Wywiad z jednym z czołowych ultramaratończyków na świecie Ianem Sharmanem. Jak sam twierdzi, swoją przygodę z bieganiem rozpoczął, po to aby zmienić swój niezbyt zdrowy tryb życia. Pobudki zdrowotne szybko przerodziły się w sportową ambicję… teraz Ian jest jednym z czołowych ultrasów na świecie i depcze po piętach takim zawodnikom jak np. Scott Jurek…
Paweł Dyberny: Na wstępie chciałbym Ci pogratulować świetnego wyniku osiągniętego w tegorocznej edycji Western States*. Proszę, opowiedz nam trochę o sobie i o swoim pochodzeniu.
Ian Sharman: Dzięki! Jestem Brytyjczykiem, ale od 2009 roku mieszkam w Stanach Zjednoczonych, gdyż moja żona jest Amerykanką. Biegam od 2005 roku kiedy to postanowiłem zmienić niezbyt zdrowy styl życia, który wiodłem mieszkając w tamtym czasie w centrum Londynu. Potrzebowałem tylko jakiejś wymówki żeby zacząć o siebie dbać. Rok później postanowiłem wziąć udział w Maratonie Piasków (czyli 240 km biegu w sześciu etapach) po tym jak w telewizji zobaczyłem film dokumentalny poświęcony temu wydarzeniu. To właśnie wtedy zacząłem trenować. Od tego czasu jestem uzależniony: biegam uliczne i terenowe ultra maratony na całym świecie.
*Western States – jeden z najbardziej prestiżowych biegów ultra na świecie, na dystansie ponad 160km, rozgrywany w górzystym terenie, a konkretnie w Sierra Nevada.
[youtube]4a26xp28jm0[/youtube]PD: Co sprawiło, że wybrałeś bieganie spośród całej gamy innych dyscyplin sportowych? Dlaczego ultra maratony?
IS: To jedynie za sprawą filmu dokumentalnego, który zobaczyłem wtedy w telewizji, w czasie gdy szukałem wyzwania i sposobu by wrócić do formy. Wydawało mi się, że przebiegnięcie Sahary musi być niesamowitym doświadczeniem, ale potem przekonałem się, że biegi, które mnie do niego przygotowywały również mogą sprawiać dużo przyjemności.
PD: Podczas gdy brałeś udział w ultra maratonie, czy kiedykolwiek rzuciłeś wyzwanie swojemu ciału i pokusiłeś się o bieg do kresu możliwości żeby zobaczyć z czego jesteś stworzony, po to aby dowiedzieć się czy są jakieś granice dla ludzkiej duszy?
IS: Tak i to jest jeden z najlepszych aspektów biegania, szczególnie ultra biegania. Pierwszy ultra, który przebiegłem (2005 rok – bieg z Londynu do Brighton na dystansie 87 km) pozwolił spojrzeć na wszystko z innej perspektywy i już wtedy przekonałem się, że można dać z siebie o wiele więcej niż człowiek zdaje sobie sprawę nawet w sytuacji kiedy czujemy się naprawdę fatalnie. Od tego momentu miałem dużo szczęścia i mogłem rozwinąć swoje zdolności i nadarzyło się kilka okazji by biec do kresu swoich sił. Taki bieg przynosi nieskrywaną satysfakcję, ale podczas biegu czujesz się jak w piekle. To pozwala docenić możliwości jakie dają zarówno ciało i umysł, a doświadczenia tego typu bywają niekiedy duchowe. Tego typu bieg pozwala zapomnieć o zmartwieniach jakie przynosi każdy dzień i daje szansę aby w pełni cieszyć się chwilą w sposób, który jest trudny do opisania. Odczuwa się to szczególnie kiedy jest się w górach lub w równie malowniczym miejscu.
PD: Jak wygląda twój regularny trening? Czy biegasz według kenijskiego motta: „Trenuj ciężko, wygrywaj z łatwością”?
