Z żywieniem jest dokładnie tak samo jak ze światem mody. Trendy dietetyczne pojawiają się, przemijają i czasami niespodziewanie wracają. Dynamika docierających do nas informacji ze świata diet jest na tyle spora, że czasami trudno jest za tym wszystkim nadążyć. Co więcej na ten sam temat pojawia się wiele informacji sprzecznych zatem osobie bez ugruntowanej wiedzy ciężko jest odróżnić, co tak naprawdę jest dobre, a co złe. Musimy brać pod uwagę również fakt, że ciekawostki dietetyczne dochodzą do nas ze sporym opóźnieniem i tym samym niekoniecznie muszą być fantastycznym odkryciem, ponieważ często zdąrzą się już odbić echem, po skonfrontowaniu informacji wejściowych z przeprowadzonymi badaniami medycznymi lub kometarzami eksperckimi. Panuje spory bałagan, ale nie martwiłabym się, że nadal jesteśmy trochę w tyle – to opóźnienie w przepływie informacji jak widać może być nawet bardzo dobre.
Początek artylułu może budzić różne emocje, ale z punktu widzenia dietetyka myślę, że w ostatnim czasie można zaobserwować właściwą tendencje jeśli chodzi o poprawę ogólnej świadomości żywieniowej. Ludzie nie będący specjalistami zaczeli mieć w sobie ciekawość i poszukują informacji dotyczących np. wartości odżywczych produktów, zdrowych diet czy fit przepisów oraz coraz częściej samodzielnie przygotowywują posiłki lub korzystają z usług cateringu dietetycznego. Co najważniejsze nie sięgają już bez zastanowienia po alternatywne systemy żywieniowe oraz korzystają z dostępnych źródeł wiedzy. Oczywiście internet tutaj króluje i tym samym zachęcam żeby za każdym razem weryfikować rodzaj informacji jakie chłoniemy, ale nadal ważne jest to, że można mieć wszystko co chcemy wiedzieć w zasięgu ręki i samodzielnie decydować skąd taką wiedzę czerpiemy.
Nie znam osoby z doświadczeniem redukcyjnym, która nie przerabiała diety wysokobiałkowej, która w dłuższym okresie stosowania może odbić się negatywnie na zdrowiu. Myślę jednak, że „czas Dukana” bezpowrotnie minął i gdyby powtórzyć taki sam zabieg i wydać jego publikacje zamiast w 2009 r. w aktualnej rzeczywistości żywieniowej, to nie spotkałaby się ona z tak sporym entuzjazmem i po prostu zostałaby szybko zbojkotowana i to nie tylko przez środowisko eksperckie. Niechętnie sięgają już Państwo po cudowne odkrycia, coraz mniej lubicie drogę na skróty, zdajecie sobie sprawę, że zdrowie jest wartością najważniejszą – nic za wszelką cenę. W decyzjach żywieniowych obserwuję więcej rozsądku, ale co równie ważne i więcej cierpliwości. W cenie jest specjalista dietetyk z ugruntowaną wiedzą, który na podstawie obszernego wywiadu żywieniowego i indywidualnego podejścia rozpisze dietę pod wskazania, oczekiwania oraz możliwości i będzie monitorował cały proces dietoterapii.
Patrząc przez pryzmat histori – była dieta niskotłuszczowa, potem wysokotłuszczowy Atkins (polska odmiana diety Kwaśniewskiego), wysokobiałkowy Dukan, Motignac, dieta South Beach, popularyzacja diet redukcyjnych w oparciu o równoległą suplementacje i koktajle białkowe jako zamienniki posiłków, po drodze rozmaite wskazówki i zalecenia takie jak np. niełączenie białek z węglowodanami, wykluczenie pieczywa w diecie oraz diety monoskładnikowe. W ostatnim czasie sporo się działo wokół Diety Paleo, Samuraja oraz popularyzacji diety bezglutenowej oraz bezlaktozowej bez wskazań… z pewnością o wielu systemach nie wpomniałam, bo nie sposób jest je wszystkie wymienić. Co nas zatem czeka nas w 2017?
