Spis treści
Zegarki sportowe już od jakiegoś czasu bardziej przypominają niewielkich gabarytów komputery niż znane naszym rodzicom czasomierze. Kolejne generacje tych urządzeń wprowadzały mniej lub bardziej rewolucyjne zmiany, które z czasem całkowicie odmieniły nasze podejście do analizy treningu. Fińskie Suunto gra w tę grę już od wielu lat i pochwalić się może wieloma sukcesami, zarówno jeżeli chodzi o produkowany sprzęt, jak i jego rozpoznawalność. To już nie tylko marka, ale też pewien przekaz – to zegarki, które kojarzymy z przygodą i długimi treningami w terenie. Suunto Ambit3 Peak jest najnowszym i najbardziej zaawansowanym zegarkiem-komputerem Finów, który zdążył już namieszać w sportowym świecie dzięki wprowadzanym nowinkom.
Suunto Ambit3 Peak Black – to pełna nazwa modelu, który będzie przedmiotem tej recenzji. Wcześniej biegałem z jego poprzednikiem: Ambit2, więc w tekście postaram się ukazać kilka różnic między nową i starą odsłoną tego zegarka. Przede wszystkim zamierzam jednak sprawdzić trzeciego Ambita pod kątem długodystansowych biegów górskich. Powód dla przyjęcia tej perspektywy jest prosty – zegarki Suunto wybierają przede wszystkim wielbiciele biegów ultra i trail, a także triatloniści (choć w tej dyscyplinie ma on silną konkurencję) i to funkcje przydatne w tych warunkach starałem się najgłębiej sprawdzić. Nie oznacza to oczywiście, że inni nie znajdą tu przydatnych informacji, to w końcu zegarek, z którym trenować mogą także biegacze początkujący i zwolennicy innych sportów.
Gabaryty i podstawowe różnice w stosunku do „dwójki”
Na pierwszy rzut oka Ambit3 niespecjalnie różni się od poprzednich generacji tej rodziny (ich recenzje oraz tekst dotyczący Ambita3 Sport znajdziecie na portalu Trening Biegacza). Wymiary są dokładnie te same (50 x 50 x 18 mm), nie inaczej jest z wagą, która wynosi 89 gramów. Od pierwszej przymiarki poczułem jednak wyraźną różnicę w tym, jak zegarek leży na nadgarstku – okazuje się znacznie lepiej opinać rękę i mniej przesuwać w trakcie treningu. Wynika to z innego, znacznie bardziej elastycznego paska, który pozwala idealnie ułożyć sprzęt na nadgarstku. To duża zaleta wersji Peak Black – inne, jak wynika ze strony producenta, posiadają paski podobne do tych z Ambita2.
Ważnym, choć symbolicznym, krokiem naprzód jest zmiana czcionki w zegarku. Ta w trójce stała się ostrzejsza i czytelniejsza zarówno w przypadku liter, jak i cyfr. Najgłośniejszą zmianą jest jednak odejście od systemu ANT na rzecz Bluetootha. Spowodowała ona, że użytkownicy sprzętu kolarskiego czy dotychczasowych opasek do pomiaru tętna nie mogą z nich korzystać po zmianie zegarka. Te ostatnie zmieniły się także pod innym względem – czujnik tętna jest w nich odrobinę mniejszy i inaczej się go mocuje. Tej zmiany nie czuć jednak podczas treningów. Część nowości będzie jeszcze wzmiankowanych w tekście (m.in. szacowanie czasu regeneracji czy aplikacja mobilna).
