Spis treści
Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę – tym, kultowym już cytatem z równie kultowego filmu można opisać codzienność wielu biegaczy w sezonie zimowym. Wychodzimy biegać przed pracą lub szkołą – ciemno, zbieramy się późnym popołudniem – też ciemno. Mało kto ma tyle szczęścia, by wcisnąć się z treningiem w te kilka godzin w ciągu dnia, gdy słońce daje o sobie znać i przy okazji temperatura wzrasta. Dla całej reszty, produktem równie znaczącym, co dobre buty, staje się latarka czołowa. W tej recenzji zajmę się nowym modelem firmy Mactronic o przykuwającej uwagę nazwie – Nomad.
Będę biegał czy polował?
Na początku trzeba zaznaczyć jedno: Nomad nie jest czołówką produkowaną z myślą o biegaczach, a jej wykorzystanie do tego sportu wiąże się z jednoczesną zgodą na fakt, że część rozwiązań najprawdopodobniej nam się nie przyda, a część pewnie mogłaby zostać odrobinę zmieniona, by wpasować się w warunki biegowe. Model Nomad wywodzi się ze sfery militarnej i dla takiej grupy użytkowników został zaprojektowany. Postaram się jednak wykazać, że zadowoli on wielu biegaczy, gdyż część rozwiązań w nim zastosowanych jest uniwersalna dla sprzętu tego typu. Na marginesie dodam, że Mactronic nie zapomina o biegaczach, dla których dedykuje model Luna.
Mówię jak jest…
180 lm to liczba, która musi robić wrażenie na biegaczach, trenujących to tej pory z czołówkami typowo biegowymi. Taką moc zapewnia dioda Samsung 3535, która zamknięta jest w niewielkiej, plastikowej obudowie. Wygląd Nomada pokrywa się z klasycznymi projektami czołówek biegowych – jedną komorę z całą elektroniką trzyma na głowie elastyczna opaska, którą od wewnątrz uzbrojono w silikonowe paski. Jest to rozwiązanie charakterystyczne, np. dla gogli narciarskich, które dzięki temu lepiej trzymają się śliskiej powierzchni kasku. W przypadku czapki również można odczuć pewniejsze trzymanie, niż to bywa w typowych opaskach.
Obudowa posiada dwa przyciski. Większym włączamy latarkę i przełączamy między trybami świecenia, mniejszym włączamy czerwoną diodę umieszczoną także na przedzie. Mactronic Nomad posiada cztery tryby świecenia: pełna moc, połowa mocy, 10% i 2%, a czas pracy dla każdego z nich to odpowiednio 40, 75, 180 i 280 godzin, dzięki czemu nawet przy maksymalnym wykorzystaniu jej możliwości wciąż będziemy mogli przebiec na jednym zestawie baterii dwie noce, co jest naprawdę dobrym wynikiem. To wszystko dzięki trzem bateriom AAA.
Pora na dyskotekę
I to dosłownie, ponieważ Nomad posiada cztery wymienne filtry, którymi można zmienić charakter wykorzystywanego oświetlenia. Dioda bez osłony zapewnia nam punktowe, bardzo mocne światło o imponującym zasięgu. W zestawie znajdziemy także przesłonę, dzięki której otrzymamy światło czerwone, zielone oraz niebieskie – to wspomniane militarne elementy Nomada, które niekoniecznie przydadzą się biegaczom. Zdradzę jedynie, że różne kolory pomagają nam w odczycie mapy (co akurat w biegu może czasami pomóc), bądź poprawia widoczność krwi (oby nam się nie przydało!).
Niewielka czerwona dioda, którą włączamy mniejszym przyciskiem, daje ciągłe światło bądź sygnał S-O-S. O poziomie baterii informuje nas niewielka zielona dioda schowana na prawej ścianie obudowy. Po włączeniu czołówki zaświeci się na zielono bądź żółto, co da nam informację o koniecznej wymianie baterii. Warto mieć ją na uwadze, ponieważ wymiana baterii w trakcie biegu może być kłopotliwa – otwarcie pokrywy palcami nie jest proste.
Na deser podajemy dyfuzor
Obudowa pozwala nam na jednoczesne bieganie z maksymalnie dwiema przesłonami na czole (używanymi pojedynczo). Jeżeli nie chcemy biegać z całym zestawem, pozostaje nam wybrać te najbardziej przydające się w trakcie biegu. Wybór na szczęście jest dość prosty i, mówiąc szczerze, dla biegacza niemal konieczny.
Pierwszą przesłoną, która znajdzie się w naszym podstawowym zestawie powinien być dyfuzor – nakładka nie posiadająca koloru, a jedynie właściwość rozpraszania światła. Jak już wspomniałem, „naga” lampa daje nam punktowe, mocne światło, które niekoniecznie przyda nam się w trakcie treningów. Dyfuzor sprawia, że światło zostaje rozbite, dzięki czemu otrzymujemy kilkumetrowy słup światła pod nogami, a dodatkowo światło pada także przed nas i na boki, niezależnie od tego czy akurat podnosimy lub skręcamy głowę.
To rozwiązanie jest bardzo praktyczne – pewnie nie tylko mi zdarzało się łapać w zęby gałęzie, gdy za bardzo skupiłem się na tym, co dzieje się pod nogami. Z Nomadem takie atrakcje najprawdopodobniej nam nie grożą, ponieważ rozproszone światło dyfuzora na bieżąco podświetla wszystko wokół. Mniej kręcenia głową to przy okazji więcej uwagi, którą możemy poświęcić bieganiu i pokonywaniu kolejnych przeszkód.
Drugą przesłoną może być zielona. Jeżeli wierzyć, że dzięki niej mapy staną się dla nas czytelniejsze w środku nocy, to ta opcja wydaje się bardzo rozsądna. Dodam, że zmiana przesłon w grubych rękawicach może sprawiać problemy (a co nie sprawia?), ale gołymi dłońmi możemy to robić nawet w trakcie biegu.
Pewnie i szybko przed siebie
Nie będę ukrywał, że dla biegacza Mactronic Nomad = dyfuzor. Bez tego systemu zakup tej czołówki mógłby nas rozczarować, z kolei dzięki niej otrzymujemy latarkę o wielkiej mocy z bardzo wygodnie padającym światłem, która da nam poczucie komfortu nawet przy bardzo szybkich biegach w trudnym terenie.
Wielkim atutem tego modelu są rozmiary, które odróżniają go od poprzednio testowanego przede mnie modelu (HLS-K2R). Nomada bez problemu spakujemy do kieszeni, a przy wadze 70 g nie poczujemy go ani na głowie, ani w bagażu. Muszę jednak ostrzec wszystkich potencjalnych użytkowników – taka moc uzależnia! Po kilku treningach z latarnią morską na czole ciężko będzie wam przychylnym okiem spojrzeć na czołówki o małej mocy. To kolejny jasny punkt w ofercie Mactornica, który śmiało mogę polecić biegaczom.