Tym razem poddaliśmy testom “zbroję” od Compressport. Świetna nie tylko wizualnie, ale i technicznie Compressport Hurricane Wind Storm – w zasadzie nie wiem czy to łabędzie piórko czy kurtka. Niezwykle lekka wiatrówka. Wrzucam ją na wagę kuchenną, aby sprawdzić czy zapewnienia producenta się zgadzają – ma być 110g! U mnie waga za 20zł pokazuje 109g – wybaczam jej.
Zakładam i staję przed ogromnym lustrem, które wyszczupla, upiększa i jeszcze mówi do Ciebie, że dobrze wyglądasz. Przeglądam się z boku, z tyłu. Naprawdę wyglądam dobrze! Ciut bym twarz wyklepał, ale nie jest najgorzej. Nie możemy narzekać na to, co dał nam los. W końcu jest to test sprzętu a nie „biuti podrasowanie twarzy”.
Tak czy siak, w kurtce czuję się piękniejszy – jakkolwiek to zabrzmi, ale lubię nosić ładne, sportowe „stafy” – widzicie? Po samej gadce mógłbym brać udział w „Tap Madel”.
U mnie sprzęt leży tylko wtedy, kiedy wypoczywam. Założyłem więc “klepacze kilometrów” i poleciałem w teren na tzw. przebieg terytorium. Wieje, że może głowę urwać z korzeniami. Jednak wiatr był mi niestraszny, choć z reguły odcinek na polach przezywam w niebogłosy.
Minęło jedno wybieganie, drugie, trzecie, kolejne, była szosa, był las był i rower przełajowy… Wystarczająco dużo treningowych przygód aby podsumować Compressport Hurricane Wind Storm.
Jak widzicie, testowałem kurtkę w kolorze białym (choć czasami myślę, ze bliżej mu do perłowego). Producent oferuje dwa kolory do wyboru jak Yin i Yang – czarny i biały.
Zamek w tej kurtce nie jest symetryczny, dodatkowo obszyty czerwoną tasiemką. Górna część suwaka zabezpieczona materiałem. Zamek schodzi lekko w lewą stronę, nie ujmuje to jednak kurtce komfortu, a wizualnie na pewno mocno punktuje – coś dla sympatyków nie tylko wygody, ale i oryginalnej stylistyki. Na początku myślałem, że będzie mi takie rozwiązanie przeszkadzać, że stójka pod szyją będzie miotana podczas biegu na prawo i lewo, co niewątpliwie spowodowałoby u mnie białą gorączkę. Myliłem się, w ogóle tego nie odczułem. Jest komfortowo. Rzekłbym nawet, że jest to wygodne – bo nie “kaleczy” brody, co nierzadko się zdarza w innych kurtkach z symetrycznym zapięciem i wysoką stójką kołnierza.
Skuteczna ochrona przed wiatrem
Sam nigdy nie używam kaptura w kurtkach biegowych, bo mam wrażenie, że wyglądam wtedy jak wyżymany mumin. Ale czego się nie robi dla testów, dla Was – tak, zrobię to i wstawię foto – możecie się śmiać, pozwalam, ja się z tym nie kryje, że kaptury nie dla mnie. Cóż, nie ma co ukrywać, że jest bardzo funkcjonalnie. Znajdziemy na nim dwa ściągacze i mały daszek. Dzięki temu możemy dopasować go tak jak chcemy – daszek uchroni przed wiatrem, a oczy także przed lekkim deszczykiem (deszcz po czole nie będzie spływał wprost do oczu). Kurtka zdecydowanie spełnia swoją role, tu technicznie dograny jest każdy szczegół.
Czerwone emblematy Compressport, na przedzie z odblaskiem niczym herb na sercu, całość bardzo fajnie się komponuje. Kolejne dwa: z tyłu na kapturze i na kieszeni, na plecach. Bardzo przyjemny w odbiorze efekt.
