Cześć Piotrek. Chciałabym przeprowadzić z Tobą wywiad nawiązujący do Twojego ostatniego wyczynu z Dębna. Piękny wynik – 2:33:41; 9. miejsce open, no i oczywiście pierwszy Polak na mecie – gratulacje! Nie będziemy ukrywać, że znamy się od dawna i pamiętam Twoje pierwsze koty za płoty związane z bieganiem. Patrząc przez pryzmat tych kilku lat zrobiłeś kolosalny postęp na miarę powiedzenia “od pucybuta do milionera”. Wielu amatorów marzy o takim sukcesie, choć zapewne zdaje sobie sprawę, że za progresem jakiego dokonałeś stoi kolosalna praca. Na pewno na składową wliczają się też odpowiednie predyspozycje, które niewątpliwie posiadasz, ale i także duże samozaparcie, silna motywacja i zdaje się pragnienie sprawdzenia na ile stać Twój organizm. Jeżeli się mylę – popraw mnie.
Przypominam sobie nasze pierwsze rozmowy o bieganiu, wspólne wymiany doświadczeń, sesje jogi o poranku, dyskusje o odżywianiu czy grupowe, weekendowe wybiegania. To, co zawsze Ciebie charakteryzowało, to dążenie do celu i ta Twoja wrodzona kąśliwość i uszczypliwy charakter. Zaraz będziesz miał szansę powiedzieć ile tamtego Piotrka w Tobie zostało, co się zmieniło i jakie nowe cechy nabyłeś.Naszą rozmowę chciałabym przeprowadzić w kontekście tego, że bieganie ma sens i to narysowane sobie w głowie wyobrażenie jest naprawdę realne, nawet jeżeli bieganie jest tylko jednym z elementów życia, a nie zawodem.
Małgorzata Nowak: Zatem jeszcze raz cześć. Emocje już opadły czy nadal czujesz się najlepszym Polakiem, w najstarszym w Polsce maratonie? (Dębno, 03 kwietnia 2016r.)
Piotr Cypryański: Cześć. Mój charakter nie pozwala mi się za długo cieszyć… Oczywiście zaraz po samym biegu byłem w ogromnej euforii, ale przez głowę już przewijały się myśli, że było można szybciej… Patrząc na wynik jako na “amatorski” – jestem zadowolony, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia… Takie stare przysłowie maratońskie.
M.N Przybliżając czytelnikom Twoją sylwetkę – jesteś całkowitym amatorem, który tylko i wyłącznie własną pracą doszedł do wzorowych rezultatów. Powiedz, jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem. Skąd pomysł na ten sport i czy od samego początku było Ci z nim po drodze?
P.C Wszystko zaczęło się pod koniec października 2011. Mój brat wspominał o Biegu Niepodległości w centrum Warszawy, ja natomiast znalazłem podobny bieg na Targówku organizowany przez Ekobiegi.pl. Dwie imprezy i dwie inne motywacje.
Pierwszy organizowany przez WOSIR to klasyk, drugi to kameralny bieg z równie świetną atmosferą i… nagrodą w losowaniu (wycieczka na Teneryfę). Wybór nie był łatwy, więc postanowiliśmy wziąć udział w obu zawodach, które dzieliły około cztery godziny. Patrząc z perspektywy czasu dystans 10 kilometrów wymaga trochę więcej przygotowania, a jeżeli dodamy do tego drugi bieg na tym samym dystansie tego samego dnia, to mamy prawie pewne problemy ze zdrowiem. Teraz mogę powiedzieć, że wtedy to było chwilowe wyzwanie i ‘pobiegłem’ na żywioł.
Pytanie czy było mi po drodze… Przebiegłem, nie wygrałem wycieczki, czas był średni i zaczęła mnie boleć kostka. Motywacja zewnętrza w postaci Teneryfy się skończyła, a ból pozostał. Po tym ‘wyczynie’ dałem sobie spokój, ale w zamian zacząłem się interesować teoretyczną stroną biegania. Od marca 2012 z bieganiem już jest mi po drodze…
M.N Jakie rady mógłbyś dać początkującym biegaczom, którzy patrząc na Ciebie myślą – jemu się udało, to nie dla mnie, nie mam szans. Co powinni zmienić w sposobie swojego myślenia i postępowania, aby te pierwsze, biegowe kroki zamieniły się w pasję i sukces Twojego kalibru?
