Spis treści
- “Maratonu nie pokonasz bez silnej woli walki”
- Historia ściany – jak powstała legenda?
- “Spotkanie z murem Winterfall to wina tylko i wyłącznie złej taktyki”
- “Taktyka jest finalnym elementem treningu, a rezultatem końcowym taktyki jest wynik na mecie”
- Kilka przykładów:
- Zbiór internetowych bzdur dotyczących maratońskiej ściany.
- Wszystkiemu winny jest człowiek
- “W myśl zasady: im wolniej, tym dalej zabiegniesz”
Owiana legendą maratońska ściana pojawia się nagle niczym biały szkwał, trwoniąc ciało biegacza. Jest jak trucizna o spowolnionym działaniu. Im dłużej stawiamy jej opór, tym mocniejsze są katusze dla ciała i psychiki. Często widząc walczącego o życie i każdy metr biegacza żartobliwie mówi się, że on porusza się już tylko siłą woli, bo mięśnie i płuca już dawno umarły…
“Maratonu nie pokonasz bez silnej woli walki”
W internecie i świecie biegaczy krąży wiele bajek na temat maratońskiej ściany. Co gorsza, powielają je portale o tematyce biegowej. W ten sposób utwierdzając w głowie biegacza, że wysoki mur jest czymś naturalnym, tak jak oddychanie.
Historia ściany – jak powstała legenda?
Kiedyś jeden człowiek przebiegł dystans maratoński, na imię miał Filippides. Nieszczęśnik dotarł do mety, ale umarł z wycieńczenia organizmu. Wieki po jego wyczynie wymyślono zawody biegowe na długim dystansie – 42,195m (już po zmianie długości rozgrywanego biegu maratońskiego przez “wymogi” brytyjskiej królowej). I tak co start ludzie biegają i męczą się podczas wyścigu. W latach 50-80-tych drugiej połowy XX wieku, gdy żywienie człowieka i wiedza na temat treningu maratońskiego nie była tak dobrze rozwinięta jak dziś, nie słyszało się o tylu ścianach, co w dzisiejszych czasach. Ludzie byli lepiej przygotowani do biegania (chodzi o całą grupę uczestników – szczuplejsi, wybiegani itd.). Wiadomo, że też zdarzały się im spotkania trzeciego stopnia z niezidentyfikowanym obiektem stojącym zwanym ścianą. Jednak nie były one tak częste, jak w XXI wieku. Biegacze przekazywali sobie wiedzę na temat ściany. Z pokolenia na pokolenie. Relacje ze spotkania były przekazywane, a każdy dodawał coś od siebie.
W czasach, gdzie maratończyków z roku na rok przybywa, pojawia się więcej biegaczy, mających za kumpla ścianę. Dzisiejsi biegacze, maratończycy to nie tak jak dawniej same szczypiorki, a ludzie o różnych sylwetkach (zatłuszczenie procentowe organizmu).
I tak brak odpowiedniej taktyki na bieg został ładnie zastąpiony terminem: Maratońska Ściana. Przecież lepiej jest zwalić winę za męczarnie na trasie na kogoś niż na samego siebie.
Ściana istnieje w każdym biegu, czy to na 1500m, 5km, 10km, półmaratonie lub ultramaratonie
Ona jest i będzie, tylko przybiera różne oblicze. Kto gnał na życiówkę na 10km i odcięło mu prąd na 8km wie, o czym piszę. Ostatnie dwa kilometry były ciężkie. Niestety, biegi długie mają to do siebie, że im wcześniej złapie nas “bomba”, tym dłużej musimy walczyć z ogromnym zmęczeniem, znużeniem psychicznym. Rzęzimy niczym stary silnik, tocząc nasze ciało do mety. Przeżywamy niezliczone wznosy i upadki dobrego/złego samopoczucia, koślawego kroku. Im dalej w las i im dłużej przebywamy w tym stanie krańcowego wycieńczenia, tym większy ból mięśni, żołądka, płuc i dół psychiczny. Często po biegu nie pamiętamy kilku ostatnich kilometrów. Jak urwany film po mocnej imprezie.