Podobnie jak w wersjach poprzednich, nowy Ambit występuje w trzech różnych wersjach: recenzowanej tutaj Peak, multisportowej Sport oraz najmniej zaawansowanej Run, która dedykowana jest przede wszystkim biegaczom miejskim. Cieszy fakt, że Suunto zrezygnowało z opisywania modeli pojedynczymi literami (R czy S), które część zainteresowanych wprowadzały w błąd i przyjęli dla nich proste i intuicyjne nazwy. Wyliczone w tabelarycznej formie różnice między trójką Peak i Sport znajdziecie w recenzji tego drugiego modelu na Treningu Biegacza: https://treningbiegacza.pl/suunto-ambit3-sport. Biorąc pod uwagę, że recenzja tego modelu skupiła się na podstawowych funkcjach biegowych tego zegarka, ja w przypadku modelu Peak zajmę się funkcjami górskimi, multisportowymi oraz aktualizacjami, które pojawiły się od czasu poprzedniego tekstu.
Starałem się możliwie czytelnie podzielić recenzję, by każdy zainteresowany od razu trafił do konkretnego tematu. Całość da z kolei pełną wizję moich dotychczasowych doświadczeń z Ambitem3 Peak.
Ambit w swoim środowisku – na górskich szlakach
Jedną z najważniejszych cech tego zegarka jest długość działania z włączonym trybem GPS. W zależności od zapotrzebowania i ustawionej częstotliwości zapisu zegarek będzie działał 20, 30 lub nawet 200 godzin czym deklasuje znaczną część konkurencji. Nawet najwyższe i najbardziej precyzyjne ustawienia pozwolą nam ukończyć bardzo długie zawody lub trenować przez kilka dni bez konieczności ładowania akumulatora. Ten z kolei ładuje się dość szybko – w całości zajmuje to około trzech godzin.
Podczas treningów dość precyzyjnie podawane są aktualne wysokości, choć Suunto potrafi w takich przypadkach zachować się niespotykanie. Po zatrzymaniu podaje wysokość taką, jaką znajdziemy na tabliczce w danym punkcie, a po chwili… dodaje parę metrów. Nie wiem, z czego wynika ta „korekta”, ale po wyciągnięciu telefonu-aparatu, zazwyczaj trafiałem już na wyniki podniesione, co dokumentują fotki. Nie były to wielkie odchylenia i pewnie uznałbym, że znajdują się w granicy błędu, ale wcześniejsze wskazania pokazały, że gdyby zegarek nie wykonywał dziwnych korekt, to trafiałby w punkt idealnie. Najczęściej spotykane różnice nie były wyższe niż dwa metry.
Różnicę wysokości w kontekście całego treningu możemy śledzić liczbowo i graficznie. W tym pierwszym przypadku należy ustawić sobie odpowiednio ekrany i podzielić je na aktualną wysokość, podejścia i zejścia. Widok graficzny uzyskamy, gdy jeden z ekranów w całości poświęcimy na wyświetlenie tej kategorii. Z punktu widzenia treningów to świetne narzędzie, które pozwala na żywo kontrolować ilość podbiegów i pod ich kątem przeprowadzać treningi. Po treningu na serwisie Movescount znajdziemy wyliczenia czasu spędzonego na podbiegach i zbiegach oraz inne dane do szczegółowej analizy górskich szaleństw.
Alarm burzowy to kolejna przydatna funkcja. Włącza się, gdy ciśnienie spadnie w ciągu trzech godzin o 4 lub więcej hPa. Instrukcja dokładnie określa sposób jego włączania, więc nie będę się w to zagłębiał, a nie miałem okazji na żywo przekonać się czy działa on w rzeczywistości. Trzygodzinny okres obejmuje też strzałki, które w trybie zwykłego zegarka określają trendy pogodowe. Ich ułożenie w górę lub w dół sygnalizuje wzrost lub spadek ciśnienia w ciagu ostatnich sześciu godzin. Pewnie nie zastąpi to zdrowego rozsądku na szlaku, ale może poprawić nasze bezpieczeństwo.
Planer tras Movescount
Wadą planera tras, o której warto wspomnieć już na początku, jest wykorzystanie map satelitarnych Google. Nie są na nie naniesione szlaki turystyczne i planowanie górskiego treningu jest przez to znacznie utrudnione, a to w końcu tam planer przydałby się najbardziej. Trening po drogach nie wymaga tak zaawansowanych aplikacji. Wobec tego korzystałem z innych, dostępnych za darmo, planerów, a potem eksportowałem ścieżkę do serwisu Movescount, a następnie do samego zegarka.
