Przygodę z bieganiem rozpoczełam słysząc o biegu Rzeźnika. Zdecydowałam, ze wezmę w nim udział. Od tamtej pory trenowałam codziennie. 3 razy w tygodniu bieg 10-20km. Dwa, trzy razy rower 30-60km, dwa, trzy razy pływanie 45-60min. Nierzadko były to dwa, nawet trzy treningi dzienie. Sporo chodziłam też po górach. Zaczęłam startować i od razu udało się wskoczyć na ‘pudło’ (bieg gorski na 36km w Krynicy, triathlon w Sandomierzu). W międzyczasie weszłam też na swój pierwszy siedmiotysięcznik (Muztagata). Czułam sie wspaniale, przynajmniej tak mi sie wydawalo, a przygotowania do Rzeźnika szły świetnie.
Któregoś dnia, na kolejnym treningu z rzędu, moje kolano nie udźwignęło ciała i wygięło się w sposób, w który wygiąć się nie powinno. Zerwane więzadło krzyżowe, naderwane boczne, pęknięta łąkotka. I już…
Dziś, już dawno po tym wydarzeniu, chcę Wam opowiedzieć o moich osobistych doświadczeniach z rehabilitacją i powrotem do treningów biegowych, górskich i innych. Jest to także moja propozycja, jak podejść do sprawy w zasadzie każdej kontuzji, która staje pomiędzy nami a ukochanym sportem. Zaczęłam od decyzji: zrobię wszystko, żeby znów biegać, bo bez tego nie jestem sobą…
Styczeń
Ortopeda, patrząc na wyniki rezonansu, nie pozostawił mi złudzeń. Jeśli zamierzam kontynuować uprawianie sportu, konieczna będzie rekonstrukcja więzadła. Od fizjoterapeuty wykuśtykałam o kulach, ze stabilizatorem i nazwiskiem chirurga. „Przepisał mi” także pływanie z deską między nogami oraz delikatny rowerek bez obciążenia. Miałam cztery tygodnie, aby przekształcić kolano z opuchnietej bani w staw gotowy do operacji. Oznaczało to oprócz delikatnego ruchu jak wyżej, przykładanie lodu 3 razy dziennie i branie środków przeciwzapalnych.
Kolejne postanowienie: zoperuję kolano i będę się rehabilitować u ludzi zajmujących sie sportowcami. Jeśli bieganie wpływa na jakość twojego życia i uprawiasz je regularnie, to jesteś sportowcem. Amatorskim, ale sportowcem. Chciałam, żeby leczyli mnie ludzie, ktorzy rozumieją, jak funkcjonuję. Oprócz zaleceń fizjoterapeuty codziennie ćwiczyłam tez brzuch i plecy.
Luty
Operacja trwała 45 minut i po niespełna 20 godzinach spędzonych w szpitalu stanęłam na chodniku obandażowana i zmotywowana do natychmiastowego polepszenia swojego stanu. Nowe więzadło krzyżowe to zwinięte i przeszczepione włókna z ‘ogolonego’ ścięgna w udzie tej samej nogi. To właśnie to okaleczone ścięgno da mi się jeszcze nie raz we znaki bardziej niz kolano. Boczne więzadło regeneruje się na szczęście bez interwencji chirurgicznych.
Nie poddam się.
W szpitalu dostałam kilka ćwiczeń na początek i skierowanie na dalszą rehabilitację, na której stawiam się po dwóch dniach od operacji. Słyszę: „chodzić”. Przy zszytej łąkotce nie było mowy o obciążaniu nogi normalnym chodzeniem. Stworzyłam więc dla siebie nowy sport. Kulanie miejskie. Codziennie do pracy i z pracy chodziłam o kulach 6km. Do biura z resztą wróciłam po tygodniu od operacji. Nie było powodu, aby „gnić” dłużej w domu.
Dla sportowca chodzenie o kulach to doświadczenie uczące pokory (wszyscy Cię wyprzedzają, nawet starsze panie z wózeczkami), ale i tak rejestrowałam ‘treningi’ na Sports-Trackerze. Kwestia motywacji. Rehabilitacja w domu ograniczała się do ruszania stopą, masaży, dotykania skóry w celu zmniejszenia nadwrażliwosci. Nadal intensywnie centrum. No i lód oczywiście, bo opuchlizna utrzyma się jeszcze przez wiele miesięcy.
