Zastanówcie się, jak wiele prawdy kryje się w stwierdzeniu, że czasami najprostsze rzeczy najłatwiej zepsuć. Dobry przykład znajdziemy m.in. w kuchni, gdzie wystarczy, że do zupy wsypiecie odrobinę za dużo soli i odbije się to negatywnie na jej smaku. Nie inaczej będzie ze sprzętem do biegania. Zdarza się, że nawet w najprostszych koszulkach jeden szew zapewni Wam festiwal obtarć, a odrobinę za wysoko poprowadzony zapiętek w nowych butach będzie Was uwierał przy każdym kroku. Wbrew pozorom, nie jest prosto robić proste produkty. Im są one mniej skomplikowane, tym bardziej w oczy rzucają się wszelkie błędy. Tym razem przedmiotem mojej recenzji będzie para klasycznych leginsów Nessi. Czy tak prostą rzecz dało się zepsuć?
Czerń zawsze modna
Podobno „małą czarną” kobieta może założyć na wiele okazji i chociaż nie mam za grosz doświadczenia w noszeniu sukienek, to z pewnością podobnie będzie z czarnymi leginsami. Nessi zasłynęło produkcją kolorowych, mocno rzucających się w oczy ubrań, lecz tym razem postawili na klasykę – leginsy SDM1 to po prostu czarne, długie, obcisłe męskie spodnie do biegania. Jednak powściągliwość w kwestii designu męskich leginsów to moim zdaniem klucz do sukcesu. Ostatecznie, jeżeli komuś zależy, by się wyróżnić, to może to zrobić za pomocą kurtki, czapki czy kolorowych butów – czarne spodnie w tym nie przeszkodzą, a z drugiej strony jest to rozwiązanie, z którego chętnie skorzystają wielbiciele stonowanej kolorystyki. Dla każdego coś dobrego.
Nessi na czasie
Jest jednak jeden element, który ma wyróżnić SDM1 na tle konkurencji – duże, odblaskowe wstawki na udach oraz mniejsze na łydkach. To rozwiązanie idealnie współgra z wprowadzonymi niedawno przepisami dotyczącymi korzystania z odblasków w terenie niezabudowanym, a jednocześnie poprawia naszą widoczność w warunkach miejskich. Tu jednak pojawia się jeden problem: nie do końca rozumiem, dlaczego akurat z tyłu odblaski są mniejsze. Wydaje mi się bardziej logiczne, by potęgować naszą widoczność z tyłu, ponieważ z przodu za nasze bezpieczeństwo w znacznej mierze odpowiedzialne są oczy. Tu jednak odblaski umieszczono zgodnie z inną logiką. Być może producent dał z tyłu pole do popisu dla kurtki lub innego fragmentu odzieży, niemniej wydaje się to dziwne.
Poproszę „ledżinsy z lajkry”
Leginsy Nessi są bardzo komfortowe. Brak zamka błyskawicznego i dużej liczby przeszyć, do których przyzwyczajają nas inni producenci, sprawia, że możliwość obtarcia naskórka w trakcie treningu jest minimalna. Lycra to z kolei gwarancja znacznej rozciągliwości – materiał nie krępuje nam ruchów, co sprawdzałem nie tylko w trakcie biegu, ale także na siłowni. Dodatkowym atutem dla nieco większych biegaczy będzie fakt, że krój spodni pozostawia nieco więcej miejsca na wysokości pośladków. Dzięki temu także ci nas, którzy „mają na czym siedzieć” (a zaliczam się do tej grupy), powinni być zadowoleni.
Jak się okazało podczas treningów, uniwersalny w tych leginsach jest nie tylko wygląd, ale i stopień ocieplenia, bowiem nie są one ani zbyt cienkie, ani za grube. Dzięki temu doskonale sprawdzały się w jesiennych warunkach, które akurat zawitały do Polski, gdy dostałem je do testów. Wydaje mi się (choć tego akurat nie miałem możliwości sprawdzić), że w trakcie chłodniejszych letnich dni także nie powinno być w nich zbyt gorąco. Z drugiej strony ich rozciągliwość sprawia, że bez problemów wciśniemy pod spód dodatkową warstwę w postaci kalesonów (dziś ładnie określanych jako „bielizna biegowa”). Dzięki temu SDM1 posłużą nam także w trakcie najmroźniejszych zimowych dni.
Klasyka wygrywa
Pozostaje mi przejść do podsumowania. Nie będę ukrywał, że w moim odczuciu nowe leginsy Nessi doskonale spełniają swoje zadanie – to po prostu (tylko i aż) klasyczne biegowe „lajkry”, które każdy biegacz powinien mieć w szafie, gdy nadchodzi mróz (o ile nie wybiera spodni szerokich). Klasyczny jest kolor, krój oraz kieszonka na klucze bądź telefon, którą znajdziemy z tyłu. Rozwiązaniem nowym są wspomniane odblaski i to jedyna rzecz, do której mam zastrzeżenia. Gdyby odblaskowe wstawki na łydkach były równie duże jak te na udach, to byłbym zmuszony do napisania samych pochwał. Nessi tej zupy nie przesoliło!