Wrzawa po mistrzostwach świata opadła, to idealny moment aby ponownie wrócić do tych wydarzeń i na chłodno przeanalizować występ naszych reprezentantów. Postanowiliśmy zapytać o zdanie mistrza olimpijskiego w skoku wzwyż Jacka Wszołę, jak on ocenia poczynania biało-czerwonych w Korei. Przy okazji rozmowy zahaczyliśmy również o temat braku naszego reprezentanta w skoku wzwyż na Mistrzostwach Świata…
Mateusz Jasiński: Panie Jacku, jak Pan oceni występ naszych reprezentantów patrząc przez pryzmat całości? Dwa lata po Berlińskich mistrzostwach świata, gdzie zdobyliśmy najwięcej medali w historii, raptem okazuje się, że wyjeżdżamy z jednym krążkiem. Jak to tłumaczyć?
Jacek Wszoła: Tak, ale jeśli chodzi o wykorzystane szanse w Berlinie to mieliśmy 140% normę. Sport jest sportem… Okazuje się, że raz zdarzył się niezwykły cud i teraz jesteśmy jakby troszkę pod kreską, ale blisko średniej – dwa, może trzy medale i byśmy nie płakali. Uważam, że nie ma najmniejszego powodu abyśmy narzekali, dołowali tych, którym się nie powiodło. Pięć czwartym miejsc z szansami na brązowe medale, albo nawet i cenniejsze krążki to nie jest tragedia. Nie ma co zaklinać rzeczywistości i dać szansę tym, którzy rozczarowali, aby mogli w spokoju przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich, bo Igrzyska de facto są nadal priorytetem.
Zmieniając temat… Dlaczego obraz lekkoatletyki w mediach i społeczeństwie wygląda tak kiepsko? Telewizja traktuje Królową Sportu po macoszemu, media kreują sportową rzeczywistość sportami takimi jak piłka nożna czy F1. Jak to zmienić?
Lekkoatletyka nie jest medialna bo tak decydują Ci, którzy chcą pokazywać coś innego. Cała odpowiedzialność w Was dziennikarzach – jeśli chcecie żeby lekkoatletyka była dyscypliną medialną – piszcie o niej jak najwięcej.
No tak, ale wydawałoby się, że polskiej Królowej Sportu brakuje sukcesów, aby stała się dyscypliną oglądaną masowo. Te sukcesy przyszły dwa lata temu, kiedy zdobyliśmy aż osiem krążków, mimo tego sytuacja nie uległa diametralnej zmianie. Lekkoatletyka wciąż jest sportem drugiej kategorii dla mediów, w tym głównie telewizji.
Problem tkwi w dziennikarzach a nie lekkoatletach, czy samej lekkoatletyce. Zagranicą sytuacja ma się zupełnie inaczej. Dlaczego tak się dzieje? To bardzo złożony problem.
Niegdyś mieliśmy wspaniałe sukcesy czy to Pana, czy Artura Partyki, polski skok wzwyż przeżywał okresy suszy niejednokrotnie, ale aż tak źle nie było dawno. W Daegu nie zobaczyliśmy żadnego naszego skoczka. A przecież jeszcze kilka sezonów temu mówiło się o złotym pokoleniu skoczków – Waleriańczyk, Bednarek…
To wszystko się dzieje falami, często wielkie sukcesy, a takie w przeciągu 30-40 lat niewątpliwie mieliśmy, powinny być w jakiś sposób wykorzystywane. Jeżeli się tego nie robi świeżo po sukcesie, to ciężko później jest zasypać dziurę, która zostaje po odejściu najlepszych. Ja miałem szczęście, ze zaraz po mnie, a nawet jeszcze na zakładkę, Artur Patryka zaczął brylować na arenie międzynarodowej w moim przedostatnim sezonie startów.
Obecnie nie ma tej klasy zawodnika o czym świadczy brak sukcesów na arenie międzynarodowej wyjąwszy niespodziankę, do której doszedł tylnymi drzwiami Sylwester Bednarek. On sam się nie spodziewał takiego sukcesu, bo przecież do finału dostał się z ostatnim wynikiem eliminacji, zresztą podobnie Jak Paweł Wojciechowski, któremu 5.50m i ostatnie miejsce w eliminacjach dały punkt wyjścia do skakania w finale. Tak to już jest, że po tak ciężkim stresie przychodzi odprężenie i maksymalna koncentracja następnego, lub dwa dni później.
Po Partyce była luka, którą szczęśliwie zasypał Sylwek. Mówiąc o niewykorzystanej szansie, mam na myśli promocję, gdzie można bardzo łatwo namówić dzieciaki, żeby się zajęły tą konkretną dyscypliną albo tą konkretną konkurencją w ramach tej dyscypliny. O sukcesie dużo się pisze, dużo się słyszy… jeśli tego nie wykorzystujemy to nasze sukcesy są przypadkowe. Brak tutaj jakiegokolwiek planu działania.