Wszystko wskauje na to, że ogromnej rewolucji żywieniowej w 2017 roku nie będzie. Przewiduję, że dotrą do nas nowe superfoods’y, które zmiotą nasiona chia, korzeń maca, spirulinę i chlorelle. Będą to najprawdopodobniej często już akatualnie pojawiające się głównie na amerykańskich stronach żywieniowych:
- liście moringa;
- owoce noni (morwa indyjska);
- jagody golden berry (miechunka);
- schisandra (cytryniec chiński);
Myślę, że nowych systemów alternatywnych nie będzie, tak samo jak jakiegoś jednego określonego trendu w dietach. Bez wątpienia coraz większe znaczenie będą miały diety eliminacyjne oraz rotacyjne na podstawie indywidualnych testów na tzw. „nietolerancje pokarmową” (alergia typu III) oraz wszystkie trendy żywieniowe odnoszące się do teorii, że zdrowie jest zależne od naszej mikroflory jelitowej. Minusem tego podejścia jest nakład finansowy jaki trzeba nadłożyć na specjalistyczną diagnostykę, ale wierze, że cena tego typu badań z biegiem czasu będzie coraz to bardziej przystępna. Jak wiemy już dawno temu multiwitaminy zostały wyparte suplementacją jednoskładnikową, najbliższe lata z pewnością będą należały również do probiotyków.
Zmieniać się będą prawdopodobnie modele żywienia. Bez wątpienia będzie się to wiązało z ogólną większą uważnością – od świadomych zakupów zaczynając po posiadanie umiejętności przygotowania smacznych i zdrowych posiłków we własnym zakresie. Popularność diety bezglutenowej stosowanej bez wskazań zdecydowanie się wyciszy, tak samo jak dieta bez latozy czy nabiału zalecana odgórnie wszystkim. Coraz większą uwagę myślę, że będzie się zwracać na wskazania indywidualne pod konkretne jednostki chorobowe, ponieważ szczerze nadal to podejście kuleje. Cukrzyk nie zawsze stosuje dietę z niskim indeksem glikemicznym, a osoby z nadciśnieniem niekoniecznie ograniczają podaż sodu w diecie.
Robiąc monitoring internetowych przepowiedni żywieniowych na 2017 rok natrafiłam kika razy na na fleksitarianizm, co to takiego?
Jest to model żywieniowy (nie konkretna dieta), który zakłada ograniczenie ilości mięsa i włączenie większej ilości warzyw i owoców. Równolegle do tej informacji postanowiłam zagłębić się w dane statystyczne, które mówią, że spożycie mięsa od 2010 roku w Polsce sukcesywnie maleje, pytanie tylko czy dominującym czynnikiem jest jednak świadomość żywieniowa czy aby nie aspekt finansowy.
Fleksitarianizm inaczej można nazwać elastycznym wegetarianizmem czyli świadomym ograniczeniem mięsa w codziennej diecie, ale już nie jego całkowitą eliminacją z podkreśleniem faktu, że taka zmiana w diecie nie wynika z przyczyn ekonomiczych, ale przede wszystkim z przesłanek zdrowotnych i etycznych. Myślę, że ma to sens. Wieksza ilość owoców i warzyw podbije ogólną wartość odżywczą diety (witaminy, składniki mineralne, potenciał antyoksydacyjny) a ograniczenie mięsa automatycznie ograniczy spożycie nasyconych kwasów tłuszczowych. Taki sposób żywienia obiektywnie może przyczynić się do zmniejszenia zachorowalności na choroby cywilizacyjne takie jak nowotwory oraz choroby układu krążenia.
Najważniejsze – nie dajmy się zwariować i łatwo zmanipulować trendom żywieniowym. Nowości budzą zawsze wiele emocji jednak nadal myślę, że każda wymiana argumentów na podstawie merytorycznie poprawnej dyskusji jest zawsze spora okazją do pogłębienia wiedzy i podjęcia samodzielnej świadomej decyzji czy chcemy coś wdrożyć w życie czy też nie. Odpowiednio dobrana codzienna dieta lub nowe superfood’y powinny uwzględniać wskazania / przeciwskazania oraz być wdrażane w zgodzie z innymi czynnikami czyli celem diety, planem aktywności fizycznej oraz możliwościami logistycznymi i finansowymi. Przede wszystkim powinny powodować u nas pozytywne obserwacje takie jak poprawa samopoczucia i zdrowia.