“Spotkanie z murem Winterfall to wina tylko i wyłącznie złej taktyki”
Nie jest to wina braku energii (tłuszczu mamy na pokonanie kilku maratonów), a tylko i wyłącznie złej taktyki. Czemu nie przygotowania? Bo ono nie ma nic do rzeczy. Taktykę opiera się o przygotowanie. Musi być adekwatna do poziomu, który aktualnie reprezentujemy. TAKTYKA jest finalnym elementem treningu, a rezultatem końcowym taktyki jest wynik na mecie. Będąc przygotowanym w maratonie na 3 godziny, nie mogę obrać taktyki na Rekord Świata, bo ściana przyjdzie po 2 kilometrze, a w szpitalu znajdę sie juz po 6km…
“Taktyka jest finalnym elementem treningu, a rezultatem końcowym taktyki jest wynik na mecie”
Ludzie, biegacze, przyjaciele przeżywają męczarnie w spotkaniu ze ścianą z powodu źle obranej taktyki, nieadekwatnej do poziomu wytrenowania czy warunków panujących na trasie.
Kilka przykładów:
1. Błąd taktyczny w postaci braku rozeznania trasy przed rozpoczęciem przygotowań.
Ludzie szykując się na maraton, trenują na płaskiej trasie. Na starcie okazuje się, że same zawody zawierają mnóstwo podbiegów.
Wyjście z sytuacji – obniżenie prędkości biegu oraz znaczące zwolnienie na podbiegach.
2. Brak zakładanej dyspozycji startowej na trasie.
Nie ma sensu się zarzynać. Czujesz, że nie jest to twój dzień i od pierwszych kilometrów bieg nie jest przyjemny. Prawdopodobnie nie trafiłeś z formą (sinusoida).
Wyjście z sytuacji – odpuść start na dwa sposoby:
- Pierwszy – poprowadź bieg znajomemu legitymującemu się gorszym czasem od twojego o przynajmniej 30 minut.
- Drugi – zejdź z trasy po 10 lub 21 kilometrze.
3. Zła interpretacja aktualnej “formy” startowej.
Założyłeś pokonanie maratonu w 2:30:00, a nie jesteś na to przygotowany. Utrzymasz daną prędkość przez jakiś czas, ale uwierz mi, że przywitasz się ze ścianą.
Wyjście z sytuacji – monitoruj tętno i prędkość biegu, wsłuchaj się w swój organizm i podejmij decyzję o tym, aby zwolnić/przyspieszyć.
“Organizm biegacza można porównać do silnika samochodowego. Pracujący silnik na maksymalnych obrotach przegrzewa się i psuje – pomimo tego, że paliwa ma jeszcze pół baku. Noga z gazu, obroty spadają i zajedziemy dalej. Tak samo jest z naszym ciałem. Im niższa intensywność, tym ściana jest dalej niż bliżej”.
Zbiór internetowych bzdur dotyczących maratońskiej ściany.
1. Mylenie pojęć- chwilowy kryzys a maratońska ściana.
Różnica pomiędzy chwilowym kryzysem a ścianą jest taka, że kryzys przechodzi, a ściana nie opuści nas do samej mety.
2. Ściana pojawia się, kiedy kończą się zapasy glikogenu i przerzucamy się na tłuszcze i ma to miejsce w okolicach 30-35 kilometra…
Fiu fiu… bracia Grimm nie powstydziliby się takiej teorii… U zawodowca glikogenu wystarczy na ok. 90 minut pracy. W tym czasie faktycznie przebiegnie ok 30km, ale amator biegnący na 3:30:00 ma w tym samym czasie pokonane 17-18km. Jakby tego było mało, jego zapas glikogenu już dawno się skończył na 9-11 kilometrze.
3. Trzeba robić długie 30-40km wybiegania, aby przyzwyczaić organizm do “jedzenia tłuszczy”.
Jeżeli amator już po 10km jedzie na tłuszczach, to po co robić 30-40km wybiegania? Można inaczej, sprytniej kierować treningiem.