IS: Normalnie biegam każdego dnia, nie licząc czasu poświęconego na regenerację lub przed trudnym biegiem; czasem nawet dwa razy w ciągu dnia. Sporą część biegów, w których biorę udział, traktuję jako cięższe treningi i tym właśnie jest podyktowany mój plan treningowy. Nie posiadam typowego tygodnia treningowego lecz staram się biegać średnio 160-170km/tydzień gdy przygotowuję się do ważnego biegu i trzymam się tego dopóki, dopóty to się sprawdza. Wielu spośród czołowych długodystansowców uznało by 160km/tydzień jako łatwy tydzień treningowy, ale mi sprawia sporo kłopotu żeby pobiec więcej i zazwyczaj utrzymuję trening na poziomie 120-130 km.
Oczywiście znajduję czas na bardzo ciężkie sesje treningowe, ale zaczyna do mnie docierać, że one często są bezowocne i nie pozostawiają sił na następną tego typu sesję. Najważniejszą radę jaką słyszałem to to, że trzeba kończyć taki okres treningu gdy czujemy, że moglibyśmy jeszcze trochę z siebie dać, gdybyśmy mogli zrobić jeszcze jedno powtórzenie w zależności od typu treningu. Do tej pory, ukończyłem wiele takich sesji gdzie pod koniec byłem blisko ataku serca, ale jest to jedynie sposób by się wykończyć, a nie dojść do lepszej formy i stać się szybszym.
PD: W tegorocznej edycji Rocky Raccoon 100 (ultra maraton na dystansie 160 km – przy. red.) miałeś świetny rezultat. Udało ci się pobić rekord trasy w niesamowitym tempie 12 godzin i 44 minut. To jeden z najlepszych czasów w historii biegania na dystansie 100 mil. Czy spodziewałeś się, że pójdzie ci aż tak dobrze?
IS: Ani trochę. Na lini startu stawiło się wielu znanych ultra maratończyków i miałem nadzieję, że w początkowej fazie biegu będę w stanie biec z nimi i zobaczę jak bardzo uda mi się to utrzymać pod koniec biegu. Myślałem, że będę w stanie ukończyć bieg w 13-14 godzin, ale nie byłem nawet pewien czy da mi to miejsce w pierwszej trójce. W tym okresie trenowałem do maratonu i ten 100 milowy ultra miał za zadanie posłużyć jako silne rozbieganie po okresie zimowym. Byłem zaskoczony, że nikt tak dobrze nie pobiegł, szczególnie, że miałem świadomość, iż mój organizm jest w stanie spokojnie podołać tej prędkości
PD: Z mojej wiedzy wynika, że nie jesteś zadowolony ze swojego rezultatu na Comrades (ultra maraton w Południowej Afryce – przyp. red.). Czy to prawda? Co poszło nie tak?
IS: Maraton Comrades miał być moim głównym celem na rok 2011 więc nawet Rocky Raccoon 100 traktowałem jako silny trening. Jednakże, ścigałem się trochę za często (7 weekendów pod rząd biegałem ultra lub maraton) i wkładałem za dużo wysiłku w te biegi treningowe. Zamierzałem biegać je dostatecznie mocno, ale powoli przestałem zachowywać umiar z liczbą startów i w rezultacie przesadziłem. Dwa tygodnie przed Comrades brałem udział w wyścigu na 12 km, który miał za zadanie odpowiednio mnie nastroić, a nie byłem w stanie nawet utrzymać mojego maratonowego tempa. To okazał się być zły prognostyk na najbliższą przyszłość i właśnie na Comrades wszystko wyszło na jaw – byłem zmęczony i przetrenowany. Po pokonaniu 30 km sporą część biegu truchtałem i szedłem, co oznaczało, że 2/3 trasy nie stanowiło dobrej zabawy i oddaliłem się od planowanego czasu o 30 minut. Wyciągnąłem lekcję z tego startu i będę starał się unikać popełnionych błędów. Wina leżała trochę w sposobie mojego przygotowania się; między ciężką pracą a przetrenowaniem przebiega cienka granica.
PD: Między Comrades a Western States było mało czasu. Czy udało Ci się odzyskać siły po ultra maratonie, który pobiegłeś w Południowej Afryce?