Z drugiej strony, zaletą planera, z którego możemy korzystać na serwisie jest nieskończona liczba znaczników oraz ciekawa opcja podążania ścieżkami rowerowymi, pieszymi lub drogami samochodowymi. W moim przypadku pozwoliło to na planowanie dłuższych wycieczek rowerowych w miejscach, o których nie byłem pewien czy będę mógł tam swobodnie podróżować na dwóch kółkach. Dzięki tej opcji ominiemy drogi zakazane dla rowerzystów. Gdyby zatem uzupełnić planer o mapy szlaków, byłbym w siódmym niebie.
Gdy już wgramy trasę do zegarka, możemy z niej korzystać bezpośrednio lub w oparciu o tryb sportowy. Mnie oczywiście interesowała ta druga opcja, a jej włączenie odbywa się analogicznie do każdej innej – w trybie sportowym przytrzymujemy „next” i przechodzimy do nawigacji. Wówczas – jako ostatni ekran – pojawi nam się na zegarku pulpit nawigacji. Możemy tam podejrzeć całą trasę, fragment najbliższy naszej pozycji lub kompas ze wskazówkami. Wybieramy, do którego punktu chcemy się kierować (gdy stoimy przy punkcie A to wybieramy B itd.) i wszystko jest gotowe. Interfejs jest bardzo czytelny, a wskazania tak dokładne jak rozrysowana przez nas w planerze trasa. Po osiągnięciu każdego z punktów zegarek informuje nas o tym na ekranie.
Podczas podglądania ekranu nawigacji będziemy informowani także o mijanych kilometrach (jeżeli mamy ustawionego autolapa), ale nie wyświetli nam się hasło „started” i „paused”, gdy zatrzymujemy zegarek. Jeżeli wówczas nie będziemy pewni czy zatrzymaliśmy zapis, to trzeba przeskoczyć do sąsiednich ekranów. To drobny minus, który pewnie z czasem zostanie poprawiony.
Podsumowując nawigację i planer tras – ta pierwsza działa bardzo dobrze i przy poprawnie wyrysowanej lub zgranej z czyjegoś pliku trasie, raczej ciężko będzie się z nią pogubić. Sam planer można jeszcze wzbogacić, na co szczerze liczę.
Ocena czasu potrzebnego na regenerację
Suunto Ambit3 na podstawie czasu treningu, jego intensywności (badanej oczywiście przy pomocy tętna) oraz dziennej aktywności (ocenianej na podstawie akcelerometra) szacuje po każdym treningu czas, którego będziemy potrzebowali, by w pełni się zregenerować. Bazę dla tych kalkulacji stanowią także podane przez nas informacje o użytkowniku: masa ciała, wiek oraz aktywność sportowa.
Oprócz stosownej informacji o czasie regeneracji po każdym treningu, możemy sprawdzić ten parametr, gdy tylko najdzie nas na to ochota. Wystarczy przełączyć do ostatniego z podstawowych ekranów zegarka (po trzykrotnym wciśnięciu „next”). Znajdziemy tam trzy informacje: czas potrzebny na regenerację, ilość spalonych w ciągu dnia kalorii oraz aktywność tygodniową w formie czytelnego wykresu (w tym średnią liczbę spalanych dziennie kalorii).
Wyjątkowo intensywnie trenujących muszę jednak zmartwić – w waszym przypadku szacowany czas regeneracji bardzo rzadko będzie schodził poniżej stu godzin (a 124 stanowi wartość maksymalną). Każdy kolejny start czy mocniejszy trening będzie jedynie odkładał w czasie moment „regeneracji idealnej”, która nastąpi jedynie, gdy przez 4-5 dni będziemy unikać sportu. Start w długim biegu daje nam pewność osiągnięcia maksymalnego czasu regeneracji, co powinno nas skłonić do kilkudniowego odpoczynku, a przecież niejeden trener zaleca, by dzień po maratonie wyjść na lekki rozruch.
