Żyjemy w zwariowanych czasach. Wydaje nam się że jesteśmy zabiegani do tego stopnia, że nie wystarcza nam na wszystko czasu. Rzeczywiście, jest w tym trochę prawdy. Jesteśmy coraz bardziej ambitni.
Chcemy się ciągle rozwijać, realizować, żyć pełnią sukcesu (cokolwiek to dla nas znaczy). Jest to niezwykle trudne zadanie, bo oprócz spełniania marzeń konieczne jest też spełnianie potrzeb. Aby osiągnąć wszystkie cele jakie sobie stawiamy oraz zaspokoić nasze podstawowe potrzeby, w dzisiejszych realiach musimy stać się świadomymi panami własnego kalendarza. W idealnej sytuacji powinno się w nim znaleźć wystarczająco dużo miejsca na naukę, pracę, rodzinę, znajomych, hobby, aktywność fizyczną i odpoczynek. Planowanie jest tu oczywiście kluczowe. Niestety nawet najlepszym organizatorom nie zawsze się udaje utrzymać stan tak perfekcyjnej równowagi. Stawiamy sobie priorytety według własnego uznania i realizujemy je, nierzadko kosztem innych rzeczy ważnych.
Z badań naukowych wynika, że aktywność fizyczna jest raczej nisko na liście priorytetów przeciętnego obywatela. Dlatego w sytuacjach kryzysowych, kiedy w kalendarzu rzeczywiście jest ciasno, to właśnie ten aspekt naszego życia schodzi na dalszy plan. Mówimy: “nie mam na to czasu!” i nie robimy ze sobą nic. Nic a nic. Nie kiwamy nawet palcem, wychodząc z założenia, że sprawa aktywności fizycznej jest czarno-biała. Albo ćwiczymy na serio i na całego albo… no cóż, nie ćwiczymy w ogóle. Do braku aktywności fizycznej często dochodzi jeszcze stres związany z innymi zadaniami, które są na liście “do wykonania”, nieregularny sen i kiepskie odżywianie. Panuje złudne przekonanie, że aby być aktywnym fizycznie trzeba grać w klubie, mieć karnet na basen albo siłownie, biegać maratony. Słowem – trzeba mieć w kalendarzu kilka godzin tygodniowo zarezerwowane wyłącznie na sport lub aktywność fizyczną. Guzik prawda!
Uważam, że każdy, nawet najbardziej zabiegany i zamotany delikwent, może być w pewnym stopniu na co dzień aktywny fizycznie. Jak? Po prostu korzystając z nadarzających okazji. A tych jest wokół nas multum. Zacznijmy od wyboru środka transportu po drodze do szkoły, pracy lub na spotkanie. Zamiast pojazdu silnikowego (autobusu, samochodu, motoru czy skutera), przesiądź się na rower, pójdź albo pobiegnij. W Londynie takie bieganie do pracy lub z pracy jest u tamtejszych mieszkańców na porządku dziennym. W potoku godzin szczytu, wśród czarnych taksówek i czerwonych autobusów suną też biegacze. Możesz też zacząć uprawiać poranny spacer albo przebieżkę, tak w ramach pobudki pozytywnie nastrajającej na nadchodzący dzień. Jeśli jednak cały czas uważasz, że to zbyt czasochłonne, zaparkuj trochę dalej od miejsca docelowego albo wysiądź dwa przystanki wcześniej i przejdź się ten ostatni kawałek. To też naprawdę dobrze Ci zrobi!
Jak już jesteś w budynku użyj schodów zamiast windy. A co? Często jest nawet tak, że wspinaczka oprócz korzyści zdrowotnych, przynosi też zaoszczędzone minuty. Ileż razy trzeba czekać na tę przeklętą windę!? Czekając w kolejce można się też porozciągać, a przy poprawnej technice dźwigu, nawet przenoszenie różnych przedmiotów może mieć pozytywne skutki. Sam cieszę się na noszenie zakupów nazywając tę czynność “darmową siłownią”.
Jestem zatem wielkim zwolennikiem takich właśnie nieformalnych aktywności fizycznych. Oczywiście, nie ma się co oszukiwać. Niemożliwym jest zbudowanie sprawności fizycznej wyłącznie na podobnych “ćwiczeniach”. Jeśli ktoś chce poprawić swoją wydolność, polecam bieganie, pływanie albo fitness. Jeśli w grę wchodzi gibkość, warto pomyśleć o jodze. A po siłę najlepiej wybrać się do siłowni. Na poprawienie poszczególnych aspektów sprawności fizycznej nie znam innej recepty, ani żadnych półśrodków. W zależności od ambicji i celów należy włożyć w to trochę planowania, a potem czas i pracę. Jednak oprócz zorganizowanej aktywności fizycznej, dobrze mieć też w płucach tę nieformalną, zintegrowaną z życiem codziennym. Wtedy czynności uznawane za ćwiczenia wykonują się same, bez dodatkowego planowania. A to wychodzi tylko na zdrowie i lepsze samopoczucie!