IS: Niezbyt. Jeśli biegniesz ultra wyczerpany, zakończysz bieg czując się jeszcze gorzej. Wtedy czas potrzebny na regenerację jest dłuższy niż normalnie. Miałem nadzieję, że w jakiś magiczny sposób uda mi się odzyskać siły do Western States, ale tuż przed poczułem, że tak naprawdę jestem zmęczony i zdałem sobie sprawę, że nie pobiegnę na 100%. W przeciwieństwie do Comrades nie miałem po WS następnego biegu więc postanowiłem dać z siebie wszystko i byłem bardzo usatysfakcjonowany kończąc na 10-tym miejscu w dotychczas najbardziej konkurencyjnej edycji Western States (10-te miejsce to zazwyczaj około 19 godzin biegu, a ja musiałem dobiec do mety w 16 godzin i 40 minut). Podczas Comrades nie biegłem na pełnych obrotach żeby mieć szansę na powrót do pełni sił na WS100, ale nie wiem czy to coś pomogło. W następnym roku będę biegał w oparciu o to, czego się nauczyłem i to 10-te miejsce było ważne gdyż pozwala automatycznie wejść do grona uczestników Western States (11-te miejsce oznacza już udział w losowaniu).
PD: Jak opisałbyś atmosferę podczas tegorocznej edycji Western States 100? Czy wszystko było dobrze zorganizowane? Czy warunki pogodowe wam sprzyjały? Jakie są twoje wrażenia po biegu?
IS: To było coś specjalnego. Ten ultra maraton ma wspaniałą historię i przyciąga światowej klasy biegaczy, ale w tym roku biegi mężczyzn i kobiet były na o wiele wyższym poziomie niż zazwyczaj. Wszystko było dobrze zorganizowane chociaż oznakowania trasy nie zawsze były idealne (czołówka w biegu mężczyzn zgubiła się na trasie i musiała nadrobić 2 mile). Warunki pogodowe były bardzo dobre dla biegania – było o wiele chłodniej niż zazwyczaj, po części dlatego, że stopiło się dużo śniegu, co również doprowadziło do zmiany kursu. Byłbym zaskoczony gdyby kiedykolwiek były lepsze warunki, co znalazło świetne odwzorowanie zarówno w wynikach i poziomie prezentowanym przez uczestników. Ogólnie, to cieszę się, że w ten niezapomniany dzień mogłem być częścią historycznego wydarzenia i już nie mogę się doczekać kolejnego startu w następnym roku.
PD: Czy masz ścisłą dietę? Co jadasz przed udziałem w ultra maratonie?
IS: Staram się żyć zdrowo, ale nie w żaden konkretny sposób. Jem głównie to, na co mam ochotę, ale staram się unikać niezdrowej żywności (oprócz bycia w trakcie i po biegu). Przed biegiem staram się jeść więcej węglowodanów; kocham włoską kuchnię i makarony wchodzą w skład mojej przedbiegowej diety.
PD: Czy masz jakieś konkretne preferencje co się tyczy ubioru i sprzętu biegowego?
IS: Mogę biegać praktycznie we wszystkim, ale uwielbiam sprzęt, który otrzymuję od The North Face (mojego sponsora). Ogólnie to staram się unikać bezrękawników, preferuję koszulki i do tego, próbuję bardziej chronić się przed słońcem niż większość ultra biegaczy. Wolę mieć koszulki z długim rękawem i coś wokół mojej szyi zamiast sporej ilości kremu przeciw opaleniźnie, który spływa po tobie w trakcie biegu.
Co się zaś tyczy butów, często używam butów na twardą nawierzchnię jeśli teren jest suchy i niezbyt techniczny. Lubię również buty The North Face Single Track, szczególnie najnowszą wersję, która pojawi się w następnym sezonie. Są bardzo wygodne, elastyczne i lekkie i to są właśnie trzy cechy, których szukam w butach zarówno do biegów ulicznych jak i w terenie. Mam szczęście, że nie potrzebuję dużo amortyzacji gdyż wykazuję się neutralnym sposobem biegania co sprawia, że mam mniejszą skłonność do kontuzji.
PD: Nie tak dawno The North Face wziął ciebie pod swoje skrzydła. Czy jesteś zadowolony ze współpracy z nowym sponsorem?