P.C To trudne pytanie…
Jeżeli mam być szczery – cały czas zadaję sobie pytanie po co mi to i do czego to prowadzi, ale wierzę, że dopóki sprawia mi to przyjemność, to ma sens. Kierowałem się głównie systematycznością i wytrwałością. Postanowiłem, że nie odpuszczę treningu, chociaż była to rywalizacja z samym sobą (według mnie najlepsza). Warto pamiętać, że kolega, koleżanka, brat mogą przestać biegać i wtedy nie ma już z kim rywalizować, a z samym sobą zawsze można!
Wyrażenie “udało się” w sporcie powinno być ograniczone do minimum – to ciężka praca pozwala nam osiągnąć sukces. Kolejna sprawa to wiara, że można się poprawić z każdego poziomu, zawsze możemy być lepszą wersją siebie.
Ciężko mi zliczyć wszystkie docinki i sugestie które słyszałem, ‘dobre rady’ w stylu:
- ‘Hmmm biegasz po 4:00/km… ok, ale z tego poziomu już trudno się poprawić’.
Pokonanie granicy 35 minut na 10 km to już jest taki etap, w którym amator ma bardzo trudno.
Kolejny i ostatni etap, lepiej żeby ‘już nie przesadzać’.
Półmaraton, który przebiegłem w 1:15… ‘to już jesteś na takim poziomie na którym, będziesz walczył o sekundy’. Rok później pobiegłem 1:12…
Zawsze warto stawiać sobie swoje własne granice i wierzyć w siebie, a wszystkie ograniczenia zostawiać swoim rozmówcom.
M.N Zanim dojdziemy do analizy Maratonu w Dębnie powiedz (o ile to nie jest sekret) czym się zajmujesz i jak na przestrzeni tych kilku lat Twojej biegowej przygody zmieniło się Twoje życie zawodowe. Chodzą słuchy, że całkowicie podporządkowałeś się pasji, która stała się Twoją pracą?
P.C Bardzo dużo się zmieniło…. Jak zaczynałem biegać pracowałem w Teatrze Kamienica jako bileter, kierownik widowni, a na koniec inspicjent. Miejsce, które wspominam bardzo miło, nie łączyło się jednak z moją pasją. Po czterech latach zmieniłem pracę na centrum sportowe, w którym byłem około roku z dużymi nadziejami na rozwój, ale jak to czasami w życiu bywa nasze drogi się rozeszły. Obecnie staram się łączyć to co lubię z pracą. Jestem na ostatnim roku Psychologii Społecznej, gdzie wspólnie z pracownikami SWPS Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego realizuję projekt badawczy ‘Ogólnopolskie badanie motywacji biegaczy’ (projekt finansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego). Obecnie skupiam się na projektach biegowych, współpracuję z osobami, które mają swoje biegowe cele. Pomagam usystematyzować ich treningi i zbliżyć ich biegowo do lepszych wersji samych siebie, stąd powstało runfollowme.pl. Na ten projekt muszę poświęcić zdecydowanie więcej czasu.
M.N Zanurzając się w świat sportu zacząłeś zdobywać teoretyczną wiedzę na jego temat. Studiowanie biegania łączyłeś z testowaniem przeczytanych informacji. Czy łatwo amatorowi przebrnąć samemu przez stosy lektur i mądrze zaplanować swoją biegową drogę? Na ile rozsądne jest testowanie na własnym ciele opisywanych planów? Każdy z nas jest inny, ma inaczej poukładane życie prywatno-zawodowe, inne predyspozycje fizyczno-psychiczne, możliwości w ogóle – jak nie utonąć w mądrych radach, a przede wszystkim tak przecedzić je przez sito, aby wyłuskać z nich same najcenniejsze informacje i chyba najważniejsze – nie stracić czasu na błędne decyzje?
P.C To bardzo trudny temat i obawiam się, że bez dna….
