małe bąble wymagają od nas czasu – tak naprawdę całego czasu, jaki mamy. A to bardzo utrudnia logistykę dnia powszedniego, szczególnie gdy mama lub tata (a najgorzej jak mama i tata) są biegaczami. Nie ma co ukrywać, jest ciężko…
I co z tego?
Zawsze zadaje to pytanie osobom, które próbują uzyskać ode mnie porady na temat treningu czy organizacji czasu, po pojawieniu się dziecka na świecie. Co z tego, że masz mniej czasu dla siebie? Co z tego, że zmęczenie codziennymi obowiązkami jest większe? Przecież nowy rozdział w życiu to wspaniała szansa na pozytywne zmiany. To możliwość zawalczenia o nową przestrzeń dla siebie. Trzeba tylko wiedzieć, czego się chce i nie narzekać, że ci bez dzieci to mają łatwiej, że łatwo im mówić. Każdy kiedyś nie miał dzieci! Warto cofnąć się do tego czasu i przeanalizować, czy aż tak wspaniale zarządzaliśmy czasem? Czy potrafiliśmy pogodzić studia, pracę, bieganie, życie towarzyskie?
No właśnie. Każdy etap życia czymś się charakteryzuje, ale zapewniam was, że zawsze najłatwiej jest powiedzieć, że przecież inni to mają łatwiej… Poddać się. Ponarzekać. Powypominać przyjaciołom, że ich rady kulą w płot, bo nie mają dzieci… I co z tego?
Jestem mamą dwóch chłopców (roczniki 2010 i 2013) i właśnie weszłam na kolejny rodzicielski poziom wtajemniczenia – starszy syn poszedł do szkoły. Młodszy chodzi do przedszkola. Dwa różne miejsca, różne godziny startu (jak to w polskiej szkole bywa, lekcje są zmianowo – raz zaczynają się o ósmej rano, kolejnego dnia przed południem – dziecko samo nie jest w stanie tego ogarnąć). Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe – basen, judo, szachy, angielski. Bo przecież dziecku trzeba zapewnić jak najlepszy start. Łatwo nie jest. Ale doba ma aż 24 godziny! Dzieci mają tatę. Można wszystko zorganizować.
Przede wszystkim, należy uczciwie odpowiedzieć sobie na kilka pytań
Po pierwsze, dlaczego biegam? Jaki jest cel? Czy chcę schudnąć, czy poprawić rezultaty życiowe? A może po prostu potrzebuję chwili dla siebie, bo moja głowa nie daje rady? Może na każde z powyższych pytań odpowiedź brzmi „tak”? Znając cel łatwiej nam będzie do niego dążyć. Prościej też, przygotować argumenty dla innych (męża, żony, partnera, mamy, sąsiadki, przyjaciółki), w momencie, gdy będziemy układali grafik dnia i potrzebna będzie pomoc innych.
Po drugie, jak często i jak długo chcę biegać (ćwiczyć)? Mając przygotowany plan treningowy możemy śmiało implementować go do planu tygodniowych zajęć. Warto poukładać wszystko pod siebie, pod stałe elementy, których nie jesteśmy w stanie przestawić w grafiku. Ja najdłuższe treningi robię w soboty i niedziele, bo tylko wtedy mam więcej czasu. Na początku wymagało to pogimnastykowania się z planem ćwiczeń, ale to plan jest dla nas, nie my dla planu.
Po trzecie, co jestem w stanie poświęcić dla biegania? Tak, poświecić. Kosmetyczka, fryzjer czy bieganie? Idealnie posprzątany dom, czy endorfiny po treningu? Lektura przy kawie, czy zimny izotonik po porannej dyszce? Nie twierdzę, że wyrzec trzeba się wszystkiego, ale coś na pewno ucierpi. I co z tego? Dla każdego, zawsze, są rzeczy ważne i ważniejsze. Byle dzieci nie cierpiały, reszta jest kwestią priorytetów. Na pewno mając bardzo szczelnie wypełniony dzień, dość szybko zauważymy, że niektóre czynności wykonujemy szybciej. Inne łączymy ze sobą – byle stracić jak najmniej. Nie wymyślę bowiem żadnej mądrości pisząc, że im mniej mamy czasu, tym więcej mamy czasu…. I nie o dzieci tu chodzi, choć one naprawdę potrafią nam pomóc.