IS: TNF dało mi tyle sprzętu, że dosłownie w nim pływam i nie muszę polegać na swoich starych rzeczach. Dobre jest to, że oni naprawdę bardzo skupili się na tym by tworzyć nowy sprzęt w oparciu o opinie sportowców, których sponsorują, co owocuje ciągle ulepszanymi bezrękawnikami, spodenkami i innymi rzeczami, które już teraz są bardzo dobre. Fajnie jest brać udział w tym procesie i pomagać im w tworzeniu produktów, które sprawdzają się na drodze, a także w terenie. Jestem również dumny, że mogę wchodzić w skład ich elitarnego zespołu, który sprawił że mogłem poznać ikony sportu w Stanach Zjednoczonych takie jak m.in. Hal Koerner, Mike Wardian i Kemi Semick.
PD: Wiem, że ostatnio przeprowadziłeś się do Bend, w stanie Oregon. Czy znasz jakiś dobrych biegaczy z tego rejonu? Czy w okolicy są jakieś ciekawe ścieżki do biegania?
IS: Jednymi z głównych powodów, dla których się tu przeprowadziłem, to świetne ścieżki i wspaniała społeczność biegowa. Zwykłem tu trochę pomieszkiwać i mieszkała tu również moja żona zanim przeprowadziłem się do Stanów więc znam sporo lokalnych biegaczy jak chociażby Max King (2:15 w maratonie i mistrz w biegach terenowych na różnych dystansach) i Kemi Semick (uprzednio mistrzyni świata na 100 km, która wygrywała wiele głównych ultra maratonów w USA).
PD: Czy jesteś w stanie wymienić jakiś lekkoatletów, którzy byliby dla ciebie źródłem inspiracji?
IS: Haile Gebrselassie jest jedną z moich największych inspiracji. Ten człowiek osiągnął tak wiele w sporcie i do tego jeszcze stał się wzorem do naśladowania dla mieszkańców Etiopii. W zasadzie wszyscy z ultra biegaczy, których spotkałem na swojej drodze, niezależnie od tego czy najszybszych czy najwolniejszych, to ogólnie mili i sympatyczni ludzie, którzy inspirują mnie do tego żebym czerpał więcej przyjemności ze sportu i dawał z siebie wszystko.
PD: Co robisz w wolnym czasie? Czy masz jakieś hobby?
IS: Tak naprawdę to bieganie jest moim hobby Oprócz tego, kocham podróżować, czytać i uprawiać sporty drużynowe (aczkolwiek nie te najbardziej popularne w Stanach). Kiedyś sporo grałem w piłkę nożną, hokeja, tennisa, squasha, krykieta czyli we wszystko do czego się nadawałem. To właśnie sprawiło, że znów poczułem potrzebę powrotu do formy po kilku latach mieszkania w Londynie, kiedy to nie byłem w stanie oddawać się sporcie, tak mocno jak to miało miejsce gdy byłem w szkole czy na uniwersytecie.
PD: Ian, powiedz nam jakie są twoje plany, twoje cele na rok 2012?
IS: Ogólnie rzecz biorąc będę starał się poprawić, skupić na braniu udziału w mniejszej liczbie biegów i robieniu tego z głową. Mam tutaj na myśli stawianie się na linii startu w sytuacji gdy wiem, że jestem w stanie dać z siebie wszystko, a nie gdy mogę pobiec dobrze przy ogólnym zmęczeniu nóg. W szczególności, chciałbym znów pobiec w Rocky Raccoon i sprawdzić czy stać mnie na jeszcze lepszy wynik oraz ponownie wziąć udział w Maratonie Piasków (The North Face ma już zespół czterech osób, które będą tam biec). Następnie Western States i mistrzostwa The North Face Endurance Challenge 50 mile w San Francisco (jeden z najbardziej zaciętych biegów na 50 mil na świecie, głównie w związku z nagrodą za zajęcie pierwszego miejsca – 10,000$). Byłby to niewątpliwie wspaniały rok gdybym wygrał je wszystkie, ale wiem, że to mało prawdopodobne więc chcę być w czołówce i mieć pewność, że dałem z siebie wszystko na co mnie stać.