Kszczot, Lewandowski, Włodarczyk, Majewski oraz niesamowity Oscar Pistorius – to tylko kilka nazwisk spośród elity gwiazd lekkiej atletyki, która przybyła do Warszawy, aby uczcić pamięć naszej zmarłej Mistrzyni Olimpijskiej z Sydnej. Kto nie był, niech żałuje! Mimo niewygodnego terminu jakim jest wtorek o godzinie czternastej, na trybuny Orła przybyło wielu kibiców, a lwią cześć z nich stanowiły grupy młodzieży szkolnej z całej Polski.
I nieważne, że jest to końcówka sezonu letniego, bo nie brakowało dobrych wyników i mocnych wrażeń, które zapewnili nam startujący. Wielu nie wierzyło w to że impreza będzie udana. Jednak zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Najsłabszym punktem imprezy była pogoda, która nie uraczyła nas tego dnia słońcem. Na rzutniach odbywały się widowiskowe konkursy. Kula i młot latały daleko ale i tak najwięcej emocji wzbudzały konkurencje biegowe. Adam Kszczot w prowadzonym biegu starał się zbliżyć do najlepszego w tym sezonie wyniku. Na jedno okrążenie wygrał główny bohater tego mitingu Oscar Pistorius. Wciąż jestem pod wrażeniem jakie wywarł na mnie ten człowiek. To pierwsza niepełnosprawna postać w sporcie, ciesząca się taką sławą i sympatią kibiców z całego świata. Idealnie obrazowało to zachowanie widzów, którzy za wszelką cenę chcieli dostać autograf Oscara.
Pisk fanek, gdy Pistorius podbiegał do trybun na pewno mógłby rywalizować z tym, którym witano Beatlesów. I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę najistotniejsze na tych zawodach jest coś więcej niż tylko zwykła sportowa rywalizacja. Pistorius stał się symbolem. Symbolem walki o swoje marzenia i jest najlepszym przykładem jak walczyć z przeciwnościami losu. Na bok przeszły rozważania na temat tego czy powinien startować z pełnosprawnymi czy też nie. Nie obchodziło nikogo czy jego protezy pomagają czy nie pomagają. Obraz jaki zobaczyłem, zapamiętam do końca moich dni.
Kilkadziesiąt minut po starcie, Pistorius udzielał wywiadów, rozdawał autografy dziesiątkom rozemocjonowanych fanów i bardzo chętnie pozował do zdjęć z kibicami. Ciągle uśmiechnięty. Ze szczerym uśmiechem na twarzy. Miałem wielki zaszczyt zamienić z nim kilka słów. Zapytałem więc co myśli o swoich fanach z Polski, którzy mało brakowało a sforsowaliby barierkę dzielącą trybuny od stadionu.
– Są wspaniali, jestem bardzo szczęśliwy że mogę tu dla nich być – powiedział uśmiechnięty.
Spytałem czy nie zmęczyli go nasi kibice (głównie nastolatki, bo Oscar jest idolem płci pięknej z racji swojej nienagannej aparycji).
– Nie, to dla mnie sama przyjemność. Nie stanowi to dla mnie żadnego problemu.
A spytany o naszą ojczyznę i stolicę stwierdził że:
– Bardzo podoba mi się w Polsce. Warszawa jest świetna! Żałuję że nie mogę zostać dłużej ale jestem pewny, że tutaj wrócę.
Pozostawiłem więc Pistoriusa ze swoimi fanami, bogatszy o spore doświadczenie.Wiem, że zetknąłem się z żywą legendą i osobą, która na stałe zapisała się w kartach historii. Potężna dawka pozytywnej energii. Mam nadzieję że jego postawa będzie miała wpływ na życie wielu niepełnosprawnych, którzy boją się wyjść do społeczeństwa i uczestniczyć w codziennym życiu. Oczywiście nie pomijam naszych reprezentantów, którzy tak jak Anita Włodarczyk, Adam Kszczot, Tomek Majewski, Marcin Lewandowski, Piotr Małachowski oraz reszta startujących dali setki autografów. Taki był cel tych zawodów. Idole dla swoich fanów. A to wszystko aby stworzyć wspaniałą atmosferę, godną sportowego święta dla uczczenia pamięci Kamili Skolimowskiej.