Spis treści
Słońce, plaża, kolorowe drinki i ciekawa książka – tak wielu z nas wyobraża sobie zimowe ferie spędzane w ciepłych krajach. Od wielu lat Polacy uciekają od styczniowego chłodu na południe, w poszukiwaniu 30-stopniowych upałów, a biura podróży prześcigają się w propozycjach kolejnych słonecznych oaz. Jednak dla wielu z nas, którzy pracują, uczą się i mają na co dzień natłok spraw do załatwienia, taki wyjazd to nie tylko okazja do wygrzania brzucha w ciepłych promieniach, ale także jeden z niewielu okresów w roku, gdy można się na dobre skupić na treningu. Choćby tygodniowe opuszczenie codziennych obowiązków daje nam niespotykaną wcześniej ilość czasu nie tylko na treningi, ale także stosowną regenerację. Warto w takim razie rozpatrzeć propozycje biur podróży także pod kątem biegowych warunków panujących w obleganych kurortach.
Wyspy Kanaryjskie – pierwsze skojarzenia?
O możliwości wyjazdu na hiszpańskie wyspy dowiedziałem się około dwóch tygodni przed planowanym terminem wylotu. Do tego czasu musiałem kombinować na wszystkie sposoby, by tygodniowy pobyt upchnąć w grafiku pracy, więc nie miałem zbyt wiele czasu, by chłonąć przewodniki i informatory turystyczne. Moje jedyne skojarzenia to przestronne, białe plaże, wielkie kurorty z hotelami pnącymi się do samego nieba i tysiące turystów. Rzeczywistość okazała się jednak poważnie odbiegać od tego wizerunku.
Wyspy Kanaryjskie mają wulkaniczną genezę i jedną z niewielu informacji, które zakodowały mi się w głowie przed wyjazdem, to obecność na Teneryfie wulkanu El Teide. To najwyższy szczyt Hiszpanii, sięgający 3718 metrów n.p.m.. Takie informacje powinny powoli rozjaśniać klimat panujący na tej wyspie. Mówiąc krótko – gdy tylko zaczynamy oddalać się na kilkaset metrów od morza, zaczyna się wspinaczka. Cała wyspa, z punktu widzenia biegacza, to festiwal podbiegów i zbiegów, niezależnie od tego czy spacerujemy po mieście, czy zapuszczamy się na dzikie szlaki. W południowo-wschodniej części wyspy naprawdę ciężko o kawałek płaskiej drogi.
Mamy zimę, a to jednak wciąż Europa, nie Afryka
Jaki klimat panuje na Teneryfie? Wiele zależy od miejscowości, do której się udacie. Północno-Zachodnia część wyspy jest wilgotna i pełna roślinności. Południe i wschód to rejony suche i znacznie bardziej gorące. Na straży tych różnic stoi właśnie wulkan El Teide, który dzieli wyspę na części. Uogólniając jednak, na Teneryfie przez 365 dni panuje jedna pora roku i jest to pora wyjątkowo ciepła z naszego punktu widzenia. Średnia temperatura to około 20 stopni, co robi wrażenie przy zestawieniu z – nawet słabą – zimą w Polsce. Przy okazji fakt, że to wyspa, a nie część kontynentu, sprawia, że możemy się tam spodziewać momentami sporych wiatrów, dzięki czemu temperatura nie staje się tak nieznośna jak latem w Afryce. W zależności od wysokości, na jakiej się znajdujemy, różnice temperatur są jednak dość spore.
Pora zabierać się za trening
W swoich wizjach przed wyjazdem widziałem biegi po piaszczystych plażach i deptakach, gdzie slalomem będę omijał setki turystów. Rzeczywistość, jak widzicie z powyższych wzmianek, okazała się dużo ciekawsza. W tym roku zamierzam na dobre przestawić się na biegi górskie, a klimat i ukształtowanie terenu na wyspie pozwoliły mi na tydzień mocnej pracy w warunkach – wbrew pozorom – typowo górskich.
Wystarczyło wybiec poza miasto (w moim przypadku Puerto Santiago, w okolicy klifów Los Gigantes), by trafić na pierwszy szlak turystyczny, który przypominał trailowe trasy z filmów do tej pory oglądanych przeze mnie w internecie. Zapierające dech w piersiach widoki, dzika, niespotykana u nas roślinność i kolejne szczyty na wyciągnięcie ręki. Już kilka kilometrów od linii morza osiągało się wysokość 1000 m n.p.m., więc każdy trening oprócz biegu samego w sobie obfitował w chwile wspinaczki.