Z jednej strony może to obrazować sytuację stałego przetrenowywania się sportowców-amatorów, a z drugiej sprawia, że cały parametr staje się mało użyteczny – jeżeli cały czas jest wysoki, a my możemy na luzie trenować, to wyliczenia najprawdopodobniej nie są zbyt precyzyjne. Podobnie rzecz ma się z dzienną aktywnością – jej wskazania muszą być brane pod uwagę z dużym prawdopodobieństwem błędu. Akcelerometr nie będzie przecież w stanie zareagować na sytuacje stresowe, które wyraźnie wpływają na liczbę spalanych przez nas w ciagu dnia kalorii. To ciekawe rozwiązanie, ale należy je odbierać jako ciekawostkę, a nie żelazne zalecenie dla trenujących.
Niedawna aktualizacja przyniosła nowości w opcjach regeneracyjnych: po pierwsze, Ambit od teraz będzie oceniał naszą regenerację także w trakcie snu, a po drugie, uzyskał możliwość szybkiego przetestowania stanu naszej regeneracji. By wykorzystać tę pierwszą, będziemy musieli przespać się z założonym pasem do pomiaru tętna, a w menu Regeneracja wybrać Badanie snu. Po włączeniu badania, które jest analogiczne jak w przypadku treningów, możemy spokojnie zasnąć, a zegarek sam wykona resztę roboty. Po przebudzeniu wyłączamy badanie i dostajemy informację o jakości snu i najniższym zanotowanym tętnie. Nigdy nie wykonywałem podobnych badań, więc trudno mi ocenić ich jakość, ale sama opcja takiego badania wydaje się ciekawym kierunkiem, który warto rozwijać w tego typu sprzęcie.
Dzienne spalanie kalorii
Na podobnej do powyższej zasady działa w Ambicie3 ocena dziennego spalania kalorii. Poza masą, wiekiem czy wytrenowaniem, do jego ustalania bierze się także aktywności sportowe i te wychwytywane przez akcelerometr. Wiadomym jest, że wyliczenia te najpewniej odbiegają od rzeczywistości, ale wszystkim będącym na diecie dają ciekawe źródło informacji oraz – a właściwie przede wszystkim – motywacji. Sam łapałem się na tym, że chciałem danego dnia spalić podobną liczbę kalorii, co poprzedniego, gdy wynik wyszedł naprawdę wysoki. Skoro działa to na mnie (a czytałem o podobnych doświadczeniach u innych recenzentów), to coś w tym musi być.
Tryb multidyscyplinarny
Ambit3 to wszechstronny zegarek sportowy. W wersji Peak i Sport (oraz w ograniczonym wymiarze także w Run) znajdziemy osobne tryby treningowe do monitorowania różnych aktywności, w tym oczywiście pływania i jazdy na rowerze, które składają się na triatlon.
Ważne jest, by przestawianie trybów sportowych odbywało się szybko i sprawnie oraz by zegarek umożliwiał szeroką analizę łączonych treningów. W Ambicie3 Peak możemy na platformie Movescount ustawić sobie z góry zdefiniowany zestaw dyscyplin bądź przełączać je podczas treningu, w zależności od potrzeb i wyobraźni. W przypadku pierwszej opcji, kolejne dyscypliny będą się w założonej hierarchii przełączały po przytrzymaniu przycisku back/lap, gdy zdecydujemy się na drugą opcję, po przytrzymaniu back/lap trafimy na menu, z którego będziemy mogli wybrać żądaną dyscyplinę. Wcześniej możemy zatrzymać trening lub pozwolić, by czas płynął i mieć pełny obraz „traconego czasu” podczas zmiany (ostatecznie i tak dostaniemy go podczas analizy na komputerze). Zegarek policzy przejście między dyscyplinami jako przerwę i będziemy mogli później przeanalizować długość tranzycji.
