PN – Czytelnicy chcieliby się dowiedzieć czegoś o nadchodzących planach. Planach związanych z MŚ w Moskwie – jak wyglądały przygotowania do nich do tego momentu?
IL – Mistrzostwa Świata figurowały w moim kalendarzu startowym do momentu operacji. Dużo kosztowały mnie przygotowania do maratonu we Frankfurcie, gdzie uzyskałam minimum PZLA na MŚ. Już wtedy miałam problemy z kolanem, które w pierwotnej wersji miało zostać wyleczone fizjoterapią. Byłam w stanie normalnie trenować na obozie w Portugalii. Niestety po 3 tygodniach treningu komplikacje wróciły. Wtedy już nie było odwrotu – decyzja: artroskopia. Niestety bardzo długo czekałam na samą operację, a i powrót do biegania, wbrew zapewnieniom lekarzy, był znacznie dłuższy (dwa miesiące zamiast dwóch tygodni). Musiałam się z tym pogodzić i walczyć by jak najszybciej wrócić na swój sportowy poziom. Planów startowych nie mam sprecyzowanych. Optymalnie będzie, jeśli uda mi się przygotować na lipcowe zawody (Mistrzostwa Polski Seniorów w Toruniu, Mistrzostwa Polski Seniorów w biegu na 10 000 m w Inowrocławiu). Natomiast na jesieni mam w planach pobiegnięcie mocnego maratonu. W tym momencie najważniejsze są dla mnie przyszłoroczne Mistrzostwa Europy i to właśnie przygotowaniom do nich poświęcona jest cała polityka treningowo-startowa.
PN – Jaki jest plan przygotowań na te ostatnie tygodnie?
IL – Dla mnie te ostatnie tygodnie są de facto pierwszymi. W tym momencie nadrabiam braki z zimowego okresu przygotowawczego. Mimo takich zaległości treningowych z nadzieją patrzę jednak na dopiero co rozpoczęty sezon startowy.
PN – Jak doszło do kontuzji, że wymagana była artroskopia kolana?
IL – Kontuzji kolana nabawiłam się na szkoleniu wojskowym. Bardzo ciężko było pogodzić służbę i profesjonalny trening. Było to wręcz niemożliwe. Mimo, że Trener zupełnie odpuszczał mi mocne bieganie to i tak, z dnia na dzień, mój organizm opadał z sił. Niestety nie mogłam pozwolić sobie na absencję na treningach, gdyż musiałam przygotować się do Wojskowych Mistrzostw Europy w Paryżu, gdzie udało mi się zdobyć dwa złote medale: indywidualnie i drużynowo, okraszając je rekordem Polski na 20 km. Druga kwestia to zdobycie minimum w maratonie na MŚ i chęć zrehabilitowania się po braku uzyskania kwalifikacji na IO w Londynie. Zatem już startując na 10 km na Biegnij Warszawo i na 20 km na WME miałam kłopoty z wykonaniem wszystkich treningów. Celem było dociągnąć do startu w maratonie we Frankfurcie. Pobiegłam tam na oparach, a i tak udało się poprawić rekord życiowy. Później już tylko odpoczynek, diagnoza, operacja i leczenie.
PN – Jak wyglądała rekonwalescensja, fizjoterapia, jakie zabiegi i metody (np. krioterapia?) Pani przechodziła, aby proces dochodzenia do formy maksymalnie przyśpieszyć?
IL – Pierwsze cztery dni po operacji spędziłam w szpitalu z drenem w kolanie. Już drugiego dnia po operacji zaczęłam ćwiczyć na szynie, sama chodziłam i udało mi się zgiąć trochę nogę w kolanie. Tydzień później wyjechałam na rehabilitację do COS w Spale, gdzie przez dwa tygodnie korzystałam z zabiegów fizjoterapii (magnetronik, laser, krioterapia, elektrostymulacja) oraz ćwiczyłam z rehabilitantem. Z dnia na dzień widać było wyraźną poprawę – kolano wracało do sprawności. Jednak nie tak szybko jak w pierwotnej wersji oceniali lekarze. Później kontynuowałam rehabilitację w Warszawie. Mijały tygodnie a ja nadal nie mogłam biegać. Miałam trzy razy ściągany płyn po zabiegu i dodatkowo rozrywane blizny „na żywca”. Jak okazało się to nie była błahostka, po której dwa tygodnie później zacznę truchtać. Okres rekonwalescencji wydłużył się do ponad 2 miesięcy. W tym okresie wykonywałam wiele treningów stabilizacyjnych, na siłowni i basenie. Kolano mi puchło, a ja nie wiedziałam dlaczego. Mimo teoretycznie najlepszej opieki, niezliczonych wydatków, medykamentów, zabiegów, nie tylko nie było widocznej poprawy, ale i nastąpiło wręcz pogorszenie. Wzięłam się jednak w garść i zaczęłam szukać niezależnych opinii lekarskich. Wyjazdy, telefony, wizyty, badania, ćwiczenia – wszystko by wrócić do pełnej sprawności. Na szczęście większość opinii była zgodna – to komplikacja pooperacyjna, na którą nie mam wpływu, ani nikt inny. Po prostu musi samo przejść. Mimo bólu, zacisnęłam zęby i postanowiłam przebiegać kontuzję. Zaczęłam od marszobiegów na bieżni mechanicznej. Teoretycznie nie mogłam już pogorszyć sprawy, a jednak wieczorami nie mogłam zgiąć nogi. Z każdym dniem jednak biegałam coraz więcej – czy to na basenie, czy siłowni, aż w końcu zaryzykowałam trucht po boisku. I tak dzień po dniu wracam do pełnej sprawności. W każdym razie na pewno nie zawieszam butów na wieszaku.
PN – Jak Pani ocenia swój obecny poziom, czy nie ma już śladu, forma odzyskana?
IL – Ciężko jest ocenić poziom nie startując nigdzie na zawodach. Tylko wyniki uzyskiwane na mecie są miarą naszego poziomu sportowego. Myślę, że szybko wracam do dyspozycji. Porządnie przetrenowałam trzytygodniowy obóz wysokogórski w Font Romeu. Uważam, że tamtejszy klimat znacznie przyspieszył mój powrót do szybszego biegania. W niedzielę wystartuję w biegu na 10 km w Krakowie. Traktuję go jednak raczej jako mocny trening. Będziemy po nim z Trenerem wiedzieć, na czym stoimy. A potem będzie… poniedziałek, czyli początek kolejnego tygodnia treningowego.
PN – Serdecznie dziękujemy za wyczerpujące odpowiedzi i życzymy samych sukcesów!