Tak jak wspominałem, mój pierwszy start skończył się kontuzją (pierwszą i póki co ostatnią). Po takiej nauczce i okresie przerwy wiedziałem znaczniej więcej, ale oczywiście presja charakteru rzucała mnie na głębokie wody… Wymyśliłem sobie maraton, który zamierzałem przebiec. Wyszło tak, że przebiegłem 34 kilometry, resztę przemaszerowałem i ostatnie metry podbiegłem. Taki był właśnie ten pierwszy maraton w Toruniu (3:56). W międzyczasie analizowałem sprawy związane z zagrożeniem wynikającym z nieprzemyślanego biegania, wprowadziłem jogę (u mnie odgrywało to rolę jako popularne dziś core stability), basen jako rozluźnienie, ale również świetną bazę tlenową. Dzięki temu miałem dość dobre podłoże, żeby iść o krok dalej, zbliżyłem się samotnie do okolic 41 minut na 10km i… poznałem Mateusza Jasińskiego, z którym zacząłem współpracę treningową. Po jakimś czasie nastąpiło 2:56 w maratonie, rok później 2:46. Następnie miałem mały spadek spowodowany zmianą pracy i brakiem czasu i sił na trening jakościowy. Wtedy nie mogłem realizować treningu maratońskiego i zakończyłem pracę treningową pod okiem Mateusza. Samotnie przygotowałem się do krótszych biegów na tyle, na ile było to możliwe. Poprawiłem życiówkę na 5km, 10km i półmaraton. Odważyłem się na maraton w Warszawie, który pobiegłem w 2h48min. Po dwóch tygodniach sfrustrowany brakiem postępu pobiegłem kolejny – w Poznaniu. I tu znowu 2:48, różnice były sekundowe. Wiedziałem, że jeśli nie zmienię czegoś szczególnie jeśli chodziło o pracę, to będę musiał odpuścić poprawianie swoich rekordów, a jedynie starać się utrzymać to co mam. Nie było łatwo, przez pewien czas ustawiałem swoje życie tak, żeby móc robić to co lubię i móc się z tego utrzymać.
Jeżeli chodzi o unikanie błędów… W bieganiu większość osób uczy się na swoich, ja staram się po popełnianiu kiedyś własnych, przestrzegać teraz innych. Bardzo często znajduję się w sytuacji, kiedy mówię zawodnikowi, żeby zaczynał spokojnie i rozpędzał się z każdym kilometrem… Po starcie sprawdzamy zegarki i ewidentnie widać, że było za mocno na pierwszych kilometrach. Jeżeli mówisz o gotowych planach to są one rewelacyjne do momentu, w którym zawodnik potrafi panować nad samym sobą, słuchać swojego organizmu i połączyć to ze swoją pracą i rodziną. W innym przypadku zazwyczaj kończy się szybkim zniechęceniem lub kontuzjami. Wsparcie trenera, który słucha i potrafi zadecydować za zawodnika wydaje mi się bezcenne.
M.N Jak wygląda Twój standardowy tydzień biegacza (dzień to zbyt mała miara)? Jak osoba nie będąca zawodowcem jest w stanie tak zagospodarować godziny dnia, aby rejestrować swój biegowy progres. Wiem, że poświęcasz dużo czasu nie tylko na treningi, ale i opiekę okołotreningową – odpowiednie odżywianie, regenerację, sen. Opowiesz nam co robić, aby wyciskać z nich jak najwięcej korzyści?
P.C Staram się planować wszystko wcześniej i przynosi to efekty. W tym roku miałem dokładnie zaplanowane starty, pracę, wyjazd na obóz i przyłożyłem się do diety. Wszystko zależy od momentu, w którym jestem pod względem przygotowania. Początek zimy to czas kiedy kończy się odpoczynek, a zaczynają spokojne biegi, kilometraż (około 120km tygodniowo), później zwiększa się dystans i pojawia się trening jakościowy.
- Miałem w tym roku postanowienie noworoczne, aby skupić się na odżywianiu, a jak to z każdym postanowieniem – było trochę odkładane. Zacząłem od marca konsultować dietę z Ulą Somow. Czasu nie mieliśmy zbyt dużo, ale skupiliśmy się na jakości bez drastycznych zmian. Zamierzam wycisnąć jeszcze więcej z diety przed kolejnymi startami, według mnie to bardzo istotny element.
- Jeżeli chodzi o nawadnianie to piję dużo wody w ciągu dnia – około 3 litrów. Po każdym treningu elektrolity.
- Sen… Staram się spać od 6-8 godzin, z tym różnie bywa, ale cały czas walczę.