Już na pierwszym multidyscyplinarnym treningu opanowanie zmiany dyscypliny było dla mnie całkowicie naturalne. Suunto jest pod tym względem bardzo intuicyjne i rzut oka na instrukcję starczy, by później bez problemów dokonywać zmian. Ważne jest przy tym, że bez zdefiniowanego wcześniej trybu multisportowego, ekrany dyscyplin będą inne niż te, które znamy ze swoich treningów. Zdziwiło mnie to, bo za pierwszym razem sam przeskakiwałem między dyscyplinami i wówczas profil „Running” po jeździe na rowerze nie przypominał tego, z którym biegam zazwyczaj. Ustawienie wcześniej profilu multi rozwiązuje ten problem.
Po zakończeniu treningu w tym trybie dostajemy skróconą wersję opisu treningu na zegarku. Najpierw przeskakujemy przez dane dotyczące całego treningu (np. łącznie roweru i biegu, czy biegania i siłowni), a następnie trafiamy do menu, z którego możemy wybrać poszczególne dyscypliny, które będzie można osobno przejrzeć. Znajdziemy tam informacje o przebytym dystansie, średnim i najwyższym odnotowanym tętnie czy średnim tempie – wszystko, co dostajemy w klasycznych potreningowych skrótach.
Dużo więcej informacji dostajemy na platformie Movescount. Analizować będziemy mogli zarówno całość treningu, jak i wyniki poszczególnych dyscyplin, co odwzorują także wykresy i mapy dostępne na stronie. Na kalendarzu treningi multidyscyplinarne będą zaznaczone osobną ikoną – nie są ukazywane jako osobne jednostki. Dla ceniących sobie dogłębne analizy to nieprzebrane źródło informacji – każdy etap każdej dyscypliny możemy potraktować jako osobną jednostkę, by sprawdzić tempo, tętno, podejście, kadencję itd. na każdym kilometrze czy każdej innej zdefiniowanej wcześniej odległości. Dla ambitnych amatorów, trenerów czy po prostu ciekawych sportowców to całe godziny zabawy.
Niezależnie od tego, czy w rzeczywistości będziemy wertować każdy etap naszego treningu czy po prostu magazynować te dane na Movescount, ważne jest to, że tryb multidyscyplinarny jest bardzo prosty w obsłudze. Pozwoli nam to uniknąć straty czasu na zawodach, gdzie szczególnie liczy się każda sekunda na zmianę dyscypliny.
Treningi na basenie
Zmiany wprowadzone w pasku do pomiaru tętna nie objęły wyłącznie zapięcia i gabarytów, choć zauważymy je dopiero na basenie. Czujnik Suunto Ambita3 pozwala na zapisywanie tętna z treningów pływackich pomimo braku łączności między nim a zegarkiem pod wodą. Zapisuje on nasze tętno w trakcie pływania, a następnie przesyła do zegarka po zakończeniu treningu. Aż się prosi, żeby ta opcja została rozszerzona także na inne dyscypliny (np.dostępna do wyboru wśród ustawień dla konkretnej aktywności). Wówczas moglibyśmy z niej korzystać np. na siłowniach, gdzie zegarki najczęśniej przeszkadzają, a pomiar tętna może się przydać. Doceniliby to z pewnością crossfitowcy.
Po wyborze odpowiedniej dyscypliny mamy możliwość dobrania długości basenu (25, 50 metrów bądź 25, 50 jardów lub custom – długość dobierana dowolnie co metr lub jard), a potem lecimy z tematem. Ambit dokładnie zapisuje każdą długość basenu i pozwala je później analizować jak osobne okrążenia czy kilometry w przypadku biegania. Z mojego punktu widzenia było to o tyle wygodne, że w końcu mogłem zapomnieć o tym, ile basenów mam za sobą – wystarczyło spojrzeć na ekran Suunto. Przy okazji ujawniła się inna zaleta – czcionka jest bardzo czytelna (a pisze to człowiek o bardzo słabym wzroku).