Marzec
Wracam na basen! Po zdjęciu szwów znów dostaję zielone światło na pływanie z deską między nogami. Minęło 4 tygodnie od operacji, a kolano nie zgina sie wystarczająco, aby wsiąść na rower. Widzę wszystkie gwiazdy, kiedy ortopeda na wizycie kontrolnej zgina mi je na siłę. Nie cacka sie facet… Gdybym była psem, a on weterynarzem, ugryzłabym go tamtego dnia. Fakt jest jednak faktem. Pod koniec marca wsiadam na rower! Fizjoterapeuta radzi rowerek stacjonarny, ale pogoda jest taka piękna… Codziennie więc chodzę na basen, jeżdzę na rowerze lub kulam. Po mieście i po lesie, robią mi się odciski na dłoniach i mięśnie na ramionach. To dla mnie zastępnik biegania. Co tydzień na fizjoterapii pracujemy nad wyprostem nogi i aktualizujemy zestaw ćwiczeń. Wyprostowanie nogi po rekonstrukcji to sprawa równie ważna, co jej zgięcie. Muszę także pamiętać, że 6 tygodni po operacji to taki moment, kiedy przeszczepione więzadło zaczyna się przyjmować i „kiełkują” w nim naczynia krwionośne. To je osłabia. Trzeba więc bardziej uważać z ruchami skrętnymi. Mogę za to powoli obciążać łąkotkę. Ćwiczę przestępowanie z nogi na nogę.
Kwiecień
Zaczynam na basenie używać nóg. Rozpoczynam na poważnie pracę nad przywróceniem mięśni i ta praca nigdy się już nie skończy. Czworogłowy w zasadzie nie istnieje. Chirurg wypowiada sie na temat stabilizatora: nie chcę cię w tym żelastwie widzieć! Przejmował on rolę mięśni i tym samym pogłębiał ich zanik nawet po operacji. Poszkodowana noga jest duuużo szczuplejsza niz lewa. Praca rehabilitacyjna polega na ćwiczeniach na jednej nodze, lekkich przysiadach w różnych pozycjach ciała. Pilnujemy pozycji kolana nad stopą. Równowaga na prawej nodze nieistniejąca! Wszystkiego muszę uczyć się od nowa. W nieskończoność przesuwam palcami zdrowej nogi woreczki z piaskiem po podłodze, próbując ustać na operowanej kończynie. Budzimy też do życia pośladki, które postanowiły, że już nie są potrzebne. Ćwiczenia z taśmą wchodzą na scenę. U fizjoterapeuty jestem co dwa tygodnie. Chwali, gani, daje nowe ćwiczenia, a przede wszystkim odpowiada na pytanie o bieganie: jeszcze nie, cierpliwości, jeszcze trochę.
Maj
Rehabilitacja zajmuje mi godzinę dziennie, ale nie odpuszczam. Nie ma dni restowych. Nagradzam sie pływaniem i jazdą na rowerze. Odkładam kule. Zaczęłam sie bać tłumu (w pociągu czy autobusie). Jeśli ktoś mnie popchnie i za bardzo obciążę nogę… Zauważam, że zdrowa noga pracuje ciężej kompensując ten strach. Teraz zamiast odciążać chorą nogę muszę świadomie się na niej opierać.
Czerwiec
Bieg Rzeźnika co prawda przebiega mi koło nosa… ale wchodzę na królową gór, jak szumnie nazwali ją sobie Szwajcarzy. Rigi jest tak naprawdę niewielka i można na nią wjechać tramwajem. Za koronę ma maszt telewizyjny, ale ja jestem w euforii! 1300m w pionie, 10km trekkingu i piękne widoki. Zaczynam wreszcie oddychać! W dół jednak korzystam z transportu, bo łąkotka, sami wiecie…
Rehabilitacja to już teraz przede wszystkim ćwiczenia siłowe. Piętnaście rodzajów przysiadów plus wachlarz ekwilibrystyczny służący poprawie równowagi. Reszta bez zmian, tyle, że więcej, więcej, więcej!