- Jeżeli chodzi o regenerację, w trakcie fazy przygotowawczej – w minimum tygodniowym odstępie od startu robię solanki. Towarzyszą mi od początku przygody z bieganiem i w regeneracji działają na mnie najlepiej. Niektórzy wolą zimno, te dwie metody połączone ze sobą w tym roku pozwoliły mi nie chorować. Morsowałem – świetna sprawa i kolejna próba żeby sprawdzić samego siebie!
- Rolowanie… Nie lubię tego strasznie, ale kieruję się tym, że jeżeli mi to pomaga w realizowaniu treningów to będę cierpiał. Po trzech systematycznych tygodniach rolowania 2-3 razy w tygodniu – boli tylko trochę.
- Kompresja jak dla mnie to tylko skarpety po treningu. Kiedyś pod wpływem mody startowałem w opaskach, ale nie odczułem u siebie różnicy.
- Masaże… bardziej fizjoterapia, to kolejna z tych rzeczy nieprzyjemnych, ale bardzo skutecznych. Na początku swojej biegowej przygody pojawiałem się u fizjoterapeuty w momencie kiedy bolało, zazwyczaj było za późno i musiałem cierpieć 2-3 razy bardziej. Teraz staram się działać zapobiegawczo, na tyle, na ile mam na to możliwość.
Dwie rzeczy związane z bieganiem, w które warto zainwestować to dobre buty i fizjoterapeuta!
M.N Opowiedz o przygotowaniach do Maratonu w Dębie. Ile trzeba trenować, aby biegać na Twoim poziomie. Jak wyglądał Twój tygodniowy plan treningowy?
P.C Maraton w Dębnie był chyba najlepszym jeżeli chodzi o zrealizowanie planu. Po okresie zimowym, niby czułem się dobrze, ale a propos prędkości nie wiedziałem na co mnie stać. W drugiej połowie stycznia wystartowałem w kultowej “Chomiczówce” na dystansie 15km (52:07), okazało się, że nie mam powodów do zmartwień i trzeba zacząć trenować pod maraton. Od tego czasu byłem zmotywowany i skupiony na dystansie maratońskim.
Ciężko jest odpowiedzieć ile trzeba trenować, żeby biegać na moim poziomie. Tak jak wspominałaś każdy jest inny… Ja biegam około 120-160 kilometrów tygodniowo, zależy od momentu przygotowań. Nie jestem zawodowcem więc stwierdziłem, że muszę zadbać o dodatkowe rzeczy, żeby wytrzymać ciężki trening. Więcej rolowania i wzmacniania.
M.N Na maratonie w Dębnie wykręciłeś niesamowity czas. Czy to był Twój główny tegoroczny cel czy raczej wypadek przy pracy?
P.C Takie ‘wypadki przy pracy’ chciałbym mieć zawsze. Dębno to był cel główny do połowy roku, w zależności od tego rezultatu miałem zamiar planować dalej. Teraz już wiem, że chcę pobiec maraton w jeszcze lepszym czasie.
M.N Maraton w Dębnie biegłam kilka lat temu. Pamiętam jego kameralną, choć profesjonalną atmosferę, trasę wiodącą mało zaludnionymi drogami, koguty piejące przy mijanych drogach, syreny ochotniczej straży pożarnej i kibiców, którymi byli mieszkańcy domów – wyglądali zza płotów i … zapraszali na kiełbaski z grilla. Czy w tym roku klimat tego miejsca został zachowany?
P.C Biegłem pierwszy raz w tym maratonie, ale już wcześniej słyszałem dużo dobrego o tym miejscu. No może poza wiatrem, który skutecznie utrudnia szybsze bieganie. Wbiegając na kolejną pętlę, która wiodła przez las i mniejszą miejscowość, byłem trochę zrezygnowany, że jeszcze tyle kilometrów, a ja biegnę sam i nie mam kibiców. Mieszkańcy teoretycznie się pojawiali, ale nie zawsze dopingowali. Ja lubię jak coś się dzieje, więc postanowiłem rozruszać atmosferę! Na jednej z posiadłości, na ogrodzeniu, Pan miał postawiony złocisty trunek, który popijał i z tej perspektywy w ciszy obserwował biegaczy. Poprosiłem Pana, żeby wypił moje zdrowie, wtedy towarzystwo znacznie się ożywiło dopingując…
M.N Dębno za moich czasów, to były trzy pętle. Jedni boją się takiej formy, inni chwalą. Jak odczuwasz taką formę ułożenia trasy – wolisz jedno duże kółko czy taką fragmentaryzację?