Po zakończeniu aktywności docieramy do ekranu synchronizacji zegarka z opaską do mierzenia tętna i tu pojawiły się niedociągnięcia. Za pierwszym razem, mimo długiej, kilkuminutowej próby, sprzęt nie zgrał się ze sobą i zapisana aktywność nie zawierała danych dotyczących tętna. Nie można ich potem odzyskać lub spróbować ponownie zsynchronizować, więc część danych po prostu przepadła. Później – na następnych treningach – wszystko przebiegało już bez problemów. Synchronizacja zajmuje około minuty, więc od wyjścia z basenu i zakończenia aktywności do drzwi szatni miałem już wszystkie dane na ręce. Sądząc po zależnościach tempa i tętna można mieć pewność, że opaska pod wodą działa dobrze i poprawnie zapisuje rytm serca.
Ambit określił styl pływania podczas pierwszej próby jako dowolny. Nie wykorzystałem wówczas opcji „nauki stylu”. Podczas kolejnej wizyty na basenie zacząłem od przetestowania tej opcji i następny trening miał już wyraźnie określony styl (w moim przypadku „breast”, czyli popularną żabkę). Zegarek reagował, gdy wykonywałem inne ruchy, więc ta opcja działa bez zarzutów. Dodam jeszcze, że wodoszczelność została określona na 100 metrów/328 stóp/10 barów.
Aplikacja mobilna Movescount
To jeden z wyróżników i – przynajmniej teoretycznie – mocnych punktów tego urządzenia. Możliwość wykorzystania telefonu jako bazy do edycji ustawień zegarka czy funkcje dodatkowe, jak załączanie zdjęć do treningów czy powiadomienia z telefonu, to jedna z głównych różnic pomiędzy drugą i trzecią wersją najmocniejszego Ambita. Wydaje się, że to także główny powód by starego ANTa zamienić na system Bluetooth. Z początku aplikacja była luksusem dostępnym jedynie posiadaczom sprzętu z nadgryzionym jabłkiem, ale od jakiegoś czasu dostępna jest również wersja aplikacji na system Android. Znajdziemy ją bez problemu w wyszukiwarce.
Dla wielu mobilny Movescount to jedynie kolejny, niepotrzebny gadżet, ale po dłuższym zastanowieniu otwiera on przed nami ciekawe możliwości. Zmiana bardziej zaawansowanych ustawień zegarka za pomocą telefonu pewnie nie porwie was do zakupu. Nie sądzę bowiem, by ktokolwiek zatrzymał się podczas treningu, by dorzucić sobie średnie tętno do trzeciej linijki piątego ekranu. Podobnie będzie ze wspomnianym wrzucaniem fotek, ale jedna perspektywa wydaje mi się wyjątkowo ciekawa – podczas wyjazdu na wczasy czy ferie nie będziemy już potrzebowali komputera, by wrzucać swoje treningi na profil Movescount. Kilka dni wyjazdu, podczas którego zakładamy ucieczkę od laptopa, nie będą już oznaczały braku porządnych analiz i uzupełniania na bieżąco dziennika treningowego. Z mojego punktu widzenia to bardzo ciekawa i warta podkreślenia perspektywa. Zatem do rzeczy…
Po ściągnięciu aplikacji wchodzimy w zakładkę Ambit3, a w zegarku przytrzymujemy przycisk „next”, by dojść do głównego menu. Tam włączamy opcję parowania i aplikacji mobilnej. Po paru chwilach zegarek powinien sparować się z telefonem (będzie do tego potrzebny unikalny kod, który zostanie wyświetlony na zegarku) i możemy zacząć sprawdzanie dostępnych funkcji. Przy synchronizacji na górze ekranu zegarka powinna pojawić się ikona Bluetooth. Zajmuje ona chwilę, więc warto uzbroić się w cierpliwość. Należy też pamiętać o aktualizacji oprogramowania – bez niej synchronizacja sprzętu okaże się niemożliwa.
