Zwycięski bieg Bronisława Malinowskiego z Igrzysk w Moskwie jest w mojej sportowej pamięci od zawsze. W czasach, gdy o internecie słyszeli jedynie w siedzibie Pentagonu, opowiadali mi o nim ojciec i dziadek. Ale dopiero gdy obejrzałem go na własne oczy, zobaczyłem i zrozumiałem dlaczego wywoływał w nich takie emocje.
Niesamowity bieg
Książka “Przeszkodowiec” to opowieść o legendzie – Bronku Malinowskim. Ruszają razem, ale Tanzańczyk Filbert Bayi szybko odrywa się od prowadzącej grupy, z każdym okrążeniem zyskuje przewagę. Z czasem wydaje się już tak ogromna, że wszyscy tracą nadzieję, nawet komentator mówi, że jest za duża i Bronek będzie walczył o srebro. Co ciekawe większość osób które widziały ten bieg na żywo – szczęściarze – opowiadała mi o gigantycznej przewadze, w rzeczywistości było ta maksymalnie prosta czyli około 100 metrów. Ale na poziomie olimpijskim to przecież przepaść. Wszyscy już tracą nadzieję, tylko Malinowski spokojnie realizuje to co założył z trenerem. Znał czasy Tanzańczyka i był pewny, że rywal nie może pobiec szybciej od niego, nie przyspieszył, nie dał się ponieść emocjom, opanowanie godne mistrza szachów. Wreszcie zaczyna odrabiać przewagę, ale meta jest coraz bliżej, komentator krzyczy, że różnica się zmniejsza, ale jest już za późno. Nie ma już żadnych szans na złoto, ale Malinowski się zbliża i co niesamowite: na ostatnim okrążeniu dogania rywala, wyprzedza go, już samotnie pokonuje ostatnia przeszkodę i wpada na metę jako Mistrz Olimpijski. Zdobywa najwyższy możliwy laur w nowożytnym sporcie, a kibice dostają palpitacji serca. Opowieści o tym biegu były żywe przez całe lata 80-te. To przecież idealny materiał na scenariusz hollywoodzkiej superprodukcji. Główny bohater traci jakiekolwiek nadzieje, pozostaje ledwie promyczek, promil szans na zwycięstwo ale dzięki wytrwałości, sile woli i świetnemu przygotowaniu wygrywa i odnosi niesamowity triumf.
[youtube]zTUBmBBgRSc[/youtube]Zapomniany mistrz
Pojedynek Malinowskiego z Filbertem Bayi na moskiewskich łużnikach mógłby stać w Sevre jako wzorzec sportowej walki do końca, niesamowitych emocji i odzyskanych nadziei. To 8 minut z kawałkiem, nikogo nie pozostawia obojętnym. Pokazywałem go wielu osobom średnio zainteresowanym sportem, którzy o Malinowskim nie słyszeli nigdy i nawet oni mieli wypieki na twarzy i byli pełni emocji. Dlatego ucieszyłem się, gdy na księgarskiej półce zauważyłem książkę „Przeszkodowiec” Łukasza Panfila. Dziś postać Bronisława Malinowskiego praktycznie poza Grudziądzem – rodzinnym miastem mistrza, jest zapomniana. W świadomości wielu ludzi istnieją mistrzowie sprzed lat, często wspomina się wybitnych lekkoatletów – żywa jest pamięć dokonaniach Janusza Kusocińskiego, młodsi kibice opowiadają o wynikach Kamili Skolimowskiej, a jakoś dziwnym trafem Bronisław Malinowski jest zupełnie zapomniany przez media i fanów lekkiej atletyki .
Droga na szczyt
Autor ze szczegółami analizuje sezon po sezonie naszego najlepszego przeszkodowca i pokazuje jak młody chłopak z Grudziądza, który pojawił się na treningu u Ryszarda Szczepańskiego, został wybitnym lekkoatletą. Łukasz Panfil sam jest biegaczem, maratończykiem z całkiem niezłymi wynikami i zyciówką 2.25.43, co znacznie wpływa na treść ksiażki i sposób pisania. Oprócz historii życia, dostajemy też głeboką analizę wyników. Autor z dokładnością typową właśnie dla miłośnika biegów dystansowych, analizuje w jakim czasie pokonywał kilometr w danym momencie sezonu, rozkłada zawody oraz treningi Malinowskiego na czynniki pierwsze. Co więcej, porównuje też jak biegali rywale. Przykładowo dowiadujemy się, że podczas lekkoatletycznych ME w Helsinkach w 1970 roku w trakcie biegu na 5000 metrów – Malinowski pobiegł pierwszy kilometr w 2.45, a ostatni w 2,35 i tak bieg po biegu, sezon po sezonie. Iście benedyktyńska dokladność.
Tytan treningu
Taka dbałośc o podanie szczegółów treningu oraz poszczególnych występów, jest bardzo ważna i zrozumie ją kazdy czytelnik juz w trakcie lektury, gdy tyko dowie się, że Malinowski trenował niesmowicie ciężko. Dzieki dokładnym wynikom widzimy progres jaki dokonywał się sezon po sezonie aż do Olimpijskiego Mistrzostwa. Jeśli do tego dostajemy wypowiedzi rywali i opisy biegów to mamy pełen obraz mistrza. Aby zrozumieć jak tytaniczną pracę wykonywał, dostajemy niezwykły dodatek. Dzienniczek treningowy Malinowskiego z 1980 roku – czyli tego gdy przygotowywał sie do biegu po olimpijskie mistrzostwo. To nie tylko zabytek muzealny, ale dla biegaczy niezykła lekcja poglądowa by zrozumieć jak trenował i ile wysiłku musiał włożyć by dotrzeć na szczyt. Dziś trudno zawodnikom powtórzyć tak trudne i wyczerujące jednostki, więc nie polecam nikomu kopiowania tego planu, bo skończy sie ciężkim przetrenowaniem. Dodatkowo są tam także osobiste zapiski mistrza i jego motto
Trzeba nam zawsze w górę isć,
Choć nieraz nęka życie,
A jeśli w końcu przyjdzie paść,
To zawsze paść na szczycie
Nieznane fakty
Autor dużo miejsca poświęca prywatnemu życiu Bronisława Malinowskiego, pokazując losy nie tylko jego, ale także najbliższej rodziny, przyjaciół i znajomych. Do tego dostajemy mnóstwo ciekowostek z życia, anegdot ale i także rodzinnych dramatów. Przyznam, że wiele faktów zszokowało mnie i zdziwiło, choć wydawało mi się, że życiorys Mistrza Olimpijskiego z Moskwy mam dość dokładnie zgłębiony. Ale przykładowo skąd miałbym wiedziec, że Malinowski był ojcem chrzestnym syna WŁadyslawa Komara? Jeśli do tego dodamy dużo zdjęć z prywatnych archiwów to mamy podaną wspaniałą podróż do świata lekkiej altetyki lat 70-tych i 80-tych. Z drobnymi szczegółami przeanalizowany jest też tragiczny wypadek na moście w Grudziądzu.
Książka “Przeszkodowiec” powinna zainteresować każdego czytelnika ze względu na niesamowiecie ciekawą postać głównego bohatera, ale dużo więcej wyniosą z niej miłośnicy biegania. Zagłebiając się w lekturę będą mogli poczuć wysiłek Bronka na własnych plecach.