P.C Ja, na podstawie wcześniejszych opowieści znajomych, w tym roku nie mogłem się połapać, o co chodzi z trasą. Słyszałem, że się zmieniła. Tym razem były dwie małe pętle po mieście i dwie duże po obrzeżach. Teoretycznie nigdy nic nie miałem przeciwko bieganiu na pętli, lubiłem liczyć ile muszę mieć na kolejnej. Tutaj było trochę inaczej. Świadomość drugiej dużej pętli nie ułatwiała mi zadania. Z drugiej strony zawsze przed startem tłumaczę sobie, ze trasa nie ma znaczenia. Wśród biegaczy zauważam za dużo analizy tras i zwracania uwagi na to co jest na około. Podczas startów kieruję się prostą zasadą – BIEC.
M.N Zdaj nam proszę relację z trasy – jak się czułeś, czy rywalizowałeś, czy korzystałeś z bufetów, czy miałeś jakieś wzloty i upadki.
P.C Nie pamiętam za bardzo tego co się działo. Jeżeli udaje mi się wyłączyć myślenie podczas biegu wychodzi mi dużo lepiej. Do 18 kilometra biegliśmy we trójkę, mając dobre tempo, które zapowiadało wyniki na 2:30. Jeden z kolegów poczuł się za dobrze i zaczął “zrywać” tempo, natomiast drugi – słabnąć. Z racji tego, że podchodzę do dystansu z pokorą stwierdziłem, że za wcześniej na taki krok i zacząłem trzymać swoje. Niestety w samotnej walce tempo z 3:33/km spadło na 3:35-38″/km. Kolega, który uciekł mi na 18 kilometrze osłabł na 32 z powodu skurczów. Na mnie zadziałało to jak płachta na byka. Coś w tym jest, że jeśli czujemy “krew” zawodnika z przodu potrafimy się jeszcze zebrać i gonić. Później biegłem już na “autopilocie”, coś się działo, ale nie do końca wiem co, niby dobrze się czułem, ale nie mogłem się zebrać do szybszego biegu. Na 38 kilometrze zauważyłem kolejnego zawodnika, więc pojawił się następny podryg do walki, w tych okolicach usłyszałem też, że jestem w pierwszej dziesiątce, co również zmotywowało do trzymania tempa – na tyle, na ile to możliwe.
Jeżeli chodzi o bufety, to od pewnego czasu piję głównie wodę i zjadam swoje żele. Nie eksperymentuję z tym co jest dostępne na punktach. Jeżeli chodzi o napoje, staram się uzupełniać elektrolity przed maratonem, żebym nie musiał skupiać się na tym podczas samego startu.
M.N Trenujesz sam czy w grupie? Co sądzisz o takiej formie treningu? Jako kobieta lubię biegać z mężczyznami, bo wiadomo wówczas, że trening będzie solidniejszy. Czy masz swojego motywatora, no i co sądzisz o biegających kobietach (pytanie podchwytliwe)?
P.C Ogólnie większość czasu trenuję sam. Zdarzają się wspólne treningi odkąd stwierdziłem, że chciałbym poznać starą, dobrą szkołę treningu. Trafiłem do “stajni” trenera Marka Jakubowskiego, który zajmuje się zawodowcami, m.in. Iwoną Lewandowską, Emilem Dobrowolskim, Kubą Nowakiem… lista jest długa. Wtedy też zaczęły się wspólne treningi, od czasu do czasu. Pamiętam, jak w tamtym roku pojechałem na pierwszy obóz treningowy i trafiłem na trening z Iwoną – było to bardzo ciekawe doświadczenie dla mnie i moich nóg. Jeżeli chodzi o motywatora, to jest nim każdy kto mnie wyprzedza. Miałem już ich tylu przez ten czas, że ciężko zliczyć. Z roku na rok ta lista się zmniejsza… (śmiech). Mam dziewczynę, która bardzo mnie wspiera w tym co robię, więc jeżeli chodzi o biegaczki, to życzę im super formy i radości z tego co robią!