Warto wspomnieć, że szlaki na wyspie poprowadzone są między miastami i poza nimi ciężko jest znaleźć jakikolwiek, nawet najmniejszy, sklep. Jeżeli planujemy dłuższe wybieganie, powinniśmy się do tego solidnie przygotować i wodę, razem z jedzeniem, mieć przy sobie w plecaku. Mniejsze miasteczka są co prawda oddalone od siebie jedynie o kilka kilometrów, ale w górskich warunkach nawet niewielkie odległości potrafią człowieka wykończyć. Co więcej, znane nam napoje izotoniczne, są tam niedostępne i jeżeli jesteśmy do nich przyzwyczajeni, musimy sobie poradzić metodami chałupniczymi (cytryna, miód, sól). Same szlaki są dobrze oznaczone i nie musimy się martwić czy aby na pewno biegniemy dobrą trasą. Jest to ważne, biorąc pod uwagę, że znalezienie na Teneryfie porządnej mapy, na której widnieją szlaki turystyczne rozrysowane w rozsądnej skali, jest prawie niemożliwe.
Martwa wyspa
Nie bójcie się, nie chcę wprowadzać klimatu horroru, ale raczej uspokoić tych, którzy mieli do tej pory np. przygody z dzikami na trasie. Teneryfa, z racji swojego wulkanicznego pochodzenia, nie zaskoczy nas szerokim wachlarzem fauny (a jej sucha część także flory). Spodziewajcie się uciekających przed nogami małych jaszczurek i owadów. W zimie nie kwitnie tam jeszcze roślinność, więc pszczoły nie będą nam wadzić. Dla mnie to spora zaleta, bo całość uwagi możemy poświęcić biegowi, dbając jedynie o to, by nie wpaść w kaktusy.
Banany – fundament diety biegacza
Jeżeli jesteście świeżo po maratonie i nie możecie znieść widoku bananów, omińcie ten podpunkt. Teneryfa to jedna wielka plantacja bananów. Gdy spoglądamy z góry na okolice tamtejszych miasteczek, to panoramę często przesłaniają nam ciągnące się plantacje owoców, którymi częstują nas wszyscy organizatorzy biegów masowych. Ciekawostką jest, że bananów z Wysp Kanaryjskich nie dostaniemy w sklepach na terenie Unii Europejskiej. To dowód na to, że mity o regulowaniu prawnym „krzywizny banana” to nie plotki, ale rzeczywistość. Banany z kanarów nie spełniają wymogów UE. Na całe szczęście na miejscu można się nimi wręcz okopać i raczyć przed, po czy w trakcie biegów.
Wśród specjałów kuchni wyspiarzy znajdziemy także miód palmowy, który możemy śmiało wykorzystać do domowej produkcji izotoników, o czym już wspominałem. Ma on specyficzny smak, więc proponuję go przetestować zanim wybiegniemy z taką mieszanką na trasę. Wysokokaloryczne posiłki możemy przygotować także przy użyciu marmolady z owoców kaktusa.
Nie będziemy odludkami
W kurortach trafimy przede wszystkim na turystów z Anglii i Francji. Spotkamy także wielu Niemców, choć w terminie polskich ferii będą to głównie emeryci. Niemniej na miejskich uliczkach spotykałem każdego dnia przynajmniej kilku biegaczy, niezależnie od pory. Sprawa zmieniała się diametralnie, gdy wybiegałem na górskie szlaki. Podczas całego pobytu widziałem tam tylko jednego biegacza, którego strój wskazywał na bardzo profesjonalne podejście do tematu. Na ulicach całej wyspy spotkamy jednak setki rowerzystów, dla których tamtejsze drogi stanowią idealne warunki do treningu. W czasie swojego pobytu trafiłem nawet na zawodnika w stroju startowym Ironman Kona, co wskazuje na to, że miłośnicy triatlonu także poznali się na klimacie Teneryfy.
Na szlakach brakuje biegaczy, ale jest sporo turystów, którzy często nie mogą uwierzyć w to, że w takich warunkach da się biegać. Na długo zapamiętam sytuację, gdy starsza para z Niemiec zapytała mnie, czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie, a grupa hiszpańskich turystów krzyczała za mną „El triatlon, go, go, go!”. Przy takich widzach mamy motywację, by wycisnąć jak najwięcej z każdego treningu.
Pocztówka ze sportowych ferii
Podsumowując, Wyspy Kanaryjskie, a przede wszystkim Teneryfa, bo to ją poznałem podczas tego wyjazdu, to świetne miejsce dla wszystkich, którzy chcą, po pierwsze, odpocząć od zimowej aury, która panuje w naszej części Europy, a po drugie, szykują się na sezon biegów górskich, a na co dzień mieszkają daleko od poważnych wzniesień. Nie bez powodu na wyspach odbywają się zawody ultra Transgrancanaria, wchodzące w skład Ultra-trail Wolrd Tour. Dobra pogoda, wszechobecne podbiegi i zbiegi oraz niesamowite widoki, które odciągną naszą uwagę od zmęczenia, sprawią, że długo nie zapomnimy takiego wyjazdu. Tydzień biegania w takich warunkach to przygoda wielka jak sam wulkan El Teide.