Jak podają różne internetowe źródła, Eskimosi mają na niego od kilkunastu do kilkuset określeń(?!). Nie dociekałem, skąd taka duża rozbieżność, ale pewne jest, że to, co my zwykliśmy nazywać po prostu śniegiem, w ich warunkach życia posiada wiele więcej znaczeń i na pewno pełniej obrazuje to zjawisko. My wiemy, że jest biały, zimny, jak kaszel bywa suchy lub mokry i lubią go dzieci (oczywiście nie tylko). Poniższy tekst bynajmniej nie będzie o etymologii tego słowa i jego wariantów na dalekiej północy, ale o tym, co spotkało nas w bieżącym roku.
Już od kilku sezonów nie mieliśmy tak sporych opadów śniegu. Jeżeli pojawiał się i utrzymywał w większej ilości, to raczej w wyższych partiach gór lub było go niewiele i zaraz znikał. Poprzednie łagodne zimy sprawiły, że my biegacze trochę odwykliśmy od konsekwencji, jakie niesie ze sobą oblodzona i zaśnieżona nawierzchnia. Teraz przyszło nam przypomnieć sobie, jak to jest nawet przy spokojnym biegu walczyć o każdy krok i szukać właściwego miejsca do postawienia stopy. Opcja treningu na bieżni mechanicznej w klubie fitness ze względu na pandemię odpada – pozamykane na cztery spusty, a baza tlenowa pod przyszłą formę sama się nie zrobi.
Nie ma co narzekać: Zima jest piękna!
Żeby jednak móc w pełni cieszyć się jej urokami w trakcie biegu, nie mieć zesztywniałego karku i unieruchomionej głowy ze wzrokiem wciąż wbitym w ścieżkę, po której się poruszamy, potrzebujemy po prostu przyczepności. Crossowe buty, nawet te z długimi kołkami, które sprawdzają się w terenie błotnistym, na śliskim, zimowym, nierzadko oblodzonym szlaku nie radzą sobie. Miałem okazję przekonać się o tym podczas jednego z crossów na Wielką Sowę. O ile na podbiegach nie było jeszcze tak źle (po poślizgu najwyżej podparłem się z przodu dłońmi), o tyle zbiegi to był istny koszmar. Cudem nie przewróciłem się wtedy, a byłem tak obolały walką o każdy krok, że odebrało mi to całą frajdę z biegu. Decyzja po powrocie do domu była szybka i stanowcza: kupuję raki!
Na rynku dostępna jest cała gama antypoślizgowych nakładek na buty lub samych butów zaopatrzonych w kolce, sprężyny lub różnego rodzaju raki do poruszania się w zimowych warunkach. Co wybrać i co się sprawdzi w biegu? Wtedy zdecydowałem się na zakup antypoślizgowych sprężyn, które może nie najgorzej sprawowały się na śliskich nawierzchniach, ale po około 70 km popękały. Prawdopodobnie stało się tak na skutek „spotkania” z kamieniem lub jakąś odsłoniętą częścią twardej nawierzchni. Temat nakładek do biegania pozostał otwarty.
Wtedy to do testów otrzymałem nakładki (raki) biegowe Veriga Runtrack.
Raczki te są jednym z szerokiej gamy produktów oferowanych przez firmę. W swojej ofercie posiadają również – oprócz różnych innych antypoślizgowych nakładek miejskich lub wysokogórskich – także łańcuchy śniegowe na koła do samochodów oraz specjalistycznych pojazdów przemysłowych i leśnych – tu o produktach firmy www.veriga-lesce.com.
Produkowane są one w trzech rozmiarach: M (36-41), L (41-44,5), XL (45-48), a ich masa to kolejno 238g, 246g i 256g. Wraz z kolcami oferowana jest nerka biegowa z wewnętrzną zamykaną kieszonką na telefon, zabezpieczonym gumowymi wstawkami wyjściem na kabel do słuchawek i koszyczkiem na bidon. Same raczki wykonane są: w spodniej części z dwóch identycznych stalowych podkładek w kształcie „połówki klepsydry”, z czterema ząbkowanymi wypustkami długości ok. 10mm. Połączone są ze sobą systemem ogniw i linek zabezpieczonych otuliną z tworzywa sztucznego. Wierzchnią część stanowi miękka i rozciągliwa silikonowa opaska połączona z dolną konstrukcją czterema łańcuszkami (po dwa z przodu i z tyłu).
Nie pozostaje nic innego tylko sprawdzić je w terenie. Z racji odwilży w dolinach udałem się w Góry Kamienne, okolice schroniska Andrzejówka.
Zakładanie raków
Samo zakładanie raczków nie sprawia żadnych kłopotów. Trwa w zależności od wprawy, od kilku do kilkunastu sekund, a odbywa się poprzez włożenie czuba buta w uprząż i naciągnięcie tylnej części silikonowej opaski (posiada do tego chwytną wypustkę na zapiętku) na tył buta.