M.N Jakie masz plany na najbliższy czas i ten trochę dalszy? Czy im dalej w las, tym ciężej łamać kolejne sekundy (w Twoim przypadku zdaje się, że nie, bo o ile dobrze się zorientowałam – połamałeś życiówkę o 8 minut?)
P.C Chciałbym w tym roku złamać 2:30 na maratonie – to jest główny cel. Jeżeli chodzi o prędkości, to muszę w miarę naturalny sposób przez to przejść. W moim przypadku gwałtowne zwiększanie prędkości może zakończyć się kontuzjami. Tutaj muszę skupić się na małych krokach i starać się stopniowo zwiększać obciążenie. Z przeszłością szachisty ciężko mieć prędkość, ale wierzę w to, że mogę jeszcze biegać szybciej, na krótkich dystansach. Jeżeli chodzi o dalsze plany to przekuć progres z tego roku na następny w maratonie.
M.N Czy sprzęt używany podczas biegania ma dla Ciebie znaczenie? Czy korzystasz ze specjalistycznej pomocy – inne buty na wybiegania, inne na akcenty, etc.
P.C Ostatnio łapię się na tym, że bardzo lubię buty do biegania, uwielbiam! Staram się dzielić buty w zależności od treningu, rozbiegania – NB FreshFoam1080 (duża amortyzacja), resztę wykonuję w moim ulubionym modelu NB Fresh Foam Zante – to but, w którym mógłbym biegać wszystko. Na szybkie treningi zakładam “startówki” – NB1400, szybki lekki but, póki co dla mnie sprawdzający się do dystansu półmaratonu. Na maratonie cenię sobie jeszcze – Fresh Foam Zante, które mają więcej amortyzacji. W tym sezonie chciałbym wprowadzić kolce, które pomogą mi trochę z prędkościami.
M.N Czy uważasz, że wplatanie innych sportów na Twoim poziomie trenowania ma sens/jest wskazane? Czy potrafisz zwyczajnie zrelaksować się, iść z dziewczyną na rower, rodziną na basen, zagrać w piłkę czy raczej pilnujesz się i wolny czas przeznaczasz na leżenie do góry brzuchem, aby odciążyć nogi?
P.C Staram się cieszyć tym co robię, więc nie mogę popadać w skrajności. Często łapałem się na tym, że kiedy szedłem ‘zrelaksować się’ na basen, to i tak ze swobodnego pływania zaczynał się mocniejszy trening. W ostatnim czasie ograniczyłem inne aktywności. Zdarza mi się wyjść na spacer i pojeździć na rowerze, ale lubię też po prostu usiąść, poczytać książkę i odpocząć. Uświadomiłaś mi właśnie, że ostatnio przestałem uprawiać inne sporty – wszystko podporządkowałem bieganiu, ale jest mi z tym dobrze, więc póki co zostanę przy tym.
M.N Czy grzeszysz jedzeniowo – alkohol, słodycze?
P.C Słodycze – tak grzeszę! Fakt, że od pewnego czasu daję sobie na to jeden dzień w tygodniu, góra dwa. W takim dniu zjadam opakowanie ptasiego mleczka i mam dość na cały tydzień. Co do alkoholu ograniczyłem znacznie. Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi jeżeli potrafią znaleźć umiar. Mi alkohol nie pomaga w tym co robię, więc go ograniczam. Czasami po udanym starcie, dla tzw. resetu, pozwalam sobie napić się piwa, ale po chwili wracam do treningowego rygoru i unikam.
Kończąc naszą rozmowę chciałabym zaprosić Cię do zabawy “pieprz czy sól”. Wybierz proszę jedną z poniższych opcji:
trening rano czy wieczorem
wybiegania czy szybkie akcenty
po śniadaniu czy na czczo
okienko węglowodanowe czy najpierw prysznic
z pięty czy ze śródstopia
żele czy batony energetyczne
woda czy izotonik
podbiegi czy zbiegi
na tempo czy na tętno
bieżnia czy teren
witasz czy przebiegasz obok
z uśmiechem czy z grymasem walki
Dziękuję za wyczerpującą rozmowę i powodzenia – trzymam(y) kciuki.
Dzięki, było miło.