W aplikacji możemy oczywiście przejrzeć historię swoich aktywności (również gdy wykorzystujemy ją z zegarkami poprzedniej generacji – apka działa wówczas jak Movescount ze strony internetowej, bez parowania). Poza tym możemy zmienić ekrany zegarka przypisane dla danych dyscyplin czy rejestrować aktywności nawet w przypadku braku zegarka (wówczas możemy bezpośrednio przeglądać mapę podczas treningu, co jest bardzo praktyczne szczególnie podczas dłuższych wypraw pieszych). Ciekawą propozycją jest możliwość stworzenia filmu z każdej aktywności, choć „film” to może zbyt wygórowane określenie. Jest to raczej animacja mapy naszej trasy. Niestety, opcje analizy treningu z telefonu są ograniczone – mam nadzieję, że to kwestia kolejnych aktualizacji.
Wszystko byłoby pięknie, jest jednak jedno (i to wcale nie małe) „ale” – aplikacja dla telefonów z systemem Android jest w wersji beta i lubi się na nas obrazić. Począwszy od problemów z parowaniem – zegarek nie odnajduje włączonej aplikacji, po próby synchronizacji – gdzie występuje podobny problem. Długo miałem cierpliwość i usilnie wciskałem „retry”, ale przecież nie o to chodzi. Wolałbym, by producent odłożył w czasie debiut apki na Androida i póki co pozostał w świecie iPhone’ow zamiast testować na użytkownikach ewentualne niedociągnięcia. To niestety psuje wizerunek całości. Ciężko nawet powiedzieć bym porządnie przetestował tę aplikację, bo zbyt często odmawiała posłuszeństwa.
Język polski
Czerwcowa aktualizacja oprogramowania Ambita przyniosła zmianę, na którą wielu czekało – w końcu interfejs zegarka przemawia do nas w ojczystym języku. Jest to zaleta sama w sobie, choć trzeba zaznaczyć, że swoistość polszczyzny sprawia, że nie wszystkie komunikaty będą tak proste i krótkie jak po angielsku. „Pas do pomiaru tętna” to nie „HR belt” i tak dalej. Litery „z końcówkami” mają też to do siebie, że są mniejsze niż reszta (komunikaty są pisane wielkimi literami).
Wady te nie są jednak znaczące i nie zamazują dobrego wrażenia, które niesie ta aktualizacja. Wiem, że wiele osób pyta przed zakupem o język polski w menu sprzętu i pod tym względem Ambit z pewnością wszystkich zadowoli.
Podsumowując…
Opisane powyżej możliwości Ambita3 Peak to jedynie wyrywek z tego, czego można się po tym zegarku spodziewać. Recenzja rozszerzona o dodatkowy sprzęt rowerowy czy dogłębne sprawdzenie każdej opcji nawigacyjnej i biegowej zajęłyby pewnie dodatkowe kilkanaście stron. To w dużej mierze pokazuje jedno – to sprzęt dedykowany najbardziej wymagającym użytkownikom. Choć, jak wspomniałem we wstępie, początkujący biegacz także zrobi z niego użytek i z pewnością zaskoczy go prostota obsługi Ambita, to najwięcej wyniosą z niego ci z nas, do których trafia hasło „zegarek dla podróżników”, znajdujące się na stronie producenta.
Jeżeli macie w planach naprawdę długie biegi, wielogodzinne wycieczki rowerowe, zawody triatlonowe bądź po prostu lubicie dodatkowe wsparcie w górach, to z pewnością powinniście się poważniej przyjrzeć Suunto Ambit3 Peak. Dotychczasowe aktualizacje oprogramowania pokazują, że twórcy nie spoczeli na laurach i dbają o rozwój swojego sprzętu, liczę więc na to, że wypomniane w tym tekście braki także przejdą wkrótce do historii. Póki co wciąż cieszę się kolejnymi możliwościami tego zegarka, które odkrywam niemal na każdym treningu.
PS Dla wszystkich facetów mała porada – instrukcja w przypadku takiego sprzętu nie gryzie i warto się z nią zapoznać. Bez niej poznamy zalednie promil dostępnych nam opcji.