Pobudka o szóstej rano, a następnie wybieg na pierwszy trening – tak wygląda standardowy poranek Kenijskich biegaczy. Nie każdy Kenijczyk jest w stanie narzucić sobie codzienny, treningowy kierat, większość jednak zaciska zęby i biegnie dalej po lepsze jutro, dosłownie i w przenośni.
W Nyahururu, 40 tysięcznym miasteczku na zachodzie Kenii, obrazek tłumnie biegających „amatorów” nikogo nie dziwi. To właśnie tutaj urodził się mistrz Olimpijski na dystansie maratońskim, który zmarł tragicznie kilka dni temu – Samuel Wanjiru. Każdy marzy, aby osiągnąć kiedyś tyle co on…
Wieczna nadzieja
Wyobraź sobie, że dzień w dzień podczas treningów mijasz się na biegowy trasach z mistrzem Olimpijskim, biegaczem z absolutnej światowej czołówki znanym na całym świecie. Sytuacja w twoim domu nie jest najlepsza, ze względu na liczną ilość rodzeństwa jaką posiadasz. Bieda przytłacza, a chęć godnego życia jest wystarczającą motywacją do podjęcia katorżniczej pracy – w końcu własny los może zmienić tylko ty sam. W twojej głowie automatycznie tlą się myśli: ” skoro w tak nędznej okolicy, w której mieszkam, urodził się i wychował mistrz Olimpijski, to dlaczego ja do cholery nie mogę być taki jak on?”.
I tak rodzą się właśnie kolejne gwiazdy światowego biegania, a w podobny sposób myśli tysiące Kenijskich dzieci. O motywacje nie jest ciężko, kiedy walczysz o swój byt i godziwe życie. Linia pomiędzy kompletnym ubóstwem, a bogactwem jest wbrew pozorom bardzo cienka. Tysiące dolarów wygranych na bieżniach świata mogą przecież stać się jawą. Wystarczy trenować…
Nadzieja z Japonii
Robert Kioni w przeszłości był żołnierzem. W 1971 założył obóz treningowy w Nyahururu dla biegaczy, a trenerem został cztery lata później. Od 1998 roku przez jedenaście lat był trenerem Samuela, któremu bieda nie była obca. Często bywa tak, że sam talent i predyspozycje do szybkiego biegania, nie wystarczają aby wybić się w ponadprzeciętność i zarabiać bieganiem. Nieodzowne są również środki finansowe, a jak wiadomo o to w Kenii jest niezwykle ciężko. Rodziców utalentowanych biegaczy nie stać na nawet wydatek z rzędu 500-1000 szylingów (równowartość 15-30 złotych) dla swojego dziecka, a co dopiero mówić o fundowaniu biletu lotniczego dobrze płatne zawody rozgrywane w Europie. Nadzieja umiera jednak ostatnia. Z pomocą przychodzi Azja…
Giganci przemysłu motoryzacyjnego i komputerowego przychodzą z pomocą. W Japonii bieganie jest sportem narodowym, a w komercyjnych maratonach startuje dziesiątki tysięcy Japończyków. Nic dziwnego, że tak znane marki jak Toyota i NEC postanowiły zainwestować fundusze w reklamę, która trafia wprost do tylu osób jednocześnie. Zwycięstwo kogokolwiek przy okazji większych maratonów rozgrywanych w Japonii, odbija się szerokim echem w całym kraju. Wielkie Japońskie koncerny nie szczędzą pieniędzy na perspektywicznych kenijskich zawodników, którzy rokują nadzieję na osiąganie wybitnych wyników. Najbardziej utalentowanym sponsorują bezpłatny udział w biegu, w zamian za start pod banderą firmy. Korzyści są obopólne – dla utalentowanych z biednych rodzin jest to szansa na wybicie się, dla sponsora to doskonała reklama. Właśnie w ten sposób swoje pierwsze kroki na międzynarodowej arenie stawiał Samuel Wanjiru.
Byłem warty mniej niż 100 szylingów
Samuel Wanjiru był jednym z najszybszych maratończyków ostatnich lat, w 2008 roku zdobył olimpijskie złoto na tymże dystansie. W swojej okolicy był znany z hulaszczego trybu życia, pomimo statutu jednego z najlepszych biegaczy na świecie. „Kawa Falls”, jeden z okolicznych barów w Nyahururu był miejscem częstych odwiedzin Samuela. To właśnie tutaj poznał swoją żonę, która była przy nim w chwili śmierci . Swego czasu po mieście krążyła ciekawa historia na temat imprezowego życia mistrza Olimpijskiego z Pekinu – ponoć jednego wieczoru był w stanie zapłacić 51000 szylingów za rachunek w barze, a kolejnym 9000 obdarowywał kelnera (napiwek). Wanjiru pomimo swojego alkoholowego problemu, był bardzo sumienny i pracowity, jak wspomina jego trener „zawsze zdyscyplinowany i gotowy do ciężkiej pracy na treningu”. W środowisku biegaczy, Samuel miał przypiętą łatkę „twardziela i pewniaka” – nawet po przebalowanej całej nocy, był w stanie następnego dnia wyjść na trening i zaskoczyć wszystkich formą.
Wielu jego znajomych twierdziło, że do głowy uderzyły mu pieniądze. On zaś o tym fakcie wypowiedział się niegdyś bardzo szczerze: „Popatrz na moje życie z innej strony. Przed wyjazdem na stypendium do Japonii w 1995 roku, byłem wart mniej niż 100 szylingów, nędza bardzo mnie męczyła. Kiedy wróciłem do kraju miałem na koncie 16 milionów szylingów”. (średni zarobek miesięczny w Kenii to ok. 800 szylingów)
Historia zna wiele przypadków zachłyśnięcia się sławą, a duże pieniądze niejednokrotnie potrafią zniszczyć życie. Niestety Samuela już nigdy więcej nie zobaczymy na trasie największych maratonów na świecie…
Samuel Kamau Wanjiru (ur. 10 listopada 1986 w Nyahururu, zm. 15 maja 2011 w Nyahururu) – mistrz olimpijski na dystansie maratonu z 2008 roku. W nocy 15 maja spadł z balkonu pierwszego piętra swojego domu. W wyniku upadku z sześciu metrów, doznał poważnych obrażeń, po czym zmarł w szpitalu. Dokładne okoliczności incydentu nie są jeszcze znane. Jaspher Ombati, naczelnik policji w regionie, oświadczył, iż Wanjiru został przyłapany w łóżku z inną kobietą przez swoją żonę, Trizę Njeri. Policja nie jest w stanie określić, czy skok był próbą samobójczą czy wynikł z ogromnych emocji, zatrzymano Njeri oraz nieujawnioną z nazwiska kochankę Wanjiru.