4. Nie ma co podchodzić do maratonu bez długich treningów 30-40km.
Kilometry nie biegają, można maraton pokonać jeżdżąc na rowerze, biegając na treningu 10km, 20km – wszystko zależy od tego, jaki masz cel i od odpowiednio dobranej taktyki względem aktualnych możliwości biegowych.
5. Trzeba ładować się węglowodanami w ostatnim tygodniu a nawet dwóch przed startem.
Więcej szkody sobie zrobisz zmieniając gwałtownie, raz w roku, dietę na wysokowęglowodanową, niż pozostając przy starym nawyku żywieniowym, do którego jest przyzwyczajony twój organizm.
6. Jedz na trasie banany i cukier.
Tak było kiedyś, że tym częstowali biegaczy. Dziś wystarczy wciągnąć żel, który jest niebo lepiej przyswajany niż banan i lecieć dalej. Zaraz mi tu się odezwą miłośnicy zdrowego trybu życia wypominając, że żele to zło, jakby byli święcie przekonani, że za każdym razem jedzą świeżo zerwanego z drzewa ” banana Chiquita”. Ma więcej chemii niż żel. Wybór należy do biegacza. Jeden woli zajadać się bananami, drugi żelami. Patrząc na ten punkt otwartymi oczami to nikt z elity nie jedzie na papce z bananów, a te moim zdaniem szybciej przywołają ścianę niż myślisz (zakładając, że biegniesz na życiowy rezultat). Cukier czy w kostce czy w żelu działa jak narkotyk twardy i jego podanie szybko poprawia samopoczucie psychofizyczne.
7. Na dwa tygodnie przed maratonem trzeba wystartować w półmaratonie i pobiec go na maksa.
Nieliczni ze światowej czołówki decydują się na bieg w półmaratonie na dwa tygodnie przed docelowym startem. Jeżeli już wystartują, to start traktują treningowo (biegną go wolniej niż ich aktualne możliwości). Doskonale wiedzą, że wyprucie flaków na 21km na dwa tygodnie przed maratonem, skreśla ich całkowicie. Wyobraź sobie bieg wiosną a latem, gdy termometry wskazują 30 kresek. Latem ciężej?
8. Za wszelką cenę trzymaj ustalonego tempa biegu.
Tak się nie da, a może i da, ale się “zarżniemy”. Jest podbieg – zwolnij, na zbiegu nadrobisz. Gdy biegniesz, ze średnią prędkością 4:30 na płaskim odcinku i na podbiegu utrzymujesz tempo, robisz fatalny błąd, a jego skutki (zmęczenie) odczujesz za kilometr, a może za 5 czy 10km. Fail taktyczny zawsze wraca!
Wszystkiemu winny jest człowiek
Spotkanie ze ścianą jest tylko i wyłącznie winą źle obranej taktyki (np. zbyt wysokiego tempa biegu) względem aktualnej dyspozycji startowej (formy biegowej) i warunków trasowo-pogodowych.
Taktyka biegowa w skrócie – polega na treningowym zapoznaniu się z trasą (ułożenie treningów pod dany profil trasy – ukształtowanie terenu), na oszacowaniu tempa/intensywności wyścigu (w oparciu o zrealizowany trening i aktualne warunki atmosferyczne panujące na trasie biegu), zaplanowaniu przyjmowania jedzenia (żeli energetycznych, batonów, bananów), pobudzaczy, picia na trasie i ewentualnych środków przeciwdziałających kolce, bólom mięśniowym itp.
Rekordy padają przy otarciu się o ścianę. Biegnąc na 100% od przepaści (ściany) dzieli nas cienka linia. Cóż bicie rekordów nigdy nie jest łatwe.
Pokonać maraton może 90% ludzi i to bez treningu, kwestia obrania odpowiedniej taktyki.
“W myśl zasady: im wolniej, tym dalej zabiegniesz”
Zasada ta często jest tłumiona przez chęć bicia rekordów i lekceważenie dystansu, a ten potrafi jak mało kto nauczyć pokory.
Każdy wiek jest dobry na pokonanie maratonu. Nie ważne czy masz 20, czy 50 lat. Jeżeli masz zdrowe podejście do dystansu, wtem jesteś gotów, aby zmierzyć się z mitami na temat ściany.