Rękawy są świetnie „skrojone,” zakończone czerwonym, elastycznym ściągaczem z otworami na kciuki. Do tego dochodzi na prawym rękawie biały napis Compressport. Niby nic, ale piękno tkwi w szczegółach – lubię to.
Technicznie idealna – plus dla miłośników komfortu i estetyki
Majstersztyk na plecach. Tam znajdziemy rozciągliwy materiał przypominający wentylację w koszulkach termoaktywnych. Jednak ten jest bardziej elastyczny, z większymi otworami wentylacyjnymi (szczególnie po rozciągnięciu). Dzięki temu możemy kurtkę nałożyć np. na plecak! Rewelka. Również z tyłu znajdziemy kieszeń na rzep z odblaskowym napisem “athlete”, do której możemy schować żele czy inne przedmioty. Oraz spakować… naszą kurtkę. Tak to jest to! Znane juz na rynku i cenione rozwiązane, zwłaszcza wśród biegaczy długodystansowych i ultrasów, którzy nie wybierają się na trening bez dodatkowego ewkipunku w postaci begowego plecaka. Mądre, przydatne – po prostu funkcjonalne.
Jak dlla mnie, materiał na plecach – istny wypas. Gdy biegam to na „garbie” robi mi się druga Wisła. Pocę się jak „bober” przy wycince drzew. A w tym osprzęcie plecy nie „roszą się”. Nie muszę przepuszczać koszulki przez maglownicę.
Na samym dole znajdziemy elastyczny ściągacz – taki sam jak w kapturze. Więc można sobie docisnąć lub poluzować, jak kto lubi. Szwy są bardzo starannie wykonane. Zero odstających nitek, bardzo dobrze zabezpieczone. Jak z bieganiem w deszczu? Poza plecami reszta sprawuje się jak typowy „ortalion” do biegania. Testowo wylałem na niego szklankę wody i… woda stała, po czym bardzo powoli przesiąkała. Aby to się stało, musiałem zrobić zagłębienie. Z kolei materiał na plecach nie stanowi żadnej przeszkody dla deszczu. Pamiętajmy jednak, że jest to kurtka na wiatr, a nie do orki w ulewie.
Hurricane wykonana jest w technologii Bacteriostatic, co oznacza tyle, że materiał zapobiega a w zasadzie ogranicza namnażanie się bakterii. Na rozum chłopka – pot jest niesamowitą pożywka dla bakterii, dzięki zastosowaniu tej technologii bakterie nie będą się namnażać w tempie, w jakim mają w zwyczaju, co spowoduje, że kurtka będzie przez dłuży okres pachniała świeżością, a nie „prażonym słonecznikiem spod pach”.
Główny materiał Hurricane Wind Storm stanowi poliester, wstawki składają się z: polipropylenu (66%), poliamidu (27%), elastanu (8%), a siateczka w kieszonki z: poliamidu (75%) i elastanu (25%).
Bieganie podczas jesieni nie rozpieszcza – błoto dobrze schodzi z kurtki. Ze względu, że jest biała, nie odważyłem się zostawić jej do zaschnięcia błota i odczekania tygodnia. Działam z myciem zaraz po treningu, jeżeli tego wymaga sytuacja.
Fajne jest to, że krój jest może nie “slimowaty”, ale dopasowany – nie przylega i nie odstaje jak worek kartofli. Ma to ogromne znaczenie, gdy przepychamy się z wiatrem. Producent określił go mianem Ergo Shape – dla mnie po prostu dobry krój.
Materiał kurtki Compressport Hurricane Wind Storm jest cieniutki i prześwitujący co nie przeszkadza mu wzorowo spełniać swojej funkcji – chronić od wiatru. Nie będę pisał, że polecam, że bez tego żyć się nie da itd. Napiszę ciut inaczej – ja w tym biegałem, biegam i jeszcze nie raz pobiegam.