[quote style=”default” cite=”” url=”” class=””]Chcesz oszukać Boga, powiedz mu o swoich planach” – brutalna prawda (tak! oszukać, nie rozśmieszyć, choć na jedno ostatecznie wychodzi). Mimo to chcę wierzyć, że plany trzeba mieć, że konsekwentne podążanie obraną drogą to szansa na sukces. Ale w sporcie (i życiu) nic nie jest do przewidzenia na 100%. Pozostaje jednak walczyć o swoje! Kim bylibyśmy bez marzeń? – Dominika Stelmach[/quote]Dzieci to wielka szkoła gospodarowania czasem
To obowiązki na całe życie 24h/7. No, może przesadziłam z tym całym życiem, ale do 18-tki na pewno. Oczywiście, każdy etap macierzyństwa jest inny. Tym bardzie uprzedzam, że nie warto pocieszać się tym, że „Ty to masz lepiej, bo Twoje dzieci są już ogarnięte”. Małe dzieci mały kłopot… naprawdę, z wiekiem dziecka obowiązków i problemów nie ubywa. Pojawiają się natomiast nowe możliwości.
Z maluchem (gdy mama jest na macierzyńskim) można, a nawet trzeba spacerować. Chodzić z wózkiem jak najwięcej, trochę truchtać. Gdy dziecko skończy 3 miesiące można z wózkiem biegać (w niektórych modelach wózków biegowych dopiero od 6-tego miesiąca). A to już oznacza brak wymówek! Chyba, że potrzebujemy samotności. Wtedy należy poprosić o pomoc w opiece.
Nie bójmy się prosić innych o pomoc! Samowystarczalność jest przereklamowana. Nasze zdrowie psychiczne jest najważniejsze.
Tatuś, czy babcia dadzą sobie radę przez pół godziny z niemowlakiem. Śmiem twierdzić, że wszystkim to dobrze zrobi. Z drugiej strony panowie również bardzo często wymawiają się małym dzieckiem. Rozumiem, że oni w tym pierwszym okresie muszą normalnie pracować, a tu dzidziuś spać nie daje, ale zapewniam, że lekki trening będzie pomocny. Trzeba tylko przekonać żonę, partnerkę – a żeby to zrobić, trzeba chcieć. Gdy druga strona zauważy determinację i potrzebę, łatwiej będzie wypracować kompromis. Nie bójmy się również angażowania w opiekę przyjaciół, sąsiadów – dzieci uwielbiają przebywać wśród dzieci. Znalezienie innych osób, które również mają pociechy pozwala na wymianę rodziców pilnujących. Nasze mamy tak robiły, wróćmy do tych zwyczajów.
Największy problem w logistyce dnia ma miejsce, gdy mama wraca do pracy. Zazwyczaj jednak dziecko potrafi już w tym momencie przespać noc (a przynajmniej mamy 50% szans, u mnie z jednym się udało, drugi do dziś śpi dobrze tylko w objęciach mamy). Oznacza to, że mama jest w miarę wypoczęta (no bo przy dziecku jednak wdrażamy plan nieco bardziej higienicznego życia, raczej nie balujemy do rana). Można wykroić z nocy kilkadziesiąt minut. Dlaczego z nocy? Bo najczęściej pracujemy od rana do późnego popołudnia, niewiele jest możliwości, by pobiegać (chyba, że ktoś ma długą porę lunchową w pracy, można wtedy lunch zamienić na bieganie – swego czasu korzystałam z tej opcji). Ja wybieram wczesne wstawanie, gdy rodzina jeszcze śpi. Wymykam się bezszelestnie z domu… I staram wrócić, gdy jeszcze drzemią. Nie zawsze wychodzi, ale na pocieszenie zostawiam mężowi obok łóżka ciepłą kawę…
Gdy dzieci nieco dorosną wspaniałą sprawą są wspólne wycieczki, gdy my biegniemy, a pociecha jedzie na rowerze (już 5-latki świetnie sobie radzą). W późniejszym okresie można biegać wspólnie. Jest jeszcze opcja fitness clubu – coraz więcej miejsc oferuje w cenie karnetu opiekę nad dzieckiem. W niektorych sieciach można zostawiać już nawet 6-miesięczne malce. Takie rozwiązanie pozwala przetrwać zimę oraz uzupełnić trening o elementy sił i sprawności. Dzieci w tym czasie doskonale się bawią. Moi sami wyciągają mnie „na salkę zabaw” – to dopiero motywuje!
Co czyni mnie silniejszą? Nie znajduję wymówek, nawet gdy wydaje mi się, że jestem bardzo zmęczona.
Tak! Biegacze, którzy mają dzieci mają trudniej! Ale trudności i przeszkody są po to, by je pokonywać.
Autorką artykułu jest Dominika Stelmach, biegaczka wszechstronna. Zwyciężczyni Wings For Life w Australii, aktualna Mistrzyni Polski w Biegach Górskich na Krótkim Dystansie, z życiówką maratońską 2:42:47 w Eindhoven 2016, najszybsza kobieta w historii polskich biegów ulicznych na 100km (8:01) i Mistrzni Polski w Ultramaratonie Górskim. Cały czas w pogoni za nowymi życiówkami. Prywatnie mama 2 chłopców, autorka strony Domnika Stelmach – versatile runner