Nowożytne Igrzyska Olimpijskie w swojej ponad stuletniej historii, nie zawsze były uosobieniem szlachetnego współzawodnictwa i nośnikiem idei ojca Igrzysk, barona Pierre de Coubertin’a. Dla ojca nowożytnego ruchu olimpijskiego, sport miał być metodą wychowania człowieka w duchu pokoju. Niestety zdarzało się odwrotnie, a szlachetne idee niejednokrotnie były szargane przez politycznych tyranów.
W 1936 roku rozegrano jedenaste Igrzyska Olimpijskie w Berlinie, które mocno odcisnęły swoje piętno na kartach światowego sportu. Doszło bowiem do symbolicznych wydarzeń, które w dalszej perspektywie okazały się być przełomowe.
Na trzy lata przed rozpoczęciem II wojny światowej, berlińskie Igrzyska były dla Hitlera idealnym miejscem do ukazania wyższości rasy aryjskiej. Ku złości gospodarza zawodów – Fuhrera, amerykański czarnoskóry biegacz Jessie Owens, w czasie dojrzewającego nazizmu zdobywa cztery złote medale, stając się pierwszym w historii sportowcem, który zgarnął taką ilość złotych krążków na jednych Igrzyskach. Jednak tak naprawdę to nie ilość krążków zadecydowała o tym, że dzisiejszy świat patrzy na Owensa przez pryzmat symbolu i bohatera.
Swoje pierwsze złoto Jessie zdobył na dystansie 100m pokonując m.in „aryjskich” konkurentów. Hitler zaskoczony takim obrotem sytuacji wpadł w furię. Był tak wściekły, że opuścił arenę, nie uścisnąwszy ręki zwycięzcy, mimo iż wcześniej zawsze tak robił. Zaraz po tym wydarzeniu, Jesse Owens stał się symbolem, a hitlerowski kult wygrywającej rasy „aryjskiej” został zmieciony z powierzchni ziemi. Hitler poniósł klęskę nie tylko moralną…
Owens w Berlinie był bezkonkurencyjny na dystansie 100 i 200 metrów. Nie dał szans rywalom również w skoku w dal. Wisienką na torcie było jego czwarte złoto, zdobyte w sztafecie 4 x 100m. Na rok przed igrzyskami zapisał się w historii sportu wyjątkowym dokonaniem, znanym jako “day of days” – w 45 minut pobił sześć rekordów świata. W Berlinie w ciągu tygodnia (2-9 sierpnia 1936 r.) stawał na starcie 10 razy, poczynając od eliminacji.
Istnieje też druga wersja tej historii. Siegfried Mischner, 83-letni dziś były niemiecki reporter sportowy twierdzi, iż fuhrer rzeczywiście wyszedł ze stadionu, przedtem jednak pogratulował na uboczu afroamerykańskiemu tryumfatorowi.
Amerykański sportowiec uważał ponoć, że media niesprawiedliwie potraktowały niemieckiego przywódcę i w latach 60. próbował nakłonić dziennikarzy do skorygowania opisu tamtego wydarzenia. Mischner twierdzi, że Owens pokazał mu zdjęcie, które przedstawiało Hitlera ściskającego dłoń zwycięskiego atlety. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu — miał powiedzieć czterokrotny złoty medalista z Berlina. Na spotkaniu tym byli obecni również inni niemieccy żurnaliści i razem podjęli decyzję o nieinformowaniu o niezwykłej fotografii.
Owens był rozczarowany, potrząsnął głową z dezaprobatą. Prasa była wówczas bardzo posłuszna, nie jest to żadne usprawiedliwienie, ale nikt nie chciał być tym, który przedstawi Hitlera w korzystnym świetle. Wszyscy moi koledzy już nie żyją, podobnie jak Owens. Pomyślałem, że to ostatnia okazja, by naprostować tę sprawę. Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się teraz to zdjęcie ani czy w ogóle jeszcze istnieje. – opowiada Mischner.
Niezależnie od tego, która historia jest autentyczna, zwycięstwo Owensa było nie tylko osiągnięciem sportowym – był to cios wymierzony w ignorancję i barbarzyństwo.
Cześć jego pamięci.