Po co biegać boso? Dobre pytanie, ale można by je odwrócić i zapytać: po co biegać w butach? Buty stricte biegowe są wynalazkiem stosunkowo nowym, a na rynku polskim obecnym od zaledwie kilku, może kilkunastu lat, a jednak już tak mocno zagnieździły się w naszej świadomości, że stały się nieodłącznym atrybutem biegacza.
Nikt, chociaż może w kontekście rosnącego zainteresowania bieganiem naturalnym należałoby powiedzieć prawie nikt, dzisiaj nie kwestionuje zasadności biegania w butach. Zapytam więc, po co biegać w butach? Nasi przodkowie hasali zupełnie boso, a później w wyrobach, które możemy chyba śmiało zaklasyfikowań do nurtu minimalistycznego. Przez wieki nikt nie przejmował się amortyzacją ani wspomaganiem stopy. Tak, wiem – to się nazywa postęp. Jesteśmy cywilizacją zaawansowaną technologicznie i możemy sobie pozwolić na pewne udogodnienia. Problem tylko w tym, że chyba nie zawsze wychodzą nam one na dobre.
Nie będę roztaczał tutaj romantycznych wizji prehistorycznych myśliwych uganiających się godzinami za dziką zwierzyną, który to przykład jakkolwiek pociągający i poruszający wyobraźnię to jednak wielu nie przekonuje. Podam za to przykład o wiele bliższy i namacalny. Można powiedzieć, że przykład z własnego podwórka. Pamiętam, kiedy jako małe dzieci, razem z kolegami bawiliśmy się boso i nikomu nie przeszkadzały kamienie, nierówności, nie martwiliśmy się o kawałki szkła, a o brudnych stopach już nawet nie wspominam. Dzisiaj nie widuję zbyt wielu dzieci, bawiących się boso. Wręcz przeciwnie, słyszę często jak rodzice mówią do swoich pociech „załóż buty”, „załóż papcie”, „nie chodź boso”. Zresztą zaczęło się to jeszcze za moich czasów.
Mój tata z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy jako dzieci biegali w „obuwiu sportowym”, czyli boso. Najczęściej grali boso w nogę (swoją drogą, ciężko jest mi sobie nawet wyobrazić, że dzisiaj na WF-ie uczniowie mogliby grać boso), a największym problemem było wdepnięcie w krowi placek. Ze szczegółami opowiada, jak ciepło rozpływało się między palcami (w imię czego pozbawiamy się tak niesamowitych doznań?). Za to kiedy teraz widzi, jak zakładam sandały do biegania, pyta ironicznie „a to co?”, „w tym idziesz biegać?”
Czy aż tak bardzo się zmieniliśmy od tamtego czasu? Czy w naszym organizmie niepostrzeżenie nastąpiły jakieś zmiany ewolucyjne? A może nadużywanie butów należałoby nazwać chorobą cywilizacyjną? Chorobą, którą pokochaliśmy i od której się uzależniliśmy, a zamiast leczyć jej źródło, tylko maskujemy objawy.
Zresztą w świecie profesjonalnego sportu też możemy znaleźć przykłady bosych biegaczy. Charlie „Doc” Robbins. Zola Budd. Bruce Tulloh. No i oczywiście zwycięzca maratonu na Igrzyskach w 1960 roku, Etiopczyk Abebe Bikila. Mimo wszystkich ich sukcesów, bosonogich zawodowców traktujemy dzisiaj trochę z przymrużeniem oka. Jako swego rodzaju ciekawostkę, dziwaków dodających kolorytu do biegowej codzienności. Widzimy w nich szaleństwo, ale nie metodę.
Lawiruję tutaj i odwracam kota ogonem, unikając odpowiedzi na zasadnicze pytanie – co mi się właściwie w butach do biegania nie podoba? Buty kupujemy w konkretnym celu. Chcemy chronić nasze stopy, chcemy amortyzacji, wspomagania. Tylko czy to jest nam naprawdę potrzebne? Chcemy dbać o wygodę i komfort naszych stóp i nóg, podczas gdy przez stulecia one same świetnie sobie radziły. Nie chodzi mi tutaj już nawet o wyświechtane i górnolotne „bieganie naturalne”, a o używanie naszego aparatu ruchu zgodnie z jego przeznaczeniem. Biegając w „tradycyjnych” butach nie poruszamy się w taki sposób, w jaki zostaliśmy do tego stworzeni. Inaczej pracują i innym obciążeniom poddawane są nasze mięśnie, stawy, ścięgna, co w efekcie kończy się kontuzją. Kontuzją, której źródeł dopatrujemy się w różnych miejscach, ale pamiętajmy, że gwarancja na nasze mięśnie, stawy, ścięgna i kości nie obejmuje uszkodzeń wynikłych z niewłaściwego użytkowania.
Może więc jednak warto wrócić do korzeni, odszukać w sobie prehistorycznego myśliwego walczącego o przetrwanie albo roześmiane dziecko w pstrokatych szortach i poplamionej koszulce? Krok po kroku skasować z pamięci zapisane schematy ruchów, zrobić reset systemu i zacząć nową przygodę z bieganiem. Na luzie. Bez spinania się na wynik. My w końcu nie walczymy o złoto na Igrzyskach.