W dniu testu panowały dodatnie temperatury (około 3-4 stopni), śnieg był wilgotny i lekko klejący. W miejscach nasłonecznionych trafiałem na „śniegową breję”,w zacienionych zaś na zmarznięty śnieg i oblodzenia. Można powiedzieć, że podczas biegu miałem prawie całe spektrum zimowych warunków. Bieg (poza jednym wyjątkiem, o którym za moment) odbywał się po częściowo udeptanym przez turystów szlaku, a luźna pokrywa śnieżna wynosiła 15-20cm.
Zacząłem od rozgrzewki truchtem, po czym trasa zaczęła przybierać pofalowaną formę i można się było „pobawić” w dynamiczniejsze bieganie. W trakcie spokojnego biegu buty wraz z nakładkami zachowywały się bardzo dobrze. Spokojnie, luźno i bez niekontrolowanych poślizgów można było napawać się zimowymi widokami, ciesząc swobodnym biegiem.
Kolejnym testem dla nakładek były podbiegi, a jako że był to cross po górach, więc tych nie brakowało. Tu dało się odczuć efekt mocno zwiększonej przyczepności, jednak przy pokonywaniu bardziej stromych wzniesień, pracując tylko przednią częścią stopy, grzebnięcie odjeżdżało trochę wraz ze śniegiem. Przypomnę, że była dodatnia temperatura i śnieg miał zwiększoną tendencję do osuwania się, dlatego za bardzo się tym nie przejąłem. Na zacienionych częściach trasy, gdzie podłoże było zmrożone i twardsze, było o wiele stabilniej.
Próba szybkiego podbiegu
Niestety raczki właśnie na podbiegach (zwłaszcza tych mocniej pokonywanych, na samym śródstopiu i bez kontaktu z piętą) miały lekką tendencję do zsuwania się spod podeszwy buta. Przednia ich część rotowała do zewnątrz i dwukrotnie zatrzymywałem się, żeby je poprawić.
Zbiegi natomiast to czysta przyjemność. Po pierwsze dlatego, że jest z górki :-), po drugie (w tym przypadku), że pełen kontakt stopy z podłożem, nawet przy mocniejszym tempie, gwarantował bardzo dobrą i w pełni kontrolowaną przyczepność. Obydwie blaszki z rakami wgryzały się w śnieg, a stabilna pozycja w czasie zbiegów to podstawa biegu w zimowych warunkach. Bez wystarczającej kontroli można sobie napytać biedy, z czego cieszyć się mogą później tylko lekarze ortopedzi i fizjoterapeuci.
Pod koniec biegu postanowiłem w drodze wyjątku zejść z szerokich, utwardzonych szlaków i „zaliczyć” okoliczną górkę – Waligórę. Droga na nią wiedzie przez las i można o niej powiedzieć, że bynajmniej nie jest łatwa: na zaledwie 300m odcinku szlaku różnica wzniesień wynosi 122m. Szybko, bo po 50m czegoś, co na pewno biegu nie przypominało, grzecznie zawróciłem, dając Waligórze powód do dumy, że odrzuciła kolejnego śmiałka. Tego dnia i na czworakach bym nie wszedł (też spróbowałem).
Podsumowując, biegowe raki Veriga Runtrack dobrze spisują się w tych warunkach, do których zostały stworzone. Są nimi śliskie, oblodzone nawierzchnie oraz ubity, twardszy śnieg. W głębszym oraz mniej stabilnym, mokrym śniegu radzą sobie nieco słabiej. Do takich zadań trzeba już użyć raków z dłuższymi kolcami. Można cieszyć się bieganiem lub bezpiecznym spacerem po utrwalonych leśnych ścieżkach lub nieodśnieżonych alejkach parkowych. Ich dodatkową zaletą jest zastosowanie w spodniej części stalowych linek zamiast łańcuszków, a fakt, że są one zabezpieczone otuliną z tworzywa, minimalizuje efekt sklejania się śniegu pod butem. Silikonowa, wierzchnia część jest gruba, elastyczna i sprawia wrażenie wytrzymałej na ewentualne mechaniczne uszkodzenia. Oryginalna nerka (pokrowiec) wraz z kieszenią na bidon i miejscem na komórkę tworzy kompletny zestaw. Jak śnieg i lód na trasie się kończy, to ściągamy, chowamy i biegniemy dalej. Nie marudzimy, że znowu sypie – Idziemy biegać! Truckerzy na pożegnanie mówią: szerokości, a my sobie życzmy: przyczepności 🙂
Świetne to Dareczku: ”
grzecznie zawróciłem, dając Waligórze powód do dumy, że odrzuciła
kolejnego śmiałka” 😀 Wrzucam do kanonu cytatów 😀
Daruś wierszokletą powinien zostać 🙂