Lipiec
„Fizjo” każe mi przynieść buty do biegania. Zaprasza na bieżnię antygrawitacyjną. Werdykt jest klarowny. Albo schudnę 20 kg, albo wzmocnię nogę. Schudnąć za bardzo nie mam z czego, więc pozostaje siłownia. Ale mogę zacząć biegać! Alleluja!!!! Po 5 miesiącach od operacji.
Odtąd co drugi dzień uprawiam biegomarsze, rozpiskę przygotowuje mi zaprzyjaźniony trener, stopniowo zwiększając ilość biegu w stosunku do marszu oraz dlugość treningu. Pierwszy trwał 10 minut. Odkładam środki przeciwzapalne, które brałam w miarę regularnie do tej pory i „słucham” kolana. Jest zadowolone, tylko czasem „gęstnieje” odrobinę. Opuchlizna nie pozwala mi uzyskać pełnego zakresu ruchu w stawie i tak naprawdę uda mi się to dopiero w rok po operacji. Skóra jest wrażliwa, a w niektórych miejscach do dziś mam ograniczone czucie. To skutek przerwania nerwów.
Sierpień
Wracam do biegania dystansów sprzed wypadku. Pod koniec miesiąca startuję w sprincie triathlonowym i zajmuję 2 miejsce w swojej kategorii wiekowej. W czerwcu kolejnego roku biegnę wreszcie Rzeźnika! Zajmujemy z partnerem 8 miejsce wśród par mieszanych. Kolano spisuje sie fantastycznie i pozwala mi wyprzedzać rywali także na zbiegach. Myślałam wtedy o mądrych ludziach, którzy mi pomogli przejść przez rehabilitację. W sierpniu, już rozpędem, udaje się ukończyć Tatramana. Po 2km plywania i 95km na rowerze, 21km biegiem pod górę na Kasprowy jest nie lada wyzwaniem.
Epilog
Mogłam tego wszystkiego uniknąć. Moje zerwane więzadło to wynik przetrenowania i ogólnego zmęczenia. Poza tym kompletnie zignorowałam wagę ćwiczeń siłowych, które pomagają ciału udźwignąć intensywne treningi biegowe. Mięśnie były po prostu za słabe na obciążenia, którym je poddawałam.
Co zrobiłam dobrze, skoro już się stało… Zaangażowałam w swoją rehabilitację ludzi, ktorzy znali sie na rzeczy. Fizjoterapeutę, chirurga ortopedę i trenera. Robiłam to, co mi mówili (no prawie) i nie odpuszczałam. Rehabilitacja to przeciwieństwo odpoczynku. To ciężka i mozolna codzienna praca, trwająca czasami miesiącami, jak moja.
Jestem teraz trochę mądrzejsza… Moje ciało pokazało, że jest partnerem, którego należy szanować. Siła umysłu, z której płynie motywacja jest niezmierzona, ciało ma swoje ograniczenia jak każda materia. I tak jak w górach najsłabszego stawia sie na czele, aby nadawał tempo, tak każdy z nas powinien nauczyć się rozpoznawać swoje granice. Wtedy można je przesuwać w sposób świadomy i bezpieczny.
Madry Polak po szkodzie…
Bardzo fajny artykuł, który daje światełko w tunelu tym, którzy aktualnie przez ten disaster przechodzą. Ja jestem 10 lat po rekonstrukcji w lewym kolanie i 4 miesiące po rekonstrukcji w prawym (już zapomniałem jak to było) i z tego artykułu na nowo przypomniałem sobie jak ta ścieżka powrotu do sportu wygląda… BTW. Za miesiąc (czyli 5 miesięcy od operacji) będą chodzić dosyć intensywnie po naszych Tatrach (w planach różne szczyty + orla) i cały czas się zastanawiam nad tym czy kolano da radę. Tym bardziej, że mimo wszystko podczas ruchu kolano jest jakby inne, zastałe i czuję może nie ból ale dyskomfort względem zdrowego… wszystkiego dobrego!